Witam wszystkich,
Czytając forum, dawniej jako niezalogowany, zorientowałem się, że jest tu wiele osób trzeźwo myślących, a takiego spojrzenia właśnie potrzebuje. Trochę się rozpisałem, ale liczę na Wasze przemyślenia, rady, cokolwiek.
Byłem z dziewczyną 2,5 roku. chodziliśmy razem do jednej klasy w liceum, związaliśmy się w na początku klasy maturalnej. Była to pierwsza dziewczyna na której mi tak zależało, pierwsza na poważnie. Była przy mnie zawsze i każde ważne wydarzenie z dorosłego ( albo jak ktoś woli, pełnoletniego) życia dzieliłem z nią. Widywaliśmy się niemal codziennie, kontakt mieliśmy non stop, czy to smsy czy facebook. Mieliśmy parę poważnych kłótni, nawet były zerwania na 20 minut. Wybaczaliśmy sobie dość poważne rzeczy. I zawsze się godziliśmy, mieliśmy poważne plany. Bardzo poważne jak na osoby 20 letnie. Oczywiście miały być za jakieś 4-5 lat, ale już sam fakt, że o tym wiedzieliśmy i byliśmy tego pewni znaczył wiele. Było cudownie. I myślałem, że zostanie tak na zawsze, że będziemy razem zawsze. Wiem, że ona też tego chciała. Jest dla mnie najpiękniejszą osoba, rozumieliśmy się bez słów. Po prostu ja wiem, że to ta jedna jedyna.
Rozstaliśmy się prawie 2 miesiące temu. Jakoś koło grudnia zacząłem być bardzo zazdrosny. Nie umiem powiedzieć dlaczego. Wkurzałem się o to ze pisali do niej chłopaki z jej roku o notatki, że pisali do niej koledzy. Wiem jak to brzmi, teraz sam siebie nie rozumiem. Wtedy tak bardzo bałem się jej stracić, chociaż ona nigdy nie dała mi powodu żebym tak myślał. Raz się wkurzyłem o to że poszła z koleżankami na piwo, a mieliśmy się widzieć. Nie było podanej godziny naszego spotkania, a ona potem mówiła parę razy żebym przyjechał, ja idiota kręciłem aferę. Sam wiem jak bardzo psułem i jak to brzmi. Zrozumiałem to następnego dnia po zerwaniu, dopiero to mnie otrzeźwiło i sprawiło, że zacząłem myśleć. I tego samego dnia wiedziałem, że to zmieniłem. I pomimo, że rozumiem że to było złe i nie powinno tego być, to czy to tak wiele, żeby kończyć tak długi związek, z takimi planami? Bo wiem, czułem i słyszałem jak mocno ona mnie kochała. Bo wybaczaliśmy sobie dużo gorsze rzeczy. I jej to powiedziałem.
Przez ten czas od zerwania uświadamiam sobie jak bardzo mi na niej zależy i jak bardzo ją potrzebuję. Staram się wychodzić ze znajomymi, ale cały czas czuje że brakuje części mnie. I nie ma w sumie godziny żebym o niej nie myślał. Tęsknie za nią cholernie. I nie umiem sobie za bardzo poradzić z tym, że jej nie ma.
