Jak cudownie jest wziąć urlop w piątek! Trzeci dzień weekendu należał mi się od dawna, bo ostatnimi czasy praktycznie nie odrywałam się od pracy, zaniedbując sen i domowe prace. No, ale nareszcie się to skończyło i mogłam odespać zaległości jak człowiek, a nie jak nowoczesny niewolnik. Byłam naprawdę zmęczona, więc na poranny pocałunek Jacka odpowiedziałam tylko mruknięciem i na wpół przytomnym rzutem poduszki. Nie wiem, czy był celny, bo obróciłam się na drugi bok i zasnęłam.
Oczy ponownie otworzyłam koło jedenastej. Było mi cudownie. Po raz pierwszy od długiego czasu nie obudził mnie sygnał budzika, który zdążyłam już szczerze znienawidzić. Kilka minut leżałam w chłodnej pościeli, rozkoszując się świadomością, że okoliczne mieszkania dawno już opustoszały, a ja jeszcze ciągle tkwię w moim słodkim wyrku. Jednak wszystko co piękne, kończy się – trzeba było wstać, zwłaszcza, że głośnym burczeniem w brzuchu organizm upomniał się o swoje.
Szybki prysznic orzeźwił mnie i pozwolił zebrać się do życia. Mimo to spacer do sklepu bynajmniej nie był moim największym marzeniem. Kierując się nieokreśloną, nieco rozpaczliwą nadzieją otworzyłam lodówkę i rozczuliłam się. Czekały na mnie gotowe kanapeczki i świeża papryka, którą tak lubię. Papierowe serduszko i literka J położone na wierzchu pozwalały łatwo zorientować się, kto był sprawcą tej miłej niespodzianki.
Zaparzyłam herbaty (co za okropny pomysł, żeby do śniadania pić kawę?) i wróciłam ze śniadaniem do łóżka. Pałaszując kanapki oglądałam jakiś bzdurny program, ale szybko zorientowałam się, że słodkie lenistwo znów próbuje pochwycić mnie w swoje lepkie palce. Z drugiej strony – przecież nikt mnie nie gonił. I nie trzeba było iść do fabryki! Chwyciłam pilota i przełączyłam na DVD. No tak, oczywiście pornos! Kobieta zapracowana i nieobecna, to faceci muszą od razu szukać jakiejś podniety.
Na ekranie rozgrywała się jakaś mało skomplikowana scena. Wielki murzyn, najwyraźniej służący na plantacji, posuwał od tyłu jakąś białą dziedziczkę. Parsknęłam śmiechem, bo dziewczę, nabite na monstrualny czarny pal, wiło się jak szalone – co jednak bardziej mnie rozśmieszyło niż podnieciło. Swoją drogą ciekawe, czy facetów w takich scenach podnieca bardziej obraz zdominowanej kobiety, czy też takiego potężnego narządu, który bezlitośnie wbija się w jej dziurkę?
Niepostrzeżenie, zatopiłam się w myślach. Hmm... taki murzyn w domu musiałby być ciekawą rozrywką. Wyobraziłam sobie, że jestem właścicielką takiej osiemnastowiecznej plantacji, zmanierowaną i zepsutą do szpiku kości. Mogłabym sobie na każdą noc dobierać takie piękne, posągowe ciała. Mrrrr... dać się trochę sponiewierać takim brutalnym, wielkim łapskom. Ja – wrażliwa i delikatna, on – esencja siły i nienasycenia. Wyobraźnia usłużnie podsunęła odpowiednią scenę, a moja dłoń tak jakoś niby przypadkowo zsunęła się niżej. Zmrużyłam oczy i poddałam się magii chwili... przez ostatnich parę dni nie było czasu na seks, a moja stęskniona cipeczka domagała się chwili uwagi. Widziałam się w wielkim, rodowym łożu z baldachimem, ujeżdżającą dziko takiego spoconego, czarnego samca. Wokoło zgorszeni przodkowie przypatrywaliby się oniemiałym wzrokiem z olbrzymich portretów, jak moja drobna muszelka przyjmowałaby nabiegłą krwią maczugę. Wyobraziłam sobie, jak leżę potem w zmiętej pościeli, zmaltretowana, ciężko dysząc i próbując dojść do siebie. Mój kochanek musiałby ukłonić się i wyjść, a ja leżałabym tak, z ociekającą, rozchyloną brzoskwinką, wyzywająco patrząc na nobliwych antenatów. Pieściłam się tą myślą, gdy nagle, tuż obok mnie zabrzmiał dzwonek.
