Część pierwsza
Był gorący, lipcowy dzień. Pomyślałem, że skorzystam z wolnego dnia i wybiorę się na dłuższy spacer po bezdrożach. Ubrałem się i wyszedłem z domu. Kilka kroków od wyjścia, spotkałem Kamila, dość specyficznego siedemnastolatka, mieszkającego w pobliżu.
-Cześć - zawołał do mnie. -Gdzie idziesz?
-Na dłuuugą wyprawę - odpowiedziałem i roześmiałem się.
-Mogę iść z Tobą?
-Jak chcesz, to chodź.
Poszliśmy przed siebie. Popatrzyłem przez chwilę na Kamila. Był chłopcem szczupłej postury, z ciemną, niemal zawsze potarganą czupryną. Miał na sobie czerwoną koszulkę piłkarską i granatowe, ortalionowe spodenki, a na bosych nogach czarne trampki nad kostkę. Szliśmy jakąś pustą, polną ścieżką, rozmawiając o jakichś tam duperelach.
W pewnym momencie zauważyłem, że za prawą nogą chłopaka ciągną się po ziemi długie, białe sznurówki. Kamil akurat opowiadał z przejęciem o jakimś oglądanym niedawno filmie i nie zwracał zupełnie uwagi na swoje sznurowadło. Odczekałem dłuższą chwilę, aż skończy swoją opowieść.
-Trampek Ci się rozwiązał - powiedziałem.
-O, dzięki - odpowiedział Kamil. Przykucnął i zaczął walczyć z krnąbrnymi sznurówkami. Trwało to dłuższą chwilę, ale w końcu udało mu się jako tako zapanować nad nimi. Widziałem jak marszczy czoło i wysuwa język, co świadczyło o tym, jak wielki wysiłek wkłada w zawiązywanie butów. Spojrzałem na węzeł, nie wyglądał zbyt solidnie, ale jakoś tam się trzymał. W końcu Kamil wstał i poszliśmy dalej. Jednak nie uszliśmy nawet stu metrów, kiedy chłopak zaczął nerwowo potrząsać prawą stopą.
-Kurde, no... - mruknął, wyraźnie zirytowany.
-Co się stało?
-Coś mi wpadło do buta.
-Wyjmij sobie, po co masz się z tym męczyć - odpowiedziałem.
Kamil usiadł na dużym kamieniu i zaczął powoli rozwiązywać sznurowadło prawego trampka. Rozwiązał je, rozluźnił, chwycił buta za piętę i zaczął powoli zsuwać go ze swojej bosej stopy. Już po chwili mógł oprzeć swoją szczupłą, kształtną stopę na drugiej nodze. Pochłaniałem ten widok wzrokiem, czując, że w spodenkach robi mi się ciasno.
-Ale fajnie bez buta - roześmiał się Kamil, kiwając palcami stopy. Zajrzał do trampka, odwrócił go i potrząsnął. Na trawę wyleciał mały kamyczek. Kamil powoli wsunął bosą stopę do wnętrza trampka. Z przejęciem zaczął zaciągać sznurówki i walczyć z ich właściwym wiązaniem. Szło mu to dość opornie, ręce mu się trzęsły i dopiero po kilku dobrych minutach mogliśmy ruszyć w dalszą drogę. Jednak wiązanie okazało się niezbyt solidne i już po kilkudziesięciu metrach sznurówki prawego trampka znów zaczęły wlec się po ziemi za stopą chłopca. On jednak na razie tego nie dostrzegał.
-Rozwiązało Ci się - rzuciłem w pewnym momencie, wskazując ręką na feralnego buta.
-Rety, znooowu... - jęknął Kamil. -A tam, nie zawiązuję, i tak zaraz znowu będzie to samo - dodał ze złością.
Poszliśmy dalej, gadając o wszystkim i o niczym. Widziałem jednak, że rozwiązane sznurowadło nie daje Kamilowi spokoju. Co chwilę spoglądał na swoją stopę, ale próbował nie dać po sobie poznać, że odczuwa jakiś dyskomfort. Spojrzałem w tą samą stronę. Trampek Kamila robił się coraz luźniejszy, a jego pięta przy każdym kroku wysuwała się nieco z buta. Kilka minut później widziałem już, że rozwiązany trampek omal nie spadał przy każdym kroku z bosej stopy chłopca i wiele wysiłku wkłada on w to, żeby go nie zgubić.
-Może jednak sobie zawiążesz? - zapytałem i uśmiechnąłem się.
-E, nie... - odpowiedział Kamil niepewnie.
Przykucnął i z wyraźnym zmieszaniem na twarzy zaczął gorączkowo upychać rozwiązane sznurówki za cholewką buta. Wcisnął je byle jak, podniósł się i jakby nigdy nic ruszył dalej.
-Już w porządku - powiedział z niepewnym uśmiechem, widząc moje pytające spojrzenie.
-Przecież widzę, że nie - mruknąłem, spoglądając na lewą nogę Kamila.
Jeden koniec sznurówki wysunął się z buta i znowu wlókł się po ziemi, a trampek zrobił się na tyle luźny, że przy każdym kroku odsłaniał całą kostkę chłopca. Jeszcze chwila, a zsunie się z pięty. Kamil jednak zawziął się i udawał, że mu to wcale nie przeszkadza. W jego oczach widać było jednak, że jest zupełnie inaczej.
-Zaczekaj chwilę - powiedziałem. -Zawiążę Ci - dodałem i przykucnąłem naprzeciwko chłopaka.
