Hej wszystkim
W skrócie, bo historia jest długa i bolesna, a takich nikt nie lubi.
Jestem w związku z dziewczyną, która ma poważne problemy psychiczne ze sobą. Wcześniej jeszcze zanim mnie poznała leczyła się na lękowość uogólnioną (chodziła do psychoterapeuty). Jak się poznaliśmy było wszystko ok, zaprzestała terapii, układało nam się świetnie. Bardzo ją pokochałem, wydawało mi się że ona też pokochała mnie (chociaż zawsze miała problem z okazywaniem uczuć). Wiązaliśmy ze sobą wspólną przyszłość.
W ostatnim czasie doświadczyła nieco stresu związanego z maturami i zaburzenie wróciło. Sama powiedziała mi że ma zespół dd (depersonalizacja, derealizacja - dla zainteresowanych tutaj).
Dostawała ataków paniki, po czym zaczęła się ode mnie odsuwać coraz bardziej, każda rozmowa telefoniczna przebiegała w coraz gorszej atmosferze, wyczuwałem wielką niechęć do rozmowy. Zaczęła udzielać się na innym forum, na którym zaczęła szukać pomocy. Nawiązała tam kontakty z ludźmi, którzy mieli to samo, zawsze to popierałem, ale podkreślałem że warto również aby nie traciła kontaktu z rzeczywistością i przede wszystkim z bliskimi.
Kompletny brak informacji z jej strony dotyczący jej stanu doprowadziły do tego że sam wszedłem na to forum, zarejestrowałem się i podejrzałem jej aktywność. To co tam ujrzałem wprawiło mnie w osłupienie. Dowiedziałem się, że ona rozważa zakończenie naszego związku, ma wielkie wątpliwości co do mnie, nic do mnie nie czuje i chciałaby "zaszaleć z innym" (cytat).
Po moim ujawnieniu tam doszło do chwilowego zerwania kontaktów (przestała odbierać telefony). Po paru dniach, po moich naciskach spotkaliśmy się wreszcie, ale nie wyjaśniliśmy niczego. Powiedziałem jej że dam jej spokój skoro ją denerwuję, nie będę do niej dzwonił ani pisał skoro mnie zwyczajnie nie potrzebuje. Spotkało się to z pełną akceptacją z jej strony - a przyznam szczerze że liczyłem chociaż na najmniejszy sprzeciw, przejaw jakiejkolwiek tęsknoty. Zupełnie zero, nic. Powiedziała mi też, że nie chce "w tym stanie" podejmować decyzji, których mogłaby żałować. Całe spotkanie przebiegało również w bardzo neutralnej atmosferze, zero jakichkolwiek czułości.
Obojętność boli najbardziej. Nie wiem jak długo to wytrzymam. Czuję się odtrącony, a to jak pewnie każdy z nas wie nic przyjemnego. Nie daje mi to spokoju. Zastanawiam się czy taki związek ma przyszłość? Mógłbym to skończyć, ale nie potrafię. Nie chcę robić czegoś wbrew sobie, a jednocześnie jestem w patowej sytuacji. Bo ja rozumiem jej problemy i akceptuje je, potrafiłbym z tym żyć, ale nie potrafię żyć na uboczu. Gdzieś w ten sposób zatracam też swoje szczęście. Wiem że ludzie z podobnymi przypadłościami są w związkach i jakoś sobie radzą - ale ona powiedziała mi że nie może się zmuszać do uczuć w stosunku do mnie.
Ktoś z was miał podobne doświadczenia? Co robić?
W skrócie, bo historia jest długa i bolesna, a takich nikt nie lubi.
Jestem w związku z dziewczyną, która ma poważne problemy psychiczne ze sobą. Wcześniej jeszcze zanim mnie poznała leczyła się na lękowość uogólnioną (chodziła do psychoterapeuty). Jak się poznaliśmy było wszystko ok, zaprzestała terapii, układało nam się świetnie. Bardzo ją pokochałem, wydawało mi się że ona też pokochała mnie (chociaż zawsze miała problem z okazywaniem uczuć). Wiązaliśmy ze sobą wspólną przyszłość.
W ostatnim czasie doświadczyła nieco stresu związanego z maturami i zaburzenie wróciło. Sama powiedziała mi że ma zespół dd (depersonalizacja, derealizacja - dla zainteresowanych tutaj).
Dostawała ataków paniki, po czym zaczęła się ode mnie odsuwać coraz bardziej, każda rozmowa telefoniczna przebiegała w coraz gorszej atmosferze, wyczuwałem wielką niechęć do rozmowy. Zaczęła udzielać się na innym forum, na którym zaczęła szukać pomocy. Nawiązała tam kontakty z ludźmi, którzy mieli to samo, zawsze to popierałem, ale podkreślałem że warto również aby nie traciła kontaktu z rzeczywistością i przede wszystkim z bliskimi.
Kompletny brak informacji z jej strony dotyczący jej stanu doprowadziły do tego że sam wszedłem na to forum, zarejestrowałem się i podejrzałem jej aktywność. To co tam ujrzałem wprawiło mnie w osłupienie. Dowiedziałem się, że ona rozważa zakończenie naszego związku, ma wielkie wątpliwości co do mnie, nic do mnie nie czuje i chciałaby "zaszaleć z innym" (cytat).
Po moim ujawnieniu tam doszło do chwilowego zerwania kontaktów (przestała odbierać telefony). Po paru dniach, po moich naciskach spotkaliśmy się wreszcie, ale nie wyjaśniliśmy niczego. Powiedziałem jej że dam jej spokój skoro ją denerwuję, nie będę do niej dzwonił ani pisał skoro mnie zwyczajnie nie potrzebuje. Spotkało się to z pełną akceptacją z jej strony - a przyznam szczerze że liczyłem chociaż na najmniejszy sprzeciw, przejaw jakiejkolwiek tęsknoty. Zupełnie zero, nic. Powiedziała mi też, że nie chce "w tym stanie" podejmować decyzji, których mogłaby żałować. Całe spotkanie przebiegało również w bardzo neutralnej atmosferze, zero jakichkolwiek czułości.
Obojętność boli najbardziej. Nie wiem jak długo to wytrzymam. Czuję się odtrącony, a to jak pewnie każdy z nas wie nic przyjemnego. Nie daje mi to spokoju. Zastanawiam się czy taki związek ma przyszłość? Mógłbym to skończyć, ale nie potrafię. Nie chcę robić czegoś wbrew sobie, a jednocześnie jestem w patowej sytuacji. Bo ja rozumiem jej problemy i akceptuje je, potrafiłbym z tym żyć, ale nie potrafię żyć na uboczu. Gdzieś w ten sposób zatracam też swoje szczęście. Wiem że ludzie z podobnymi przypadłościami są w związkach i jakoś sobie radzą - ale ona powiedziała mi że nie może się zmuszać do uczuć w stosunku do mnie.
Ktoś z was miał podobne doświadczenia? Co robić?
Skomentuj