całe życie w szkole miałam z angielskiego bdb, zdarzały się celujące, a nauczycielka mnie ciągle chwaliła, jaką to ja mam zdolność do nauki języków obcych. potrafiłam wypracowania po angielsku pisać bez słownika. przyjechałam do Irlandii bez stresu, no przecież znam język, no ja się nie dogadam? phi też mi coś. i tu ZONK. pierwsza wizyta w markecie, babka zadaje mi pytania, a ja zielona. "can you repeat that slowly?" okazało się, że zadała mi 2 tak proste pytania, których dzieci uczą się na pierwszych lekcjach angielskiego. tu w Irlandii mają takie tempo mówienia oraz tak charakterystycznie przekształcają niektóre słowa (pewnie na styl języka irlandzkiego), że nie idzie zrozumieć, co właściwie "wybełkotali" i trzeba się z tym oswoić, przyzwyczaić i nauczyć ich sposobu rozmowy. w Wielkiej Brytanii nie byłam, ale tam ponoć mówią dużo czystszym językiem - czego nie jestem w stanie osobiście potwierdzić
podsumowując... nauczyć się nauczysz - ale czy się "wyspeakujesz" z takim ingliszmenem w różnych miejscach świata, to już inna kwestia...
a propo jeszcze tej wypowiedzi... nauczycielkę w szkole, na kursie itp się zrozumie - mówi głośno, czysto, wyraźnie. a taki ingliszmen 'tratatatatatatata. ołkej?" i zastanawia się człowiek nad 3 pierwszymi słowami, a on już całą epopeję opowiedział i Bóg wie o czym...
podsumowując... nauczyć się nauczysz - ale czy się "wyspeakujesz" z takim ingliszmenem w różnych miejscach świata, to już inna kwestia...
a propo jeszcze tej wypowiedzi... nauczycielkę w szkole, na kursie itp się zrozumie - mówi głośno, czysto, wyraźnie. a taki ingliszmen 'tratatatatatatata. ołkej?" i zastanawia się człowiek nad 3 pierwszymi słowami, a on już całą epopeję opowiedział i Bóg wie o czym...
Skomentuj