W przypadku problemów z logowaniem wyczyść ciasteczka, a jeśli to nie pomoże, to użyj trybu prywatnego przeglądarki (incognito). Problem dotyczy części użytkowników i zniknie za kilka dni.

Qui Pro Quo

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • selenograf
    Ocieracz
    • Mar 2010
    • 182

    Qui Pro Quo

    Arleta miała wrażenie, że zaraz zemdleje. W poczekalni gabinetu lekarskiego szumiał włączony klimatyzator, ale miał nastawioną zdecydowanie zbyt małą moc chłodzenia. Kobieta otarła krople z czoła wierzchem dłoni. Chwyciła egzemplarz “Zdrowej Pani” ze stolika obok. Zaimprowizowanym wachlarzem starała się ulżyć sobie chociaż trochę.”W sumie sama jestem sobie winna” - pomyślała patrząc na obciętą na pazia szczupłą blondynkę przed 30-tką, siedzącą tuż przy wejściu.”Blondi” miała na sobie batystową błękitną bluzeczkę z głębokim dekoltem, na cienkich naramkach, zwiewną miniówkę w polne kwiaty i sandałki na bose stopi. Siedziała z wyciągniętymi do przodu, krzyżowanymi nogami, pochylona nad mizianym od niechcenia smartfonem.

    Arleta w porównaniu z siedząca naprzeciw blondynką mogła spokojnie uchodzić za zakonnicę w cywilu. Nie wyobrażała sobie, żeby nawet w taki upał, jak dziś, nie założyć “do miasta” bluzki z długim rękawem, spódnicy za kolano, cielistych rajstop i pełnych czółenek. Jedynym ustępstwem na rzecz lipcowego skwaru były dwa górne guziczki odpięte po wyjściu z samochodu. Arleta miała swoje zasady i tyle ”cycki nie balony, żeby robić z siebie lunapark”.

    Nic dziwnego, że siedzący tuż obok mąż wgapiał się w nieznajomą babeczkę, że o mało oczy mu nie wypadły. Arleta zerkała na “ślubnego” spod grzywki. Trudno było w sumie powiedzieć, co najbardziej przyciąga jego uwagę. Spojrzenie Stefana sunęło od paluszków stóp, przez wydepilowane łydki i uda do dekoltu blondynki. Jednak po chwili zatrzymało się na bluzeczce. Arleta z niedowierzaniem skonstatowała, że prześwitują przez nie krążki brodawek na piersiach. “Co za ****iszon, łazi do obcych bez stanika” - przemknęło przez głowę oburzonej pacjentki.

    Drzwi gabinetu lekarskiego rozwarły się i wytoczyła się zza nich niska babeczka w ciąży. Żegnała się jeszcze w progu wylewnie z siedzący gdzieś w głębi doktorem, dziękowała za opiekę i upewniała się, że “w terminie” będzie na miejscu w klinice. Arleta popatrzyła z niechęcią na “ciężarówkę”. “Cholera jasna, zachowuje się, jakby była tu dla przyjemności” - mruknęła cicho do męża. Ten pochylił głowę, jak skarcony uczniak. Arleta uniosła się z krzesełka, ale starsza recepcjonistka za lada zatrzymała ją gestem ręki.
    - Pan Doktor da znać - zerknęła zza rogowych okularów.
    Aneta opadła na siedzisko. Westchnęła ciężko. “Tej sucha w recepcji chyba się nie poci nawet na Saharze. Nic dziwnego, że za mało chłodzą” - przemknęło jej przez głowę. Napotkała wzrok blondynki z naprzeciwka. “Blondi” uśmiechnęła się życzliwie. Arleta chcąc-nie chcąc odpowiedziała uśmiechem.

    Doktor Jaromir Młynarz mył dokładnie dłonie w umywalce.
    - Jesteś pewien? A jak się wyda? - odwrócił się w stronę drugiego mężczyzny w białym fartuchu. Opierał się o parapet przy turkusowym parawanie.
    - Słuchaj, nikt się nie skapnie. Sam widziałeś, że poprzednia łyknęła temat jak pelikan. Nawet przy wziernikowaniu nie mrugnęła okiem - szatyn podszedł do lekarza i podał mu jednorazowy ręcznik.
    - Dzięki - Jaromir osuszał ręce przykładając zgnieciony papier raz za razem do skóry. - Nie skapnęła się, ale byłem koło ciebie. W każdej chwili mogłem podpowiedzieć. A teraz? W dodatku z taką “cnotką-niewydymką”? Szymek, odpuśćmy…
    - Spoko majonez. Dam radę. Sam wiesz, że to jedyny sposób na Arletę. Inaczej w życiu bym jej nie zbałamucił.
    - “Zbałamucił”? Skąd ty bierzesz takie teksty? Masz ochotę ją zerżnąć i tyle - ginekolog mrugnął okiem. - No dobra, jak się zrobi dym, to ja nic nie wiem. Jestem oficjalnie na “el-cztery” - zdjął swój fartuch, odwiesił na haku przy drzwiach i poszedł w głąb gabinetu. Jaromir sięgnął po teczkę, kiwnął koledze na pożegnanie. Zniknął za drzwiami prowadzącymi do schodów przeciwpożarowych.

