- I raz… i dwa… i trzy… osiemdziesiąt – Yue Sing liczyła po cichu wzniesienia sztangi. Martwy ciąg – jej ulubione ćwiczenie. Ciężar niezbyt wielki, ot - 80 kilogramów - tylko tyle, aby rozgrzać mięśnie. Ale pracując na treningu trzeba na czymś się skupić – liczenie uspokaja i pomaga wydobyć z organizmu jeszcze trochę sił.
- No, będzie dość – powiedziała, prostując plecy. Sięgnęła po ręcznik i przetarła czoło.
Jej masażystka natychmiast pojawiła się tuż koło niej, niosąc torbę z odżywkami i innymi niezbędnymi specyfikami. Chen Tsu, podobnie jak sama sztangistka była niewielką, wręcz filigranową dziewczyną. Na pierwszy rzut oka nikt nie odgadłby, jak ciężką dyscypliną sportu zajmują się obie kobiety.
- Wszystko w porządku? – spytała Chen – Wydawało mi się, że ostatnie razy robiłaś z pewnym wysiłkiem?
- Coś mnie zabolało w karku w połowie serii – przyznała zawodniczka – ale nie sądzę, żeby to było zbyt poważne.
- No wiesz! – ofuknęła ją masażystka, wstrząsając głową ze złością, aż jej czarne włosy rozsypały się aksamitną burzą wokół jej drobnej twarzy – Nie wolno ryzykować kontuzji przed najważniejszym startem w życiu! Sama wiesz, ile zależy od tego występu!
Yue spuściła głowę.
- Tak, wiem... Ale to naprawdę nic wielkiego, przysięgam!
- Kładź się natychmiast, sprawdzę czy wszystko jest w porządku i zrobię ci masaż – stwierdziła Chen nie znoszącym sprzeciwu tonem.
- Jesteś gorsza niż trener i cały zarząd związku razem wzięci – jęknęła rozdzierająco sztangistka, ale w jej oczach zalśniły wesołe iskierki.
Posłusznie rozścieliła czysty ręcznik na niewysokiej kozetce, przygotowanej specjalnie na jej potrzeby. Ponaglana groźnym wzrokiem fizjoterapeutki, Yue szybko zrzuciła bluzę i koszulkę z dumnym napisem Pekin 2008 i położyła się na brzuchu. Silne, ale delikatne dłonie Chen spoczęły na jej karku, uważnie przesuwając się po jej mięśniach, badając każdy ich splot, jakby próbując dostać się pod jej skórę. Dotyk był pewny i przynosił kojące odprężenie, jakby dziewczyna wprawnymi ruchami sięgała głęboko, aż do samej duszy. Yue rozluźniła się, poddała uspokajającym ruchom dłoni.
- No, chyba faktycznie nic się tu nie dzieje złego – mruknęła masażystka – Ale za taką nieroztropność powinnam zbić ci tyłek mokrym ręcznikiem tak mocno, żebyś mnie popamiętała.
- Mrrrrr... obiecujesz? – parsknęła śmiechem zawodniczka, kręcąc się na ławie i prowokująco wypinając zgrabny tyłeczek ku górze – To mogłoby być inspirujące...
- Nie żartuj, Yue – głos Chen był wyjątkowo poważny – Olimpiada zbliża się wielkimi krokami, a ty musisz wygrać.
Yue westchnęła ciężko.
- Wiem. Ale nawet Partia nie jest wszechmocna. Ale wiesz, że zrobię wszystko żeby tak się stało.
- Mam nadzieję.
- Muszę wygrać – powtórzyła półgłosem Yen – Ale na razie poproszę o masaż. Na kredyt pod zastaw złotego medalu.
Chen sięgnęła po swoją torbę i wyciągnęła kilka buteleczek. Obrzuciwszy swoje specyfiki krytycznym spojrzeniem, wybrała jeden z nich i wylała trochę gęstego, aromatycznego olejku na plecy sportsmenki. W powietrzu rozszedł się przyjemny, korzenny zapach. W jednej chwili ciężka atmosfera wysiłku i znoju panująca w sali treningowej rozproszyła się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Słodki zapach rozpiął w powietrzu magiczną iluzję spokoju, piękna i domowej intymności.
Ciepłe dłonie Chen znowu spoczęły na ciele Yue. Tym razem palce dziewczyny poruszały się wolniej, z wprawną swobodą odnajdując zakończenia nerwów i rozprowadzając dobrą energię po zmęczonych mięśniach dziewczyny. Kreśląc mocnymi ruchami drobne kółka, Chen rozprowadziła olejek po skórze. Ciężki, gesty płyn rozgrzewał ciało, wlewając w nie przyjemną ociężałość. Yue czuła, że pod palcami masażystki mięknie jak wosk topiony gorącym płomieniem świecy. Westchnęła głęboko, gdy długie, zręczne palce poprowadziły subtelną linię wzdłuż jej kręgosłupa. Poczuła, jak jej ciało wypełniają rozgrzane emocje. Uśmiechnęła się do siebie i wtuliła twarz w złożoną pod głową bluzę, chowając się przed światem, przed obcymi, zamykając się w ulotnym świecie marzeń, w którym była tylko ona i gładząca jej ciało pieszczotliwymi ruchami Chen. Palce dziewczyny wzbudzały w niej tajemne pragnienia. Z każdym ruchem czuła, jak jej wnętrze przepełnia słodkie oczekiwanie. Fascynujące, zakazane uczucie, aby otworzyć się na ten cudowny dotyk, aby swoimi niewprawnymi ruchami odpowiedzieć na milczącą zaproszenie wszędobylskich palców.
