Dobrze, po wielu miesiącach zdecydowałem się w końcu coś napisać. Może pomoże.
Moja dziewczyna boi się orgazmu. Jesteśmy ze sobą ponad dwa i pół roku, seks zaczęliśmy uprawiać prawie rok po tym, jak zaczęliśmy ze sobą być - dojrzale, zwłaszcza, że oboje mamy ponad 20 lat. To była przemyślana decyzja i zgoda na wszystkie konsekwencje "w razie czego". W razie czego póki co nie było - ona bierze pigułki, ja czasem używam gumek. Czasem, bo seks w nich jest niewygodny... także dla obu stron. Potrafię się powstrzymywać - umiem być z nią po półtorej godziny i panować nad swoim szczytowaniem.
Nie, nie przechwalam się, bo jest to w dużej mierze wynikiem tego naszego problemu.
Ona po prostu boi się dojść. Kiedy jest już mniej więcej w połowie drogi, kiedy zaczyna tracić kontrolę - nakazuje mi przestać. Odpycha mnie. Tutaj wrócę do mojej "formy" - jestem człowiekiem, który do satysfakcji seksualnej - tak fizycznej, jak i psychicznej - potrzebuje widzieć, że jego partnerka jest zaspokojona/zaspokajana. Uwielbiam patrzeć i czuć, jak kobieta dochodzi. Czuję, że zrobiłem, co należało, by było jej dobrze.
Tutaj wyjaśnienie, które powinno pomóc - jestem jej pierwszym, jeśli chodzi o seks. Ona moją też - jeśli chodzi o stosunek, ale sami wiecie, że są różne formy seksu - te przerobiłem wszystkie wcześniej. Wszystkie moje partnerki dochodziły, czasem po parę razy. Stąd w tej chwili totalny brak satysfakcji seksualnej.
Wyjaśnienie nr. 2 - moja dziewczyna miała jako dziecko porażenie mózgowe. Bardzo słabe - dziś nic po niej nie widać, a mimo to ma lekko słabszą jedną stronę ciała. Powiedziała mi kiedyś, że pieszcząc się raz prawie doszła, ale złapał ją skurcz, bardzo bolało, płakała. Boi się teraz.
Byłem i staram się być cierpliwy. Próbowałem wszystkiego (chyba). Bardzo ją kocham, seks to nie wszystko - ale mimo to, bardzo ważna dziedzina życia. Mam z tym szczerze mówiąc problem. Dwa miesiące temu miałem okres, kiedy nie czułem się już facetem i - krótko mówiąc - nie stawał mi, przez co ona czuła się bardzo zawiedziona. Przy czym przy masturbacji maszyneria działała i działa niezawodnie. Udało mi się przemóc - w kontaktach z nią znów działa wszystko dobrze, jeśli o to chodzi. Ale nasz seks - nawet ona zaczęła na niego narzekać, że już się nie wysilam przy grze wstępnej, że chcę ją "przelecieć". Winny, przyznaję się. Trochę straciłem motywację. Ostatnie parę miesięcy? Nasz seks mogę policzyć na palcach jednej dłoni. Ale to też i moja wina - ona ma bardzo nieregularne miesiączki (stąd pigułki też). Ja z kolei nie potrafię się przemóc, by wtedy być w niej. Mojżeszem nie jestem. A ona wtedy często by chciała "bo nie ma ryzyka". Chociaż ja słyszałem, że jest... "Ale moja mama jest biologiem i mówi co innego". Cóż, wierzę.
Dobrze, nie piszę tego, bo chcę się dowiedzieć czemu ona się boi - to akurat (mniej więcej) wiem. Piszę, bo mam nadzieję na poradę kogoś, kto miał podobnie, albo wie coś więcej.
Czy z nią rozmawiałem? Próbowałem. Za każdym razem wybuchała, że ją oczerniam, że mam jej za złe, że wzbudzam w niej poczucie winy.
Czy proponowałem specjalistę? Raz, niedawno. Sam nie za bardzo jestem przekonany (stąd też piszę dopiero teraz, kiedy skończyły mi się pomysły). Ale też nie. Nie potrafiłaby. Nie chce. I mam o tym nie rozmawiać.
No i jestem przed ścianą, moi drodzy. Koniec pomysłów. Rozmowy się nie powiodły. Cierpliwość ledwo zipie. Seks leży i... no właśnie, nawet nie kwiczy.
Ktoś ma jakiś pomysł?
PS
Przepraszam za tak długi post. Zawodowo zajmuję się pisaniem, literki same się klepią, wiecie...