    Szymon odetchnął głęboko. Przejrzał się w lustrze na bocznej ścianie. Uśmiechnął się do swojego odbicia. Tak, świetnie. Doświadczony lekarz po 50-tce, co to w niejedno damskie krocze zaglądał i nic go nie pobudzi do niestosownych zachowań. Poprawił fartuch i uchylił drzwi do poczekalni.
    - Poproszę następna pacjentkę - zawołał donośnie.

    Arleta zerwała się, jak wyrzucona z procy. W sekundę znalazła się wewnątrz gabinetu swojego stałego ginekologa. Z ulgą poczuła falę chłodnego powietrza - wewnątrz gabinetu klimatyzacja była podkręcona dużo mocniej. Pacjentka już miała zmierzać do krzesełka przy biurku lekarza, kiedy zatrzymała się jak wryta.
    - A gdzie jest doktor Młynarz? - spojrzała badawczo na obcego mężczyznę zajmującego miejsce przynależne do stałego ginekologa Arlety.
    - Proszę się nie denerwować. Jaromir, to znaczy doktor Młynarz musiał wziąć znienacka wolne. Sprawy rodzinne - obcy lekarz wstał i podszedł do pacjentki. - Doktor Aleksander Ziębicki, ginekolog-położnik z kliniki na Leśnej. Miło mi - Szymon skłamał bez zmrużenia okiem. Wyciągnął do kobiety rękę na powitanie.
    - Ale jak to? - Arleta cofnęła się nieufnie. - Miałam wizytę u doktora Młynarza i oczekuję, że mnie przyjmie. Jak nie, to przyjadę kiedy indziej - kobieta odwróciła się i chwyciła za klamkę.
    - Jak Pani sobie życzy. Pani Renata umówi inny termin - Szymon zagrał va banque. Opuścił rękę. - Ale niestety za dzisiejszą wizytę też musimy wystawić rachunek.
    Arleta stanęła w pół gestu. Przecież trzy stówy po ulicy nie chodzą.
    - Rozumiem, że to dla Pani niekomfortowa sytuacja. Z zachowaniem proporcji, sam nie czuję się zbyt dobrze, kiedy moja dentystka musi wziąć zastępstwo. Postaram się, aby nie odczuła Pani zbytniej różnicy w badaniu. Jaromir uprzedził mnie, że wymaga Pani wyjątkowej delikatności i subtelności - oszukańczy lekarz jeszcze raz wyciągnął prawicę na powitanie. Arleta wyciągnęła w odpowiedzi smukłą dłoń z grubą obrączką na palcu serdecznym. “Doktor Ziębicki” pochylił się i ze staromodną kurtuazją musnął ustami wierzch dłoni pacjentki. Kątem oka odczytał na twarzy Arlety wyraz aprobaty dla gestu.
    - Proszę siadać - Szymon wskazał krzesełko dla pacjentek. “Jeden-zero dla mnie”, zachichotał w duchu.
    “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
    Alexander Woollcott
  • selenograf
    Ocieracz
    • Mar 2010
    • 182

