WEEKEND
Pięknie. Dwadzieścia trzy osoby przede mną. Nienawidzę Poczty Polskiej i tego cholernego systemu numerków. Nigdy nie wiadomo ilu tak naprawdę jest ludzi w kolejce. Na numerku dwadzieścia trzy a na sali widzę raptem pięć osób. Żeby nie te cholerne papiery firmowe siedziałbym teraz już w samochodzie i był w drodze do domu. W tym tempie to mi jeszcze z godzinę zajmie. Oczywiście nigdy nie mogą być otwarte wszystkie okienka. Trudno. Trzeba czekać, nic na to nie poradzę.
Oparłem się ramieniem o ścianę, tyłem w kierunku wejścia i wyciągnąłem telefon komórkowy. Sytuacje kiedy muszę na coś czekać często wykorzystuję na robienie porządków w SMS-ach. Sporo ich wysyłam i dostaję. Szczególnie od żony. A ile MMS-ów zboczonych. Właśnie. Akurat otworzył się taki z wielkim sutkiem na cały ekran. Ale by sobie takiego człowiek possał teraz i potarmosił. Aż szkoda kasować. Ale trzeba w końcu zrobić miejsce na nowe. O proszę a w następnym dla odmiany pięknie otwarte dziurki. Też do skasowania. Oj lubię takie zdjęcia, lubię. I te świństewka napisane pod zdjęciami. Aż się człowiekowi coś niecoś w spodniach budzi.
Z tej jakże miłej czynności wyrwało mnie dziwne wrażenie że jestem obserwowany. Uczucie mniej więcej takie gdy czujecie że panienka którą akurat minęliście ogląda się za waszym tyłkiem. Problem polegał na tym że należę do ludzi którzy starają się jak najwięcej wiedzieć o pomieszczeniu i otoczeniu w którym się znajduję. Z tego co pamiętam żadnej dziewczyny w środku nie zarejestrowałem. Podniosłem wzrok znad telefonu i powoli odwróciwszy głowę rozejrzałem się po sali. Dwie starsze panie, dwóch panów w równie podeszłym wieku, z tego jeden przy okienku i jakiś młodziak na krześle, oparty o oparcie, ze słuchawkami w uszach i zamkniętymi oczami. Krótko mówiąc żadnych panienek. Nikogo kto zwrócił by moją uwagę. Widać mam jakieś omamy. Wróciłem do przeglądania SMS-ów. Po obejrzeniu i usunięciu kilku następnych zdjęć, wrażenie że robię za obiekt obserwacji powróciło. Co do cholery jasnej. Nikt nie wchodził, nikt nie wychodził. Nic się nie zmieniło. Zaraz. A może któraś z pracownic poczty. Rozejrzałem się po okienkach. Jedna około pięćdziesiątki obsługiwała nadal starszego pana który nie bardzo mógł, a może nie chciał zrozumieć, że poczta nie jest odpowiedzialna za wysoką sumę na rachunku za gaz. Ciekawe ile mu zostanie z emerytury po zapłaceniu wszystkich rachunków. W następnym okienku które uparcie nie chciało obsługiwać ludzi siedziała inna równie nie młoda kobieta i przeglądała jakieś papiery. Innych osób nie było tylko i wyłącznie szyby na około. Już trochę rozdrażniony wzruszyłem lekko ramionami i powróciłem do robienia porządków w telefonie. Pan przy okienku w końcu się poddał, oddał połowę swojej emerytury i wyszedł a jego miejsce zajął następny facet. Zostały jeszcze dwie babeczki i chłopak na krześle. Dobrze jest. Póki co jeszcze nikt nie doszedł. Może się uda i kilkanaście osób po prostu zrezygnowało z oczekiwania na swoją kolej. O, znowu cycek. Mniam. I znowu trzeba skasować. Ostanie spojrzenie i wcisnąłem przycisk usuwania. Dziwne wrażenie powróciło. Zaczynałem się już wkurzać. Zaraz. Na około są szyby. Ale ze mnie amator. Podniosłem powoli wzrok i spojrzałem przed siebie. W szybie ujrzałem te same osoby co wcześniej. Jedyna różnica była taka że młodziak siedzący na krześle wlepiał we mnie swój wzrok. Co do cholery. A ten czego się gapi. Ma jakiś problem czy co. No dobra. Chyba jestem dzisiaj za nerwowy. W końcu piątek. Weekend. Trzeba się wyluzować. Niech się gapi. Może coś jest na ścianie za mną co go fascynuje. W tym czasie następny facet wyszedł. Została jedna kobitka przy okienku i jedna na sali czekająca na swoją kolej no i młodziak. Zobaczmy jakie jeszcze zdjęcia zostały. O to jest fajne. Sztuczny wielkolud w szparce mojej żonki. Lubię takie akcje. Długie, trochę ostrzejsze zabawy. Miodzio.
