Witam.
Otóż nie będę się przestawiał, napiszę po krótce o swoim problemie- przekleństwie.
Otóż wychowałem się w rodzinie gdzie ze strony ojca były bardzo spore problemy alkoholowe, mój koszmar trwał prawie do 20 roku życia. Gdy byłem w szkole średniej stwierdzono u mnie syndrom tzw. Dorosłych Dzieci Alkoholików (dalej. DDA). Syndrom ten zauważyć można w problemach natury emocjonalnej. Sam po sobie wiem, że nie zawsze potrafię odpoczywać i poczuć się beztrosko. Wewnątrz siebie często czuję nagłe poczucia niespodziewanego uczucia lęku i strachu, że zaraz się coś wydarzy, mam to jeszcze z dzieciństwa i tak mi zostało. Bardzo krytycznie podchodzę do oceny własnego siebie, czuję się gorszy od innych choć wiem, że nie powinienem.
Zwalczyłem kiedyś część problemów właśnie kiedy byłem w szkole średniej, pomógł mi w tym człowiek któryś sam był alkoholikiem i który skrzywdził swoją rodzinę jak mój ojciec moją i wiedział co przeżywam.
Teraz gdy przyszedł czas związków poważnych, dla mnie są to związek z którym łączę przyszłość, z którym chciałbym założyć rodzinę i dom, którego nie miałem i taki o którym marzyłem.
Poznałem cudowną dziewczynę, która pomimo moich wad oraz przykrej przeszłości potrafi we mnie dostrzec wartość. Dziękuję jej bardzo z tego miejsca mimo faktu, że nigdy tego nie przeczyta raczej.
Wszystko układało się na początku jak w bajce. Teraz mam problemy ze sobą, ponieważ gdy zacząłem się bardzo angażować i zaczęło mi na prawdę zależeć to czuje nieodzowne uczucie strachu, że ją stracę. Wiecie, kiedy nie ma się nic do stracenia (mowa tutaj i o pieniądzach i o osobach) to nie czuje się strachu przed tym, że się coś straci. Teraz gdy często trzymam ją w ramionach, to czuję jakbym trzymał zbiór moich największych marzeń i pragnień. Pomimo, że ona ma kilka znaczących wad to bardzo ją kocham a ona mnie.
Teraz np lekko wczoraj się posprzeczaliśmy, nic wielkiego lecz dziś gdy jestem sam w domu to czuję paniczny lęk, strach że przyczyniłem się do rozpadu związku. Swoją drogą bardzo nie lubię się kłócić, wszelkiego rodzaju spory, kłótnie i nerwowa atmosfera przypomina mi dnie kiedy w domu był taki dym, że musiała przyjeżdżać policja po ojca. Stąd jestem często uległy jej, zgadzam się na coś co bardzo mi się nie podoba tłamsząc w sobie to wszystko. Robię to aby uniknąć sporów z Nią a z drugiej strony pokładam za każdym razem w sobie jakby ciężarek który mi ciąży na duszy.
Chcę dla Niej jak najlepiej, wiem to, wniosła do mojego życia tyle ciepła i wsparcia lecz gdy dochodzi do najmniejszych różnic zdań jestem w proszku, rozbity zupełnie. Nie chcę się kłócić więc przytakuje, w ten sposób gromadzę bagaż ciężaru na swoim sercu i duszy, który ciąży mi tak, że niedługo upadnę. Nie wiem jak mam sobie z tym poradzić, ciężko jest mojej wybrance zrozumieć mój problem ponieważ pochodzi ona z domu gdzie nie brakowało nigdy na nic oraz rodzina jest jak z obrazka.
Zaczynam się w tym gubić, czy związek jest możliwy dla mnie? Jak zmienić to wszystko w sobie i wyzbyć się ciągłego strachu że ona odejdzie. Chora zazdrość i obawa przed stratą i tym, że wrócę z jej świata znów do swojego pozbawionego kolorów i słońca przerodziła się w paranoje w mojej głowie.
Jeśli jest ktoś kto jest w stanie zrozumieć mnie i mój problem chętnie przeczytam Twoją opinię. Może nie opisałem tutaj mojego problemu zbyt dokładnie, ale ktoś kto miał styczność z czymś takim na pewno mnie zrozumie.