    #2
    Arleta siedziała jak na szpilkach. Nie lubiła mówić o intymnych sprawach nawet zaufanemu doktorowi Młynarzowi. A tutaj nie dość, że nowy lekarz, to jeszcze wpatrywał się w nią, jakby miał przewiercić spojrzeniem na wylot.
    - Pani Arleta Krzeszewska, lat 43. Mężatka. Dwoje dzieci. Wszystko się zgadza? - szpakowaty szatyn przeglądał coś na ekranie laptopa. Pewnie wirtualną kartą zdrowia.
    Kobieta skinęła głową.
    - Widzę, że ostatnia wizyta odnotowana… W sierpniu… Niemal rok temu…
    - Tak. Co roku przychodzę na badania kontrolne.
    - Bardzo rozsądnie - mężczyzna pokiwał głową. - Miesiączkowanie nadal regularne?
    - Tak. Jak w zegarku.
    - Owulacja.. Dni płodne.. Faza cyklu - lekarz mruczał coś pod nosem.
    - Kolejny okres mam za dwa tygodnie - Arleta wyrwała się z odpowiedzią, jak pilna uczennica.
    Lekarz podniósł wzrok na pacjentkę.
    - Jak wygląda współżycie seksualne?
    Arlleta się zmieszała.
    - Co to znaczy jak wygląda?
    - Jest Pani w kwiecie wieku. Kobiety po 40-tce osiągają maksimum temperamentu. Są świadome swoich potrzeb, a te rosną w czwartej dekadzie bardzo gwałtownie.
    Kobieta czuła, jak na twarz wypełza jej rumieniec.
    - To zdrowe. I normalne. Proszę się nie wstydzić - lekarz musiał zauważyć jak na nią podziałały te konstatacje. - Z kolei mężczyźni, stali partnerzy, zwykle w tym wieku niekoniecznie wykazują inicjatywę w pożyciu małżeńskim - tembr głosu ginekologa był ciepły, życzliwy. Bardziej przypominał zwierzenia starego kumpla, niż lekarskie indagacje podczas wywiadu medycznego.
    - To jak często Pani współżyje?
    - Raz po raz - wydukała Arlera przez ściśnięte gardło.
    - To znaczy kilka razy w tygodniu? W miesiącu?
    - W roku…
    - A kiedy ostatnio współżyliście?
    Kobieta zaczęła się zastanawiać.
    - Ostatnio… Jakoś w ten weekend po zakończeniu roku szkolnego…
    Mężczyzna uśmiechnął się lekko. Wystukał coś na klawiaturze komputera.
    - Prowadzę badania kliniczne na temat stanu zdrowia intymnego u dojrzałych kobiet. Czy mógłbym zadać kilka pytań szczegółowych o pani pożyciu małżeńskim? Oczywiście wszystkie odpowiedzi będą anonimowe.
    - Nie wiem… Nie potrafię tak opowiadać…Lepiej nie…
    - Wiem, że trudno mówić o takich rzeczach. Ale przecież jestem lekarzem. Mam ponad 20 lat doświadczenia w praktyce ginekologa-położnika. Nie takie rzeczy słyszałem i widziałem.
    Arleta wahała się.
    - Możemy się umówić, że jeśli weźmie Pani udział w ankiecie, ta wizyta lekarska będzie gratis. Co Pani na to? - doktor rzucił na szalę najcięższy argument.
    - No… Zgoda…
    - Dobrze. Na pierwsze pytanie wiem już co zaznaczyć. Menstruacja regularnie, Ile dni trwa zazwyczaj krwawienie miesiączkowe?
    - Zwykle trzy-cztery dni. Na pewno nie więcej niż tydzień.
    - Krwawienie obfite?
    Szymon zaplanował, że “sposób na ankietę” musi mieć swój rytm. Najpierw tematy stricte biologiczne, żeby ofiara się uspokoiła, zanim nastąpią bardziej wnikliwe pytania. Tak też się stało. Na kolejne pytania Arleta odpowiadała coraz bardziej swobodnie i otwarcie. Pora na przejście do konkretów.
    - Jakie stosuje Pani środki antykoncepcyjne?
    - No… Kalendarzyk…
    - Liczy Pani dni?
    - A co ja baba ze wsi jestem? Mam aplikację. Jak ikonka świeci na zielono, znaczy można.
    - A prezerwatywy?
    - Mężatka jestem, to na co mi gumki.
    - A z innymi partnerami?
    Arleta parsknęła.
    - Rozumiem, że mąż jest jedynym partnerem seksualnym?
    - No a jak inaczej? W końcu ślubowaliśmy sobie wierność.
    - I nigdy żadnej pokusy? - lekarz wydawał się być lekko rozbawiony.