Moja dziewczyna boi się orgazmu. Jesteśmy ze sobą ponad dwa i pół roku, seks zaczęliśmy uprawiać prawie rok po tym, jak zaczęliśmy ze sobą być - dojrzale, zwłaszcza, że oboje mamy ponad 20 lat. To była przemyślana decyzja i zgoda na wszystkie konsekwencje "w razie czego". W razie czego póki co nie było - ona bierze pigułki, ja czasem używam gumek. Czasem, bo seks w nich jest niewygodny... także dla obu stron. Potrafię się powstrzymywać - umiem być z nią po półtorej godziny i panować nad swoim szczytowaniem.
Nie, nie przechwalam się, bo jest to w dużej mierze wynikiem tego naszego problemu.
Ona po prostu boi się dojść. Kiedy jest już mniej więcej w połowie drogi, kiedy zaczyna tracić kontrolę - nakazuje mi przestać. Odpycha mnie. Tutaj wrócę do mojej "formy" - jestem człowiekiem, który do satysfakcji seksualnej - tak fizycznej, jak i psychicznej - potrzebuje widzieć, że jego partnerka jest zaspokojona/zaspokajana. Uwielbiam patrzeć i czuć, jak kobieta dochodzi. Czuję, że zrobiłem, co należało, by było jej dobrze.
Tutaj wyjaśnienie, które powinno pomóc - jestem jej pierwszym, jeśli chodzi o seks. Ona moją też - jeśli chodzi o stosunek, ale sami wiecie, że są różne formy seksu - te przerobiłem wszystkie wcześniej. Wszystkie moje partnerki dochodziły, czasem po parę razy. Stąd w tej chwili totalny brak satysfakcji seksualnej.
Wyjaśnienie nr. 2 - moja dziewczyna miała jako dziecko porażenie mózgowe. Bardzo słabe - dziś nic po niej nie widać, a mimo to ma lekko słabszą jedną stronę ciała. Powiedziała mi kiedyś, że pieszcząc się raz prawie doszła, ale złapał ją skurcz, bardzo bolało, płakała. Boi się teraz.
Byłem i staram się być cierpliwy. Próbowałem wszystkiego (chyba). Bardzo ją kocham, seks to nie wszystko - ale mimo to, bardzo ważna dziedzina życia. Mam z tym szczerze mówiąc problem. Dwa miesiące temu miałem okres, kiedy nie czułem się już facetem i - krótko mówiąc - nie stawał mi, przez co ona czuła się bardzo zawiedziona. Przy czym przy masturbacji maszyneria działała i działa niezawodnie. Udało mi się przemóc - w kontaktach z nią znów działa wszystko dobrze, jeśli o to chodzi. Ale nasz seks - nawet ona zaczęła na niego narzekać, że już się nie wysilam przy grze wstępnej, że chcę ją "przelecieć". Winny, przyznaję się. Trochę straciłem motywację. Ostatnie parę miesięcy? Nasz seks mogę policzyć na palcach jednej dłoni. Ale to też i moja wina - ona ma bardzo nieregularne miesiączki (stąd pigułki też). Ja z kolei nie potrafię się przemóc, by wtedy być w niej. Mojżeszem nie jestem. A ona wtedy często by chciała "bo nie ma ryzyka". Chociaż ja słyszałem, że jest... "Ale moja mama jest biologiem i mówi co innego". Cóż, wierzę.
Dobrze, nie piszę tego, bo chcę się dowiedzieć czemu ona się boi - to akurat (mniej więcej) wiem. Piszę, bo mam nadzieję na poradę kogoś, kto miał podobnie, albo wie coś więcej.
Czy z nią rozmawiałem? Próbowałem. Za każdym razem wybuchała, że ją oczerniam, że mam jej za złe, że wzbudzam w niej poczucie winy.
Czy proponowałem specjalistę? Raz, niedawno. Sam nie za bardzo jestem przekonany (stąd też piszę dopiero teraz, kiedy skończyły mi się pomysły). Ale też nie. Nie potrafiłaby. Nie chce. I mam o tym nie rozmawiać.
No i jestem przed ścianą, moi drodzy. Koniec pomysłów. Rozmowy się nie powiodły. Cierpliwość ledwo zipie. Seks leży i... no właśnie, nawet nie kwiczy.
Ktoś ma jakiś pomysł?
PS
Przepraszam za tak długi post. Zawodowo zajmuję się pisaniem, literki same się klepią, wiecie...
Skomentuj