Ten popatrzył na mnie z nadzieją i niepewnie wysunął do przodu prawą nogę. Popatrzyłem na nią przez chwilę. Szczupła, kształtna kostka Kamila chowała się w mrocznym wnętrzu trampka a na zgrabnie umięśnionej łydce zaznaczało swoją obecność delikatne owłosienie. Wyciągnąłem z buta drugi koniec sznurówki. Zacząłem z wyczuciem zaciągać sznurowadła, tak, aby dopasować trampka do szczupłej stopy chłopca. Kamil przykucnął i z zainteresowaniem wpatrywał się w ruchy moich rąk. Kiedy już zaciągnąłem sznurówki, kostki chłopaka wyraźnie zaznaczały się pod czarnymi, płóciennymi cholewkami trampka. Celowo przeciągałem tą czynność, napawając się widokiem i raz po raz muskając dłońmi kostki Kamila, pokryte cienkim, czarnym płótnem trampka.
-Nie za ciasno? - zapytałem, zaczynając wiązać pierwszy węzeł.
-Nie, tak jest dobrze - odpowiedział Kamil i popatrzył na mnie.
Jaki to ładny chłopak, pomyślałem. Dokładnie zawiązałem sznurówki i podniosłem się. Odwróciłem się szybko, usiłując ukryć wyraźną wypukłość na swoich spodenkach. W tym samym momencie wstał Kamil.
-Pewnie uważasz mnie za ciamajdę... - powiedział cicho.
-No coś Ty, dlaczego? - zapytałem i spojrzałem na niego.
-No bo te sznurówki... ja nie wiem co się dzieje! Lubię chodzić w trampkach, ale ciągle mi się rozwiązują. Nie umiem wiązać czy co... co chwila coś... - Kamil wyrzucał z siebie słowa z wyraźną goryczą.
-Umiesz, umiesz - odpowiedziałem. -Poza tym rozwiązane sznurowadło zdarza się przecież każdemu.
-Niby tak... ale Tobie jeszcze nie rozwiązało się ani razu, a mnie co chwila...
-Wiesz, nie ma na to reguły - powiedziałem.
Spojrzałem na swoje stopy. Na nogach miałem granatowe, płócienne halówki na jasnej, kauczukowej podeszwie. Nosiłem je tak jak Kamil, bez skarpetek. Ich białe sznurówki trzymały się mocno i nic nie wskazywało na to, żeby któraś miała się zaraz rozwiązać.
Poszliśmy dalej, szybko zapominając o całym wydarzeniu. Trampki Kamila nie robiły już żadnych niespodzianek. Chłopiec poweselał i nieraz nawet podbiegał kawałek do przodu. Za każdym razem goniłem za nim.
-Może przejdziemy się nad jezioro? - rzuciłem w pewnym momencie.
-Dobra, możemy połazić po plaży i może się trochę pochlapiemy - odpowiedział Kamil.
Do jeziora mieliśmy jeszcze jakieś dwa kilometry. Szliśmy szybkim krokiem, nie zwalniając. Jednak w pewnej chwili Kamil nagle zatrzymał się.
-Au, au... - jęknął, potrząsając prawą nogą.
-Co się stało?
-Mam coś w bucie... chyba kamyk... kurczę...
-Siądź i wyciągnij - powiedziałem, wskazując stojącą nieopodal, samotną ławkę. Usiedliśmy obok siebie. Kamil zaczął szarpać sznurówki prawego trampka, próbując go rozsznurować. Najwyraźniej jednak coś poszło nie tak jak trzeba.
-Kurczę - mruknął -supeł mi się zrobił...
-Pokaż - powiedziałem.
Kamil postawił stopę na ławce i przesunął ją w moją stronę. Zacząłem walczyć z zasupłaną sznurówką. Węzeł był solidnie zaciśnięty, widocznie chłopak próbując go rozwiązać, szarpał sznurowadło coraz mocniej i zacisnął je w ten sposób całkowicie. Chwyciłem nogę chłopca i ułożyłem ją sobie na kolanach. Miałem w ten sposób lepszą możliwość zajęcia się jego sznurówką, w końcu stopę miałem niemal tuż przed swoją twarzą; poza tym nie ukrywam, że dotyk jego łydki sprawiał mi ogromną przyjemność. W spodenkach czułem nadciągającą rewolucję i z całych sił starałem się powstrzymać zbliżającą się katastrofę. Ale póki co największym wyzwaniem był supeł. Chłopiec wiercił się niespokojnie, co nie ułatwiało mi zadania. W końcu, po kilkuminutowej walce, pomogłem sobie zębami i rozplątałem supeł. Rozluźniłem sznurówki. Chwyciłem trampka za piętę i zacząłem powoli zsuwać go z bosej stopy Kamila. Drugą rękę oparłem o nogę chłopaka na wysokości kostek. Kamil uspokoił się i w bezruchu przyglądał się, jak zajmuję się jego nogą. Patrzyłem jak urzeczony, jak z trampka powoli wyłania się pięta. Po chwili widać już było całą, bosą stopę Kamila. Była jasna, szczupła i pięknie zbudowana. W powietrzu rozszedł się zapach rozgrzanej gumy, zmieszanej z lekkim aromatem chłopięcego potu. Zajrzałem do trampka. Widać tam było wyraźny, ciemny odcisk stopy chłopaka. Włożyłem do środka rękę, żeby sprawdzić, co tak mocno kuło go w stopę. Po krótkiej chwili znalazłem przyczynę - mały, kanciasty kamyczek. Wyjąłem go i wyrzuciłem. Położyłem trampka na ławce i powoli przesunąłem dłonią po spodzie stopy Kamila. Stopa była miękka, ciepła i lekko wilgotna. Podmuchałem na stopę chłopca i popatrzyłem na niego. Najwyraźniej moje zabiegi sprawiały mu przyjemność. Wyraźna wypukłość na jego spodenkach świadczyła o tym aż nadto dobitnie. Zresztą mój organizm reagował podobnie.
