Witam wszystkich odwiedzających ten wątek. Mam problem. Nieco czytałem w Internecie, ale każdy człowiek jest inny i problemy wymagają indywidualnego rozpatrzenia, dlatego zdecydowałem, że napiszę tutaj co mnie dręczy.
Obecnie mam 25 lat. Nigdy nie miałem problemów z seksem. Wszystko podręcznikowo: gra wstępna, igraszki, łubudubu, zamiana pozycji, łubudubu, zmiana pozycji, łubudubu, zakończenie, obustronne zadowolenie, potem powtórka itd.
Stało się tak, że miałem teraz długą przerwę od zbliżeń intymnych z kobietami. Przez ten czas zaspokajałem swe potrzeby dłońmi. Robiłem to zbyt często (codziennie, czasem kilka razy dziennie, czasem bolał, ale uporczywie tarmosiłem gałgana aż pstryknie).
Od niedawna mam dziewczynę. Jak się pewnie już domyślacie: w łóżku totalna klapa. Dziewczyna, o której marzyłem kilka lat, która kręciła mnie niemożliwie, na samą myśl o niej stawał mi sztywno niczym rakieta Saturn V... Teraz ta, o której marzyłem jest moja, sypiamy ze sobą, ale nie mogę jej zaspokoić. Mój frędzel ma konsystencję galaretki, a gdy już się napręży, to chwilę popukam i kończę. Moja kobieta wtedy liczy, że będzie drugi raz, żeby i ona trochę przyjemności zaznała... Ja też mam taką nadzieję, ale frędzel jakoś nie zbiera się na baczność nawet przy długotrwałym pobudzaniu.
Sam nie wiem w czym jest problem. Czy chodzi o przyzwyczajenie mojego przyjaciela do dłoni i wyuzdanymi kobietami na ekranie czy po prostu świadomość, że ta kobieta - obiekt moich westchnień jest już ze mną i jest to tak jakby...hmm nieładnie mówiąc 'odhaczone' (nie zrozumcie mnie źle, nie uważam tak, ale nie wiem co dokładnie jest w podświadomości).
Zakładam, że nie jeden z Panów tutaj obecnych miał taki problem, więc czekam na Wasze zdanie. Jak sobie z tym poradziliście? Czy to wraca do normalności?
Mam nadzieję, że jasno opisałem mój problem. Sorry, za niektóre kolokwializmy.
Dzięki z góry za jakiekolwiek konstruktywne wypowiedzi.
Obecnie mam 25 lat. Nigdy nie miałem problemów z seksem. Wszystko podręcznikowo: gra wstępna, igraszki, łubudubu, zamiana pozycji, łubudubu, zmiana pozycji, łubudubu, zakończenie, obustronne zadowolenie, potem powtórka itd.
Stało się tak, że miałem teraz długą przerwę od zbliżeń intymnych z kobietami. Przez ten czas zaspokajałem swe potrzeby dłońmi. Robiłem to zbyt często (codziennie, czasem kilka razy dziennie, czasem bolał, ale uporczywie tarmosiłem gałgana aż pstryknie).
Od niedawna mam dziewczynę. Jak się pewnie już domyślacie: w łóżku totalna klapa. Dziewczyna, o której marzyłem kilka lat, która kręciła mnie niemożliwie, na samą myśl o niej stawał mi sztywno niczym rakieta Saturn V... Teraz ta, o której marzyłem jest moja, sypiamy ze sobą, ale nie mogę jej zaspokoić. Mój frędzel ma konsystencję galaretki, a gdy już się napręży, to chwilę popukam i kończę. Moja kobieta wtedy liczy, że będzie drugi raz, żeby i ona trochę przyjemności zaznała... Ja też mam taką nadzieję, ale frędzel jakoś nie zbiera się na baczność nawet przy długotrwałym pobudzaniu.
Sam nie wiem w czym jest problem. Czy chodzi o przyzwyczajenie mojego przyjaciela do dłoni i wyuzdanymi kobietami na ekranie czy po prostu świadomość, że ta kobieta - obiekt moich westchnień jest już ze mną i jest to tak jakby...hmm nieładnie mówiąc 'odhaczone' (nie zrozumcie mnie źle, nie uważam tak, ale nie wiem co dokładnie jest w podświadomości).
Zakładam, że nie jeden z Panów tutaj obecnych miał taki problem, więc czekam na Wasze zdanie. Jak sobie z tym poradziliście? Czy to wraca do normalności?
Mam nadzieję, że jasno opisałem mój problem. Sorry, za niektóre kolokwializmy.
Dzięki z góry za jakiekolwiek konstruktywne wypowiedzi.
Skomentuj