    Arleta zamyśliła się. Przypomniała sobie ostatniego sylwestra w remizie. Mocny uścisk w tańcu z sąsiadem Arturem. Jedno dłoń na biodrze podczas lambady. Charakterystyczny kształt napierający na łono podczas tańca-przytulańca.
    - Zakonnica nie jestem. Zdrowa baba ze mnie, to czasem krew szybciej zakrąży. Ale grzech w myślach to nie grzech.
    - To kolejne pytanie. Zdarzają się fantazje seksualne?
    - No tak. Przecież mówię.
    - Proszę wskazać właściwą odpowiedź. Ciągle. Bardzo często. Często. Sporadycznie. Wcale.
    - Co to znaczy często?
    - No przynajmniej dwa razy w miesiącu, ale nie częściej niż raz na tydzień.
    - To chyba trzeba zaznaczyć bardzo często.
    - Czy towarzyszą temu praktyki autoerotyczne? - albo Arlecie się zdawało, albo doktor przy tym pytaniu obniżył głos.
    - Co to znaczy?
    - No czy dotyka się Pani podczas fantazji.
    Arleta zastanawiała się, czy odpowiedzieć zgodnie z prawdą. No ale badanie kliniczne, to badanie. No i odpowiedzi są anonimowe.
    - Zdarza się…
    - W jakich okolicznościach? Będę wymieniał sytuacje. Proszę odpowiadać: często, sporadycznie wcale.
    Pacjentka kiwnęła głową.
    - Pod prysznicem?
    Arleta przypomniała sobie uczucie, kiedy rozpędzone kropelki spadają na twarz, dekolt, ramiona, piersi Kiedy pod wpływem wody prostują się brodawki. Kiedy zdejmuje słuchawkę i prowadzi gorący strumień blisko sutków. Kiedy zatacza nim kółka po brzuchu, podbrzuszu, udach, zbliża do łona. Uwielbiała takie długie sesje podprysznicowe. Specjalnie z myślą o nich kupiła sobie płyn do kąpieli o zapachu gorzkich pomarańczy. Nadawał idealny poślizg, kiedy sunęła naturalną gąbką po skórze. Masowała piersi, ześlizgiwała dłonią między uda. Namydlała pośladki i rowek między nimi. Coraz mocniej, szybciej. intensywniej. Coraz przyjemniej, aż po spazmy, Rozkosz podprysznicowa bywała tak intensywna, że kobieta musiała pod koniec przytrzymywać się drążka w ścianie kabiny, żeby nie upaść na kolana.
    - Często… - Arleta przełknęła ślinę. Ku własnemu zaskoczeniu zauważyła, że krótkie jak mgnienia oka wspomnienie wywołało w niej tak intensywne reakcje organizmu. Piersi nabrzmiały, a w łonie poczuła lekkie napięcie.
    - W łóżku przed snem?
    - Nie - tutaj odpowiedź była zdecydowana. Tego jeszcze brakowało, żeby mąż się zorientował, że uprawia takie nieprzystojne manewry.
    - W trakcie seksu z partnerem?
    - Z obecnym nie.
    - A w przeszłości?
    W głowie Arlety pojawiło się wspomnienie gorących chwil z Piotrkiem, sympatią z maturalnej klasy. Po długich namowach zgodziła się pokazać mu, jak robi sobie dobrze. Musiała zamknąć oczy w trakcie masturbacji, tak bardzo się wstydziła. Jednak zawsze była wrażliwa na pikantne słowa, czy to w formie mówionej, czy pisanej. Niestety Stefek w trakcie wykonywania obowiązków małżeńskich artykulację sprowadzał mruknięć, chrząknięć i do komend typu “rozłóż nogi szerzej”, “wypnij mocniej tyłek”. A Piotruś swoimi zaklęciami wywoływał w Arlecie ciarki. Kiedy pierwszy raz dotykała się przy nim nie przestawał słowami budować w niej obrazu namiętnego zwarcia i miłosnych zabiegów. Z zamkniętymi oczami zdjęła figi, podsunęła spódniczkę, położyła dłoń na cipkę i palcami zanurzała się w ciasnej wilgotności. Ich opuszkami odgrywała na żywo opowieść Piotra o tym, jak pieści jej łono językiem,ustami, palcami… Doszła wtedy jakby eksplodowały fajerwerki w głowie, unosząc wysoko ciało na piętach, krzycząc z rozkoszy. Aż do dzisiaj wspomnienie pierwszego autoerotyzmu przy facecie było jedną z najslutreczniejszych inspiracji do pieszczot soloi. Później jeszcze kilka razy pieściła się przy Piotrze, zawsze z tym samym efektem. Jednak “ten pierwszy raz” był najbardziej magiczny,
