Witam wszystkich forumowiczów!
Piszę tutaj, gdyż potrzebuję przedyskutować temat mojego związku, a z doświadczenia pamiętam, że to miejsce dobrze się do tego nadaje.
Otóż zaraz mam 30-stkę i od sześciu lat jestem w stałym związku z moją 28 letnią partnerką. Na początku naszej relacji, wszystkie aspekty działały bez zarzutu - była idealną partnerką, przyjaciółką i kochanką. Niestety od jakiś dwóch lat, ten ostatni czynnik zaczął coraz bardziej zawodzić. Postaram się przybliżyć kolejno ciąg wydarzeń.
Seks z nią na początku był (oczywiście) ekscytujący. Seksowna bielizna, zmysłowa gra wstępna, długi i przyjemny stosunek. Każdy próbował zadowolić siebie nawzajem. Jedynym delikatnym mankamentem była... wielkość mojego penisa. Raczej nie mam jakiegoś potężnego członka, natomiast jej cipka do teraz jest dość ciasna. Skutkowało to tym, że przy niektórych pozycjach odczuwała dyskomfort. Problem był w sumie dość prosty do rozwiązania, bo wystarczyło unikać "nieprzyjemnych" pozycji.
Pierwsze komplikacje pojawiły się, gdy moja narzeczona złapała infekcję intymną (swego czasu miała z tym spore problemy). Byliśmy zmuszeni odłożyć seks na jakieś 2 miesiące. Gdy podjęliśmy próbę powrotu, to zaczęła mieć "efekt dziewicy" - Pierwsze stosunki po dłuższej przerwie były dla niej dość nieprzyjemne. Z kolejnymi problem ustępował, ale przychodziła kolejna przerwa (np. w momencie okresu) i problem znowu się nasilał. Z tej przyczyny coraz rzadziej zaczęliśmy uprawiać seks. Najgorsze było to, że gdy miała faktycznie ochotę i była na mnie mocno napalona, to jej wagina brutalnie przypominała jej o swojej przypadłości.
Przez chwilę myśleliśmy, że to żel intymny jest problemem. Zacząłem zgłębiać tę tematykę i zamawiać najbardziej jakościowe i bezpieczne żele na rynku. Jedne były lepsze, inne gorsze, ale żaden nie dawał jej poczucia idealnego poślizgu – jakby czubek mojego penisa był obłożony papierem ściernym.
W międzyczasie pojawiły się u niej problemy w pracy i w relacjach rodzinnych. Jak zapewne domyślacie się, zaczęło rzutować to na jej libido. Coraz bardziej zaczynała być oziębła w sprawach intymnych. Próbowałem wielu rzeczy, by poprawić jej nastrój - urocza kolacja, wino do łóżka, masaże, długie spacery, rozmowy itp. Niestety coraz częściej moje starania kończyły się fiaskiem...
Uznałem, że trzeba o tym poważnie porozmawiać. Choć rozmowa była trudna, to doszliśmy do wniosku, że trzeba podjąć jakieś działania i znaleźć przyczynę problemu. Pierwszym kierunkiem był ginekolog. Stwierdził on, że pod względem fizycznym i hormonalnym wszystko jest w porządku. Wobec tego udaliśmy się do seksuologa. Tam padła pierwsza diagnoza - dyspareunia. Pani doktor zaleciła wykonywanie ćwiczeń na rozluźnienie mięśni pochwy, by ponownie ją przyzwyczaić do penetracji. Ponadto w trakcie rozmowy dowiedziałem się od mojej drugiej połówki, że zacząłem być dla niej mniej atrakcyjny wizualnie (przez lata w związku wskoczyły mi dodatkowe kilogramy). W związku z tym zacząłem chodzić na siłownię. W międzyczasie ona miała ćwiczyć w wannie. No i tutaj pojawił się bardzo dziwny problem.
Gdy dopytywałem jak jej idzie, to cały czas miała jakieś wymówki, by tego nie robić. Jednego dnia była zmęczona, drugiego nie miała ochoty, trzeciego miała ciężki dzień w pracy, itd. Gdy wreszcie się za to zabierała, to czuła dyskomfort i sobie odpuszczała. Dowiedziałem się, że do takich zadań powinno się stosować tzw. dilatory. Udało mi się już odpowiednie namierzyć i zamówić dla niej odpowiedni komplet, także cały czas cicho liczę, że to pomoże.
Tylko że w mojej głowie narodziła się myśl, że ten stan chyba jej odpowiada... Przestała mieć potrzebę uprawiania seksu, więc w żadnym stopniu jej to nie przeszkadza. Trochę wygląda to tak, jakby już tylko mi na tym zależało. Jestem młody i mam ochotę na seks z nią, a ona kompletnie to neguje. Klasyczny stosunek jest dla niej teraz nieprzyjemny, jasne. Natomiast w żadnym stopniu nie chce szukać innych rozwiązań. Seks oralny jej nie odpowiada, o analnym nie wspomnę. Moje pieszczoty zaczęły ją drażnić, bo zakłada że chodzi mi „tylko o ruchanie”. Natomiast mi brakuje tej biskości, tych emocji związanych z pożądaniem.
Dużo już rozmawialiśmy na ten temat. Ze dwa razy prawie przez to doszło do rozstania, ale bardzo zależy nam na sobie. Kocham ją, a ona kocha mnie, tylko że mamy chyba inne definicje miłości…
Bardzo proszę o zrozumienie i radę. Najbliższą wizytę u seksuologa mamy w połowie stycznia, ale tracę już powoli siły i ochotę na staranie się… Pomożecie?