Poczuła, jak dłonie Chen schodzą coraz niżej, jak przesuwają się po mięśniach grzbietu, jak coraz śmielszymi ruchami spływają w łagodną dolinę znajdującą się poniżej. Nieznacznym ruchem uniosła ciało, zapraszając masażystkę, aby jej palce zbłądziły pod okrywający jej pośladki materiał dresów. Chen przesunęła na chwilę dłonie, muskając dotknięciem lubieżnie napięte kształty, ale szybko wycofała się, jakby przestraszona własną śmiałością. Z ust Yue wyrwał się zawiedziony, zduszony jęk. Masażystka nachyliła się nad nią, zanurzając usta w jej rozpuszczonych włosach. Jej ciepły oddech pieszczotliwie łaskotał dziewczynę w ucho.
- Tak nie można, panno Yue. – zganiła ją żartobliwie - Tu wszędzie kręcą się ludzie.
- Ratuj, Chen – szepnęła zawodniczka – Po twoim odprężającym masażu jestem taka spięta, że zaraz eksploduję.
- Uklęknij, zobaczymy, co się da z tym zrobić...
Z pełnym nadziei westchnieniem zajęła pozycję. Chen znalazła się tuż za nią, nie przestając wodzić dłońmi po jej rozgrzanych plecach. Czuła jej obecność, jej zapach, jej przyjazne ciepło emanujące z drobnego ciała. Delikatnym ruchem dłonie dziewczyny przesunęły się z jej pleców na żebra. Yue rozsunęła ręce, aby ułatwić jej dostęp. Poczuła dotyk dziewczyny nieśmiało przesuwający się do przodu, w kierunku jej piersi. Czuła, jak obezwładniające pragnienie rodzi się gdzieś w jej wnętrzu, jak jest cała drży od oczekiwania, narastającego do szaleństwa. Zacisnęła dłonie na ręczniku, walcząc ze sobą, aby nie sięgnąć po drobne dłonie Chen, aby nie przyciągnąć jej do siebie.
Palce dziewczyny łagodnie podkreśliły subtelny zarys jej piersi, pieszczotliwie uniosły je w górę, aby krótkim spotkaniem nagrodzić wyprężone oczekiwaniem sutki. Yue jęknęła cicho i przygryzła wargi. Całe jej ciało błagało o więcej.
Nagle w intymną bliskość ich pieszczot wdarł się odgłos kroków na korytarzu. Chen błyskawicznie wycofała się, a Yue rozpłaszczyła się na leżance. Jej serce biło jak oszalałe, ale usiłowała zachować spokój udając, że jedyne, co działo się w sali, to zwykły sportowy masaż. Drzwi do sali otworzyły się, wpuszczając niewysokiego mężczyznę w czerwonym dresie trenerskim. Trener Wang był nieprzyjemnym, antypatycznym mężczyzną, o wiecznie skrzywionej, płaskiej twarzy.
- No, dosyć tych masaży – rzucił twardo od wejścia, obrzucając Chen nachmurzonym i podejrzliwym spojrzeniem – Wynoś się.
- Jeszcze nie skończyliśmy – zaprotestowała słabo Yue.
- Skończyłyście – warknął trener – Masz dziś gościa.
- Dziś? – próbowała udać zdziwioną – Myślałam…
- Dziś – powtórzył twardo
Przymknęła oczy. Zimne uczucie bezsilnej wściekłości zmroziło jej duszę.
- Przepraszam, Chen – szepnęła - Pan trener ma rację, lepiej idź już.
Wzdrygnęła się. Nie może okazać słabości. Wstała, zupełnie nie krępując się nagością lśniącego balsamem ciała i buntowniczo prezentując niewielkie, jędrne piersi. Chen opiekuńczym ruchem narzuciła na nią ręcznik i delikatnie uścisnęła, dodając otuchy. A potem pokornie zebrała swoje rzeczy i cicho, ze spuszczoną głową wymknęła się z sali. W drzwiach zatrzymała się na chwilę, rzucając ukradkowe spojrzenie. Yue popatrzyła na nią i spuściła głowę. Chen wyszła.