Przestraszona, podskoczyłam do góry, aż w końcu dotarło do mnie, że to sygnał telefonu. Szlag by to trafił – takie wyrwanie ze świata marzeń powinno być karalne. Sięgnęłam po słuchawkę. Dzwonił Jacek, żeby powiedzieć, że postara się skończyć wcześniej pracę. Tak jakby nie mógł zadzwonić za kwadrans – pomyślałam irracjonalnie. Nastrój, niestety, prysł. Chwilę leżałam z ręką w na wpół zsuniętych majteczkach, ale nawet końcówka pornosa na DVD nie przywołała motylków w brzuszku. Trudno – pomyślałam – jeszcze cały weekend przede mną.
Postanowiłam wziąć się w garść. Dochodziła druga, a ja jeszcze byłam „nie do końca wykluta”. Po za tym niedługo Jacek miał się pojawić – a za to śniadanko należało mu się jakieś podziękowanie. Najlepiej takie, na którym sama bym skorzystała. Szybko ubrałam się i wyruszyłam na zakupy. Udało mi się nabyć w drodze kupna parę odpowiednich produktów, a ponadto namierzyłam boską kieckę w butiku. Będzie się w czym lansować. Kobiecie do szczęścia naprawdę niewiele potrzeba – szkoda, że tak mało facetów to rozumie.
Zadowolona z siebie i ogólnie nastawiona pozytywnie do świata, wróciłam do domu i rozpoczęłam przygotowania do obiadu. Nastawiłam sobie jakiś stymulujący zestawik mp-trójek i dla kurażu chlapnęłam koniaczku. Przyjemne ciepło rozeszło się po ciele i od razu nabrałam chęci do pracy. Pizza domowa – postanowiłam. Powalająca, fantastyczna, pachnąca pizza!
Przygotowałam ciasto i zaczęłam kroić warzywa, podrygując w takt muzyki przy kuchennym stole. Uwielbiam zapach domowej pizzy. Nie jest taki ciężki i duszący, jak w tych obrzydliwych fast-foodach. Towarzyszy mu aromat krojonych ziół: pikantny i apetyczny. Nóż śmigał mi w dłoniach, a sącząca się z głośników muzyka dodawała motywacji. Drugi kieliszeczek też pewnie miał w tym udział.
Domofon otwierany kodem piknął cichutko i po chwili usłyszałam szczęk klucza w drzwiach.
- Jacek, kochanie, czy to ty? – spytałam, nie odrywając się od bazylii – Jedzonko będzie dopiero za pół godzinki.
Usłyszałam kroki. Otoczył mnie zmysłowy, lecz subtelny zapach męskiej wody kolońskiej. To nie była woda Jacka.
- Marek – wyszeptałam, czując, że miękną mi nogi – Nie jesteś w firmie? Miałeś siedzieć w biurze do późna...
Podszedł do mnie od tyłu i objął mnie przytulając mnie od tyłu i delikatnie kołysząc się ze mną w takt muzyki.
- Nie – powiedział cicho prosto do ucha – Chciałem być z tobą.
Jaki on ma cudowny głos! Miękki, aksamitny baryton. Rozpłynęłam się w tym głosie – jak zwykle.
- Nie przerywaj sobie – zamruczał, przesuwając rękami po mojej talii.
Dobre sobie! Usiłowałam skupić się na krojonych ziołach, ale głos Marka, jego zapach – a nade wszystko jego oddech na moim karku, sprawiał, że z każdą chwilą trudniej było się kontrolować, a obraz przed oczami robił się coraz bardziej zamglony. Boże, tak dobrze czuć koło siebie takiego faceta – i wiedzieć, że jemu też jest dobrze. To akurat czułam wyraźnie, bo jakaś pęczniejąca twardość, skryta pod materiałem spodni znalazła sobie wygodne miejsce pomiędzy moimi pośladkami.
- Jacek zaraz będzie w domu – powiedziałam cicho
- Wiem – wyszeptał i pocałował mnie w kark. Delikatnie, słodko i pieszczotliwie.
Ten facet po prostu wiedział, co robić. Pod jego dotykiem miękłam jak wosk w płomieniu świecy. Jego usta znaczyły pocałunkami rozkoszną drogę na moim karku. Wypuściłam z ręki nóż i oparłam się o stół, niezdolna do protestu. Oddychałam głęboko, a świat falował mi przed oczami.
