Heja wszystkim!
Mam wrażenie, że wpadłem w pułapkę zwaną friends with benefits.
We wrześniu zamieszkałem z koleżanką która zaczynała studia, a ja akurat szukałem perspektyw przeprowadzki ze względu na lokalizacje.
Stopniowo, od czasu wspólnego zamieszkania krok po kroku moje uczucie zaczynało się przeradzać w coś bliższego. Pod koniec zeszłego roku powiedziałem jej, że czuje coś więcej i jak ważną osobą się dla mnie stała na co usłyszałem coś w stylu „Tez Cię kocham…ale nie w ten sposób”
Niby przekaz jasny, ale od jakiegoś czasu niby zaczęło coś iskrzyć. Zaczęliśmy po kryjomu się całować, podczas wspólnego leżenia często dochodziło do palcówki, czasami do minetki. Mega zacząłem się jarać, że dziewczyna która siedzi mi w głowie od bardzo długiego czasu może zaczęła również cos do mnie czuć.
Jakiś czas temu mieliśmy wyjazd do moich znajomych (ona kojarzyła większość z nich, ale to nic bliższego). Podczas wyjazdu zachowywaliliśmy się normalnie, jak przyjaciele. Ostatnia jednak noc wyglądała jak ostatnie w większości w naszym mieszkaniu. Po cichu mi strzepała, a ja jej zrobiłem palcówkę. W dzień powrotu, już totalnie zachowywaliśmy się jakby nie patrzeć jak para. Zero kompleksów, buziaki, potrafiła się położyć mi na klatce sama wymuszać całusy.
Stwierdziłem, że zaczynam się zachowywać naturalnie i nie będę się wahał jak mam chęć ją objąć czy pocałować. No i właśnie tu się zaczyna problem.
Podczas naszej ostatniej rozmowy mocno się pokłóciliśmy i od tego momentu wyglada to tak, że tak jakbym nie miał prawa się do niej zbliżyć bo nie ma teraz na to ochoty i nie jest do tego zobowiązana aby miała się na to godzić (trwa to 3 dzień, wiec stosunkowo niedługo)
Wracając do sedna. Czuje się jakbym został z czegoś okradziony. Wszystko teraz z nią, spędzany czas czy rozmowa gdzie niby się pogodziliśmy wygląda sztucznie, nie czuje tego pozytywnego klimatu
Jestem wręcz smutny z powodu wracającego problemu z głową. Czy to łatwo się przez nią denerwuje, czy jestem zazdrosny (gdzie teoretycznie nie powinienem. W związku nie jesteśmy) jak wyciąga telefon i z kimś pisze.
Czy mam prawo uważać, że byłem jedynie zabawką w jej rękach. Obiektem który zaspokoi jej pragnienia w momencie kiedy będzie tego potrzebować? Przyznam, że nie mam już siły o nią walczyć, próbować przekonać do siebie. Jestem dla niej dobrą osóbka i naprawdę ją kocham jednak często też mam wrażenie, że jest dla mnie niewdzięczna i za to co staram się dla niej robić, czy to jakiś obiad, kwiatek, czy drobny prezent usłyszę tylko dziękuje i w zasadzie nic więcej. Ostatnio jak jej powiedziałem, ze mogłaby być czasami bardziej empatyczna, pokazać, że w jakiś sposób mnie docenia to dostałem odpowiedz, że zachowuje się jak „męczennik” i jaki to ja nie jestem biedny…
W głowie mam jedyne co to przeprowadzkę do innego miejsca, bo psychika już nie ta i często uciekam do alkoholu gdy o coś się pokłócimy.
Raczej na związek nie mam co liczyć, ale może jest jakieś inne rozwiązanie. Dziękuje z góry za przeczytanie do końca. Dobrego dnia wszystkim
Mam wrażenie, że wpadłem w pułapkę zwaną friends with benefits.
We wrześniu zamieszkałem z koleżanką która zaczynała studia, a ja akurat szukałem perspektyw przeprowadzki ze względu na lokalizacje.
Stopniowo, od czasu wspólnego zamieszkania krok po kroku moje uczucie zaczynało się przeradzać w coś bliższego. Pod koniec zeszłego roku powiedziałem jej, że czuje coś więcej i jak ważną osobą się dla mnie stała na co usłyszałem coś w stylu „Tez Cię kocham…ale nie w ten sposób”
Niby przekaz jasny, ale od jakiegoś czasu niby zaczęło coś iskrzyć. Zaczęliśmy po kryjomu się całować, podczas wspólnego leżenia często dochodziło do palcówki, czasami do minetki. Mega zacząłem się jarać, że dziewczyna która siedzi mi w głowie od bardzo długiego czasu może zaczęła również cos do mnie czuć.
Jakiś czas temu mieliśmy wyjazd do moich znajomych (ona kojarzyła większość z nich, ale to nic bliższego). Podczas wyjazdu zachowywaliliśmy się normalnie, jak przyjaciele. Ostatnia jednak noc wyglądała jak ostatnie w większości w naszym mieszkaniu. Po cichu mi strzepała, a ja jej zrobiłem palcówkę. W dzień powrotu, już totalnie zachowywaliśmy się jakby nie patrzeć jak para. Zero kompleksów, buziaki, potrafiła się położyć mi na klatce sama wymuszać całusy.
Stwierdziłem, że zaczynam się zachowywać naturalnie i nie będę się wahał jak mam chęć ją objąć czy pocałować. No i właśnie tu się zaczyna problem.
Podczas naszej ostatniej rozmowy mocno się pokłóciliśmy i od tego momentu wyglada to tak, że tak jakbym nie miał prawa się do niej zbliżyć bo nie ma teraz na to ochoty i nie jest do tego zobowiązana aby miała się na to godzić (trwa to 3 dzień, wiec stosunkowo niedługo)
Wracając do sedna. Czuje się jakbym został z czegoś okradziony. Wszystko teraz z nią, spędzany czas czy rozmowa gdzie niby się pogodziliśmy wygląda sztucznie, nie czuje tego pozytywnego klimatu
Jestem wręcz smutny z powodu wracającego problemu z głową. Czy to łatwo się przez nią denerwuje, czy jestem zazdrosny (gdzie teoretycznie nie powinienem. W związku nie jesteśmy) jak wyciąga telefon i z kimś pisze.
Czy mam prawo uważać, że byłem jedynie zabawką w jej rękach. Obiektem który zaspokoi jej pragnienia w momencie kiedy będzie tego potrzebować? Przyznam, że nie mam już siły o nią walczyć, próbować przekonać do siebie. Jestem dla niej dobrą osóbka i naprawdę ją kocham jednak często też mam wrażenie, że jest dla mnie niewdzięczna i za to co staram się dla niej robić, czy to jakiś obiad, kwiatek, czy drobny prezent usłyszę tylko dziękuje i w zasadzie nic więcej. Ostatnio jak jej powiedziałem, ze mogłaby być czasami bardziej empatyczna, pokazać, że w jakiś sposób mnie docenia to dostałem odpowiedz, że zachowuje się jak „męczennik” i jaki to ja nie jestem biedny…
W głowie mam jedyne co to przeprowadzkę do innego miejsca, bo psychika już nie ta i często uciekam do alkoholu gdy o coś się pokłócimy.
Raczej na związek nie mam co liczyć, ale może jest jakieś inne rozwiązanie. Dziękuje z góry za przeczytanie do końca. Dobrego dnia wszystkim
Skomentuj