Witam. Forum to regularnie przeglądam, a że opcja szukaj nie boli jakoś nie miałem potrzeby pisać nowych tematów. Dziś jednak postanowiłem to zmienić.
Otóż moja żona, jak sama to określiła, nie czuje potrzeby uprawiania seksu. Mieliśmy już z tego powodu wielokrotnie różne problemy.
Na początku czyli ponad 3 lata temu, po kilku miesiącach znajomości zaczeliśmy prowadzić dość regularne życie seksualne, często to ona inicjowała seks, raz nawet w toalecie jakiejś knajpy. Wiadomo częstotliwość zbliżeń nie była za duża bo nie mieszkliśmy razem i nie mieliśmy lokum. Gdy zamieszkaliśmy razem zaczęły się problemy. Ona nie przejawiła żadnego zainteresowania uprawianiem miłości i kochaliśmy się nawet rzadziej niż wcześniej. Nie musze dodawać że wiecznie czułem się odrzucony i zirytowany. Wielokrotnie rozmawialiśmy szczerze na ten temat i nigdy nie przynosiło to skutku. Kochałem ją ale nie mogłem w takim układzie wytrzymać. Kilka razy zrywałem z nią, ale jej się wtedy nagle odmieniało. Mówiła że rozumie moje problemy, że będzie się starać itp. Po czym następował jakiś tydzień gdy wszytko było pięknie i sytuacja wracała do normy.
W końcu zerwałem z nią definitywnie. Nie byliśmy razem kilka miesięcy. Ona była zdruzgotana, a mnie się serce krajało, ale byłem twardy, nie chciałem się już dłużej katować. Gdy jej żal wydał się ustąpić zdarzyło nam się od czasu zamienić zdanie czy dwa przez net. No i w końcu wyszedł temat że oboje mamy ochotę na "seks bez zobowiązań". Teraz już wiem że nic takiego nie istnieje, ale wtedy byłem naiwny. To była wiosna i wczesne lato. Najpięknieszy okres mojego życia... ehhh. Kochaliśmy się codziennie po kilka, a czasem po kilkanaście razy, często w plenerze. W końcu dałem się namówić do "ostaniej próby". Znowu zamieszkaliśmy razem. Tym razem było dużo lepiej, częstotliwość zbliżeń spadła, ale do poziomu zapewniającego zdrowie psychiczne czyli jakoś tak 1-3 razy w tygodniu, wedle humoru. Byliśmy szczęśliwi. Postanowiliśmy się związać na stałe. Zaplanowaliśmy dziecko. Plan wykonaliśmy. Nawet na początku ciąży się kochaliśmy dość często. Ale w pewnym momencie się skończyło. Wiadomo ciąża, różnie to kobiety przechodzą, nie marudziłem, byłem dzielny i szczęśliwy. Teraz dziecko ma już 3 miesiące. A my do tej pory kochaliśmy się raz. Żeby było śmieszniej, żona stwierdziła że po porodzie ma o wiele lepsze doznania - wcześniej coprawda też sprawiało jej to wiele przyjemności, ale szyczytowała tylko przy pomocy języka lub reki.
Ja staram się być wyrozumiały, staram się nie marudzić nie naciskać(czasami bezskutecznie).
Od pewnego czasu robie jej regularne masaże ciała, sprawia jej to dużą przyjemność ale też nie nasrtaja do miłości. Wciąż by się tylko przytulała.
Na dodatek gdy przyłapie mnie na masturbacji to robi strasznie urażoną minę i twierdzi że ją zdradzam(bo oglądam pornosy), Jak była w ciąży to jej to nie przeszkadzało. A więc teraz nie mogę w żaden sposób napięcia rozładować.
Jak z nią na ten temat rozmawiam to najpierw się dziwi że mi tyle seksu potrzeba, potem twierdzi że rozumie ale jakoś nie ma akurat ochoty, a w końcu temat ignoruje. I taki sam scenariusz za każdym razem jak z nią rozmawiam.