Poczułam jego dłonie na swoich piersiach. Wsunął je pod T-shirt, naturalnym, prostym gestem, jakby biorąc w posiadanie swoją własność. Jego palce mają magiczny talent. Moje sutki natychmiast zareagowały, ale nie zwrócił na nie uwagi, zajmując się delikatnym masażem spodu moich piersi. Fale rozkoszy popłynęły w dół mojego ciała. Czułam, jak w środku staję się mokra – to nie było pragnienie. To było pożądanie. Żądza. Chcica. Czułam się jak marcowa kotka, gotowa do spełnienia swojej roli. Tak chciałabym, żeby wszedł we mnie od tyłu i wziął całą – szybko i pewnie. Świadomość, że Jacek może wrócić w każdej chwili tylko wzmagała moje podniecenie. Zacisnęłam dłonie na brzegu blatu. Mój tyłeczek poruszał się w górę i w dół, delikatnie masując jego sztywny pal.
- O której będzie Jacek? – usłyszałam jego szept
- Zdążymy – jęknęłam – Musimy.
Obróciłam się błyskawicznie. Chciałam go, pragnęłam. Teraz, natychmiast. Szybko i bez dalszej gry. Pchnęłam go na stojący stołek. Gorączkowo sięgnęłam ku zapięciu spodni i dzikim ruchem zdarłam je z siebie. Moja cipka wołała o wypełnienie. Marek w tym czasie wydobył na wierzch swojego rozbójnika. Wielka, gorąca, fioletowa główka aż wyrywała się na spotkanie. Nie traciłam czasu na zdejmowanie koszuli. Ze zdławionym okrzykiem dosiadłam Marka i nabiłam się na jego sztywnego kutasa. Marek przyciągnął mnie do siebie trzymając za pośladki. Mocno, władczo – tak jak lubię. Jęknęłam, gdy wypełnił mnie całą. Sięgnął mnie daleko, aż do samego końca. Wyobraziłam sobie, jak to jest tam, w środku, gdzie nabrzmiała główka rozpycha się w ciasnej, wilgotnej i miękkiej norce.
- Zerżnę cię – wydyszałam do niego, dziko pracując biodrami – Tym razem to ja ciebie zerżnę.
Poddał się tej grze, pozwalając, żebym dominowała nad nim. Nachyliłam się nad nim i zaczęłam szeptać do ucha wyuzdane, dzikie słowa. Ujeżdżałam go, jak amazonka dosiada dzikiego rumaka, panując nad nim każdym ruchem. Chciałam, żeby wiedział, że to nie on mnie bierze, ale że ja biorę sobie jego. Chwyciłam go za kark, wbijając głęboko paznokcie, aż do bólu.
- Zrób to. Teraz – wysyczałam – Spuść się. Do środka. Do niej.
Doszedł prawie natychmiast. Wbił palce w moje pośladki i szarpnął się, walcząc o to, aby z jego ust nie wydobył się głośny krzyk. Czułam, jak jego gorąca sperma wlewa się we mnie. Wpiłam się w jego usta, splatając nasze języki. Łapczywie wessałam się w jego usta, jednocześnie czując jak kolejne fale nasienia zalewają moją norkę. W końcu zanurzony w moim wnętrzu członek zaczął powoli maleć. Ścisnęłam go na pożegnanie, wywołując zadowolony pomruk jego właściciela. Po chwili zmalał zupełnie i z obscenicznym mlaśnięciem, które tak lubię wysunął się ze mnie, pozostawiając w środku swój płynny dar. Ostrożnie zeszłam z Marka.
- No, no... nieźleś tego naprodukował – pochwaliłam z błyskiem w oku. Uśmiechnął się do mnie i ucałował końce moich palców.
- Jesteś niesamowita.
- Ja? A kto mnie do tego doprowadził? – prychnęłam udawanym gniewem – Przyszedłeś, zapachniałeś, powiedziałeś dwa słowa... i wziąłeś jak swoją. Nawet nie pomyślałeś o tym, żeby i mnie było dobrze.
- No, teraz za późno na żale – pokręcił żartobliwie głową – Jestem zmęczony i nic nim nie zrobię.
- Typowy facet. Znowu muszę wszystko sama robić – westchnęłam ze smutkiem, ale zdradziły mnie chyba roześmiane oczy, bo skwitował moje stwierdzenie szerokim uśmiechem.
Usiadłam na drugim stołku naprzeciwko Marka. Rozszerzyłam nogi, żeby miał lepszy widok i oparłam się plecami o stół. Popatrzyłam mu prosto w oczy i skierowałam palce na moją cipeczkę całą błyszczącą od jej własnych soków – ale przede wszystkim od jego spermy. Pogładziłam ją i nie spuszczając oczu z Marka wsunęłam palce do środka. Delikatne mlaśnięcie i wspomnienie niedawnej ostrej jazdy szybko sprawiły, że fale przyjemności zalały mnie całą. Uwielbiam pieścić się sama – najlepiej używając tego wspaniałego, naturalnego męskiego nawilżenia. A kiedy jeszcze mogę to robić na oczach faceta, który go dostarczył i patrzeć mu przy tym w oczy – odpływam. Wystarczyło więc kilka ruchów i spazm rozkoszy wybuchł mi pod palcami. Wbiłam się głęboko do środka, zaciskając jednocześnie uda i czując, jak długi, głęboki orgazm przenika całe moje ciało. Długie przeciągłe westchnienie wyrwało mi się z ust. I wtedy usłyszeliśmy piknięcie domofonu.