Zaraz. A który ja mam numerek. Spojrzałem na tablicę. Wyświetlało numer sto czterdzieści sześć. Spojrzałem na kartkę która ściskałem w ręku. Sto czterdzieści siedem. Kurcze. Nawet nie zauważyłem kiedy wyświetlało poprzednie. Dobrze że w ogóle się zorientowałem. Chyba by mnie szlag trafił jakby mój numerek przeleciał z tego powodu że się zająłem przeglądaniem zboczonych zdjęć. Jest. Sto czterdzieści siedem. Teraz ja. Schowałem telefon i podszedłem do okienka spoglądając spode łba na młodziaka ze słuchawkami w uszach. Zauważył mój wzrok i spuścił oczy.
Wszystkie papiery miałem przygotowane i wypisane więc jedyny problem który miała kobieta w okienku to wydanie mi reszty. Patrzyła się na mnie morderczym wzrokiem. Jak ja śmiałem jej zapłacić za znaczek wart cztery złote banknotem stu złotowym. Jakby to była moja wina że wcześniej robiłem zakupy i kobieta w piekarni pozbawiła mnie wszystkich drobnych bo oczywiście też nie miała wydać. Niestety zasrany bankomat będący w pobliżu nie miał na tyle banknotów żeby mi wypłacić chociaż pięćdziesiątkami. Cała setka. Trudno. Stówa też pieniądz. A gdzie jak gdzie ale nie myślałem że na poczcie będą mieli z tym jakiś problem. Kurcze znowu to dziwne uczucie. Obejrzałem się szybko do tyłu. Chłopak wlepiał we mnie swój wzrok na tyle zapamiętale że zdążyłem go złapać na tej czynności. No teraz to już mnie naprawdę zaczęło wkurzać. Do tego rzucająca piorunami kobieta w okienku dołożyła swoje. Rzuciła mi wreszcie niedbale reszty i wcisnęła guzik wywołania następnego klienta. Zabrałem pieniądze i skierowałem się w stronę chłopaka.
- Masz jakiś problem ? – warknąłem wściekle w jego stronę.
Chłopak nawet się nie podniósł tylko spojrzał w górę przestraszonym wzrokiem.
- Nie, nie mam. – odpowiedział lekko zdenerwowanym głosem.
- To co się tak gapisz ? – zapytałem nadal agresywnie nastawiony.
- Nie. Ja się wcale nie gapię. – zaprzeczył gorliwie.
- Kurde gościu. Nie leć ze mną w kulki. Coś ci się nie podoba ?
- Nie. No skąd. Wręcz przeciwnie – odpowiedział spanikowany i spuścił wzrok.
Mnie lekko przytkało.
- Że co ? Co wręcz przeciwnie ? – zapytałem lekko zdezorientowany. Trochę mnie wybił z rytmu tym dziwnym wyznaniem.
- No przeciwnie. Znaczy podoba mi się. Wszystko. To znaczy ogólnie. – Chłopak plątał się w zeznaniach coraz bardziej.
- Słuchaj. Ja nie mam nastroju. Sam pobyt w tej instytucji mnie wkurza. Nie wiem chłopcze o co ci chodzi, więc bądź łaskaw wyrażać się nieco dokładniej. – warknąłem w jego kierunku, jednocześnie zastanawiając się czego on chce.
- No podoba mi się. Znaczy twój tyłek mi się podoba. – wydusił z siebie chłopak i skulił się jakby czekał na uderzenie, a przynajmniej na solidną porcję wiązanek pod swoim adresem.
Mnie zatkało.
- Że co ? A ty co ? Homo ? – zapytałem już spokojniejszym głosem. Zaskoczył mnie chłopak na całej linii.
- Tak dokładnie to Bi. – usłyszałem w odpowiedzi.
Stałem chwilę w milczeniu obserwując go i analizując to co powiedział.
- Czekam na zewnątrz. – rzuciłem w jego stronę i nie czekając na reakcję poszedłem w kierunku wyjścia.
Przez skórę czułem że nie bardzo wiedział co ma zrobić. Stanąłem przed pocztą, oparłem się plecami o ścianę i czekałem. W środku był tylko on i starsza pani przy okienku. Chwilę później starsza pani wyszła. W między czasie nikt inny do środka nie wchodził. Ciekawy byłem jak długo będę musiał czekać.