    - Kiedyś dawno. Z pierwszym partnerem w młodości.
    - A miejsca publiczne?
    - Taaa… Na ławce w parku Jasne. - Arleta parsknęła kpiąco. Starała się nonsalanckim zachowaniem zatuszować efekt, jaki wywołały w niej trzy ostatnie pytania. A raczej wspomnienia zaindukowane pytaniami. Kobieta była pewna, że majtki musiały zwilgotnieć. Miała nadzieję, że sytuacja wróci do normy, zanim zasiądzie w “samolocie” z rozłożonymi nogami.
    - Tak, na przykład w parku - lekarz wydawał się nie zrażony sarkazmem.pacjentki - Albo w lesie, w kinie, na saunie, w ulicznej bramie, w toalecie w restauracji…
    Szymon obserwował cały czas mowę ciała Arlety. Podejrzewał, że lekka zwłoka w odpowiedziach o fantazjach i masturbacji wynikała z nachodzących do głowy wspomnień. zresztą taki był przecież ich cel.
    - Albo w łazience w remizie - mężczyzna posłał snajperski strzał w samo sedno.
    Arleta spojrzała gwałtownie na lekarza. Miał obojętny wyraz twarzy. Czy było możliwe, że tak zupełnie przypadkowo trafił we wspomnienie sylwestrowe? To była przecież pierwsza i jedyna sytuacja, kiedy Arleta musiała sobie ulżyć w tak niesprzyjających okolicznościach. Muśnięcia, ocieranie się, szepty i oddech Artura nakręciły jej pożądanie. Nie bez znaczenia dla rozwoju sytuacji była też konsumpcja kilku kieliszków rieslinga. Po alkoholu hamulce na szczęście nie puściły na tyle, żeby ulec namowom sąsiada na szybki numerek. Jednak gorset zasad rozluźnił się na tyle, że poszła do toalety i wyobraziła sobie jak nadstawia się Arturowi jak małolata pod dyskoiteką., Oparta o drzwi z dykty wewnątrz kabiny zapuściła rękę w majtki, ściskała drugą dłonią pierś. Mocno, brutalnie, jakby to robił podchmielony, napalony samiec. Powstrzymywała jęczenie i przeżywała grzeszną rozkosz, kiedy na sali tanecznej rozbrzmiewało “I Want to Break Free” Queenów. Szybko finiszowała, jeszcze przed ostatnimi akordami piosenki. Jednak dzięki temu mogła wrócić do stolika, usiąść grzecznie przy mocno podpitym mężu i do końca imprezy odmawiać Arturowu proszącemu do kolejnych niegrzecznych, tanecznych wygibasów.
    Szymon całym wysiłkiem woli zachowywał pokerową twarz. A nie było łatwo. To w końcu incydent w Remizie wzbudził w nim chęć uwiedzenia Arlety. Po raz pierwszy zobaczył ja od góry, jak pochylona z uniesioną sukienką masturbuje się co siłł w prawicy. Tuż po półnoicy męski kibel był zajęty, a kobieca łazienka o dziwo pusta. Wszedł do otwartej kabiny, ale zanim opróżnił pęcherz usłyszał za przepierzeniem niepokojące odgłosy. Myślał, że obok zemdlała jakaś Pani. Wszedł na muszlę, żeby zbadać sytuację i ujrzał scenę masturbacji z lotu ptaka. Konspiratorka go nie ujrzała. Cicho zszedł ze swego punktu obserwacyjnego. Z penisem w spodniach sterczącym jak korzeń wyszedł z damskiej toalety. Ujrzał gorąca 40-tke, jak wychodzi obciągając w dół sukienkę koktajlową i rusza na salę. Dopiero pod koniec sylwestrowego balu podsłyszał dryblasa imieniem Artutr, jak przy kielichu komentuje z rechotem do kumpla “Ta Arleta to gorąca sztuka. Ale cnotka-niewydymka.Jej ****ę widuje tylko mąż i osobisty ginekolog”. Szymon zamyślił się i uknuł perfidny plan, który właśnie realizował się w gabinecie doktora Młynarza.
    - To były jakieś sytuacje w miejscach publicznych? Nie wiem co zaznaczyć - lekarz zapytał niewinnie.
    - Nic takiego się nie zdarzyło - powiedziała twardo Arleta.
    - To ostatnie pytanie w mojej ankiecie - Szymon postanowił przejść do dalszej fazy operacji.
    “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
    Alexander Woollcott