- Jacek – uśmiechnął się Marek – Prawie zdążył na najlepszą część.
- Szoruj pod prysznic – zrugałam go, usiłując złapać oddech i sięgając po leżące na ziemi majtki. Szybko nasunęłam je na siebie, czując jak opinają moją zbolałą cipkę. Kilka kropel nasienia przesączyło się przez materiał. Przesunęłam po nim palcami zbierając wilgotny ślad. Patrząc w oczy Markowi i - uśmiechając się niewinnie, jak nastoletnia lolitka - podniosłam dłoń do ust. Oczy mu błysnęły. Pogroziłam mu palcem.
- Do łazienki, ogierze!
Wtarłam szybko pozostające na nogach ślady grzechu i wbiłam się w dżinsy. Jak to dobrze, że silny zapach ziół zamaskował znajomy, męski aromat unoszący się w kuchni.
Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich Jacek.
- Witaj, weekendzie – usłyszałam z przedpokoju jego wesoły głos – O, laptop Marka. Znaczy, że nie tylko ja urwałem się z roboty. Świetnie, nie będziemy zwlekali z obiadem.
Wszedł do kuchni dumnie dzierżąc pokaźnych rozmiarów butelkę.
- Mmmm... ale zapachy. Co to, oregano? A, to pizza dziś będzie? Dobrze się składa, przyniosłem wino!
Podszedł do mnie i pocałował mnie. Przytuliłam się do niego. Serce mi biło, jak oszalałe. Pogładził mnie po włosach i objął. Staliśmy chwilę, ciesząc się swoją bliskością.
- Jesteś cudowny – powiedziałam
Roześmiał się, tym swoim ciepłym śmiechem, za który go tak kocham.
- No oczywiście – stwierdził wesoło – Muszę być cudowny, żeby ci było ze mną dobrze.
- Na obiad trochę trzeba poczekać – powiedziałam – pizza jeszcze nie gotowa. Obiad będzie późno.
- No to może rozpoczniemy po prostu świętowanie weekendu? – spytał – Co powiesz na taki pomysł: obiadokolacja w wyrze, z winem, gorącą kobietą i połączona z oglądaniem DVD?
- Jestem za – od razu powiedział Marek wychodząc z łazienki.
– Rodzina w komplecie – zachichotałam – Dobra, to przygotujcie pokój, a ja zaraz zrobię żarcie. I zajmijcie się winem. Pizza będzie za chwilę.
Chwila przeciągnęła się w godzinę. Jacek wziął jeszcze prysznic, a po za tym trzeba było załatwić jeszcze drobne domowe sprawy. W końcu wszyscy chcieliśmy po prostu zlec w łóżku i nie musieć zaprzątać sobie niczym głowy. Gdy pizza była gotowa i czekała parująca na wielkim talerzu, obrzuciłam ją przyprawami i triumfująco wniosłam do pokoju. Marek i Jacek leżeli już na naszym wielkim łóżku i oglądali jakiś sport.
- Jedzenie podano – oznajmiłam z przekąsem - Może byście się tak ruszyli?
Jacek zerwał się z posłania.
- Och wybacz, moja królowo, zapatrzyłem się.
- Wybaczam – oznajmiłam łaskawie – ale teraz napraw swój błąd i rozlej w końcu to wino. Ja idę się przebrać.
Skłonił się dworsko, choć z uwagi na jego strój – kolorowe bokserki i T-shirt wypadło to komicznie. Parsknęłam śmiechem i poszłam zmienić ciuchy na coś wygodnego. Kiedy wróciłam, kieliszki były już pełne, a światło przygaszone. Malutkie świeczki dodawały atmosfery.
Padłam na łóżko między nimi.
- Boże, dzięki ci za to, że wymyśliłeś weekend – jęknęłam. – W końcu spracowana kobieta ma szansę na chwilę odpoczynku.
Jacek nachylił się nade mną podając mi kawałek pizzy.
- To może spracowana kobieta zechce spróbować owocu swoich pięknych dłoni?
Marek nie chciał być gorszy i podsunął kieliszek wina. Podniosłam się i opierając plecy o ścianę, przyjęłam dary.
- Jestem w raju – mruknęłam kosztując trunku – Jacek, wino jest perfekcyjne.