Ale to nie o to chodzi. Pisaliśmy przez ten okres trochę, jakoś tak co parę dni i dowiadywałem się, że ona tęskni, że jej brakuje, że jej zależy na mnie, ale nie wrócimy do siebie. Jakoś 3 tygodnie po zerwaniu widzieliśmy się na seks, bez zobowiązań, to była jej propozycja. Ale do tego ona się do mnie tuliła i usłyszałem parę razy, że tęskni. Usłyszałem wtedy, że ona nie chce żebym sobie znalazł inna dziewczynę, bo to (te spotkania, bo umówiliśmy się jeszcze na za 3 dni) będzie się musiało skończyć, oraz że za 2 lata do siebie wrócimy. Następnego dnia napisała do mnie, podczas rozmowy wyszło, że jednak się nie widzimy więcej, że to było złe, oraz że ona żartowała z tym co powiedziała. Jakoś po 2 tygodniach zadzwoniła do mnie, rozmawialiśmy 2 godziny, ona nie chciała kończyć rozmowy, zadzwoniła bo się stęskniła. I teraz przed świętami w piątek widzieliśmy się. Miało to być koleżeńskie spotkanie, żeby pogadać, po którym ja miałem sobie nic nie myśleć. Ja je zaproponowałem po tym jak mi powiedziała że jej mnie brakuje. Po 30 minutach spotkania ona wyszła z inicjatywą i zaczęliśmy się całować. I skończyło się na 5 godzinnym spotkaniu. Było bardzo fajnie, gadaliśmy, tuliliśmy, całowaliśmy. Zadzwoniła do mnie moja mama, pyta z kim jestem, a Ona mówi ze z nią, tak ze mama usłyszała. Pytam co mam mamie powiedzieć, bo ona tego nie zrozumie i słyszę, że „zaczynamy się schodzić”. Na drugi dzień zapytałem czy się spotkamy, ale usłyszałem, że nie może się ze mną widywać. Nie powiedziała czemu. Pojechałem do niej porozmawiać i stanęło na tym, że urywamy kontakt, a z tym schodzeniem to żartowała. Po 20 minutach jednak do mnie zadzwoniła i mówi, że mnie lubi i czy miałem zamiar do niej napisać następnego dnia. Następnego dnia chciała żebym przyjechał do niej na ciasto, ale gdy pytałem czy nie będę przeszkadzać, stwierdziła, że jednak mam nie przyjeżdżać. A jeszcze następnego dnia dostaję od niej wiadomość. Że zasługuje żeby to wiedzieć i ona chce żebym to wiedział. Ona tęskni za mną i jest jej bardzo ciężko beze mnie. Że jestem, byłem i zawsze będę najważniejszy, że jestem ponad wszystkimi, że jestem wyjątkowy. Że to co mieliśmy to najlepsza rzecz jaka jej się przytrafiła. Że bardzo ciężko będzie mnie zastąpić. Ale ona nie potrafi mi zaufać i wyobrazić sobie, że musi uciąć kontakt ze mną i przeprasza, że się poddaje.
Nie wiem całkowicie co mam myśleć. Czemu mi to powiedziała, czemu tak się zachowuje… i co ja mam zrobić. Bo ja bardzo chce ją odzyskać… nie wiem czy ktokolwiek to zrozumie, ale ja bez niej nie czuje się sobą.
Mam nadzieje, że ktoś dotrwał do końca
Czytając forum, dawniej jako niezalogowany, zorientowałem się, że jest tu wiele osób trzeźwo myślących, a takiego spojrzenia właśnie potrzebuje. Trochę się rozpisałem, ale liczę na Wasze przemyślenia, rady, cokolwiek.
Byłem z dziewczyną 2,5 roku. chodziliśmy razem do jednej klasy w liceum, związaliśmy się w na początku klasy maturalnej. Była to pierwsza dziewczyna na której mi tak zależało, pierwsza na poważnie. Była przy mnie zawsze i każde ważne wydarzenie z dorosłego ( albo jak ktoś woli, pełnoletniego) życia dzieliłem z nią. Widywaliśmy się niemal codziennie, kontakt mieliśmy non stop, czy to smsy czy facebook. Mieliśmy parę poważnych kłótni, nawet były zerwania na 20 minut. Wybaczaliśmy sobie dość poważne rzeczy. I zawsze się godziliśmy, mieliśmy poważne plany. Bardzo poważne jak na osoby 20 letnie. Oczywiście miały być za jakieś 4-5 lat, ale już sam fakt, że o tym wiedzieliśmy i byliśmy tego pewni znaczył wiele. Było cudownie. I myślałem, że zostanie tak na zawsze, że będziemy razem zawsze. Wiem, że ona też tego chciała. Jest dla mnie najpiękniejszą osoba, rozumieliśmy się bez słów. Po prostu ja wiem, że to ta jedna jedyna.
Rozstaliśmy się prawie 2 miesiące temu. Jakoś koło grudnia zacząłem być bardzo zazdrosny. Nie umiem powiedzieć dlaczego. Wkurzałem się o to ze pisali do niej chłopaki z jej roku o notatki, że pisali do niej koledzy. Wiem jak to brzmi, teraz sam siebie nie rozumiem. Wtedy tak bardzo bałem się jej stracić, chociaż ona nigdy nie dała mi powodu żebym tak myślał. Raz się wkurzyłem o to że poszła z koleżankami na piwo, a mieliśmy się widzieć. Nie było podanej godziny naszego spotkania, a ona potem mówiła parę razy żebym przyjechał, ja idiota kręciłem aferę. Sam wiem jak bardzo psułem i jak to brzmi. Zrozumiałem to następnego dnia po zerwaniu, dopiero to mnie otrzeźwiło i sprawiło, że zacząłem myśleć. I tego samego dnia wiedziałem, że to zmieniłem. I pomimo, że rozumiem że to było złe i nie powinno tego być, to czy to tak wiele, żeby kończyć tak długi związek, z takimi planami? Bo wiem, czułem i słyszałem jak mocno ona mnie kochała. Bo wybaczaliśmy sobie dużo gorsze rzeczy. I jej to powiedziałem.
