Witajcie moi drodzy,
obserwuję forum od około dwóch lat, ale dotychczas nie pisałem niczego od siebie. Pomyślałem, że jesteście ludźmi otwartymi i być może bardziej doświadczonymi życiowo ode mnie. Toteż zwracam się z zapytaniem... ale najpierw streszczenie.
Jesteśmy z moją narzeczoną razem od ponad 4 lat. Kocham ją i Ona kocha mnie - mocno. nasz związek jednak do zdrowych nie należy. Luba moja cierpi na pochwicę (dla nieobeznanych - nie może uprawiać seksu przez normalny stosunek). Uprawiamy seks oralny. Czy raczej uprawialiśmy bo teraz się to zdarza raz w miesiącu, kiedy już któreś z nas nie daje rady. Pomimo pochwicy postanowiłem nie zostawiać mojej partnerki. Być może z egoistycznych pobudek - nie chciałem być płytki i chciałem jej pomóc z problemem. 99% przypadków pochwicy zostaje uleczonych po kilku miesiącach od rozpoczęcia terapii - pomyślałem - wytrzymam. Jednak po jakimś czasie (około pół roku) moich starań i ciągłego wsparcia coś pękło - zmieniliśmy oboje pracę, przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania, pracowaliśmy, pracowaliśmy, pracowaliśmy i gdzieś po drodze przestaliśmy z terapią. Terapia i tak nie szła dobrze gdyż moja Luba jakby nie chciała zabrać się za problem. Po jej przerwaniu (terapii) zrobiło się jeszcze gorzej - nastąpił jakby regres w leczeniu. Nie chciałem nalegać na kontynuację (seksuolog doradził mi, że nacisk może ją zniechęcić), więc czekałem aż ta sama się zdecyduje na kontynuację leczenia. Czas mijał, nic się nie działo. W między czasie przyzwyczailiśmy się do uprawiania seksu oralnego i na tym poprzestawaliśmy. Klika razy zapytałem dlaczego nie chce się leczyć i zawsze wybuchała z tego kłótnia. Nawet się oświadczyłem, żeby wiedziała, że ma moje wsparcie i wciąż jestem zdecydowany być z nią czy idzie dobrze czy źle.
Do niedawna... niedawno się złamałem (bo w głęboką depresję wpadłem po kilku latach bez ciupciania) i zwyczajnie opowiedziałem mojej lubej jak ja się czuję w związku z nią. Wzięła się za terapię z powrotem i do tego brnie przez nią szybciej niż można by się spodziewać po czterech latach stagnacji. Jestem pewien, że jeszcze z miesiąc i będzie koniec tej męczarni. No dobra trochę dłużej bo potem jeszcze trzeba będzie się nauczyć czerpać przyjemność z seksu.
Tylko, że ja już chyba nie chcę... nie potrafię sobie wyobrazić seksu z nią. Kocham ją, ale bardziej jak siostrę niż partnerkę. Kiedy już pochwica (nie znoszę tego słowa) odejdzie w przeszłość, pozostanie jeszcze fakt, że mi się z nią już nic nie chce.
Do tej pory trzymała mnie przy niej lojalność (uważam, że to chyba najlepsze co mogą ludzie prezentować). Niestety już nie mogę... za głęboko mnie to wszystko wtrąciło w depresję. Teraz tylko myślę o tym jak odejść. Dalej ją kocham, ale to chyba nie jest normalna miłość. Nie pomaga fakt, ze uzależniliśmy się od siebie finansowo - wynajmujemy na spółkę duży dom, wypełniliśmy go kupując na spółkę masę mebli, AGD i innych dupereli.
Zapytać więc się odważam czy ktoś z was miał za sobą podobne rozstanie i jak to przebiegało? Może jakieś rady?
obserwuję forum od około dwóch lat, ale dotychczas nie pisałem niczego od siebie. Pomyślałem, że jesteście ludźmi otwartymi i być może bardziej doświadczonymi życiowo ode mnie. Toteż zwracam się z zapytaniem... ale najpierw streszczenie.
Jesteśmy z moją narzeczoną razem od ponad 4 lat. Kocham ją i Ona kocha mnie - mocno. nasz związek jednak do zdrowych nie należy. Luba moja cierpi na pochwicę (dla nieobeznanych - nie może uprawiać seksu przez normalny stosunek). Uprawiamy seks oralny. Czy raczej uprawialiśmy bo teraz się to zdarza raz w miesiącu, kiedy już któreś z nas nie daje rady. Pomimo pochwicy postanowiłem nie zostawiać mojej partnerki. Być może z egoistycznych pobudek - nie chciałem być płytki i chciałem jej pomóc z problemem. 99% przypadków pochwicy zostaje uleczonych po kilku miesiącach od rozpoczęcia terapii - pomyślałem - wytrzymam. Jednak po jakimś czasie (około pół roku) moich starań i ciągłego wsparcia coś pękło - zmieniliśmy oboje pracę, przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania, pracowaliśmy, pracowaliśmy, pracowaliśmy i gdzieś po drodze przestaliśmy z terapią. Terapia i tak nie szła dobrze gdyż moja Luba jakby nie chciała zabrać się za problem. Po jej przerwaniu (terapii) zrobiło się jeszcze gorzej - nastąpił jakby regres w leczeniu. Nie chciałem nalegać na kontynuację (seksuolog doradził mi, że nacisk może ją zniechęcić), więc czekałem aż ta sama się zdecyduje na kontynuację leczenia. Czas mijał, nic się nie działo. W między czasie przyzwyczailiśmy się do uprawiania seksu oralnego i na tym poprzestawaliśmy. Klika razy zapytałem dlaczego nie chce się leczyć i zawsze wybuchała z tego kłótnia. Nawet się oświadczyłem, żeby wiedziała, że ma moje wsparcie i wciąż jestem zdecydowany być z nią czy idzie dobrze czy źle.
Do niedawna... niedawno się złamałem (bo w głęboką depresję wpadłem po kilku latach bez ciupciania) i zwyczajnie opowiedziałem mojej lubej jak ja się czuję w związku z nią. Wzięła się za terapię z powrotem i do tego brnie przez nią szybciej niż można by się spodziewać po czterech latach stagnacji. Jestem pewien, że jeszcze z miesiąc i będzie koniec tej męczarni. No dobra trochę dłużej bo potem jeszcze trzeba będzie się nauczyć czerpać przyjemność z seksu.
Tylko, że ja już chyba nie chcę... nie potrafię sobie wyobrazić seksu z nią. Kocham ją, ale bardziej jak siostrę niż partnerkę. Kiedy już pochwica (nie znoszę tego słowa) odejdzie w przeszłość, pozostanie jeszcze fakt, że mi się z nią już nic nie chce.
Do tej pory trzymała mnie przy niej lojalność (uważam, że to chyba najlepsze co mogą ludzie prezentować). Niestety już nie mogę... za głęboko mnie to wszystko wtrąciło w depresję. Teraz tylko myślę o tym jak odejść. Dalej ją kocham, ale to chyba nie jest normalna miłość. Nie pomaga fakt, ze uzależniliśmy się od siebie finansowo - wynajmujemy na spółkę duży dom, wypełniliśmy go kupując na spółkę masę mebli, AGD i innych dupereli.
Zapytać więc się odważam czy ktoś z was miał za sobą podobne rozstanie i jak to przebiegało? Może jakieś rady?
Skomentuj