Skłonił głowę (facet, który potrafi się ukłonić nawet w łóżku!).
- Skoro nasza królowa rozpoczęła posiłek, to i my możemy sięgnąć po jedzenie – uśmiechnął się, biorąc kawałek pachnącej pizzy.
Ravenheart
Oczy ponownie otworzyłam koło jedenastej. Było mi cudownie. Po raz pierwszy od długiego czasu nie obudził mnie sygnał budzika, który zdążyłam już szczerze znienawidzić. Kilka minut leżałam w chłodnej pościeli, rozkoszując się świadomością, że okoliczne mieszkania dawno już opustoszały, a ja jeszcze ciągle tkwię w moim słodkim wyrku. Jednak wszystko co piękne, kończy się – trzeba było wstać, zwłaszcza, że głośnym burczeniem w brzuchu organizm upomniał się o swoje.
Szybki prysznic orzeźwił mnie i pozwolił zebrać się do życia. Mimo to spacer do sklepu bynajmniej nie był moim największym marzeniem. Kierując się nieokreśloną, nieco rozpaczliwą nadzieją otworzyłam lodówkę i rozczuliłam się. Czekały na mnie gotowe kanapeczki i świeża papryka, którą tak lubię. Papierowe serduszko i literka J położone na wierzchu pozwalały łatwo zorientować się, kto był sprawcą tej miłej niespodzianki.
Zaparzyłam herbaty (co za okropny pomysł, żeby do śniadania pić kawę?) i wróciłam ze śniadaniem do łóżka. Pałaszując kanapki oglądałam jakiś bzdurny program, ale szybko zorientowałam się, że słodkie lenistwo znów próbuje pochwycić mnie w swoje lepkie palce. Z drugiej strony – przecież nikt mnie nie gonił. I nie trzeba było iść do fabryki! Chwyciłam pilota i przełączyłam na DVD. No tak, oczywiście pornos! Kobieta zapracowana i nieobecna, to faceci muszą od razu szukać jakiejś podniety.
Na ekranie rozgrywała się jakaś mało skomplikowana scena. Wielki murzyn, najwyraźniej służący na plantacji, posuwał od tyłu jakąś białą dziedziczkę. Parsknęłam śmiechem, bo dziewczę, nabite na monstrualny czarny pal, wiło się jak szalone – co jednak bardziej mnie rozśmieszyło niż podnieciło. Swoją drogą ciekawe, czy facetów w takich scenach podnieca bardziej obraz zdominowanej kobiety, czy też takiego potężnego narządu, który bezlitośnie wbija się w jej dziurkę?
Niepostrzeżenie, zatopiłam się w myślach. Hmm... taki murzyn w domu musiałby być ciekawą rozrywką. Wyobraziłam sobie, że jestem właścicielką takiej osiemnastowiecznej plantacji, zmanierowaną i zepsutą do szpiku kości. Mogłabym sobie na każdą noc dobierać takie piękne, posągowe ciała. Mrrrr... dać się trochę sponiewierać takim brutalnym, wielkim łapskom. Ja – wrażliwa i delikatna, on – esencja siły i nienasycenia. Wyobraźnia usłużnie podsunęła odpowiednią scenę, a moja dłoń tak jakoś niby przypadkowo zsunęła się niżej. Zmrużyłam oczy i poddałam się magii chwili... przez ostatnich parę dni nie było czasu na seks, a moja stęskniona cipeczka domagała się chwili uwagi. Widziałam się w wielkim, rodowym łożu z baldachimem, ujeżdżającą dziko takiego spoconego, czarnego samca. Wokoło zgorszeni przodkowie przypatrywaliby się oniemiałym wzrokiem z olbrzymich portretów, jak moja drobna muszelka przyjmowałaby nabiegłą krwią maczugę. Wyobraziłam sobie, jak leżę potem w zmiętej pościeli, zmaltretowana, ciężko dysząc i próbując dojść do siebie. Mój kochanek musiałby ukłonić się i wyjść, a ja leżałabym tak, z ociekającą, rozchyloną brzoskwinką, wyzywająco patrząc na nobliwych antenatów. Pieściłam się tą myślą, gdy nagle, tuż obok mnie zabrzmiał dzwonek.
Przestraszona, podskoczyłam do góry, aż w końcu dotarło do mnie, że to sygnał telefonu. Szlag by to trafił – takie wyrwanie ze świata marzeń powinno być karalne. Sięgnęłam po słuchawkę. Dzwonił Jacek, żeby powiedzieć, że postara się skończyć wcześniej pracę. Tak jakby nie mógł zadzwonić za kwadrans – pomyślałam irracjonalnie. Nastrój, niestety, prysł. Chwilę leżałam z ręką w na wpół zsuniętych majteczkach, ale nawet końcówka pornosa na DVD nie przywołała motylków w brzuszku. Trudno – pomyślałam – jeszcze cały weekend przede mną.