-Fajne masz trampki - powiedziałem po chwili, biorąc but do ręki. -Wygodne?
-Bardzo - odpowiedział Kamil. -Chcesz wypróbować? Mamy chyba podobny rozmiar, możemy się na chwilę zamienić.
-Chętnie - odpowiedziałem. -Daj, zdejmę Ci drugiego - roześmiałem się. Kamil zaśmiał się również i oparł drugą nogę na moich kolanach. Powoli rozwiązałem mu sznurówki i rozluźniłem je. Oparłem lewą dłoń na kostce chłopaka i popatrzyłem na niego. Widziałem, że Kamil usiłuje zakryć ręką namiocik na spodenkach. Wsunąłem dłoń do trampka, między kostkę chłopca a cholewkę buta. W trampku Kamila panował typowo tropikalny, gorący i wilgotny klimat. Chłopiec lekko zadrżał i oparł obie dłonie na spodenkach. Widać było wyraźnie, że usiłuje ukryć narastające podniecenie. Puściłem do niego oko.
-Widzę, że kręci nas to samo - powiedziałem. Kamil lekko się zarumienił ale po chwili, nic nie mówiąc, lekko skinął głową. Wsunąłem głębiej dłoń do jego buta, sięgając aż do pięty. Drugą ręką chwyciłem trampka i szybkim ruchem zsunąłem go ze spoconej, bosej stopy chłopaka. W powietrzu natychmiast rozszedł się charakterystyczny zapach. Odłożyłem but na ławkę i objąłem dłońmi rozgrzaną stopę Kamila. Przez dłuższą chwilę gładziłem ją oburącz. Wyraźnie widziałem, że Kamilowi sprawia to dużą przyjemność. Po chwili postawiłem na ławce lewą nogę i przesunąłem ją w kierunku chłopaka.
-Pomożesz mi zdjąć? - zapytałem.
-Pewnie - odpowiedział Kamil.
Pociągnął za sznurowadła mojej halówki i rozwiązał je. Zsunął but z mojej pięty i wsunął dłoń do wnętrza halówki, pod podeszwę mojej stopy. Dotyk jego dłoni łaskotał mnie lekko, więc mimowolnie poruszyłem stopą. Po chwili Kamil chwycił halówkę i zaczął zsuwać ją z mojej stopy. Czułem, jak but powoli przesuwa mi się po bosej nodze. Już po chwili poczułem powiew świeżego, chłodnego wiatru na mojej rozgrzanej stopie.
-Gotowe - powiedział Kamil, delikatnie głaszcząc mnie dłonią po stopie.
Zacząłem powoli zakładać lewego trampka na gołą nogę. But pasował doskonale. Był jeszcze rozgrzany ciepłem stopy chłopaka. Zaciągnąłem sznurówki i zawiązałem je. W tym samym czasie Kamil zdążył już założyć moją lewą halówkę. Widziałem, jak drżącymi z podniecenia rękami usiłuje zawiązać sznurowadła, które uporczywie wypadają mu z rąk i nijak nie chcą ułożyć się w dwie kokardki.
-Pomóc Ci? - zapytałem.
Chłopiec skinął głową i z rezygnacją przesunął nogę w moją stronę. Starannie zawiązałem mu but. Przesunąłem ręką po wierzchu halówki, chcąc sprawdzić, czy rozmiar buta jest odpowiedni dla Kamila. Chłopak poruszył palcami stopy. Moje halówki okazały się dla niego w sam raz. Kamil poruszał stopą i przyglądał się jej, sprawdzając, jak wygląda jego noga ukryta w moim bucie. Tymczasem ja rozwiązałem prawą halówkę i zdjąłem ją ze swojej stopy. Kamil zobaczył to i wyciągnął rękę po but, ale go powstrzymałem.
-Zostaw, jak chcesz to Ci założę i zawiążę - powiedziałem.
-O, super! Nie będą mi się w końcu rozwiązywały! - zawołał Kamil wesoło, uśmiechnął się i oparł mi na kolanach swoją prawą nogę.
Połaskotałem go lekko palcem po stopie. Kamil zachichotał i poruszył nogą, ale zaraz się uspokoił. Zacząłem powoli wsuwać halówkę na lekko spoconą stopę chłopaka. Pochłaniałem wzrokiem widok kształtnej stopy chłopca, powoli znikającej we wnętrzu mojego buta. Kiedy już zawiązałem mu sznurowadła, Kamil chwycił leżącego wciąż na ławce prawego trampka i rozchylił jego cholewki.
-Dawaj nogę, teraz ja Ci pomogę - powiedział, spoglądając na mnie z filuternym uśmiechem. Podniosłem prawą stopę i wsunąłem palce do buta. Dłuższą chwilę przyglądałem się chłopcu, jak nieporadnie próbuje założyć mi trampka. W końcu jednak mu się to udało. Widziałem jak zaciąga sznurówki i bezskutecznie próbuje je porządnie zawiązać. Zapewne, gdyby nie był tak mocno podniecony, to w końcu dałby radę to zrobić, ale teraz najwyraźniej to zadanie przerosło jego możliwości.
-No nie dam rady... - mruknął w końcu ze złością.
