Ot, tak mi się nasunęło.
Z jednej strony - olbrzymia baza danych, możliwość poznania ludzi z całego świata i utrzymania kontaktu ze znajomymi.
Z drugiej - wszystko tak uproszczone, że nic tylko wziąć do ręki pręt i zrobić sobie chałupniczą autolobotomię.
W cholerę jakichś idiotycznych gierek, jakieś zaczepianie, puszczanie oczek i diabli wiedzą, co jeszcze. Kojarzy mi się to z podrywem typu "nakierować otwór gębowy w stronę upatrzonej ofiary i jak najgłośniej krzyknąć "eeeej!" - przynajmniej zwrócimy na siebie uwagę, a dalej może "jakoś to pójdzie".
Albo kluby czy coś. Zapisać się można i tyle, znajomi widzą, że słucham Ewy Farny albo lubię pizzę. I nic poza tym, żadnych zażartych dyskusji, jakieś to sterylne takie.
Nie wiem, czy też tak macie, ale jak patrzę na portale tego typu (FB jest podany jako przykład) to mam wrażenie, że jest dla półmózgów albo wręcz jednostek, które nie są zdolne do samodzielnego myślenia. Co gorzej - promuje lubiętozm, w których zamiast wyrazić swoje zdanie na temat produktu, piosenki, potrawy czy czegoś innego (choćby osławione "****a, ja *******ę, ale mocne!") klikamy na jakąś idiotyczną ikonkę i w sumie to by było na tyle.
Oczywiście nie neguję faktu, iż dla niektórych z nas używanie tego typu portali może być po prostu wygodne - ale sam doszczętnie w ryj nie ogarniam tego fenomenu społecznego. Założyłem profil i znudziłem się w tydzień, mimo skasowania danych i cofnięcia zgody, regularnie dostawałem mailem jakieś błagalne prośby o ponowne pojawienie się tam. Degrengolada mózgowa.
A Wasze zdanie? Pasza przed wieprze, czy perły?
:-)
Z jednej strony - olbrzymia baza danych, możliwość poznania ludzi z całego świata i utrzymania kontaktu ze znajomymi.
Z drugiej - wszystko tak uproszczone, że nic tylko wziąć do ręki pręt i zrobić sobie chałupniczą autolobotomię.
W cholerę jakichś idiotycznych gierek, jakieś zaczepianie, puszczanie oczek i diabli wiedzą, co jeszcze. Kojarzy mi się to z podrywem typu "nakierować otwór gębowy w stronę upatrzonej ofiary i jak najgłośniej krzyknąć "eeeej!" - przynajmniej zwrócimy na siebie uwagę, a dalej może "jakoś to pójdzie".
Albo kluby czy coś. Zapisać się można i tyle, znajomi widzą, że słucham Ewy Farny albo lubię pizzę. I nic poza tym, żadnych zażartych dyskusji, jakieś to sterylne takie.
Nie wiem, czy też tak macie, ale jak patrzę na portale tego typu (FB jest podany jako przykład) to mam wrażenie, że jest dla półmózgów albo wręcz jednostek, które nie są zdolne do samodzielnego myślenia. Co gorzej - promuje lubiętozm, w których zamiast wyrazić swoje zdanie na temat produktu, piosenki, potrawy czy czegoś innego (choćby osławione "****a, ja *******ę, ale mocne!") klikamy na jakąś idiotyczną ikonkę i w sumie to by było na tyle.
Oczywiście nie neguję faktu, iż dla niektórych z nas używanie tego typu portali może być po prostu wygodne - ale sam doszczętnie w ryj nie ogarniam tego fenomenu społecznego. Założyłem profil i znudziłem się w tydzień, mimo skasowania danych i cofnięcia zgody, regularnie dostawałem mailem jakieś błagalne prośby o ponowne pojawienie się tam. Degrengolada mózgowa.
A Wasze zdanie? Pasza przed wieprze, czy perły?
:-)
Skomentuj