Postanowiłam wziąć się w garść. Dochodziła druga, a ja jeszcze byłam „nie do końca wykluta”. Po za tym niedługo Jacek miał się pojawić – a za to śniadanko należało mu się jakieś podziękowanie. Najlepiej takie, na którym sama bym skorzystała. Szybko ubrałam się i wyruszyłam na zakupy. Udało mi się nabyć w drodze kupna parę odpowiednich produktów, a ponadto namierzyłam boską kieckę w butiku. Będzie się w czym lansować. Kobiecie do szczęścia naprawdę niewiele potrzeba – szkoda, że tak mało facetów to rozumie.
Zadowolona z siebie i ogólnie nastawiona pozytywnie do świata, wróciłam do domu i rozpoczęłam przygotowania do obiadu. Nastawiłam sobie jakiś stymulujący zestawik mp-trójek i dla kurażu chlapnęłam koniaczku. Przyjemne ciepło rozeszło się po ciele i od razu nabrałam chęci do pracy. Pizza domowa – postanowiłam. Powalająca, fantastyczna, pachnąca pizza!
Przygotowałam ciasto i zaczęłam kroić warzywa, podrygując w takt muzyki przy kuchennym stole. Uwielbiam zapach domowej pizzy. Nie jest taki ciężki i duszący, jak w tych obrzydliwych fast-foodach. Towarzyszy mu aromat krojonych ziół: pikantny i apetyczny. Nóż śmigał mi w dłoniach, a sącząca się z głośników muzyka dodawała motywacji. Drugi kieliszeczek też pewnie miał w tym udział.
Domofon otwierany kodem piknął cichutko i po chwili usłyszałam szczęk klucza w drzwiach.
- Jacek, kochanie, czy to ty? – spytałam, nie odrywając się od bazylii – Jedzonko będzie dopiero za pół godzinki.
Usłyszałam kroki. Otoczył mnie zmysłowy, lecz subtelny zapach męskiej wody kolońskiej. To nie była woda Jacka.
- Marek – wyszeptałam, czując, że miękną mi nogi – Nie jesteś w firmie? Miałeś siedzieć w biurze do późna...
Podszedł do mnie od tyłu i objął mnie przytulając mnie od tyłu i delikatnie kołysząc się ze mną w takt muzyki.
- Nie – powiedział cicho prosto do ucha – Chciałem być z tobą.
Jaki on ma cudowny głos! Miękki, aksamitny baryton. Rozpłynęłam się w tym głosie – jak zwykle.
- Nie przerywaj sobie – zamruczał, przesuwając rękami po mojej talii.
Dobre sobie! Usiłowałam skupić się na krojonych ziołach, ale głos Marka, jego zapach – a nade wszystko jego oddech na moim karku, sprawiał, że z każdą chwilą trudniej było się kontrolować, a obraz przed oczami robił się coraz bardziej zamglony. Boże, tak dobrze czuć koło siebie takiego faceta – i wiedzieć, że jemu też jest dobrze. To akurat czułam wyraźnie, bo jakaś pęczniejąca twardość, skryta pod materiałem spodni znalazła sobie wygodne miejsce pomiędzy moimi pośladkami.
- Jacek zaraz będzie w domu – powiedziałam cicho
- Wiem – wyszeptał i pocałował mnie w kark. Delikatnie, słodko i pieszczotliwie.
Ten facet po prostu wiedział, co robić. Pod jego dotykiem miękłam jak wosk w płomieniu świecy. Jego usta znaczyły pocałunkami rozkoszną drogę na moim karku. Wypuściłam z ręki nóż i oparłam się o stół, niezdolna do protestu. Oddychałam głęboko, a świat falował mi przed oczami.
Poczułam jego dłonie na swoich piersiach. Wsunął je pod T-shirt, naturalnym, prostym gestem, jakby biorąc w posiadanie swoją własność. Jego palce mają magiczny talent. Moje sutki natychmiast zareagowały, ale nie zwrócił na nie uwagi, zajmując się delikatnym masażem spodu moich piersi. Fale rozkoszy popłynęły w dół mojego ciała. Czułam, jak w środku staję się mokra – to nie było pragnienie. To było pożądanie. Żądza. Chcica. Czułam się jak marcowa kotka, gotowa do spełnienia swojej roli. Tak chciałabym, żeby wszedł we mnie od tyłu i wziął całą – szybko i pewnie. Świadomość, że Jacek może wrócić w każdej chwili tylko wzmagała moje podniecenie. Zacisnęłam dłonie na brzegu blatu. Mój tyłeczek poruszał się w górę i w dół, delikatnie masując jego sztywny pal.