Piszę tutaj, gdyż potrzebuję przedyskutować temat mojego związku, a z doświadczenia pamiętam, że to miejsce dobrze się do tego nadaje.
Otóż zaraz mam 30-stkę i od sześciu lat jestem w stałym związku z moją 28 letnią partnerką. Na początku naszej relacji, wszystkie aspekty działały bez zarzutu - była idealną partnerką, przyjaciółką i kochanką. Niestety od jakiś dwóch lat, ten ostatni czynnik zaczął coraz bardziej zawodzić. Postaram się przybliżyć kolejno ciąg wydarzeń.
Seks z nią na początku był (oczywiście) ekscytujący. Seksowna bielizna, zmysłowa gra wstępna, długi i przyjemny stosunek. Każdy próbował zadowolić siebie nawzajem. Jedynym delikatnym mankamentem była... wielkość mojego penisa. Raczej nie mam jakiegoś potężnego członka, natomiast jej cipka do teraz jest dość ciasna. Skutkowało to tym, że przy niektórych pozycjach odczuwała dyskomfort. Problem był w sumie dość prosty do rozwiązania, bo wystarczyło unikać "nieprzyjemnych" pozycji.
Pierwsze komplikacje pojawiły się, gdy moja narzeczona złapała infekcję intymną (swego czasu miała z tym spore problemy). Byliśmy zmuszeni odłożyć seks na jakieś 2 miesiące. Gdy podjęliśmy próbę powrotu, to zaczęła mieć "efekt dziewicy" - Pierwsze stosunki po dłuższej przerwie były dla niej dość nieprzyjemne. Z kolejnymi problem ustępował, ale przychodziła kolejna przerwa (np. w momencie okresu) i problem znowu się nasilał. Z tej przyczyny coraz rzadziej zaczęliśmy uprawiać seks. Najgorsze było to, że gdy miała faktycznie ochotę i była na mnie mocno napalona, to jej wagina brutalnie przypominała jej o swojej przypadłości.
Przez chwilę myśleliśmy, że to żel intymny jest problemem. Zacząłem zgłębiać tę tematykę i zamawiać najbardziej jakościowe i bezpieczne żele na rynku. Jedne były lepsze, inne gorsze, ale żaden nie dawał jej poczucia idealnego poślizgu – jakby czubek mojego penisa był obłożony papierem ściernym.
W międzyczasie pojawiły się u niej problemy w pracy i w relacjach rodzinnych. Jak zapewne domyślacie się, zaczęło rzutować to na jej libido. Coraz bardziej zaczynała być oziębła w sprawach intymnych. Próbowałem wielu rzeczy, by poprawić jej nastrój - urocza kolacja, wino do łóżka, masaże, długie spacery, rozmowy itp. Niestety coraz częściej moje starania kończyły się fiaskiem...
Uznałem, że trzeba o tym poważnie porozmawiać. Choć rozmowa była trudna, to doszliśmy do wniosku, że trzeba podjąć jakieś działania i znaleźć przyczynę problemu. Pierwszym kierunkiem był ginekolog. Stwierdził on, że pod względem fizycznym i hormonalnym wszystko jest w porządku. Wobec tego udaliśmy się do seksuologa. Tam padła pierwsza diagnoza - dyspareunia. Pani doktor zaleciła wykonywanie ćwiczeń na rozluźnienie mięśni pochwy, by ponownie ją przyzwyczaić do penetracji. Ponadto w trakcie rozmowy dowiedziałem się od mojej drugiej połówki, że zacząłem być dla niej mniej atrakcyjny wizualnie (przez lata w związku wskoczyły mi dodatkowe kilogramy). W związku z tym zacząłem chodzić na siłownię. W międzyczasie ona miała ćwiczyć w wannie. No i tutaj pojawił się bardzo dziwny problem.
Gdy dopytywałem jak jej idzie, to cały czas miała jakieś wymówki, by tego nie robić. Jednego dnia była zmęczona, drugiego nie miała ochoty, trzeciego miała ciężki dzień w pracy, itd. Gdy wreszcie się za to zabierała, to czuła dyskomfort i sobie odpuszczała. Dowiedziałem się, że do takich zadań powinno się stosować tzw. dilatory. Udało mi się już odpowiednie namierzyć i zamówić dla niej odpowiedni komplet, także cały czas cicho liczę, że to pomoże.
Tylko że w mojej głowie narodziła się myśl, że ten stan chyba jej odpowiada... Przestała mieć potrzebę uprawiania seksu, więc w żadnym stopniu jej to nie przeszkadza. Trochę wygląda to tak, jakby już tylko mi na tym zależało. Jestem młody i mam ochotę na seks z nią, a ona kompletnie to neguje. Klasyczny stosunek jest dla niej teraz nieprzyjemny, jasne. Natomiast w żadnym stopniu nie chce szukać innych rozwiązań. Seks oralny jej nie odpowiada, o analnym nie wspomnę. Moje pieszczoty zaczęły ją drażnić, bo zakłada że chodzi mi „tylko o ruchanie”. Natomiast mi brakuje tej biskości, tych emocji związanych z pożądaniem.
Dużo już rozmawialiśmy na ten temat. Ze dwa razy prawie przez to doszło do rozstania, ale bardzo zależy nam na sobie. Kocham ją, a ona kocha mnie, tylko że mamy chyba inne definicje miłości…
Bardzo proszę o zrozumienie i radę. Najbliższą wizytę u seksuologa mamy w połowie stycznia, ale tracę już powoli siły i ochotę na staranie się… Pomożecie?
Skomentuj