Po około pięciu minutach mojego oczekiwania wyszedł. Spojrzał w moja stronę i podszedł powoli. Widać było że nie bardzo wie czego ma się spodziewać. Ja miałem okazję przyjrzeć mu się dokładnie. Młody chłopak około dwudziestu, może dwudziestu trzech lat, krótko ostrzyżony, brunet. W dzisiejszych czasach mało który nosił długie włosy. Większość chłopaków w jego wieku była ostrzyżona na jeża. Szczupły, niższy ode mnie o około pięć centymetrów. Stanął przede mną i spojrzał pytająco.
- Bi powiadasz. – rzuciłem w jego kierunku.
- Tak Bi. Słuchaj. Ja nie chciałem cię urazić. Ja tylko się patrzyłem. Ale już pójdę ok. ? Nie chcę mieć żadnych problemów. – odpowiedział, tłumacząc się zawzięcie.
- Cicho bądź. Samochód masz ? – zapytałem, czym zupełnie wybiłem go z rytmu.
- Mam. Tam stoi. – Powiedział już zupełnie zdezorientowany pokazując jednocześnie na auto stojące kilka metrów od nas.
- A czas jutro masz ? – zapytałem ponownie jednocześnie wyciągając z kieszeni kawałek kartki i długopis
- Mam. – odpowiedział, a na jego twarzy zaczął powoli pojawiać się wyraz zaciekawienia.
- Tu masz adres i godzinę. Będziesz ty, ja i moja żona. – powiedziałem podając mu jednocześnie kartkę z napisanym na niej adresem i godziną na którą ma przyjechać.
- Trafisz ?
Chłopak przyjrzał się chwilę kartce.
- Tak trafię. Byłem kiedyś w tej okolicy – odparł już spokojnym głosem.
- Musze ci tłumaczyć po co przyjeżdżasz ?
- Raczej nie – odpowiedział lekko się przy tym uśmiechając.
- To dobrze. Masz jakieś imię ?
- Paweł – odpowiedział chłopak.
Mój imiennik. Chyba oczekiwał na rewanż ale tylko kiwnąłem głową, odwróciłem się i poszedłem w kierunku swojego samochodu zostawiając go samego. Ciekawy byłem czy przyjedzie. Zupełnie nie wiedziałem jaka będzie reakcja mojej żony. Wiadomo było że chodzi o seks. Ja to wiedziałem, on się domyślał a Anna też pewnie na to wpadnie. Ciekawe czy się zgodzi. Kiedyś o tym rozmawialiśmy, ale prawda jest taka że to były luźne rozmowy. Żadnych konkretnych planów nie robiliśmy. Nie wiem co ja sobie wyobrażałem. Zachciało mi się iść na żywioł. Idiota ze mnie. Nawet nie znam gościa adresu ani telefonu. Nic o nim nie wiem. Obejrzałem się do tyłu ale zobaczyłem tylko tył jego samochodu jak odjeżdżał. Doszedłem do swojego auta, wsiadłem i udałem się w kierunku domu. Piątek, będą korki. Sporo czasu na przemyślenia. Tak naprawdę dopiero jutro zobaczę czy i jak bardzo debilny pomysł miałem.
Droga do domu zajęła mi prawie dwie godziny. Moja żona była już w domu. Rzadko się zdarzało żeby była wcześniej ode mnie. Ledwo wszedłem na stół wjechał pyszny obiadek. Zawsze są pyszne. Tylko rzadko je chwale, ale i tak wie że mi smakują. Przywitałem się i usiedliśmy do stołu. Jedliśmy w ciszy. Droga do domu szczególnie w piątki mocno mnie irytuje i potrzebuje po powrocie trochę ciszy i spokoju. Jadłem i zastanawiałem się co mam jej powiedzieć. Gdzieś w połowie drugiego dania zdecydowałem się odezwać.
- Jutro będziemy mieć gościa. – rzuciłem niby od niechcenia.
- O. A kogo ? – zapytała zaciekawiona Anna.
- Kolegę. Mój imiennik. Nie znasz. – odpowiedziałem pchając jednocześnie kotleta w usta.
Anna lekko się zdziwiła. Z widzenia może nie znała każdej osoby z która rozmawiam ale orientowała się w nich po imionach.
- No faktycznie nie znam. Nigdy o nim nie mówiłeś. A co się stało że przyjeżdża ? Na obiad będzie ? Na grilla przyjeżdża ? – moja żona rzucała pytaniami jednym za drugim.
