Bez obaw, nie bede pytala o diagnoze przez internet. U lekarza juz bylam.
Około roku temu wymacalam sobie w piersi jakis niewielki guzek. Mialam juz przed oczami najczarniejsze scenariusze... Poszlam do poradni chorob piersi, zrobiono biopsję. Lekarz stwierdzil ze to nic powaznego (włókniak), ze nie trzeba nic z tym robic i ze mam przyjsc na kontrole za 3 miesiace. Przyszlam wiec po tych 3 miesiacach, lekarz tylko pomacal i powiedzial ze mam przyjsc za pol roku, nadal twierdzac ze nie trzeba z tym nic robic. Kilka dni temu bylam na kolejnej wizycie i tu juz inny lekarz zapytal mnie czy nie wolalabym tego wyciac (choc nie ma przymusu). Jest to nowotwor niezlosliwy wiec niby strachu nie ma, ale mimo wszystko jest to jakas zmiana ktorej raczej lepiej aby nie bylo. I teraz sama nie bardzo wiem co robic. Z jednej strony wolalabym sie tego pozbyc, z drugiej jednak obawiam sie troche zabiegu, gojenia a najbardziej bólu. Jestem niestety czlowiekiem o szpitalnej fobii, sama mysl o krojeniu mnie, o szwach, o opatrunkach i calej tej reszcie sprawia, ze robi mi sie słabo.
Co byście zrobili na moim miejscu? Głowię sie nad tym juz kilka dni i chcialabym wreszcie podjac jakas decyzje bo juz sie zaczynam coraz mocniej stresowac, a nie bardzo mam z kim o tym pogadać. Rozmawialam o tym z dwiema kolezankami, jedna mowila zeby wyciąć i miec z glowy, druga ze po co sie dawać kroić skoro nie ma przymusu. I obie w pewnym sensie maja rację a jak szukam jeszcze jakiegos innego glosu rozsądku.
A moze ktoras forumowiczka miala juz podobny zabieg i moglaby mnie przekonac ze nie taki diabel straszny jak go malują? Albo przeciwnie, ze to okropne i lepiej sobie odpusisc...
Około roku temu wymacalam sobie w piersi jakis niewielki guzek. Mialam juz przed oczami najczarniejsze scenariusze... Poszlam do poradni chorob piersi, zrobiono biopsję. Lekarz stwierdzil ze to nic powaznego (włókniak), ze nie trzeba nic z tym robic i ze mam przyjsc na kontrole za 3 miesiace. Przyszlam wiec po tych 3 miesiacach, lekarz tylko pomacal i powiedzial ze mam przyjsc za pol roku, nadal twierdzac ze nie trzeba z tym nic robic. Kilka dni temu bylam na kolejnej wizycie i tu juz inny lekarz zapytal mnie czy nie wolalabym tego wyciac (choc nie ma przymusu). Jest to nowotwor niezlosliwy wiec niby strachu nie ma, ale mimo wszystko jest to jakas zmiana ktorej raczej lepiej aby nie bylo. I teraz sama nie bardzo wiem co robic. Z jednej strony wolalabym sie tego pozbyc, z drugiej jednak obawiam sie troche zabiegu, gojenia a najbardziej bólu. Jestem niestety czlowiekiem o szpitalnej fobii, sama mysl o krojeniu mnie, o szwach, o opatrunkach i calej tej reszcie sprawia, ze robi mi sie słabo.
Co byście zrobili na moim miejscu? Głowię sie nad tym juz kilka dni i chcialabym wreszcie podjac jakas decyzje bo juz sie zaczynam coraz mocniej stresowac, a nie bardzo mam z kim o tym pogadać. Rozmawialam o tym z dwiema kolezankami, jedna mowila zeby wyciąć i miec z glowy, druga ze po co sie dawać kroić skoro nie ma przymusu. I obie w pewnym sensie maja rację a jak szukam jeszcze jakiegos innego glosu rozsądku.
A moze ktoras forumowiczka miala juz podobny zabieg i moglaby mnie przekonac ze nie taki diabel straszny jak go malują? Albo przeciwnie, ze to okropne i lepiej sobie odpusisc...
Skomentuj