W drzwiach pojawiła się za to zwalista sylwetka Chenglei Su. Nie lubiła go, był dla niej obrzydliwy, choć oczywiście imponowało jej jego mistrzostwo. Rekord życiowy powyżej 240kg w podrzucie musiał budzić szacunek. Niewiele osób na świecie potrafi utrzymać nad głową ćwierć tony. Mimo to jego potężne ważące grubo ponad sto dwadzieścia kilogramów ciało budziło u niej fizyczny wstręt. Trener Wang uśmiechnął się złośliwie. .
- No to zostawiam was samych. Mam nadzieję, że wiecie, co robić
Chenglei uśmiechnął się paskudnie.
- Ja wiem. I pokażę naszej małej Yue, jeśli nie będzie wiedziała.
Zostali sami. Podszedł do niej, oparł się o jeden z przyrządów. Metalowy stojak jęknął pod jego ciężarem. Wzdrygnęła się, uświadamiając sobie, że Su waży prawie trzy razy więcej od niej. Spojrzał na nią z góry, jakby czytając jej w myślach. Jego brzydką, płaską twarz rozciągnął obleśny uśmiech.
- Wiesz po co tu jestem?
Przełknęła ślinę.
- Wiem. Zróbmy co mamy zrobić i miejmy to poza sobą.
- No, co jest – uniósł w górę brwi, jakby zdziwiony – To nie praca, to nagroda. Chyba się zabawimy, nie?
- Nie – warknęła, nie panując nad sobą – Nie zabawimy się. Może dla ciebie to jest nagroda. Dla mnie to harówka i dalsza część treningu.
- Może to i lepiej - Parsknął śmiechem – Lubię jak się opierają. Wtedy przynajmniej mogą poczuć, kto tu rządzi.
Wzdrygnęła się. Jeśli będzie chciał robić to na siłę...
- Dobrze – powiedziała zrezygnowanym głosem – Zabawimy się.
Uśmiechnął się triumfująco. Szybkim ruchem zdjął dresową bluzę. Imponujące, zwaliste ciało błyszczało jak nasmarowane tłuszczem. Yue poczuła, że wzbierają w niej mdłości.
- Mogłeś się chociaż umyć – warknęła
- Nie zdążyłem po treningu – sapnął, skacząc zabawnie na jednej nodze i zdejmując spodnie – Spieszyłem się do ciebie, kwiatuszku. Zresztą dobrze ci zrobi poznanie zapachu prawdziwego, męskiego samca.
W końcu oporne dresy dały się ściągnąć i Su opadł ciężko na przyrząd do ćwiczeń.
- Najlepsze zostawiłem dla ciebie – uśmiechnął się znowu tym swoim prostackim grymasem i wskazał na swoje szorty. – Zdejmuj je, mała i zobacz co tam dla ciebie mam.
Westchnęła i zrezygnowana opadła na kolana. Sięgnęła ku rozpartemu na przyrządzie ciału i powoli zsunęła ostatnią część ubrania. Członek sztangisty leżał oparty o jego nogę.
- No, pobaw się nim. Bądź moją niegrzeczną dziewczynką – ponaglił ją.
Posłusznie wzięła go w rękę. Wykonała parę ruchów, z mieszaniną zdziwienia i pomieszanej z odrazą fascynacji patrząc, jak zaczyna rosnąć w jej dłoni. Czuła jak krew przeciska się do jego narządu, jak usztywnia go i pobudza do życia. Obrzydliwa, zadowolona mina sztangisty była dla niej nie do zniesienia. Wstała i puściła nabrzmiewającego członka. Natychmiast otworzył oczy i spojrzał na nią ze złością.
- No, co jest – warknął – Już idziemy na całość? Liczyłem na więcej.
- Ja też się muszę przygotować – powiedziała zimno – Inaczej we mnie się nie wciśniesz.
- Niejeden czarny, amerykański samiec mógłby mi pozazdrościć, co? - roześmiał się, ujmując wielką dłonią sterczący narząd – Już ja ci tak nim dogodzę, że zaraz będziesz piszczeć z rozkoszy.
Odwróciła się od niego, przygryzając usta. Chciała mu wykrzyczeć prosto w twarz, że nic ją nie obchodzi jego męskość, że jest mała i brzydka, że budzi w niej odrazę. Że jest jej potrzebny tylko do jednej rzeczy i że gdyby nie była do tego wszystkiego zmuszona przez trenera, nawet by o nim nie pomyślała. Wiedziała jednak, że nie może tego zrobić. Że jest w sytuacji bez wyjścia. Co gorsza, wiedziała też, że nawet gdyby mogła znaleźć jakąś drogę ucieczki - i tak by z niej nie skorzystała.
Sięgnęła ręką do sportowej torby, wyszukała niewielką tubkę. Żel nawilżający. Wiedziała, że będzie go potrzebować. Dużo. Wycisnęła porcję bezpośrednio na krocze.
- Odwróć się – zakomenderował głosem nie znającym sprzeciwu – Chcę widzieć, jak to robisz.
