Chcę się z Wami podzielić sukcesem. Nie ma co narzekać, że Polska jest w ruinie, że sprzedane będą lasy i w końcu staniemy się tym kondominium pod żydowskim zarządem powierniczym. Polska jest bowiem w gronie krajów, w których posiadanie dzieci staje się wyznacznikiem statusu spolecznego. Ma wymiar coraz bardziej klasowy. Cieszy fakt, że niska dzietność utrzymuje się w miastach poprzemysłowych, w którym za komuny było mnóstwo robotników przemysłowych, "pracujących" na państwowym - w Łodzi, Częstochowie, Sosnowcu, Bydgoszczy. Natomiast więcej dzieci mają statystycznie mieszkanki stolicy. Najlepsze jest jednak to, że właśnie elity i klasa średnia płodzą dzieci, a środowiska robotnicze coraz bardziej się z tym wstrzymują. Obrazuje to świetnie tabelka.
Wynika z niej, że rodzą dzieci kobiety wykształcone, a zatem te mniej zagrożone bezrobociem i poszukiwaniem pracy w systemie zmianowym.
Nasze władze, być może w sposób nieświadomy, wprowadziły w Polsce założenia ideowe eugeniki.
Najdalej idące projekty eugeniczne zakładały taki model społeczny, w którym płodzą potomstwo ludzie zamożni, przygotowani intelektualnie i materialnie do posiadania dzieci. Już dziewczęta powinny starannie się do tego przygotować poprzez odpowiednią edukację na temat swej płodności, aby po osiągnięciu dojrzałości urodzić zdrowe dzieci, bez ułomności spowodowanych niezdrowym trybem życia w okresie ciąży (praca, spożywanie alkoholu i palenie tytoniu). Natomiast robole i społeczny margines – ludzie o niepewnej sytuacji zawodowej i finansowej, nierzadko o skłonnościach do używek – dzieci powinni płodzić jak najmniej, najlepiej w ogóle się nie rozmnażać.
Ten model społecznej eugeniki jest skutecznie w Polsce wprowadzany i to głównie za pomocą instrumentów rynkowych. Chociaż duże znaczenia ma też pozostałość po systemie socjalistycznym – zasiłek macierzyński. Ale nie było akcji sterylizacyjnych, ba, nawet aborcja nie była narzędziem polityki państwa, bo została zakazana. Nie ingerując niepotrzebnie w zdrowie Polek, ograniczono dzietność. Co ciekawe, w czasach rozkwitu eugeniki odwoływano się do uczuć wyższych, do współczucia dla osób urodzonych na społecznych nizinach. Do uczuć współcześnie obcych dla przeciętnego Polaka, któremu nawet rodacy z założenia nie ufają. A jednak nam się udało!
Współcześnie Zachodnia Europa i Skandynawia takimi sukcesami pochwalić się nie mogą. Francja i Szwecja właśnie odczuwają skutki obłędnej polityki pronatalistycznej w postaci rosnącego bezrobocia (w Szwecji rosło ono nawet podczas okresów stabilnego wzrostu gospodarczego). W tym samym czasie stopa bezrobocia w Europie Środkowo-Wschodniej spada, pomimo załamania rynku ukraińskiego i rosyjskiego embarga.
W Wielkiej Brytanii wybuchły zaś zamieszki po ogłoszeniu przez rząd cięcia zasiłków. Tamtejszy margines społeczny (chyba najlepiej opisana naukowo underclass, nierzadko osoby cudzoziemskiego pochodzenia, mieszane rasowo) uczynił sobie stałe źródło dochodu z posiadania dzieci. Nic przeto dziwnego, że prawdziwi konserwatyści, dla których bogactwo bierze się z pracy, nie mogli się na to godzić. Ale na efekty tej zmiany przyjdzie Brytyjczykom jeszcze wiele lat poczekać. My natomiast czekać nie musimy.