Otóż nie będę się przestawiał, napiszę po krótce o swoim problemie- przekleństwie.
Otóż wychowałem się w rodzinie gdzie ze strony ojca były bardzo spore problemy alkoholowe, mój koszmar trwał prawie do 20 roku życia. Gdy byłem w szkole średniej stwierdzono u mnie syndrom tzw. Dorosłych Dzieci Alkoholików (dalej. DDA). Syndrom ten zauważyć można w problemach natury emocjonalnej. Sam po sobie wiem, że nie zawsze potrafię odpoczywać i poczuć się beztrosko. Wewnątrz siebie często czuję nagłe poczucia niespodziewanego uczucia lęku i strachu, że zaraz się coś wydarzy, mam to jeszcze z dzieciństwa i tak mi zostało. Bardzo krytycznie podchodzę do oceny własnego siebie, czuję się gorszy od innych choć wiem, że nie powinienem.
Zwalczyłem kiedyś część problemów właśnie kiedy byłem w szkole średniej, pomógł mi w tym człowiek któryś sam był alkoholikiem i który skrzywdził swoją rodzinę jak mój ojciec moją i wiedział co przeżywam.
Teraz gdy przyszedł czas związków poważnych, dla mnie są to związek z którym łączę przyszłość, z którym chciałbym założyć rodzinę i dom, którego nie miałem i taki o którym marzyłem.
Poznałem cudowną dziewczynę, która pomimo moich wad oraz przykrej przeszłości potrafi we mnie dostrzec wartość. Dziękuję jej bardzo z tego miejsca mimo faktu, że nigdy tego nie przeczyta raczej.
Wszystko układało się na początku jak w bajce. Teraz mam problemy ze sobą, ponieważ gdy zacząłem się bardzo angażować i zaczęło mi na prawdę zależeć to czuje nieodzowne uczucie strachu, że ją stracę. Wiecie, kiedy nie ma się nic do stracenia (mowa tutaj i o pieniądzach i o osobach) to nie czuje się strachu przed tym, że się coś straci. Teraz gdy często trzymam ją w ramionach, to czuję jakbym trzymał zbiór moich największych marzeń i pragnień. Pomimo, że ona ma kilka znaczących wad to bardzo ją kocham a ona mnie.
Teraz np lekko wczoraj się posprzeczaliśmy, nic wielkiego lecz dziś gdy jestem sam w domu to czuję paniczny lęk, strach że przyczyniłem się do rozpadu związku. Swoją drogą bardzo nie lubię się kłócić, wszelkiego rodzaju spory, kłótnie i nerwowa atmosfera przypomina mi dnie kiedy w domu był taki dym, że musiała przyjeżdżać policja po ojca. Stąd jestem często uległy jej, zgadzam się na coś co bardzo mi się nie podoba tłamsząc w sobie to wszystko. Robię to aby uniknąć sporów z Nią a z drugiej strony pokładam za każdym razem w sobie jakby ciężarek który mi ciąży na duszy.
Chcę dla Niej jak najlepiej, wiem to, wniosła do mojego życia tyle ciepła i wsparcia lecz gdy dochodzi do najmniejszych różnic zdań jestem w proszku, rozbity zupełnie. Nie chcę się kłócić więc przytakuje, w ten sposób gromadzę bagaż ciężaru na swoim sercu i duszy, który ciąży mi tak, że niedługo upadnę. Nie wiem jak mam sobie z tym poradzić, ciężko jest mojej wybrance zrozumieć mój problem ponieważ pochodzi ona z domu gdzie nie brakowało nigdy na nic oraz rodzina jest jak z obrazka.
Zaczynam się w tym gubić, czy związek jest możliwy dla mnie? Jak zmienić to wszystko w sobie i wyzbyć się ciągłego strachu że ona odejdzie. Chora zazdrość i obawa przed stratą i tym, że wrócę z jej świata znów do swojego pozbawionego kolorów i słońca przerodziła się w paranoje w mojej głowie.
Jeśli jest ktoś kto jest w stanie zrozumieć mnie i mój problem chętnie przeczytam Twoją opinię. Może nie opisałem tutaj mojego problemu zbyt dokładnie, ale ktoś kto miał styczność z czymś takim na pewno mnie zrozumie.
Skomentuj