Upokorzona i zrezygnowana, obróciła się w jego stronę. Palcami nagarnęła żel do wnętrza. Był zimny i śliski. Przeciągnęła palcem po łechtaczce, rozpaczliwie próbując wzbudzić w sobie cień ochoty. Gdyby tylko na jego miejscu był ktoś inny. Gdyby tylko nie musiała robić tego z tym wielkim, pewnym siebie mężczyzną, który uważał, że ma prawo zrobić z nią, co tylko chce. Gdyby tylko potrafiła przypomnieć sobie delikatne, rozumiejące jej ciało palce Chen... Nagle postanowiła, że to wszystko będzie inaczej. Że to ona musi to zrobić. Ze ma być podmiotem, a nie przedmiotem tej obrzydliwej sceny.
- Kładź się na ławie – warknęła – Pokażę ci, jak to powinno wyglądać.
Uśmiechnął się szeroko, wyczuwając w niej jakąś zmianę. Przeszedł na wskazane miejsce i wyciągnął się na wznak. Sterczący narząd obscenicznie sterczał w powietrzu.
Podeszła do niego.
- Teraz zamknij się i dawaj go – wycedziła, chwytając go mokrą od żelu dłonią. Miała silny uchwyt. Ścisnęła go, tak, żeby poczuł. Teraz ona była panią sytuacji. Teraz on go miała. Zrobiła kilka ruchów w górę i w dół. Szybkich, mocnych, zdecydowanych – jak ona sama.
- Nie tak mocno, kotku – jęknął. Nie wiedziała, z bólu, czy z przyjemności. Nie obchodziło ją to.
- Bo co mi zrobisz, twardzielu – warknęła zaczepnie – Ścisnę mocniej, to będziesz dźwigał ciężary ze mną, w kobiecej części zawodów. Zamknij mordę i korzystaj, póki masz szansę.
Kilka ruchów wystarczyło. Zaprowadziła go nas sam koniec, po czym zdecydowanym ruchem dosiadła go okrakiem. Wsunął się gładko w jej wnętrze. Nie potrafiłaby powiedzieć, czy to dzięki żelowi, czy to dzięki swoim niezbyt imponującym rozmiarom. Zacisnęła na nim mięśnie i zaczęła energicznie ruszać biodrami. Mocno, zdecydowanie, żeby wiedział kto tu jest panem. I żeby to szybko się skończyło.
Niewiele było mu trzeba, na co zresztą rozpaczliwie liczyła. Wystarczyło kilka pchnięć i nagle jęknął głośno i wyprężył się cały. Poczuła, jak jego nasienie wlewa się w nią ciepłą strugą. Nie pozwoliła mu zbyt długo cieszyć się spełnieniem. Szybko zsunęła się z niego, zasłaniając dłonią obolałe krocze. Życiodajny płyn nie miał się z niej wylewać.
- Zrobiłeś swoje, możesz stąd spieprzać – mruknęła, kładąc się na jednym z przyrządów. Zadarła nogi do góry i przewiesiła je przez uchwyty – Teraz powinnam trochę tak poleżeć.
Przez chwilę wyglądał tak, jakby chciał coś powiedzieć, dać do zrozumienia, że on tu ma ostatnie słowo, ale zrezygnował. Bez słowa wstał, ubrał się i wyszedł. Yue czuła się zmęczona, ale nie dane jej było wypocząć. Wang pojawił się w sali. Tuż za nim, cicho jak cień wsunęła się Chen.
- I jak? – rzucił trener obrzucając ją ciekawskim spojrzeniem – Już po wszystkim? Udało się?
- Już – powiedziała zaczepnie Yue – Nie wiem, czy się udało. W każdym razie próbowaliśmy. Poleżę teraz z nogami do góry, to podobno pomaga.
- Dobry pomysł – pochwalił – Tylko ubierz się, żebyś się nie przeziębiła.
Chen natychmiast podeszła z kocem i okryła zawodniczkę, uprzejmie odwracając wzrok. Wang popatrzył na to wszystko zimnym wzrokiem.
- Jak się pozbierasz, weź prysznic i idź do siebie. Wieczorem przyślę ci jeszcze kogoś.
Upokarzająca procedura powtórzyła się jeszcze kilkanaście razy w ciągu najbliższych dni. Na tyle często, że wkrótce potem testy Yue wykazały pierwsze tygodnie ciąży. Trafili w termin idealnie, do olimpiady pozostawało jeszcze wystarczająco dużo czasu. Zresztą trudno było się dziwić – przygotowywała się do tego wystarczająco długo, pod czujnym okiem sztabu medycznego swojej ekipy. Trzy miesiące później lekarze dokonali aborcji.
Doping ciążowy jest idealny, praktycznie niewykrywalny – a jeśli nawet, to łatwo przecież wytłumaczyć się przypadkowym zajściem w ciążę. Cel pozostawał najważniejszy. Igrzyska. Szlachetna idea sportowej rywalizacji. Cztery lata przygotowań. Cztery lata wyrzeczeń, pracy, koszmarnego mozołu codziennych treningów. Przygotowanie do jednej, krótkiej jak mgnienie oka, krytycznej chwili.