- Wieczorem będzie. O dwudziestej. Może na noc zostanie....Jak będziesz chciała. – odpowiedziałem i spojrzałem w jej kierunku.
Anna zamilkła.
- Jak będę chciała ?
- Uhm. – mruknąłem dalej jedząc.
- A jak nie będę chciała ?
- To trudno. Wróci do domu – odparłem jednocześnie się zastanawiając jak ja go w razie czego wyślę w diabły z powrotem.
Anna znowu zamilkła i zajęła się jedzeniem.
„ No i dupa blada” – pomyślałem przeżuwając resztę obiadu. Moja żona w milczeniu skończyła jeść obiad i wziąwszy nasze talerze poszła do kuchni.
No pięknie. Co ja sobie myślałem. Ciekawe czy się na mnie wkurzy. Kurcze, jeszcze będę musiał się jakoś tego gościa pozbyć. Po jaka cholerę dałem mu ten adres. Mogłem się najpierw Anny spytać.
W trakcie moich rozmyślań do pokoju weszła moja żona niosąc na tacy kawę i pyszne drożdżowe rogaliki. Postawiła tacę na stole, usiadła i zaczęła jeść rogalika, nie mówiąc przy tym ani słowa.
„No naprawdę fajnie. Obraziła się.” – pomyślałem zrezygnowany i też sięgnąłem po ciastko.
- Będę chciała. – powiedziała nagle Anna.
- Słucham ? – zapytałem, nie bardzo rozumiejąc o co jej chodzi.
- Powiedziałam, że będę chciała – powtórzyła Anna.
Dopiero teraz do mnie dotarło o czym mówi. Spojrzałem na nią. Siedziała pijąc kawę i uśmiechała się figlarnie w moim kierunku.
- Jesteś pewna ? – zapytałem niepewnie
- Powiedziałam, że będę chciała – powtórzyła po raz trzeci moja żona ubawiona moją zdziwioną miną.
- Ok. – odpowiedziałem również się uśmiechając.
Nie musieliśmy mówić nic więcej. Zapowiadało się na całkiem ciekawą zabawę.
Resztę dnia i połowę następnego spędziliśmy na sprzątaniu, zakupach i szykowaniu się na wieczorne spotkanie. Z godziny na godzinę miałem coraz więcej wątpliwości. Moja żona chyba wręcz przeciwnie. Chodziła cała w skowronkach, depilowała się, malowała i w ogóle robiła na bóstwo. Miałem pewne plany na ten wieczór w które jej nie wtajemniczałem. Miała to być niespodzianka. W końcu nadeszła godzina zero. Pięć minut przed dwudziestą usłyszeliśmy samochód podjeżdżający pod naszą bramę. Wyszedłem przed dom i podszedłem do furtki. Paweł wysiadł z samochodu z wielkim bukietem kwiatów. Kurcze moja żona w życiu takiego wielkiego bukietu ode mnie nie dostała. Miałem ochotę zapytać złośliwie czy to dla mojej żony czy dla mnie, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język. W końcu to miała być zabawa a nie rywalizacja. Resztki wątpliwości odleciały zresztą, kiedy zobaczyłem jego minę. Przedstawiała coś pomiędzy zainteresowaniem a paniką. Nawet podniosło mnie to lekko na duchu.
- Cześć. – powiedział Paweł niepewnym głosem.
- Cześć. Musimy pogadać. – odpowiedziałem.
Jego mina zmieniła się. Teraz pojawiła się lekka nutka zawiedzenia.
- Co mam sobie jechać z powrotem ? Nie no ja rozumiem, nie ma sprawy. Tylko jak możesz to oddaj swojej żonie te kwiaty. Szkoda żeby się zmarnowały. – powiedział z miną zbitego psa i wręczając mi bukiet.
Rozbawiło mnie to kompletnie. Mam nadzieję że moja żona tego nie widziała, bo jak nic pomyśli że gość wręcza mi bukiet. Jeszcze przyszło by jej do głowy że za to, że mu dam własną żonę przelecieć.
- Nie no spokojnie, spokojnie. Trzymaj te kwiaty bo to głupio wygląda. – odparłem wesoło. – Chciałem ustalić po prostu kilka szczegółów.
Widać było jak momentalnie wraca do niego życie. Nawet się roześmiał.
- Ok. A co dokładnie ? – zapytał wesoło.
Wyłuszczyłem mu dokładnie jakie mam plany. Słuchał w skupieniu i sadząc po minie chyba nawet mu to odpowiadało.
