Dla poprawności powinieneś podać źródło
Ale ogólnie, to dużo więcej stresu w tym wszystkim ma ktoś, kto uprawiał seks w gumce, w okolicy dni płodnych i ta gumka mu się zsunęła/ pękła/ coś się źle nałożyło/ zbyt późno wyszedł z partnerki i zdążyło się rozlać - niż ja, która dni płodne omijam z daleka
Przez ostatni rok regularnie współżyję (miałam trzech partnerów), zawsze wyliczając to według kalendarzyka, ale czasem z dodatkowym zabezpieczeniem.
Jeśli nie znam jeszcze partnera lub mam choć cień wątpliwości, że coś się przesuwa czy że czas jest już ryzykowny (np. 4-5 dni przed czy po spodziewanej owulacji) - informuję o tym i decydujemy się na prezerwatywę. I wtedy nie jestem tak spontaniczna, facet musi wyjść ze mnie zaraz po stosunku, obowiązkowo jest zachowana najmniejsza nawet ostrożność, żadne tam wkładanie palców, które dotykały ptaka czy ocieranie penisem o szparkę. A mimo to wtedy jestem bardziej zestresowana niż gdy robię to według kalendarzyka.
Zawsze liczę, odkąd pamiętam. Zawsze wiem, w którym momencie cyklu jestem. Współżyję od 7 lat, w tym czasie miałam rok bez seksu i rok stosowania gumki ZAWSZE (z Bzykaczem). A pozostałe 5 lat opierało się na "dziś można bez/ dziś trzeba z". Przy czym w ciągu tych 5 lat jakieś 90% stosunków to były te bez gumki. EDIT po poniższym: Moi partnerzy zawsze kończą we mnie (no chyba, że mamy fantazję na coś innego ), taki żarcik - stosunek przerywany nie jest formą antykoncepcji :>
Nikomu nie będę polecać tej metody zabezpieczania się, a już zwłaszcza z przypadkowymi, nieznanymi partnerami, bo tu w grę wchodzi czynnik chorobowy.
Ale też nie ufałabym na Waszym miejscu tak ślepo w te "jedyne słuszne" metody. Mi hasło "dziecko" dźwięczy w głowie zawsze podczas seksu, zabezpieczonego czy nie.
A już w relacji ff powinno wręcz bić mocno po głowie, bo wyeliminowanie pozytywnego czynnika emocjonalnego pozostawia sprawę bardzo nieprzyjemną.
Ale ogólnie, to dużo więcej stresu w tym wszystkim ma ktoś, kto uprawiał seks w gumce, w okolicy dni płodnych i ta gumka mu się zsunęła/ pękła/ coś się źle nałożyło/ zbyt późno wyszedł z partnerki i zdążyło się rozlać - niż ja, która dni płodne omijam z daleka
Przez ostatni rok regularnie współżyję (miałam trzech partnerów), zawsze wyliczając to według kalendarzyka, ale czasem z dodatkowym zabezpieczeniem.
Jeśli nie znam jeszcze partnera lub mam choć cień wątpliwości, że coś się przesuwa czy że czas jest już ryzykowny (np. 4-5 dni przed czy po spodziewanej owulacji) - informuję o tym i decydujemy się na prezerwatywę. I wtedy nie jestem tak spontaniczna, facet musi wyjść ze mnie zaraz po stosunku, obowiązkowo jest zachowana najmniejsza nawet ostrożność, żadne tam wkładanie palców, które dotykały ptaka czy ocieranie penisem o szparkę. A mimo to wtedy jestem bardziej zestresowana niż gdy robię to według kalendarzyka.
Zawsze liczę, odkąd pamiętam. Zawsze wiem, w którym momencie cyklu jestem. Współżyję od 7 lat, w tym czasie miałam rok bez seksu i rok stosowania gumki ZAWSZE (z Bzykaczem). A pozostałe 5 lat opierało się na "dziś można bez/ dziś trzeba z". Przy czym w ciągu tych 5 lat jakieś 90% stosunków to były te bez gumki. EDIT po poniższym: Moi partnerzy zawsze kończą we mnie (no chyba, że mamy fantazję na coś innego ), taki żarcik - stosunek przerywany nie jest formą antykoncepcji :>
Nikomu nie będę polecać tej metody zabezpieczania się, a już zwłaszcza z przypadkowymi, nieznanymi partnerami, bo tu w grę wchodzi czynnik chorobowy.
Ale też nie ufałabym na Waszym miejscu tak ślepo w te "jedyne słuszne" metody. Mi hasło "dziecko" dźwięczy w głowie zawsze podczas seksu, zabezpieczonego czy nie.
A już w relacji ff powinno wręcz bić mocno po głowie, bo wyeliminowanie pozytywnego czynnika emocjonalnego pozostawia sprawę bardzo nieprzyjemną.
Skomentuj