- No, będzie dość – powiedziała, prostując plecy. Sięgnęła po ręcznik i przetarła czoło.
Jej masażystka natychmiast pojawiła się tuż koło niej, niosąc torbę z odżywkami i innymi niezbędnymi specyfikami. Chen Tsu, podobnie jak sama sztangistka była niewielką, wręcz filigranową dziewczyną. Na pierwszy rzut oka nikt nie odgadłby, jak ciężką dyscypliną sportu zajmują się obie kobiety.
- Wszystko w porządku? – spytała Chen – Wydawało mi się, że ostatnie razy robiłaś z pewnym wysiłkiem?
- Coś mnie zabolało w karku w połowie serii – przyznała zawodniczka – ale nie sądzę, żeby to było zbyt poważne.
- No wiesz! – ofuknęła ją masażystka, wstrząsając głową ze złością, aż jej czarne włosy rozsypały się aksamitną burzą wokół jej drobnej twarzy – Nie wolno ryzykować kontuzji przed najważniejszym startem w życiu! Sama wiesz, ile zależy od tego występu!
Yue spuściła głowę.
- Tak, wiem... Ale to naprawdę nic wielkiego, przysięgam!
- Kładź się natychmiast, sprawdzę czy wszystko jest w porządku i zrobię ci masaż – stwierdziła Chen nie znoszącym sprzeciwu tonem.
- Jesteś gorsza niż trener i cały zarząd związku razem wzięci – jęknęła rozdzierająco sztangistka, ale w jej oczach zalśniły wesołe iskierki.
Posłusznie rozścieliła czysty ręcznik na niewysokiej kozetce, przygotowanej specjalnie na jej potrzeby. Ponaglana groźnym wzrokiem fizjoterapeutki, Yue szybko zrzuciła bluzę i koszulkę z dumnym napisem Pekin 2008 i położyła się na brzuchu. Silne, ale delikatne dłonie Chen spoczęły na jej karku, uważnie przesuwając się po jej mięśniach, badając każdy ich splot, jakby próbując dostać się pod jej skórę. Dotyk był pewny i przynosił kojące odprężenie, jakby dziewczyna wprawnymi ruchami sięgała głęboko, aż do samej duszy. Yue rozluźniła się, poddała uspokajającym ruchom dłoni.
- No, chyba faktycznie nic się tu nie dzieje złego – mruknęła masażystka – Ale za taką nieroztropność powinnam zbić ci tyłek mokrym ręcznikiem tak mocno, żebyś mnie popamiętała.
- Mrrrrr... obiecujesz? – parsknęła śmiechem zawodniczka, kręcąc się na ławie i prowokująco wypinając zgrabny tyłeczek ku górze – To mogłoby być inspirujące...
- Nie żartuj, Yue – głos Chen był wyjątkowo poważny – Olimpiada zbliża się wielkimi krokami, a ty musisz wygrać.
Yue westchnęła ciężko.
- Wiem. Ale nawet Partia nie jest wszechmocna. Ale wiesz, że zrobię wszystko żeby tak się stało.
- Mam nadzieję.
- Muszę wygrać – powtórzyła półgłosem Yen – Ale na razie poproszę o masaż. Na kredyt pod zastaw złotego medalu.
Chen sięgnęła po swoją torbę i wyciągnęła kilka buteleczek. Obrzuciwszy swoje specyfiki krytycznym spojrzeniem, wybrała jeden z nich i wylała trochę gęstego, aromatycznego olejku na plecy sportsmenki. W powietrzu rozszedł się przyjemny, korzenny zapach. W jednej chwili ciężka atmosfera wysiłku i znoju panująca w sali treningowej rozproszyła się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Słodki zapach rozpiął w powietrzu magiczną iluzję spokoju, piękna i domowej intymności.
Ciepłe dłonie Chen znowu spoczęły na ciele Yue. Tym razem palce dziewczyny poruszały się wolniej, z wprawną swobodą odnajdując zakończenia nerwów i rozprowadzając dobrą energię po zmęczonych mięśniach dziewczyny. Kreśląc mocnymi ruchami drobne kółka, Chen rozprowadziła olejek po skórze. Ciężki, gesty płyn rozgrzewał ciało, wlewając w nie przyjemną ociężałość. Yue czuła, że pod palcami masażystki mięknie jak wosk topiony gorącym płomieniem świecy. Westchnęła głęboko, gdy długie, zręczne palce poprowadziły subtelną linię wzdłuż jej kręgosłupa. Poczuła, jak jej ciało wypełniają rozgrzane emocje. Uśmiechnęła się do siebie i wtuliła twarz w złożoną pod głową bluzę, chowając się przed światem, przed obcymi, zamykając się w ulotnym świecie marzeń, w którym była tylko ona i gładząca jej ciało pieszczotliwymi ruchami Chen. Palce dziewczyny wzbudzały w niej tajemne pragnienia. Z każdym ruchem czuła, jak jej wnętrze przepełnia słodkie oczekiwanie. Fascynujące, zakazane uczucie, aby otworzyć się na ten cudowny dotyk, aby swoimi niewprawnymi ruchami odpowiedzieć na milczącą zaproszenie wszędobylskich palców.