-Nie szkodzi - odpowiedziałem. -Dalej już sobie poradzę.
Kiedy chwytałem sznurówki trampka, żeby je zawiązać, przyszedł mi do głowy pomysł, żeby zawiązać tego buta możliwie lekko, żeby mógł się łatwo rozwiązać. Chciałem w ten sposób pocieszyć trochę chłopaka, który wyraźnie wstydził się rozwiązujących się ciągle sznurówek i przekonać go, że może się to zdarzyć każdemu. Tak też zrobiłem. Zawiązałem sznurowadło, pilnując, żeby nie zrobić tego zbyt porządnie i w końcu mogliśmy ruszyć dalej w stronę jeziora. Trampki Kamila były rzeczywiście fantastycznie wygodne. Szliśmy obok siebie dość szybkim tempem. Już po kilkudziesięciu krokach zauważyłem, że rozwiązało mi się to "zaplanowane" sznurowadło. Postanowiłem udawać, że tego nie dostrzegam i poczekać, aż Kamil sam mi o tym powie. On najwyraźniej wciąż tego nie widział. Ja jednak uparcie nie dawałem nic po sobie poznać, mimo że było to dość trudne: trampek robił się coraz luźniejszy, a długie, białe sznurówki plątały się bezładnie wokół mojej prawej stopy. Przeszliśmy tak dobry kilometr, zanim w końcu Kamil zobaczył, co się stało.
-But Ci się rozwiązał! Teraz Tobie! - zawołał, a w jego głosie słychać było mieszankę zdumienia i skrywanej radości.
-O, rzeczywiście - powiedziałem udając zdziwienie. -Ale teraz już nie warto zawiązywać, zaraz będziemy zdejmować buty, zobacz, już prawie wchodzimy na plażę.
-Pościgamy się, kto pierwszy nad wodą? - zapytał Kamil.
-To dawaj! - zawołałem i nie czekając na chłopaka zacząłem biec w stronę jeziora. Kamil też wystartował i biegł zaraz za mną. Pod nogami mieliśmy już sypki piasek pustej jeszcze plaży. Biegliśmy przez to dość powoli, dodatkowym utrudnieniem był też dla mnie niemal zupełnie nie trzymający się nogi but. W pewnym momencie rozwiązany trampek spadł z mojej bosej nogi i prawa stopa zaczęła grzęznąć w gorącym, miałkim piasku.
-Zgubiłem but! - zawołałem i usiadłem na piasku. Kamil zatrzymał się i schylił po trampka. Podniósł go, podszedł i usiadł koło mnie. Popatrzyliśmy na siebie. Obaj dyszeliśmy, odpoczywając po krótkim biegu.
-Ale gorąco - powiedział Kamil i zdjął koszulkę, odsłaniając swój nagi, jędrny tors. Zrobiłem to samo. Nie mogłem oderwać wzroku od jego pięknego, wysportowanego ciała.
-To co, idziemy popływać? - zapytałem i przykucnąłem naprzeciwko chłopaka, opierając prawą rękę na jego lewej stopie.
-Dobrze, za chwilę - odpowiedział Kamil i położył się na plecach, podkładając ręce pod głowę.
-To tymczasem zdejmę Ci buty, chcesz?
-O, dobrze - powiedział Kamil. Uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo i przesunął nieco lewą nogę w moją stronę. Rozsznurowałem mu halówkę i powoli zsunąłem ze stopy. Zajrzałem do środka. W bucie widać było piasek, który nasypał się tam podczas biegu przez plażę. Odłożyłem halówkę i przesunąłem dłonią po kształtnej, bosej stopie chłopca, strzepując z niej piasek. Widziałem, że Kamil zmrużył oczy, a na jego twarzy malował się wyraz wielkiej błogości. Również przód jego spodenek zdradzał przyjemność, którą odczuwał. Po chwili zdjąłem mu drugą halówkę. Delikatnie otrzepałem stopę z piasku i zacząłem delikatnie pieścić ją dłońmi. Nachyliłem się i ukradkiem pocałowałem Kamila w duży palec. W tym momencie chłopak jęknął i drgnął na całym ciele. Jednocześnie zauważyłem, że na jego spodenkach pojawiła się nagle ciemna, mokra plama, powiększająca się z każdą sekundą. Chłopiec podniósł głowę i popatrzył na swoje spodenki.
-Zaraz wyschnie - roześmiałem się. -A resztę wypłuczesz w jeziorze.
Kamil uśmiechnął się i znów położył się na piasku. Usiadłem naprzeciwko niego. Prawą, bosą stopą dotknąłem lewej stopy Kamila. Była miękka i ciepła. Chłopak poruszył palcami. Nasze stopy ściśle przywarły do siebie podeszwami. Na lewej nodze wciąż miałem trampka, a w nim pełno piasku, który przesypywał się pod stopą. Rozwiązałem sznurowadło i zdjąłem but. Na spoconej stopie poczułem chłodny, ożywczy powiew wiatru. Przyłożyłem swoją lewą stopę do prawej stopy Kamila. W tym momencie poczułem, że i dla mojego organizmu było to już za wiele. Szybko zsunąłem spodenki. Zrobiłem to w ostatniej chwili: gęsty ładunek wystrzelił w górę i zatoczywszy szeroki łuk opadł na piasek. Zaraz po nim wytrysnęła druga i trzecia porcja. Bezwładnie padłem na piasek, oddychając głęboko. Leżałem, stykając się z Kamilem stopami, a obok bezgłośnie wsiąkało w piasek kilkaset milionów plemników...