    Skomentuj

    • selenograf
      Ocieracz
      • Mar 2010
      • 182

      #3
      Arleta siedziała jak na szpilkach. Nie lubiła mówić o intymnych sprawach nawet zaufanemu doktorowi Młynarzowi. A tutaj nie dość, że nowy lekarz, to jeszcze wpatrywał się w nią, jakby miał przewiercić spojrzeniem na wylot.

      - Pani Arleta Krzeszewska, lat 43. Mężatka. Dwoje dzieci. Wszystko się zgadza? - szpakowaty szatyn przeglądał coś na ekranie laptopa. Pewnie wirtualną kartą zdrowia.

      Kobieta skinęła głową.

      - Widzę, że ostatnia wizyta odnotowana… W sierpniu… Niemal rok temu…

      - Tak. Co roku przychodzę na badania kontrolne.

      - Bardzo rozsądnie - mężczyzna pokiwał głową. - Miesiączkowanie nadal regularne?

      - Tak. Jak w zegarku.*

      - Owulacja.. Dni płodne.. Faza cyklu - lekarz mruczał coś pod nosem.

      - Kolejny okres mam za dwa tygodnie - Arleta wyrwała się z odpowiedzią, jak pilna uczennica.

      Lekarz podniósł wzrok na pacjentkę.

      - Jak wygląda współżycie seksualne?

      Arleta*się zmieszała.

      - Co to znaczy jak wygląda?

      - Jest Pani w kwiecie wieku. Kobiety po 40-tce osiągają maksimum temperamentu. Są świadome swoich potrzeb, a te rosną w czwartej dekadzie bardzo gwałtownie.*

      Kobieta czuła, jak na twarz wypełza jej rumieniec.

      - To zdrowe. I normalne. Proszę się nie wstydzić - lekarz musiał zauważyć jak na nią podziałały te konstatacje. - Z kolei mężczyźni, stali partnerzy, zwykle w tym wieku niekoniecznie wykazują inicjatywę w pożyciu małżeńskim - tembr głosu ginekologa był ciepły, życzliwy. Bardziej przypominał zwierzenia starego kumpla, niż lekarskie indagacje podczas wywiadu medycznego.

      - To jak często Pani współżyje?*

      - Raz po raz - wydukała Arleta przez ściśnięte gardło.

      - To znaczy kilka razy w tygodniu? W miesiącu?

      - W roku…

      - A kiedy ostatnio współżyliście?

      Kobieta zaczęła się zastanawiać.

      - Ostatnio… Jakoś w ten weekend po zakończeniu roku szkolnego…

      Mężczyzna uśmiechnął się lekko. Wystukał coś na klawiaturze komputera.

      - Prowadzę badania kliniczne na temat stanu zdrowia intymnego u dojrzałych kobiet. Czy mógłbym zadać kilka pytań szczegółowych o pani pożyciu małżeńskim? Oczywiście wszystkie odpowiedzi będą anonimowe.

      - Nie wiem… Nie potrafię tak opowiadać…Lepiej nie…

      - Wiem, że trudno mówić o takich rzeczach. Ale przecież jestem lekarzem. Mam ponad 20 lat doświadczenia w praktyce ginekologa-położnika. Nie takie rzeczy słyszałem i widziałem.*

      Arleta wahała się.

      - Możemy się umówić, że jeśli weźmie Pani udział w ankiecie, ta wizyta lekarska będzie gratis. Co Pani na to? - doktor rzucił na szalę najcięższy argument.

      - No… Zgoda…

      - Dobrze. Na pierwsze pytanie wiem już co zaznaczyć. Menstruacja regularnie, Ile dni trwa zazwyczaj krwawienie miesiączkowe?

      - Zwykle trzy-cztery dni. Na pewno nie więcej niż tydzień.

      - Krwawienie obfite?*

      Szymon zaplanował, że “sposób na ankietę” musi mieć swój rytm. Najpierw tematy stricte biologiczne, żeby ofiara się uspokoiła, zanim nastąpią bardziej wnikliwe pytania. Tak też się stało. Na kolejne pytania Arleta odpowiadała coraz bardziej swobodnie i otwarcie. Pora na przejście do konkretów.

      - Jakie stosuje Pani środki antykoncepcyjne?

      - No… Kalendarzyk…

      - Liczy Pani dni?

      - A co ja baba ze wsi jestem? Mam aplikację. Jak ikonka świeci na zielono, znaczy można.

      - A prezerwatywy?

      - Mężatka jestem, to na co mi gumki.

      - A z innymi partnerami?

      Arleta parsknęła.

      - Rozumiem, że mąż jest jedynym partnerem seksualnym?

      - No a jak inaczej? W końcu ślubowaliśmy sobie wierność.

      - I nigdy żadnej pokusy? - lekarz wydawał się być lekko rozbawiony.

      Arleta zamyśliła się. Przypomniała sobie ostatniego sylwestra w remizie. Mocny uścisk w tańcu z sąsiadem Arturem. Jedno dłoń na biodrze podczas lambady. Charakterystyczny kształt napierający na łono podczas tańca-przytulańca.

      - Zakonnica nie jestem. Zdrowa baba ze mnie, to czasem krew szybciej zakrąży. Ale grzech w myślach to nie grzech.

      - To kolejne pytanie. Zdarzają się fantazje seksualne?

      - No tak. Przecież mówię.

