Kiedys bylo tego nieco wiecej, ale teraz jest to miłośc (jej dawanie i branie), samoudoskonalenie wewnętrzne i zewnętrzne. Rezta to oczywiscie przyjemnosci, ale nie widzę w nich głębszego egzystencjonalnego sensu.
No no, dziękuję chyba jakoś wcześniej nie zauważyłam tego postu.
Tak sobie poczytałam od początku i widzę, że dzielimy się na trzy grupy:
ludzi dla których sens życia to ich pasja/hobby
ludzi dla których sens życia to inna osoba/y
ludzi dla których sens życia to relacje, otoczenie,środowisko, natura (Ci chyba przeżywają najmniej zawodów)
Ja dodam do tego co pisałam, że cele jakie sobie wyznaczam, stają się z pewnością sensem mojego życia, ponieważ wokół nich wiele dzieje, wiele się kręci, wiele się gromadzi, mocno mnie to absorbuje i wpływa na mnie pozytywnie.
Kurza stopa, bycie sensem życia dla kogoś to chyba mocno zobowiązuje, ale też niesamowicie schlebia.
Archeologia, odgrzebywanie czegoś co wieki temu ktoś wykonał i uzywał. Odsłanianie resztek ludzkich siedzib, i samych ludzi. Zawsze wtedy widzę ich wszystkich i staram się ogarnąć minioną przestrzeń czasu.
Dążenie do celu.
Dostanie się na pierwsze miejsce w sercu dziewczyny która naprawdę zamieszała mi w życiu. Ciężka i żmudna praca ale muszę podołać..
Przyjaciele rodzina i znajomi...
Później samochód, nieraz gotuję gdy kumple wyleją mi piwsko na siedzenie czy pod wycieraczki, ale w końcu to tylko rzecz nabyta.. Niemniej dbam o nie i staram ulepszać
Mój mężczyzna. Tak naprawdę nie mam nic innego co mnie trzyma. Jest on dla mnie wszystkim. Każdym oddechem, kazdym otworzeniem oczu rano, wszystkim na co czekam i wszystkim czego chcę w życiu. Czyli życia z nim. I w takim stanie już jestem od 3 lat. Mam jakieś inne rzeczy które są spoko, ale bez niego mam wrażenie, że to wszystko nie miałoby sensu.
Zgoda. Partner może być istotnym spoiwem, dodatkiem. Ale plasowanie go w centrum swojej egzystencji to deczko ryzykowny zabieg jest. Zawsze dobrze mieć jakąś odskocznię.
Skomentuj