Jak wiadomo każda kobieta ma inną dziurkę i każda ma inne doznania. Z większością byłych partnerek zabawiałem się na wiele sposobów i zawsze (o ile mieliśmy regularny a nie tylko przygodny seks) wiedziałem co którą kręci najbardziej; jakie pieszczoty, jak intensywnie, jaki orgazm itp... Z niektórymi o tym rozmawialiśmy, z innymi nie było potrzeby bo wszystko wychodziło "w praniu".
Z obecną partnerką jestem około 5 miesięcy, rozmowy o szczegółach naszego pożycia są na porządku dziennym i jeśli któreś z nas czegoś nie lubi bądź lubi w łóżku mniej - po prostu otwarcie o tym mówi i nie robimy niczego na siłę. Do czego zmierzam...
...nic nie sprawia jej większej przyjemności jak penetracja. Nawet najlepsze pieszczoty cipki, minetka, drażnienie łechtaczki - którą tak ubóstwiały inne i niejednokrotnie była to ich jedyna metoda do osiągnięcia orgazmu - moją blondyneczkę najbardziej kręci jak w niej jestem, najlepiej w pozycjach umożliwiających jak najgłębszą penetrację, generalnie ubóstwia jak wbijam się w nią mocno i szybko. Nasz seks nie należy do brutalnych i zdarzają nam się również wolniejsze i "leniwsze" stosunki, ale przeważnie jest jak napisałem powyżej: mocno i jak najgłębiej. Mechanizm prosty i łatwy w obsłudze i przy tym cud natury jak dla mnie; jej cipka jest po to żeby ją rżnąć. Lubi pieszczoty, ale nie muszę jej godzinami rozpalać i przygotowywać do wejścia, czasem w ogóle nie potrzebujemy gry wstępnej - wystarczy lubrykant i już po kilku pierwszych pchnięciach słyszę, że jest jej dobrze a z każdym kolejnym tylko lepiej i lepiej.
Ja sam jestem dość emocjonalnym kochankiem i nigdy nie stanowiło dla mnie problemu żeby nad partnerką dłużej popracować, niemniej w tym przypadku - choć komuś wydawać się to może dość mechaniczne - ma to swoją magię i największa siła naszych doznań tkwi właśnie w penetracji. Ma ktoś podobnie ze swoimi kobietami? Chętnie poznam opinie naszych mokrych, ciasnych i głębokich forumowiczek
Z obecną partnerką jestem około 5 miesięcy, rozmowy o szczegółach naszego pożycia są na porządku dziennym i jeśli któreś z nas czegoś nie lubi bądź lubi w łóżku mniej - po prostu otwarcie o tym mówi i nie robimy niczego na siłę. Do czego zmierzam...
...nic nie sprawia jej większej przyjemności jak penetracja. Nawet najlepsze pieszczoty cipki, minetka, drażnienie łechtaczki - którą tak ubóstwiały inne i niejednokrotnie była to ich jedyna metoda do osiągnięcia orgazmu - moją blondyneczkę najbardziej kręci jak w niej jestem, najlepiej w pozycjach umożliwiających jak najgłębszą penetrację, generalnie ubóstwia jak wbijam się w nią mocno i szybko. Nasz seks nie należy do brutalnych i zdarzają nam się również wolniejsze i "leniwsze" stosunki, ale przeważnie jest jak napisałem powyżej: mocno i jak najgłębiej. Mechanizm prosty i łatwy w obsłudze i przy tym cud natury jak dla mnie; jej cipka jest po to żeby ją rżnąć. Lubi pieszczoty, ale nie muszę jej godzinami rozpalać i przygotowywać do wejścia, czasem w ogóle nie potrzebujemy gry wstępnej - wystarczy lubrykant i już po kilku pierwszych pchnięciach słyszę, że jest jej dobrze a z każdym kolejnym tylko lepiej i lepiej.
Ja sam jestem dość emocjonalnym kochankiem i nigdy nie stanowiło dla mnie problemu żeby nad partnerką dłużej popracować, niemniej w tym przypadku - choć komuś wydawać się to może dość mechaniczne - ma to swoją magię i największa siła naszych doznań tkwi właśnie w penetracji. Ma ktoś podobnie ze swoimi kobietami? Chętnie poznam opinie naszych mokrych, ciasnych i głębokich forumowiczek
Skomentuj