- O której będzie Jacek? – usłyszałam jego szept
- Zdążymy – jęknęłam – Musimy.
Obróciłam się błyskawicznie. Chciałam go, pragnęłam. Teraz, natychmiast. Szybko i bez dalszej gry. Pchnęłam go na stojący stołek. Gorączkowo sięgnęłam ku zapięciu spodni i dzikim ruchem zdarłam je z siebie. Moja cipka wołała o wypełnienie. Marek w tym czasie wydobył na wierzch swojego rozbójnika. Wielka, gorąca, fioletowa główka aż wyrywała się na spotkanie. Nie traciłam czasu na zdejmowanie koszuli. Ze zdławionym okrzykiem dosiadłam Marka i nabiłam się na jego sztywnego kutasa. Marek przyciągnął mnie do siebie trzymając za pośladki. Mocno, władczo – tak jak lubię. Jęknęłam, gdy wypełnił mnie całą. Sięgnął mnie daleko, aż do samego końca. Wyobraziłam sobie, jak to jest tam, w środku, gdzie nabrzmiała główka rozpycha się w ciasnej, wilgotnej i miękkiej norce.
- Zerżnę cię – wydyszałam do niego, dziko pracując biodrami – Tym razem to ja ciebie zerżnę.
Poddał się tej grze, pozwalając, żebym dominowała nad nim. Nachyliłam się nad nim i zaczęłam szeptać do ucha wyuzdane, dzikie słowa. Ujeżdżałam go, jak amazonka dosiada dzikiego rumaka, panując nad nim każdym ruchem. Chciałam, żeby wiedział, że to nie on mnie bierze, ale że ja biorę sobie jego. Chwyciłam go za kark, wbijając głęboko paznokcie, aż do bólu.
- Zrób to. Teraz – wysyczałam – Spuść się. Do środka. Do niej.
Doszedł prawie natychmiast. Wbił palce w moje pośladki i szarpnął się, walcząc o to, aby z jego ust nie wydobył się głośny krzyk. Czułam, jak jego gorąca sperma wlewa się we mnie. Wpiłam się w jego usta, splatając nasze języki. Łapczywie wessałam się w jego usta, jednocześnie czując jak kolejne fale nasienia zalewają moją norkę. W końcu zanurzony w moim wnętrzu członek zaczął powoli maleć. Ścisnęłam go na pożegnanie, wywołując zadowolony pomruk jego właściciela. Po chwili zmalał zupełnie i z obscenicznym mlaśnięciem, które tak lubię wysunął się ze mnie, pozostawiając w środku swój płynny dar. Ostrożnie zeszłam z Marka.
- No, no... nieźleś tego naprodukował – pochwaliłam z błyskiem w oku. Uśmiechnął się do mnie i ucałował końce moich palców.
- Jesteś niesamowita.
- Ja? A kto mnie do tego doprowadził? – prychnęłam udawanym gniewem – Przyszedłeś, zapachniałeś, powiedziałeś dwa słowa... i wziąłeś jak swoją. Nawet nie pomyślałeś o tym, żeby i mnie było dobrze.
- No, teraz za późno na żale – pokręcił żartobliwie głową – Jestem zmęczony i nic nim nie zrobię.
- Typowy facet. Znowu muszę wszystko sama robić – westchnęłam ze smutkiem, ale zdradziły mnie chyba roześmiane oczy, bo skwitował moje stwierdzenie szerokim uśmiechem.
Usiadłam na drugim stołku naprzeciwko Marka. Rozszerzyłam nogi, żeby miał lepszy widok i oparłam się plecami o stół. Popatrzyłam mu prosto w oczy i skierowałam palce na moją cipeczkę całą błyszczącą od jej własnych soków – ale przede wszystkim od jego spermy. Pogładziłam ją i nie spuszczając oczu z Marka wsunęłam palce do środka. Delikatne mlaśnięcie i wspomnienie niedawnej ostrej jazdy szybko sprawiły, że fale przyjemności zalały mnie całą. Uwielbiam pieścić się sama – najlepiej używając tego wspaniałego, naturalnego męskiego nawilżenia. A kiedy jeszcze mogę to robić na oczach faceta, który go dostarczył i patrzeć mu przy tym w oczy – odpływam. Wystarczyło więc kilka ruchów i spazm rozkoszy wybuchł mi pod palcami. Wbiłam się głęboko do środka, zaciskając jednocześnie uda i czując, jak długi, głęboki orgazm przenika całe moje ciało. Długie przeciągłe westchnienie wyrwało mi się z ust. I wtedy usłyszeliśmy piknięcie domofonu.