Poradźcie coś bo ja nie wiem jak długo wytrzymam.
Otóż moja żona, jak sama to określiła, nie czuje potrzeby uprawiania seksu. Mieliśmy już z tego powodu wielokrotnie różne problemy.
Na początku czyli ponad 3 lata temu, po kilku miesiącach znajomości zaczeliśmy prowadzić dość regularne życie seksualne, często to ona inicjowała seks, raz nawet w toalecie jakiejś knajpy. Wiadomo częstotliwość zbliżeń nie była za duża bo nie mieszkliśmy razem i nie mieliśmy lokum. Gdy zamieszkaliśmy razem zaczęły się problemy. Ona nie przejawiła żadnego zainteresowania uprawianiem miłości i kochaliśmy się nawet rzadziej niż wcześniej. Nie musze dodawać że wiecznie czułem się odrzucony i zirytowany. Wielokrotnie rozmawialiśmy szczerze na ten temat i nigdy nie przynosiło to skutku. Kochałem ją ale nie mogłem w takim układzie wytrzymać. Kilka razy zrywałem z nią, ale jej się wtedy nagle odmieniało. Mówiła że rozumie moje problemy, że będzie się starać itp. Po czym następował jakiś tydzień gdy wszytko było pięknie i sytuacja wracała do normy.
W końcu zerwałem z nią definitywnie. Nie byliśmy razem kilka miesięcy. Ona była zdruzgotana, a mnie się serce krajało, ale byłem twardy, nie chciałem się już dłużej katować. Gdy jej żal wydał się ustąpić zdarzyło nam się od czasu zamienić zdanie czy dwa przez net. No i w końcu wyszedł temat że oboje mamy ochotę na "seks bez zobowiązań". Teraz już wiem że nic takiego nie istnieje, ale wtedy byłem naiwny. To była wiosna i wczesne lato. Najpięknieszy okres mojego życia... ehhh. Kochaliśmy się codziennie po kilka, a czasem po kilkanaście razy, często w plenerze. W końcu dałem się namówić do "ostaniej próby". Znowu zamieszkaliśmy razem. Tym razem było dużo lepiej, częstotliwość zbliżeń spadła, ale do poziomu zapewniającego zdrowie psychiczne czyli jakoś tak 1-3 razy w tygodniu, wedle humoru. Byliśmy szczęśliwi. Postanowiliśmy się związać na stałe. Zaplanowaliśmy dziecko. Plan wykonaliśmy. Nawet na początku ciąży się kochaliśmy dość często. Ale w pewnym momencie się skończyło. Wiadomo ciąża, różnie to kobiety przechodzą, nie marudziłem, byłem dzielny i szczęśliwy. Teraz dziecko ma już 3 miesiące. A my do tej pory kochaliśmy się raz. Żeby było śmieszniej, żona stwierdziła że po porodzie ma o wiele lepsze doznania - wcześniej coprawda też sprawiało jej to wiele przyjemności, ale szyczytowała tylko przy pomocy języka lub reki.
Ja staram się być wyrozumiały, staram się nie marudzić nie naciskać(czasami bezskutecznie).
Od pewnego czasu robie jej regularne masaże ciała, sprawia jej to dużą przyjemność ale też nie nasrtaja do miłości. Wciąż by się tylko przytulała.
Na dodatek gdy przyłapie mnie na masturbacji to robi strasznie urażoną minę i twierdzi że ją zdradzam(bo oglądam pornosy), Jak była w ciąży to jej to nie przeszkadzało. A więc teraz nie mogę w żaden sposób napięcia rozładować.
Jak z nią na ten temat rozmawiam to najpierw się dziwi że mi tyle seksu potrzeba, potem twierdzi że rozumie ale jakoś nie ma akurat ochoty, a w końcu temat ignoruje. I taki sam scenariusz za każdym razem jak z nią rozmawiam.
Poradźcie coś bo ja nie wiem jak długo wytrzymam.
Skomentuj