Poczuła, jak dłonie Chen schodzą coraz niżej, jak przesuwają się po mięśniach grzbietu, jak coraz śmielszymi ruchami spływają w łagodną dolinę znajdującą się poniżej. Nieznacznym ruchem uniosła ciało, zapraszając masażystkę, aby jej palce zbłądziły pod okrywający jej pośladki materiał dresów. Chen przesunęła na chwilę dłonie, muskając dotknięciem lubieżnie napięte kształty, ale szybko wycofała się, jakby przestraszona własną śmiałością. Z ust Yue wyrwał się zawiedziony, zduszony jęk. Masażystka nachyliła się nad nią, zanurzając usta w jej rozpuszczonych włosach. Jej ciepły oddech pieszczotliwie łaskotał dziewczynę w ucho.
- Tak nie można, panno Yue. – zganiła ją żartobliwie - Tu wszędzie kręcą się ludzie.
- Ratuj, Chen – szepnęła zawodniczka – Po twoim odprężającym masażu jestem taka spięta, że zaraz eksploduję.
- Uklęknij, zobaczymy, co się da z tym zrobić...
Z pełnym nadziei westchnieniem zajęła pozycję. Chen znalazła się tuż za nią, nie przestając wodzić dłońmi po jej rozgrzanych plecach. Czuła jej obecność, jej zapach, jej przyjazne ciepło emanujące z drobnego ciała. Delikatnym ruchem dłonie dziewczyny przesunęły się z jej pleców na żebra. Yue rozsunęła ręce, aby ułatwić jej dostęp. Poczuła dotyk dziewczyny nieśmiało przesuwający się do przodu, w kierunku jej piersi. Czuła, jak obezwładniające pragnienie rodzi się gdzieś w jej wnętrzu, jak jest cała drży od oczekiwania, narastającego do szaleństwa. Zacisnęła dłonie na ręczniku, walcząc ze sobą, aby nie sięgnąć po drobne dłonie Chen, aby nie przyciągnąć jej do siebie.
Palce dziewczyny łagodnie podkreśliły subtelny zarys jej piersi, pieszczotliwie uniosły je w górę, aby krótkim spotkaniem nagrodzić wyprężone oczekiwaniem sutki. Yue jęknęła cicho i przygryzła wargi. Całe jej ciało błagało o więcej.
Nagle w intymną bliskość ich pieszczot wdarł się odgłos kroków na korytarzu. Chen błyskawicznie wycofała się, a Yue rozpłaszczyła się na leżance. Jej serce biło jak oszalałe, ale usiłowała zachować spokój udając, że jedyne, co działo się w sali, to zwykły sportowy masaż. Drzwi do sali otworzyły się, wpuszczając niewysokiego mężczyznę w czerwonym dresie trenerskim. Trener Wang był nieprzyjemnym, antypatycznym mężczyzną, o wiecznie skrzywionej, płaskiej twarzy.
- No, dosyć tych masaży – rzucił twardo od wejścia, obrzucając Chen nachmurzonym i podejrzliwym spojrzeniem – Wynoś się.
- Jeszcze nie skończyliśmy – zaprotestowała słabo Yue.
- Skończyłyście – warknął trener – Masz dziś gościa.
- Dziś? – próbowała udać zdziwioną – Myślałam…
- Dziś – powtórzył twardo
Przymknęła oczy. Zimne uczucie bezsilnej wściekłości zmroziło jej duszę.
- Przepraszam, Chen – szepnęła - Pan trener ma rację, lepiej idź już.
Wzdrygnęła się. Nie może okazać słabości. Wstała, zupełnie nie krępując się nagością lśniącego balsamem ciała i buntowniczo prezentując niewielkie, jędrne piersi. Chen opiekuńczym ruchem narzuciła na nią ręcznik i delikatnie uścisnęła, dodając otuchy. A potem pokornie zebrała swoje rzeczy i cicho, ze spuszczoną głową wymknęła się z sali. W drzwiach zatrzymała się na chwilę, rzucając ukradkowe spojrzenie. Yue popatrzyła na nią i spuściła głowę. Chen wyszła.
W drzwiach pojawiła się za to zwalista sylwetka Chenglei Su. Nie lubiła go, był dla niej obrzydliwy, choć oczywiście imponowało jej jego mistrzostwo. Rekord życiowy powyżej 240kg w podrzucie musiał budzić szacunek. Niewiele osób na świecie potrafi utrzymać nad głową ćwierć tony. Mimo to jego potężne ważące grubo ponad sto dwadzieścia kilogramów ciało budziło u niej fizyczny wstręt. Trener Wang uśmiechnął się złośliwie. .