Był gorący, lipcowy dzień. Pomyślałem, że skorzystam z wolnego dnia i wybiorę się na dłuższy spacer po bezdrożach. Ubrałem się i wyszedłem z domu. Kilka kroków od wyjścia, spotkałem Kamila, dość specyficznego siedemnastolatka, mieszkającego w pobliżu.
-Cześć - zawołał do mnie. -Gdzie idziesz?
-Na dłuuugą wyprawę - odpowiedziałem i roześmiałem się.
-Mogę iść z Tobą?
-Jak chcesz, to chodź.
Poszliśmy przed siebie. Popatrzyłem przez chwilę na Kamila. Był chłopcem szczupłej postury, z ciemną, niemal zawsze potarganą czupryną. Miał na sobie czerwoną koszulkę piłkarską i granatowe, ortalionowe spodenki, a na bosych nogach czarne trampki nad kostkę. Szliśmy jakąś pustą, polną ścieżką, rozmawiając o jakichś tam duperelach.
W pewnym momencie zauważyłem, że za prawą nogą chłopaka ciągną się po ziemi długie, białe sznurówki. Kamil akurat opowiadał z przejęciem o jakimś oglądanym niedawno filmie i nie zwracał zupełnie uwagi na swoje sznurowadło. Odczekałem dłuższą chwilę, aż skończy swoją opowieść.
-Trampek Ci się rozwiązał - powiedziałem.
-O, dzięki - odpowiedział Kamil. Przykucnął i zaczął walczyć z krnąbrnymi sznurówkami. Trwało to dłuższą chwilę, ale w końcu udało mu się jako tako zapanować nad nimi. Widziałem jak marszczy czoło i wysuwa język, co świadczyło o tym, jak wielki wysiłek wkłada w zawiązywanie butów. Spojrzałem na węzeł, nie wyglądał zbyt solidnie, ale jakoś tam się trzymał. W końcu Kamil wstał i poszliśmy dalej. Jednak nie uszliśmy nawet stu metrów, kiedy chłopak zaczął nerwowo potrząsać prawą stopą.
-Kurde, no... - mruknął, wyraźnie zirytowany.
-Co się stało?
-Coś mi wpadło do buta.
-Wyjmij sobie, po co masz się z tym męczyć - odpowiedziałem.
Kamil usiadł na dużym kamieniu i zaczął powoli rozwiązywać sznurowadło prawego trampka. Rozwiązał je, rozluźnił, chwycił buta za piętę i zaczął powoli zsuwać go ze swojej bosej stopy. Już po chwili mógł oprzeć swoją szczupłą, kształtną stopę na drugiej nodze. Pochłaniałem ten widok wzrokiem, czując, że w spodenkach robi mi się ciasno.
-Ale fajnie bez buta - roześmiał się Kamil, kiwając palcami stopy. Zajrzał do trampka, odwrócił go i potrząsnął. Na trawę wyleciał mały kamyczek. Kamil powoli wsunął bosą stopę do wnętrza trampka. Z przejęciem zaczął zaciągać sznurówki i walczyć z ich właściwym wiązaniem. Szło mu to dość opornie, ręce mu się trzęsły i dopiero po kilku dobrych minutach mogliśmy ruszyć w dalszą drogę. Jednak wiązanie okazało się niezbyt solidne i już po kilkudziesięciu metrach sznurówki prawego trampka znów zaczęły wlec się po ziemi za stopą chłopca. On jednak na razie tego nie dostrzegał.
-Rozwiązało Ci się - rzuciłem w pewnym momencie, wskazując ręką na feralnego buta.
-Rety, znooowu... - jęknął Kamil. -A tam, nie zawiązuję, i tak zaraz znowu będzie to samo - dodał ze złością.
Poszliśmy dalej, gadając o wszystkim i o niczym. Widziałem jednak, że rozwiązane sznurowadło nie daje Kamilowi spokoju. Co chwilę spoglądał na swoją stopę, ale próbował nie dać po sobie poznać, że odczuwa jakiś dyskomfort. Spojrzałem w tą samą stronę. Trampek Kamila robił się coraz luźniejszy, a jego pięta przy każdym kroku wysuwała się nieco z buta. Kilka minut później widziałem już, że rozwiązany trampek omal nie spadał przy każdym kroku z bosej stopy chłopca i wiele wysiłku wkłada on w to, żeby go nie zgubić.
-Może jednak sobie zawiążesz? - zapytałem i uśmiechnąłem się.
-E, nie... - odpowiedział Kamil niepewnie.
Przykucnął i z wyraźnym zmieszaniem na twarzy zaczął gorączkowo upychać rozwiązane sznurówki za cholewką buta. Wcisnął je byle jak, podniósł się i jakby nigdy nic ruszył dalej.
-Już w porządku - powiedział z niepewnym uśmiechem, widząc moje pytające spojrzenie.
-Przecież widzę, że nie - mruknąłem, spoglądając na lewą nogę Kamila.
Jeden koniec sznurówki wysunął się z buta i znowu wlókł się po ziemi, a trampek zrobił się na tyle luźny, że przy każdym kroku odsłaniał całą kostkę chłopca. Jeszcze chwila, a zsunie się z pięty. Kamil jednak zawziął się i udawał, że mu to wcale nie przeszkadza. W jego oczach widać było jednak, że jest zupełnie inaczej.
-Zaczekaj chwilę - powiedziałem. -Zawiążę Ci - dodałem i przykucnąłem naprzeciwko chłopaka.