      - Proszę wskazać właściwą odpowiedź. Ciągle. Bardzo często. Często. Sporadycznie. Wcale.

      - Co to znaczy często?

      - No przynajmniej dwa razy w miesiącu, ale nie częściej niż raz na tydzień.

      - To chyba trzeba zaznaczyć bardzo często.

      - Czy towarzyszą temu praktyki autoerotyczne? - albo Arlecie się zdawało, albo doktor przy tym pytaniu obniżył głos.

      - Co to znaczy?

      - No czy dotyka się Pani podczas fantazji.

      Arleta zastanawiała się, czy odpowiedzieć zgodnie z prawdą. No ale badanie kliniczne, to badanie. No i odpowiedzi są anonimowe.

      - Zdarza się…

      - W jakich okolicznościach? Będę wymieniał sytuacje. Proszę odpowiadać: często, sporadycznie wcale.

      Pacjentka kiwnęła głową.

      - Pod prysznicem?

      Arleta przypomniała sobie uczucie, kiedy rozpędzone kropelki spadają na twarz, dekolt, ramiona, piersi Kiedy pod wpływem wody prostują się brodawki. Kiedy zdejmuje słuchawkę i prowadzi gorący strumień blisko sutków. Kiedy zatacza nim kółka po brzuchu, podbrzuszu, udach, zbliża do łona. Uwielbiała takie długie sesje podprysznicowe. Specjalnie z myślą o nich kupiła sobie płyn do kąpieli o zapachu gorzkich pomarańczy. Nadawał idealny poślizg, kiedy sunęła naturalną gąbką po skórze. Masowała piersi, ześlizgiwała dłonią między uda. Namydlała pośladki i rowek między nimi. Coraz mocniej, szybciej. intensywniej. Coraz przyjemniej, aż po spazmy, Rozkosz podprysznicowa bywała tak intensywna, że kobieta musiała pod koniec przytrzymywać się drążka w ścianie kabiny, żeby nie upaść na kolana.

      - Często… - Arleta przełknęła ślinę. Ku własnemu zaskoczeniu zauważyła, że krótkie jak mgnienia oka wspomnienie wywołało w niej tak intensywne reakcje organizmu. Piersi nabrzmiały, a w łonie poczuła lekkie napięcie.

      - W łóżku przed snem?

      - Nie -* tutaj odpowiedź była zdecydowana. Tego jeszcze brakowało, żeby mąż się zorientował, że uprawia takie nieprzystojne manewry.

      - W trakcie seksu z partnerem?

      - Z obecnym nie.

      - A w przeszłości?

      W głowie Arlety pojawiło się wspomnienie gorących chwil z Piotrkiem, sympatią z maturalnej klasy. Po długich namowach zgodziła się pokazać mu, jak robi sobie dobrze. Musiała zamknąć oczy w trakcie masturbacji, tak bardzo się wstydziła. Jednak zawsze była wrażliwa na pikantne słowa, czy to w formie mówionej, czy pisanej. Niestety Stefek w trakcie wykonywania obowiązków małżeńskich artykulację sprowadzał mruknięć, chrząknięć i do komend typu “rozłóż nogi szerzej”, “wypnij mocniej tyłek”. A Piotruś swoimi zaklęciami wywoływał w Arlecie ciarki. Kiedy pierwszy raz dotykała się przy nim nie przestawał słowami budować w niej obrazu namiętnego zwarcia i miłosnych zabiegów. Z zamkniętymi oczami zdjęła figi, podsunęła spódniczkę, położyła dłoń na cipkę* i palcami zanurzała się w ciasnej wilgotności. Ich opuszkami odgrywała na żywo opowieść Piotra o tym, jak pieści jej łono językiem, ustami, palcami… Doszła wtedy jakby eksplodowały fajerwerki w głowie, unosząc wysoko ciało na piętach, krzycząc z rozkoszy. Aż do dzisiaj wspomnienie pierwszego autoerotyzmu przy facecie było jedną z najskuteczniejszych* inspiracji do pieszczot soloi. Później jeszcze kilka razy pieściła się przy Piotrze, zawsze z tym samym efektem. Jednak “ten pierwszy raz” był najbardziej magiczny,

      - Kiedyś dawno. Z pierwszym partnerem w młodości.

      - A miejsca publiczne?

      - Taaa… Na ławce w parku Jasne. - Arleta parsknęła kpiąco. Starała się nonsalanckim zachowaniem zatuszować efekt, jaki wywołały w niej trzy ostatnie pytania. A raczej wspomnienia zaindukowane pytaniami. Kobieta była pewna, że majtki musiały zwilgotnieć. Miała nadzieję, że sytuacja wróci do normy, zanim zasiądzie w “samolocie” z rozłożonymi nogami.