- No to zostawiam was samych. Mam nadzieję, że wiecie, co robić
Chenglei uśmiechnął się paskudnie.
- Ja wiem. I pokażę naszej małej Yue, jeśli nie będzie wiedziała.
Zostali sami. Podszedł do niej, oparł się o jeden z przyrządów. Metalowy stojak jęknął pod jego ciężarem. Wzdrygnęła się, uświadamiając sobie, że Su waży prawie trzy razy więcej od niej. Spojrzał na nią z góry, jakby czytając jej w myślach. Jego brzydką, płaską twarz rozciągnął obleśny uśmiech.
- Wiesz po co tu jestem?
Przełknęła ślinę.
- Wiem. Zróbmy co mamy zrobić i miejmy to poza sobą.
- No, co jest – uniósł w górę brwi, jakby zdziwiony – To nie praca, to nagroda. Chyba się zabawimy, nie?
- Nie – warknęła, nie panując nad sobą – Nie zabawimy się. Może dla ciebie to jest nagroda. Dla mnie to harówka i dalsza część treningu.
- Może to i lepiej - Parsknął śmiechem – Lubię jak się opierają. Wtedy przynajmniej mogą poczuć, kto tu rządzi.
Wzdrygnęła się. Jeśli będzie chciał robić to na siłę...
- Dobrze – powiedziała zrezygnowanym głosem – Zabawimy się.
Uśmiechnął się triumfująco. Szybkim ruchem zdjął dresową bluzę. Imponujące, zwaliste ciało błyszczało jak nasmarowane tłuszczem. Yue poczuła, że wzbierają w niej mdłości.
- Mogłeś się chociaż umyć – warknęła
- Nie zdążyłem po treningu – sapnął, skacząc zabawnie na jednej nodze i zdejmując spodnie – Spieszyłem się do ciebie, kwiatuszku. Zresztą dobrze ci zrobi poznanie zapachu prawdziwego, męskiego samca.
W końcu oporne dresy dały się ściągnąć i Su opadł ciężko na przyrząd do ćwiczeń.
- Najlepsze zostawiłem dla ciebie – uśmiechnął się znowu tym swoim prostackim grymasem i wskazał na swoje szorty. – Zdejmuj je, mała i zobacz co tam dla ciebie mam.
Westchnęła i zrezygnowana opadła na kolana. Sięgnęła ku rozpartemu na przyrządzie ciału i powoli zsunęła ostatnią część ubrania. Członek sztangisty leżał oparty o jego nogę.
- No, pobaw się nim. Bądź moją niegrzeczną dziewczynką – ponaglił ją.
Posłusznie wzięła go w rękę. Wykonała parę ruchów, z mieszaniną zdziwienia i pomieszanej z odrazą fascynacji patrząc, jak zaczyna rosnąć w jej dłoni. Czuła jak krew przeciska się do jego narządu, jak usztywnia go i pobudza do życia. Obrzydliwa, zadowolona mina sztangisty była dla niej nie do zniesienia. Wstała i puściła nabrzmiewającego członka. Natychmiast otworzył oczy i spojrzał na nią ze złością.
- No, co jest – warknął – Już idziemy na całość? Liczyłem na więcej.
- Ja też się muszę przygotować – powiedziała zimno – Inaczej we mnie się nie wciśniesz.
- Niejeden czarny, amerykański samiec mógłby mi pozazdrościć, co? - roześmiał się, ujmując wielką dłonią sterczący narząd – Już ja ci tak nim dogodzę, że zaraz będziesz piszczeć z rozkoszy.
Odwróciła się od niego, przygryzając usta. Chciała mu wykrzyczeć prosto w twarz, że nic ją nie obchodzi jego męskość, że jest mała i brzydka, że budzi w niej odrazę. Że jest jej potrzebny tylko do jednej rzeczy i że gdyby nie była do tego wszystkiego zmuszona przez trenera, nawet by o nim nie pomyślała. Wiedziała jednak, że nie może tego zrobić. Że jest w sytuacji bez wyjścia. Co gorsza, wiedziała też, że nawet gdyby mogła znaleźć jakąś drogę ucieczki - i tak by z niej nie skorzystała.
Sięgnęła ręką do sportowej torby, wyszukała niewielką tubkę. Żel nawilżający. Wiedziała, że będzie go potrzebować. Dużo. Wycisnęła porcję bezpośrednio na krocze.
- Odwróć się – zakomenderował głosem nie znającym sprzeciwu – Chcę widzieć, jak to robisz.