Ten popatrzył na mnie z nadzieją i niepewnie wysunął do przodu prawą nogę. Popatrzyłem na nią przez chwilę. Szczupła, kształtna kostka Kamila chowała się w mrocznym wnętrzu trampka a na zgrabnie umięśnionej łydce zaznaczało swoją obecność delikatne owłosienie. Wyciągnąłem z buta drugi koniec sznurówki. Zacząłem z wyczuciem zaciągać sznurowadła, tak, aby dopasować trampka do szczupłej stopy chłopca. Kamil przykucnął i z zainteresowaniem wpatrywał się w ruchy moich rąk. Kiedy już zaciągnąłem sznurówki, kostki chłopaka wyraźnie zaznaczały się pod czarnymi, płóciennymi cholewkami trampka. Celowo przeciągałem tą czynność, napawając się widokiem i raz po raz muskając dłońmi kostki Kamila, pokryte cienkim, czarnym płótnem trampka.
-Nie za ciasno? - zapytałem, zaczynając wiązać pierwszy węzeł.
-Nie, tak jest dobrze - odpowiedział Kamil i popatrzył na mnie.
Jaki to ładny chłopak, pomyślałem. Dokładnie zawiązałem sznurówki i podniosłem się. Odwróciłem się szybko, usiłując ukryć wyraźną wypukłość na swoich spodenkach. W tym samym momencie wstał Kamil.
-Pewnie uważasz mnie za ciamajdę... - powiedział cicho.
-No coś Ty, dlaczego? - zapytałem i spojrzałem na niego.
-No bo te sznurówki... ja nie wiem co się dzieje! Lubię chodzić w trampkach, ale ciągle mi się rozwiązują. Nie umiem wiązać czy co... co chwila coś... - Kamil wyrzucał z siebie słowa z wyraźną goryczą.
-Umiesz, umiesz - odpowiedziałem. -Poza tym rozwiązane sznurowadło zdarza się przecież każdemu.
-Niby tak... ale Tobie jeszcze nie rozwiązało się ani razu, a mnie co chwila...
-Wiesz, nie ma na to reguły - powiedziałem.
Spojrzałem na swoje stopy. Na nogach miałem granatowe, płócienne halówki na jasnej, kauczukowej podeszwie. Nosiłem je tak jak Kamil, bez skarpetek. Ich białe sznurówki trzymały się mocno i nic nie wskazywało na to, żeby któraś miała się zaraz rozwiązać.
Poszliśmy dalej, szybko zapominając o całym wydarzeniu. Trampki Kamila nie robiły już żadnych niespodzianek. Chłopiec poweselał i nieraz nawet podbiegał kawałek do przodu. Za każdym razem goniłem za nim.
-Może przejdziemy się nad jezioro? - rzuciłem w pewnym momencie.
-Dobra, możemy połazić po plaży i może się trochę pochlapiemy - odpowiedział Kamil.
Do jeziora mieliśmy jeszcze jakieś dwa kilometry. Szliśmy szybkim krokiem, nie zwalniając. Jednak w pewnej chwili Kamil nagle zatrzymał się.
-Au, au... - jęknął, potrząsając prawą nogą.
-Co się stało?
-Mam coś w bucie... chyba kamyk... kurczę...
-Siądź i wyciągnij - powiedziałem, wskazując stojącą nieopodal, samotną ławkę. Usiedliśmy obok siebie. Kamil zaczął szarpać sznurówki prawego trampka, próbując go rozsznurować. Najwyraźniej jednak coś poszło nie tak jak trzeba.
-Kurczę - mruknął -supeł mi się zrobił...
-Pokaż - powiedziałem.
Kamil postawił stopę na ławce i przesunął ją w moją stronę. Zacząłem walczyć z zasupłaną sznurówką. Węzeł był solidnie zaciśnięty, widocznie chłopak próbując go rozwiązać, szarpał sznurowadło coraz mocniej i zacisnął je w ten sposób całkowicie. Chwyciłem nogę chłopca i ułożyłem ją sobie na kolanach. Miałem w ten sposób lepszą możliwość zajęcia się jego sznurówką, w końcu stopę miałem niemal tuż przed swoją twarzą; poza tym nie ukrywam, że dotyk jego łydki sprawiał mi ogromną przyjemność. W spodenkach czułem nadciągającą rewolucję i z całych sił starałem się powstrzymać zbliżającą się katastrofę. Ale póki co największym wyzwaniem był supeł. Chłopiec wiercił się niespokojnie, co nie ułatwiało mi zadania. W końcu, po kilkuminutowej walce, pomogłem sobie zębami i rozplątałem supeł. Rozluźniłem sznurówki. Chwyciłem trampka za piętę i zacząłem powoli zsuwać go z bosej stopy Kamila. Drugą rękę oparłem o nogę chłopaka na wysokości kostek. Kamil uspokoił się i w bezruchu przyglądał się, jak zajmuję się jego nogą. Patrzyłem jak urzeczony, jak z trampka powoli wyłania się pięta. Po chwili widać już było całą, bosą stopę Kamila. Była jasna, szczupła i pięknie zbudowana. W powietrzu rozszedł się zapach rozgrzanej gumy, zmieszanej z lekkim aromatem chłopięcego potu. Zajrzałem do trampka. Widać tam było wyraźny, ciemny odcisk stopy chłopaka. Włożyłem do środka rękę, żeby sprawdzić, co tak mocno kuło go w stopę. Po krótkiej chwili znalazłem przyczynę - mały, kanciasty kamyczek. Wyjąłem go i wyrzuciłem. Położyłem trampka na ławce i powoli przesunąłem dłonią po spodzie stopy Kamila. Stopa była miękka, ciepła i lekko wilgotna. Podmuchałem na stopę chłopca i popatrzyłem na niego. Najwyraźniej moje zabiegi sprawiały mu przyjemność. Wyraźna wypukłość na jego spodenkach świadczyła o tym aż nadto dobitnie. Zresztą mój organizm reagował podobnie.