- Masz może jakieś pytania ? Albo coś ci w tym co mówiłem przed chwilą nie odpowiada ?
- Jest Ok. Chciałem ci tylko powiedzieć że ja nie mam za dużego doświadczenia szczególnie w takich zabawach. Właściwie to coś takiego robię pierwszy raz. I mam nadzieję że będzie wszystko OK.
„Też mam taką nadzieję.” – pomyślałem kierując się w stronę domu.
Otworzyłem drzwi i weszliśmy do środka. W salonie czekała już moja żona. Ta to umiała zrobić wrażenie. Ubrana niby zwyczajnie. Bluzka, spódnica. Tyle że spódnica dość obcisła a bluzka rozpięta tak, że pierwsze co się rzucało w oczy to cudny rowek pomiędzy wielkimi cycuszkami. Otwierając drzwi wpuściłem trochę chłodnego powietrza do środka. Jej sutki zareagowały od razu stając na baczność. Widać to było wyraźnie pomimo stanika, który chyba nie należał do najgrubszych. Paweł w każdym bądź razie zauważył je na pewno, a ja tylko się uśmiechnąłem. Wiedziałem jakie wrażenie może zrobić na facetach biust mojej żony. Na mnie robił cały czas, nawet po tylu latach małżeństwa. Paweł wreszcie ruszył się z miejsca, wręczył Annie kwiaty. Przedstawiłem ich sobie, po czym usiedliśmy przy stoliku. Z tego jak moja żona patrzyła wywnioskowałem, że zrobił na niej całkiem dobre wrażenie. Nawet mrugnęła do mnie porozumiewawczo gdy siadaliśmy na kanapie. Na początku gadka nie bardzo się kleiła. Na szczęście jest coś takiego jak alkohol. W takich sytuacjach idealny napój na rozluźnienie atmosfery. Dwie godziny później siedzieliśmy i gadaliśmy niczym starzy znajomi. Po następnej godzinie atmosfera zaczynała się robić coraz gorętsza. Rozmowy coraz częściej kręciły się w okolicach seksu. Jedyne czego teraz było potrzeba to jakiegoś ruchu z czyjejś strony. W pewnym momencie moja żona dała mi lekki znak. Pomimo wypitego alkoholu zrozumiałem go w lot.
- Przeproszę was na chwilę ale muszę iść do kotłowni dołożyć do pieca. Niestety mieszkanie w domku ma swoje obowiązki. Za parę minut wrócę. – mówiąc to z lekko plączącym językiem, wstałem i udałem się w stronę piwnicy.
- Może ja pomogę – zapytał Paweł zrywając się z miejsca. Jego mowa po wypitym alkoholu też nie należała do najwyraźniejszych.
- Siedź. Poradzę sobie. – machnąłem w jego kierunku ręka i wyszedłem z pokoju. Stanąłem na schodach, zaraz za drzwiami. Tu było trochę chłodniej niż w salonie. To dobrze bo alkohol znajdujący się w moim organizmie zaczynał za bardzo się panoszyć. Chłodząc się zastanawiałem się ile czasu potrzeba mojej żonie na rozkręcenie Pawła. Bo doskonale sobie zdawałem sprawę z tego że o to właśnie jej chodziło. W końcu stwierdziłem że skoro już tu doszedłem to chyba faktycznie zajrzę do tego pieca. Zszedłem na dół. Dobrze zrobiłem bo faktycznie była tam resztka żaru. Dorzuciłem węgla. Normalnie zajęło by mi to ze trzy minuty ale ponieważ promile szalały po moim organizmie więc zrobiło się z tego tak na oko dobre piętnaście minut. Postanowiłem wracać na górę co też nie było takie proste. W końcu dotarłem do drzwi. Otworzyłem je i ujrzałem mniej więcej to czego się spodziewałem. Moja żona siedziała obok Pawła z bluzka rozpiętą do samego dołu, stanikiem zsuniętym w dół i wielkim, oj naprawdę wielkim sterczącym fiutem w ręku. Paweł nawet nie zauważył jak wszedłem bo zajęty był ssaniem sterczących sutków które wcześniej mógł podziwiać pod bluzką mojej żony. Anna ujrzawszy mnie w drzwiach uśmiechnęła się zalotnie. Przy takich widokach w moich spodniach zaczęło się coś ruszać i prężyć. Postanowiłem jakoś zadziałać.
- Może wygodniej by nam było w sypialni ? – zapytałem wesoło.
cdn...
Skomentuj