Upokorzona i zrezygnowana, obróciła się w jego stronę. Palcami nagarnęła żel do wnętrza. Był zimny i śliski. Przeciągnęła palcem po łechtaczce, rozpaczliwie próbując wzbudzić w sobie cień ochoty. Gdyby tylko na jego miejscu był ktoś inny. Gdyby tylko nie musiała robić tego z tym wielkim, pewnym siebie mężczyzną, który uważał, że ma prawo zrobić z nią, co tylko chce. Gdyby tylko potrafiła przypomnieć sobie delikatne, rozumiejące jej ciało palce Chen... Nagle postanowiła, że to wszystko będzie inaczej. Że to ona musi to zrobić. Ze ma być podmiotem, a nie przedmiotem tej obrzydliwej sceny.
- Kładź się na ławie – warknęła – Pokażę ci, jak to powinno wyglądać.
Uśmiechnął się szeroko, wyczuwając w niej jakąś zmianę. Przeszedł na wskazane miejsce i wyciągnął się na wznak. Sterczący narząd obscenicznie sterczał w powietrzu.
Podeszła do niego.
- Teraz zamknij się i dawaj go – wycedziła, chwytając go mokrą od żelu dłonią. Miała silny uchwyt. Ścisnęła go, tak, żeby poczuł. Teraz ona była panią sytuacji. Teraz on go miała. Zrobiła kilka ruchów w górę i w dół. Szybkich, mocnych, zdecydowanych – jak ona sama.
- Nie tak mocno, kotku – jęknął. Nie wiedziała, z bólu, czy z przyjemności. Nie obchodziło ją to.
- Bo co mi zrobisz, twardzielu – warknęła zaczepnie – Ścisnę mocniej, to będziesz dźwigał ciężary ze mną, w kobiecej części zawodów. Zamknij mordę i korzystaj, póki masz szansę.
Kilka ruchów wystarczyło. Zaprowadziła go nas sam koniec, po czym zdecydowanym ruchem dosiadła go okrakiem. Wsunął się gładko w jej wnętrze. Nie potrafiłaby powiedzieć, czy to dzięki żelowi, czy to dzięki swoim niezbyt imponującym rozmiarom. Zacisnęła na nim mięśnie i zaczęła energicznie ruszać biodrami. Mocno, zdecydowanie, żeby wiedział kto tu jest panem. I żeby to szybko się skończyło.
Niewiele było mu trzeba, na co zresztą rozpaczliwie liczyła. Wystarczyło kilka pchnięć i nagle jęknął głośno i wyprężył się cały. Poczuła, jak jego nasienie wlewa się w nią ciepłą strugą. Nie pozwoliła mu zbyt długo cieszyć się spełnieniem. Szybko zsunęła się z niego, zasłaniając dłonią obolałe krocze. Życiodajny płyn nie miał się z niej wylewać.
- Zrobiłeś swoje, możesz stąd spieprzać – mruknęła, kładąc się na jednym z przyrządów. Zadarła nogi do góry i przewiesiła je przez uchwyty – Teraz powinnam trochę tak poleżeć.
Przez chwilę wyglądał tak, jakby chciał coś powiedzieć, dać do zrozumienia, że on tu ma ostatnie słowo, ale zrezygnował. Bez słowa wstał, ubrał się i wyszedł. Yue czuła się zmęczona, ale nie dane jej było wypocząć. Wang pojawił się w sali. Tuż za nim, cicho jak cień wsunęła się Chen.
- I jak? – rzucił trener obrzucając ją ciekawskim spojrzeniem – Już po wszystkim? Udało się?
- Już – powiedziała zaczepnie Yue – Nie wiem, czy się udało. W każdym razie próbowaliśmy. Poleżę teraz z nogami do góry, to podobno pomaga.
- Dobry pomysł – pochwalił – Tylko ubierz się, żebyś się nie przeziębiła.
Chen natychmiast podeszła z kocem i okryła zawodniczkę, uprzejmie odwracając wzrok. Wang popatrzył na to wszystko zimnym wzrokiem.
- Jak się pozbierasz, weź prysznic i idź do siebie. Wieczorem przyślę ci jeszcze kogoś.
Upokarzająca procedura powtórzyła się jeszcze kilkanaście razy w ciągu najbliższych dni. Na tyle często, że wkrótce potem testy Yue wykazały pierwsze tygodnie ciąży. Trafili w termin idealnie, do olimpiady pozostawało jeszcze wystarczająco dużo czasu. Zresztą trudno było się dziwić – przygotowywała się do tego wystarczająco długo, pod czujnym okiem sztabu medycznego swojej ekipy. Trzy miesiące później lekarze dokonali aborcji.
Doping ciążowy jest idealny, praktycznie niewykrywalny – a jeśli nawet, to łatwo przecież wytłumaczyć się przypadkowym zajściem w ciążę. Cel pozostawał najważniejszy. Igrzyska. Szlachetna idea sportowej rywalizacji. Cztery lata przygotowań. Cztery lata wyrzeczeń, pracy, koszmarnego mozołu codziennych treningów. Przygotowanie do jednej, krótkiej jak mgnienie oka, krytycznej chwili.
Skomentuj