Przez ten czas od zerwania uświadamiam sobie jak bardzo mi na niej zależy i jak bardzo ją potrzebuję. Staram się wychodzić ze znajomymi, ale cały czas czuje że brakuje części mnie. I nie ma w sumie godziny żebym o niej nie myślał. Tęsknie za nią cholernie. I nie umiem sobie za bardzo poradzić z tym, że jej nie ma.
Ale to nie o to chodzi. Pisaliśmy przez ten okres trochę, jakoś tak co parę dni i dowiadywałem się, że ona tęskni, że jej brakuje, że jej zależy na mnie, ale nie wrócimy do siebie. Jakoś 3 tygodnie po zerwaniu widzieliśmy się na seks, bez zobowiązań, to była jej propozycja. Ale do tego ona się do mnie tuliła i usłyszałem parę razy, że tęskni. Usłyszałem wtedy, że ona nie chce żebym sobie znalazł inna dziewczynę, bo to (te spotkania, bo umówiliśmy się jeszcze na za 3 dni) będzie się musiało skończyć, oraz że za 2 lata do siebie wrócimy. Następnego dnia napisała do mnie, podczas rozmowy wyszło, że jednak się nie widzimy więcej, że to było złe, oraz że ona żartowała z tym co powiedziała. Jakoś po 2 tygodniach zadzwoniła do mnie, rozmawialiśmy 2 godziny, ona nie chciała kończyć rozmowy, zadzwoniła bo się stęskniła. I teraz przed świętami w piątek widzieliśmy się. Miało to być koleżeńskie spotkanie, żeby pogadać, po którym ja miałem sobie nic nie myśleć. Ja je zaproponowałem po tym jak mi powiedziała że jej mnie brakuje. Po 30 minutach spotkania ona wyszła z inicjatywą i zaczęliśmy się całować. I skończyło się na 5 godzinnym spotkaniu. Było bardzo fajnie, gadaliśmy, tuliliśmy, całowaliśmy. Zadzwoniła do mnie moja mama, pyta z kim jestem, a Ona mówi ze z nią, tak ze mama usłyszała. Pytam co mam mamie powiedzieć, bo ona tego nie zrozumie i słyszę, że „zaczynamy się schodzić”. Na drugi dzień zapytałem czy się spotkamy, ale usłyszałem, że nie może się ze mną widywać. Nie powiedziała czemu. Pojechałem do niej porozmawiać i stanęło na tym, że urywamy kontakt, a z tym schodzeniem to żartowała. Po 20 minutach jednak do mnie zadzwoniła i mówi, że mnie lubi i czy miałem zamiar do niej napisać następnego dnia. Następnego dnia chciała żebym przyjechał do niej na ciasto, ale gdy pytałem czy nie będę przeszkadzać, stwierdziła, że jednak mam nie przyjeżdżać. A jeszcze następnego dnia dostaję od niej wiadomość. Że zasługuje żeby to wiedzieć i ona chce żebym to wiedział. Ona tęskni za mną i jest jej bardzo ciężko beze mnie. Że jestem, byłem i zawsze będę najważniejszy, że jestem ponad wszystkimi, że jestem wyjątkowy. Że to co mieliśmy to najlepsza rzecz jaka jej się przytrafiła. Że bardzo ciężko będzie mnie zastąpić. Ale ona nie potrafi mi zaufać i wyobrazić sobie, że musi uciąć kontakt ze mną i przeprasza, że się poddaje.
Nie wiem całkowicie co mam myśleć. Czemu mi to powiedziała, czemu tak się zachowuje… i co ja mam zrobić. Bo ja bardzo chce ją odzyskać… nie wiem czy ktokolwiek to zrozumie, ale ja bez niej nie czuje się sobą.
Mam nadzieje, że ktoś dotrwał do końca
Skomentuj