- Jacek – uśmiechnął się Marek – Prawie zdążył na najlepszą część.
- Szoruj pod prysznic – zrugałam go, usiłując złapać oddech i sięgając po leżące na ziemi majtki. Szybko nasunęłam je na siebie, czując jak opinają moją zbolałą cipkę. Kilka kropel nasienia przesączyło się przez materiał. Przesunęłam po nim palcami zbierając wilgotny ślad. Patrząc w oczy Markowi i - uśmiechając się niewinnie, jak nastoletnia lolitka - podniosłam dłoń do ust. Oczy mu błysnęły. Pogroziłam mu palcem.
- Do łazienki, ogierze!
Wtarłam szybko pozostające na nogach ślady grzechu i wbiłam się w dżinsy. Jak to dobrze, że silny zapach ziół zamaskował znajomy, męski aromat unoszący się w kuchni.
Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich Jacek.
- Witaj, weekendzie – usłyszałam z przedpokoju jego wesoły głos – O, laptop Marka. Znaczy, że nie tylko ja urwałem się z roboty. Świetnie, nie będziemy zwlekali z obiadem.
Wszedł do kuchni dumnie dzierżąc pokaźnych rozmiarów butelkę.
- Mmmm... ale zapachy. Co to, oregano? A, to pizza dziś będzie? Dobrze się składa, przyniosłem wino!
Podszedł do mnie i pocałował mnie. Przytuliłam się do niego. Serce mi biło, jak oszalałe. Pogładził mnie po włosach i objął. Staliśmy chwilę, ciesząc się swoją bliskością.
- Jesteś cudowny – powiedziałam
Roześmiał się, tym swoim ciepłym śmiechem, za który go tak kocham.
- No oczywiście – stwierdził wesoło – Muszę być cudowny, żeby ci było ze mną dobrze.
- Na obiad trochę trzeba poczekać – powiedziałam – pizza jeszcze nie gotowa. Obiad będzie późno.
- No to może rozpoczniemy po prostu świętowanie weekendu? – spytał – Co powiesz na taki pomysł: obiadokolacja w wyrze, z winem, gorącą kobietą i połączona z oglądaniem DVD?
- Jestem za – od razu powiedział Marek wychodząc z łazienki.
– Rodzina w komplecie – zachichotałam – Dobra, to przygotujcie pokój, a ja zaraz zrobię żarcie. I zajmijcie się winem. Pizza będzie za chwilę.
Chwila przeciągnęła się w godzinę. Jacek wziął jeszcze prysznic, a po za tym trzeba było załatwić jeszcze drobne domowe sprawy. W końcu wszyscy chcieliśmy po prostu zlec w łóżku i nie musieć zaprzątać sobie niczym głowy. Gdy pizza była gotowa i czekała parująca na wielkim talerzu, obrzuciłam ją przyprawami i triumfująco wniosłam do pokoju. Marek i Jacek leżeli już na naszym wielkim łóżku i oglądali jakiś sport.
- Jedzenie podano – oznajmiłam z przekąsem - Może byście się tak ruszyli?
Jacek zerwał się z posłania.
- Och wybacz, moja królowo, zapatrzyłem się.
- Wybaczam – oznajmiłam łaskawie – ale teraz napraw swój błąd i rozlej w końcu to wino. Ja idę się przebrać.
Skłonił się dworsko, choć z uwagi na jego strój – kolorowe bokserki i T-shirt wypadło to komicznie. Parsknęłam śmiechem i poszłam zmienić ciuchy na coś wygodnego. Kiedy wróciłam, kieliszki były już pełne, a światło przygaszone. Malutkie świeczki dodawały atmosfery.
Padłam na łóżko między nimi.
- Boże, dzięki ci za to, że wymyśliłeś weekend – jęknęłam. – W końcu spracowana kobieta ma szansę na chwilę odpoczynku.
Jacek nachylił się nade mną podając mi kawałek pizzy.
- To może spracowana kobieta zechce spróbować owocu swoich pięknych dłoni?
Marek nie chciał być gorszy i podsunął kieliszek wina. Podniosłam się i opierając plecy o ścianę, przyjęłam dary.
- Jestem w raju – mruknęłam kosztując trunku – Jacek, wino jest perfekcyjne.
Skłonił głowę (facet, który potrafi się ukłonić nawet w łóżku!).
- Skoro nasza królowa rozpoczęła posiłek, to i my możemy sięgnąć po jedzenie – uśmiechnął się, biorąc kawałek pachnącej pizzy.
Ravenheart
Skomentuj