-Fajne masz trampki - powiedziałem po chwili, biorąc but do ręki. -Wygodne?
-Bardzo - odpowiedział Kamil. -Chcesz wypróbować? Mamy chyba podobny rozmiar, możemy się na chwilę zamienić.
-Chętnie - odpowiedziałem. -Daj, zdejmę Ci drugiego - roześmiałem się. Kamil zaśmiał się również i oparł drugą nogę na moich kolanach. Powoli rozwiązałem mu sznurówki i rozluźniłem je. Oparłem lewą dłoń na kostce chłopaka i popatrzyłem na niego. Widziałem, że Kamil usiłuje zakryć ręką namiocik na spodenkach. Wsunąłem dłoń do trampka, między kostkę chłopca a cholewkę buta. W trampku Kamila panował typowo tropikalny, gorący i wilgotny klimat. Chłopiec lekko zadrżał i oparł obie dłonie na spodenkach. Widać było wyraźnie, że usiłuje ukryć narastające podniecenie. Puściłem do niego oko.
-Widzę, że kręci nas to samo - powiedziałem. Kamil lekko się zarumienił ale po chwili, nic nie mówiąc, lekko skinął głową. Wsunąłem głębiej dłoń do jego buta, sięgając aż do pięty. Drugą ręką chwyciłem trampka i szybkim ruchem zsunąłem go ze spoconej, bosej stopy chłopaka. W powietrzu natychmiast rozszedł się charakterystyczny zapach. Odłożyłem but na ławkę i objąłem dłońmi rozgrzaną stopę Kamila. Przez dłuższą chwilę gładziłem ją oburącz. Wyraźnie widziałem, że Kamilowi sprawia to dużą przyjemność. Po chwili postawiłem na ławce lewą nogę i przesunąłem ją w kierunku chłopaka.
-Pomożesz mi zdjąć? - zapytałem.
-Pewnie - odpowiedział Kamil.
Pociągnął za sznurowadła mojej halówki i rozwiązał je. Zsunął but z mojej pięty i wsunął dłoń do wnętrza halówki, pod podeszwę mojej stopy. Dotyk jego dłoni łaskotał mnie lekko, więc mimowolnie poruszyłem stopą. Po chwili Kamil chwycił halówkę i zaczął zsuwać ją z mojej stopy. Czułem, jak but powoli przesuwa mi się po bosej nodze. Już po chwili poczułem powiew świeżego, chłodnego wiatru na mojej rozgrzanej stopie.
-Gotowe - powiedział Kamil, delikatnie głaszcząc mnie dłonią po stopie.
Zacząłem powoli zakładać lewego trampka na gołą nogę. But pasował doskonale. Był jeszcze rozgrzany ciepłem stopy chłopaka. Zaciągnąłem sznurówki i zawiązałem je. W tym samym czasie Kamil zdążył już założyć moją lewą halówkę. Widziałem, jak drżącymi z podniecenia rękami usiłuje zawiązać sznurowadła, które uporczywie wypadają mu z rąk i nijak nie chcą ułożyć się w dwie kokardki.
-Pomóc Ci? - zapytałem.
Chłopiec skinął głową i z rezygnacją przesunął nogę w moją stronę. Starannie zawiązałem mu but. Przesunąłem ręką po wierzchu halówki, chcąc sprawdzić, czy rozmiar buta jest odpowiedni dla Kamila. Chłopak poruszył palcami stopy. Moje halówki okazały się dla niego w sam raz. Kamil poruszał stopą i przyglądał się jej, sprawdzając, jak wygląda jego noga ukryta w moim bucie. Tymczasem ja rozwiązałem prawą halówkę i zdjąłem ją ze swojej stopy. Kamil zobaczył to i wyciągnął rękę po but, ale go powstrzymałem.
-Zostaw, jak chcesz to Ci założę i zawiążę - powiedziałem.
-O, super! Nie będą mi się w końcu rozwiązywały! - zawołał Kamil wesoło, uśmiechnął się i oparł mi na kolanach swoją prawą nogę.
Połaskotałem go lekko palcem po stopie. Kamil zachichotał i poruszył nogą, ale zaraz się uspokoił. Zacząłem powoli wsuwać halówkę na lekko spoconą stopę chłopaka. Pochłaniałem wzrokiem widok kształtnej stopy chłopca, powoli znikającej we wnętrzu mojego buta. Kiedy już zawiązałem mu sznurowadła, Kamil chwycił leżącego wciąż na ławce prawego trampka i rozchylił jego cholewki.
-Dawaj nogę, teraz ja Ci pomogę - powiedział, spoglądając na mnie z filuternym uśmiechem. Podniosłem prawą stopę i wsunąłem palce do buta. Dłuższą chwilę przyglądałem się chłopcu, jak nieporadnie próbuje założyć mi trampka. W końcu jednak mu się to udało. Widziałem jak zaciąga sznurówki i bezskutecznie próbuje je porządnie zawiązać. Zapewne, gdyby nie był tak mocno podniecony, to w końcu dałby radę to zrobić, ale teraz najwyraźniej to zadanie przerosło jego możliwości.
-No nie dam rady... - mruknął w końcu ze złością.
