Ja jestem bardzo drobna, ważę 53/55kg przy wzroście 160cm i uważam się za chudzielca. W życiu nie uwierzę, że będąc na granicy niedowagi można mieć jakiekolwiek wałeczki/być okrągłą.
Ja to nazywam "syndromem nastolatki". Wiele dziewczat pamieta swoja wage z liceum i chca ja za wszelka cene utrzymac - nawet te 10 lat pozniej. Sek w tym, ze widac spora roznie pomiedzy chociazby licealistkami a studentkami ostatnich lat czy dziewczynami przed 30stka. Budowa ciala sie zmienia nawet wiele lat po pierwszej miesiaczce i nie mozna oczekiwac cudow.
Ja jestem raczej krepa, duzy biust, szerokie biodra aczkolwiek tez wielka nie jestem 54-56kg to dla mnie szczyt szczytow, ktory moge osiagnac nie bedac sportowcem. Jestem wtedy szczupla a dalsze chudniecie jest nie tylko nieosiagalne bez zapieprzu ale tez wplywa negatywnie na moj wyglad (obstawiam, ze przy tej samej wadze bede wygladac optycznie na "wieksza" od nuovy).
Potrafie zrozumiec, ze sa mikro-dziewczyny, ktore wygladaja jakby wlasnie skonczyly 6 klase szkoly podstawowej. Ale imo 50kg przy takim wzroscie to jest absolutna, dolna granica dla zdrowej, doroslej kobiety.
Ja jestem przed 30stką i udało mi się prawie wrócić do wagi z czasów liceum Nie uważam tego za wielki wyczyn, bo 4 kg nie są wybitnym wynikiem. Zgodzę się, że przez ost 10 lat moje ciało się bardzo zmieniło, ale niekoniecznie idzie to w parze z wagą.
Ja jestem przed 30stką i udało mi się prawie wrócić do wagi z czasów liceum Nie uważam tego za wielki wyczyn, bo 4 kg nie są wybitnym wynikiem. Zgodzę się, że przez ost 10 lat moje ciało się bardzo zmieniło, ale niekoniecznie idzie to w parze z wagą.
Ja w liceum wchodzilam bez problemu w miseczke D. Teraz jest to J. I co tu poczac? Jak zyc?
Moja waga od czasow liceum rowniez nie zmienila sie zbytnio 2-4kg. Ale 4 kg przy tej skali wagowej (40pare i 50pare kg) to ogromna roznica.
Plus zapewne wage, ktora byla dla ciebie naturalna w liceum, teraz bedzie ci bardzo trudno utrzymac. Utrzymanie tez jest kluczowe, bo przeciez czlowiek nie bedzie cale zycie biegal maratonow i zyl na salacie.
Chcialam jeszcze zwrocic uwage na jedna rzecz.
Kazdy organizm ma swoj "licznik odchudzania". W duzym skrocie - kazda kolejna przebyta diety spowalnia proces odchudzania. Przy kazdej kolejnej diecie waga spada coraz wolniej. Organizm sie uodparnia. Wlasciwie takie odchudzanie sie "z kosci na osci" marnuje ow licznik. Lepiej go nie marnowac i wykorzystac na naprawde ciezkie sytuacje - przytycie z powodu choroby, ciazy etc. Odchudzajac sie bezsensownie teraz ryzykuje sie, ze za 10, 20, 30 lat, gdy (odpukac) z roznych przyczyn przytyje sie np. 20kg, bedzie placz przy zrzucaniu 1-2kg miesiecznie. Zwlaszcza, ze z wiekiem metabolizm tez nie ten.
Znowu przytyłam! 63 kg na 180 cm wzrostu. A faceci mówili, że pójdzie w cyce - i nie poszło... Tylko dupa, biodra, uda - ale dobre i to
Jestem śliczna, higieniczna, przy tym silna niczym tur
Rozkoc***ę w sobie chłopców, za mną poszliby pod mur
Bo jestem sprytna i wybitna
Romantyczna także jesteś jak chłopięcy chór.
Ja jestem bardzo drobna, ważę 53/55kg przy wzroście 160cm i uważam się za chudzielca. W życiu nie uwierzę, że będąc na granicy niedowagi można mieć jakiekolwiek wałeczki/być okrągłą.
Ciekawe jak punkt widzenia zależy od jego właściciela.. Przy dokładnie tych samych parametrach nie uważam siebie za chudzinę.
Co mnie jednak cieszy.. Zrzuciłam kolejne 2 kg.
Skomentuj