Mam 18 lat, regularnie uprawiam seks klasyczny i oralny. Nigdy podczas pieszczot nie mam problemu ze wzwodem, wręcz przeciwnie - wystarczy mi naprawdę słaby bodziec, abym w mig osiągnął pełną erekcję. Tymczasem czynnikiem, który ją drastycznie zaburza i cofa, jest kontakt z prezerwatywą - nawet niekoniecznie fizyczny. Po prostu: rozrywam opakowanie z gumą celem jej nałożenia, a mój przyjaciel jakby umyślnie się przed nią chowa.
Przez długi czas powodowało to u mnie spore problemy, w wyniku których odłożyłem współżycie o niemal 6 miesięcy, licząc od pierwszej próby. Z początku myślałem, że mój wzwód zabija sama perspektywa współżycia i stres związany z możliwością porażki, zwłaszcza że w pozostałych formach sprawiania kobiecie przyjemności byłem i jestem raczej dobry, co naturalnie podnosi poprzeczkę. Spotkałem się jednak z paroma innymi przypadkami cofania się wzwodu (zazwyczaj niezawodnego) właśnie ze względu na prezerwatywę. Do tej pory nie znalazłem jednak remedium.
Dopowiem, że z moją partnerką nie ma szans na miłość bez zabezpieczenia, a póki co ginekolog odradził jej tabletki. Jakim więc cudem nie jestem prawiczkiem? Ano pewnego dnia zwyczajnie "dałem radę". Od tej pory za każdym razem zmagam się z nagłym flaczkiem, i od momentu jak odrywam się od partnerki celem założenia gumy do momentu wejścia w nią mija dobrych 10 minut, czasem nawet kwadrans, w trakcie którego naciągam gumę na pół-zwiędniętego wacka, pobudzam go wyobrażeniami czy widokiem swojej Kobiety. To zmaganie jest jednak wyraźnie uciążliwe i chciałbym jakoś je zminimalizować.
Co ważne, po wejściu do środka nie tracę już wzwodu i przed szczytowaniem (z którym do niedawna miałem wręcz problem - vide inny założony przeze mnie thread) zadowalam dziewczynę wielokrotnie. Problem występuje TYLKO przed wejściem.
Czy istnieje sposób, żebym mógł nie tracić wzwodu, gdy tylko wezmę do ręki paczkę gum?
Przez długi czas powodowało to u mnie spore problemy, w wyniku których odłożyłem współżycie o niemal 6 miesięcy, licząc od pierwszej próby. Z początku myślałem, że mój wzwód zabija sama perspektywa współżycia i stres związany z możliwością porażki, zwłaszcza że w pozostałych formach sprawiania kobiecie przyjemności byłem i jestem raczej dobry, co naturalnie podnosi poprzeczkę. Spotkałem się jednak z paroma innymi przypadkami cofania się wzwodu (zazwyczaj niezawodnego) właśnie ze względu na prezerwatywę. Do tej pory nie znalazłem jednak remedium.
Dopowiem, że z moją partnerką nie ma szans na miłość bez zabezpieczenia, a póki co ginekolog odradził jej tabletki. Jakim więc cudem nie jestem prawiczkiem? Ano pewnego dnia zwyczajnie "dałem radę". Od tej pory za każdym razem zmagam się z nagłym flaczkiem, i od momentu jak odrywam się od partnerki celem założenia gumy do momentu wejścia w nią mija dobrych 10 minut, czasem nawet kwadrans, w trakcie którego naciągam gumę na pół-zwiędniętego wacka, pobudzam go wyobrażeniami czy widokiem swojej Kobiety. To zmaganie jest jednak wyraźnie uciążliwe i chciałbym jakoś je zminimalizować.
Co ważne, po wejściu do środka nie tracę już wzwodu i przed szczytowaniem (z którym do niedawna miałem wręcz problem - vide inny założony przeze mnie thread) zadowalam dziewczynę wielokrotnie. Problem występuje TYLKO przed wejściem.
Czy istnieje sposób, żebym mógł nie tracić wzwodu, gdy tylko wezmę do ręki paczkę gum?
Skomentuj