Nasza sytuacja to powód do narodowej dumy, a nie do narzekania i lamentowania. Wystarczyło ćwierćwiecze od restauracji kapitalizmu i dokonała się społeczna zmiana. Chociaż podobny efekt uzyskano w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej (a przynajmniej w białej części społeczeństw), to jednak nie umniejsza to naszego osiągnięcia. Przyszłe pokolenia nie będą tak sfrustrowane jak te urodzone za komuny, w czasach gdy robotnicy mieli po kilkoro dzieci.
Wynika z niej, że rodzą dzieci kobiety wykształcone, a zatem te mniej zagrożone bezrobociem i poszukiwaniem pracy w systemie zmianowym.
Nasze władze, być może w sposób nieświadomy, wprowadziły w Polsce założenia ideowe eugeniki.
Najdalej idące projekty eugeniczne zakładały taki model społeczny, w którym płodzą potomstwo ludzie zamożni, przygotowani intelektualnie i materialnie do posiadania dzieci. Już dziewczęta powinny starannie się do tego przygotować poprzez odpowiednią edukację na temat swej płodności, aby po osiągnięciu dojrzałości urodzić zdrowe dzieci, bez ułomności spowodowanych niezdrowym trybem życia w okresie ciąży (praca, spożywanie alkoholu i palenie tytoniu). Natomiast robole i społeczny margines – ludzie o niepewnej sytuacji zawodowej i finansowej, nierzadko o skłonnościach do używek – dzieci powinni płodzić jak najmniej, najlepiej w ogóle się nie rozmnażać.
Ten model społecznej eugeniki jest skutecznie w Polsce wprowadzany i to głównie za pomocą instrumentów rynkowych. Chociaż duże znaczenia ma też pozostałość po systemie socjalistycznym – zasiłek macierzyński. Ale nie było akcji sterylizacyjnych, ba, nawet aborcja nie była narzędziem polityki państwa, bo została zakazana. Nie ingerując niepotrzebnie w zdrowie Polek, ograniczono dzietność. Co ciekawe, w czasach rozkwitu eugeniki odwoływano się do uczuć wyższych, do współczucia dla osób urodzonych na społecznych nizinach. Do uczuć współcześnie obcych dla przeciętnego Polaka, któremu nawet rodacy z założenia nie ufają. A jednak nam się udało!
Współcześnie Zachodnia Europa i Skandynawia takimi sukcesami pochwalić się nie mogą. Francja i Szwecja właśnie odczuwają skutki obłędnej polityki pronatalistycznej w postaci rosnącego bezrobocia (w Szwecji rosło ono nawet podczas okresów stabilnego wzrostu gospodarczego). W tym samym czasie stopa bezrobocia w Europie Środkowo-Wschodniej spada, pomimo załamania rynku ukraińskiego i rosyjskiego embarga.
W Wielkiej Brytanii wybuchły zaś zamieszki po ogłoszeniu przez rząd cięcia zasiłków. Tamtejszy margines społeczny (chyba najlepiej opisana naukowo underclass, nierzadko osoby cudzoziemskiego pochodzenia, mieszane rasowo) uczynił sobie stałe źródło dochodu z posiadania dzieci. Nic przeto dziwnego, że prawdziwi konserwatyści, dla których bogactwo bierze się z pracy, nie mogli się na to godzić. Ale na efekty tej zmiany przyjdzie Brytyjczykom jeszcze wiele lat poczekać. My natomiast czekać nie musimy.
Nasza sytuacja to powód do narodowej dumy, a nie do narzekania i lamentowania. Wystarczyło ćwierćwiecze od restauracji kapitalizmu i dokonała się społeczna zmiana. Chociaż podobny efekt uzyskano w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej (a przynajmniej w białej części społeczeństw), to jednak nie umniejsza to naszego osiągnięcia. Przyszłe pokolenia nie będą tak sfrustrowane jak te urodzone za komuny, w czasach gdy robotnicy mieli po kilkoro dzieci.
Skomentuj