-Nie szkodzi - odpowiedziałem. -Dalej już sobie poradzę.
Kiedy chwytałem sznurówki trampka, żeby je zawiązać, przyszedł mi do głowy pomysł, żeby zawiązać tego buta możliwie lekko, żeby mógł się łatwo rozwiązać. Chciałem w ten sposób pocieszyć trochę chłopaka, który wyraźnie wstydził się rozwiązujących się ciągle sznurówek i przekonać go, że może się to zdarzyć każdemu. Tak też zrobiłem. Zawiązałem sznurowadło, pilnując, żeby nie zrobić tego zbyt porządnie i w końcu mogliśmy ruszyć dalej w stronę jeziora. Trampki Kamila były rzeczywiście fantastycznie wygodne. Szliśmy obok siebie dość szybkim tempem. Już po kilkudziesięciu krokach zauważyłem, że rozwiązało mi się to "zaplanowane" sznurowadło. Postanowiłem udawać, że tego nie dostrzegam i poczekać, aż Kamil sam mi o tym powie. On najwyraźniej wciąż tego nie widział. Ja jednak uparcie nie dawałem nic po sobie poznać, mimo że było to dość trudne: trampek robił się coraz luźniejszy, a długie, białe sznurówki plątały się bezładnie wokół mojej prawej stopy. Przeszliśmy tak dobry kilometr, zanim w końcu Kamil zobaczył, co się stało.
-But Ci się rozwiązał! Teraz Tobie! - zawołał, a w jego głosie słychać było mieszankę zdumienia i skrywanej radości.
-O, rzeczywiście - powiedziałem udając zdziwienie. -Ale teraz już nie warto zawiązywać, zaraz będziemy zdejmować buty, zobacz, już prawie wchodzimy na plażę.
-Pościgamy się, kto pierwszy nad wodą? - zapytał Kamil.
-To dawaj! - zawołałem i nie czekając na chłopaka zacząłem biec w stronę jeziora. Kamil też wystartował i biegł zaraz za mną. Pod nogami mieliśmy już sypki piasek pustej jeszcze plaży. Biegliśmy przez to dość powoli, dodatkowym utrudnieniem był też dla mnie niemal zupełnie nie trzymający się nogi but. W pewnym momencie rozwiązany trampek spadł z mojej bosej nogi i prawa stopa zaczęła grzęznąć w gorącym, miałkim piasku.
-Zgubiłem but! - zawołałem i usiadłem na piasku. Kamil zatrzymał się i schylił po trampka. Podniósł go, podszedł i usiadł koło mnie. Popatrzyliśmy na siebie. Obaj dyszeliśmy, odpoczywając po krótkim biegu.
-Ale gorąco - powiedział Kamil i zdjął koszulkę, odsłaniając swój nagi, jędrny tors. Zrobiłem to samo. Nie mogłem oderwać wzroku od jego pięknego, wysportowanego ciała.
-To co, idziemy popływać? - zapytałem i przykucnąłem naprzeciwko chłopaka, opierając prawą rękę na jego lewej stopie.
-Dobrze, za chwilę - odpowiedział Kamil i położył się na plecach, podkładając ręce pod głowę.
-To tymczasem zdejmę Ci buty, chcesz?
-O, dobrze - powiedział Kamil. Uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo i przesunął nieco lewą nogę w moją stronę. Rozsznurowałem mu halówkę i powoli zsunąłem ze stopy. Zajrzałem do środka. W bucie widać było piasek, który nasypał się tam podczas biegu przez plażę. Odłożyłem halówkę i przesunąłem dłonią po kształtnej, bosej stopie chłopca, strzepując z niej piasek. Widziałem, że Kamil zmrużył oczy, a na jego twarzy malował się wyraz wielkiej błogości. Również przód jego spodenek zdradzał przyjemność, którą odczuwał. Po chwili zdjąłem mu drugą halówkę. Delikatnie otrzepałem stopę z piasku i zacząłem delikatnie pieścić ją dłońmi. Nachyliłem się i ukradkiem pocałowałem Kamila w duży palec. W tym momencie chłopak jęknął i drgnął na całym ciele. Jednocześnie zauważyłem, że na jego spodenkach pojawiła się nagle ciemna, mokra plama, powiększająca się z każdą sekundą. Chłopiec podniósł głowę i popatrzył na swoje spodenki.
-Zaraz wyschnie - roześmiałem się. -A resztę wypłuczesz w jeziorze.
Kamil uśmiechnął się i znów położył się na piasku. Usiadłem naprzeciwko niego. Prawą, bosą stopą dotknąłem lewej stopy Kamila. Była miękka i ciepła. Chłopak poruszył palcami. Nasze stopy ściśle przywarły do siebie podeszwami. Na lewej nodze wciąż miałem trampka, a w nim pełno piasku, który przesypywał się pod stopą. Rozwiązałem sznurowadło i zdjąłem but. Na spoconej stopie poczułem chłodny, ożywczy powiew wiatru. Przyłożyłem swoją lewą stopę do prawej stopy Kamila. W tym momencie poczułem, że i dla mojego organizmu było to już za wiele. Szybko zsunąłem spodenki. Zrobiłem to w ostatniej chwili: gęsty ładunek wystrzelił w górę i zatoczywszy szeroki łuk opadł na piasek. Zaraz po nim wytrysnęła druga i trzecia porcja. Bezwładnie padłem na piasek, oddychając głęboko. Leżałem, stykając się z Kamilem stopami, a obok bezgłośnie wsiąkało w piasek kilkaset milionów plemników...
Skomentuj