      - Tak, na przykład w parku - lekarz wydawał się nie zrażony sarkazmem pacjentki* - Albo w lesie, w kinie, na saunie, w ulicznej bramie, w toalecie w restauracji…

      Szymon obserwował cały czas mowę ciała Arlety. Podejrzewał, że lekka zwłoka w odpowiedziach o fantazjach i masturbacji wynikała z nachodzących do głowy wspomnień. zresztą taki był przecież ich cel.

      - Albo w łazience w remizie - mężczyzna posłał snajperski strzał w samo sedno.

      Arleta spojrzała gwałtownie na lekarza. Miał obojętny wyraz twarzy. Czy było możliwe, że tak zupełnie przypadkowo trafił we wspomnienie sylwestrowe? To była przecież pierwsza i jedyna sytuacja, kiedy Arleta musiała sobie ulżyć w tak niesprzyjających okolicznościach. Muśnięcia, ocieranie się, szepty i oddech Artura nakręciły jej pożądanie. Nie bez znaczenia dla rozwoju sytuacji była też konsumpcja kilku kieliszków rieslinga. Po alkoholu hamulce na szczęście nie puściły na tyle, żeby ulec namowom sąsiada na szybki numerek. Jednak gorset zasad rozluźnił się na tyle, że poszła do toalety i wyobraziła sobie jak nadstawia się Arturowi jak małolata pod dyskoteką., Oparta o drzwi z dykty wewnątrz kabiny zapuściła rękę w majtki, ściskała drugą dłonią* pierś. Mocno, brutalnie, jakby to robił podchmielony, napalony samiec. Powstrzymywała jęczenie i przeżywała grzeszną rozkosz, kiedy na sali tanecznej rozbrzmiewało “I Want to Break Free” Queenów. Szybko finiszowała, jeszcze przed ostatnimi akordami piosenki. Jednak dzięki temu mogła wrócić do stolika, usiąść grzecznie przy mocno podpitym mężu i do końca imprezy odmawiać Arturowi*proszącemu do kolejnych niegrzecznych, tanecznych wygibasów.

      Szymon całym wysiłkiem woli zachowywał pokerową twarz. A nie było łatwo. To w końcu incydent w Remizie wzbudził w nim chęć uwiedzenia Arlety. Po raz pierwszy zobaczył ja od góry, jak pochylona z uniesioną sukienką masturbuje się co sił*w prawicy. Tuż po północy męski kibel był zajęty, a kobieca łazienka o dziwo pusta. Wszedł do otwartej kabiny, ale zanim opróżnił pęcherz usłyszał za przepierzeniem niepokojące odgłosy. Myślał, że obok zemdlała jakaś Pani. Wszedł na muszlę, żeby zbadać sytuację i ujrzał scenę masturbacji z lotu ptaka. Konspiratorka go nie ujrzała. Cicho zszedł ze swego punktu obserwacyjnego. Z penisem w spodniach sterczącym jak korzeń wyszedł z damskiej toalety. Ujrzał gorąca 40-tke, jak wychodzi obciągając w dół sukienkę koktajlową i rusza na salę. Dopiero pod koniec sylwestrowego balu podsłyszał dryblasa imieniem Artur, jak przy kielichu komentuje z rechotem do kumpla “Ta Arleta to gorąca sztuka. Ale cnotka-niewydymka. Jej ****ę widuje tylko mąż i osobisty ginekolog”. Szymon zamyślił się i uknuł perfidny plan, który właśnie realizował się w gabinecie doktora Młynarza.

      - To były jakieś sytuacje w miejscach publicznych? Nie wiem co zaznaczyć - lekarz zapytał niewinnie.

      - Nic takiego się nie zdarzyło - powiedziała twardo Arleta.

      - To ostatnie pytanie w mojej ankiecie - Szymon postanowił przejść do dalszej fazy operacji.
      “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
      Alexander Woollcott

      Skomentuj

      • selenograf
        Ocieracz
        • Mar 2010
        • 182

        #4
        - Będę wymieniał najpopularniejsze fantazje seksualne wśród pań w wieku 40 plus, a proszę określić w skali od jeden do dziesięć, które z nich pojawiają się w Pani wyobraźni.Jeden oznacza: wcale to na mnie nie działa, 10 oznacza: bardzo dla mnie podniecające, chciałabym może nawet kiedyś zrealizować. Ekshibicjonizm?
        - W sensie spotykam faceta, który rozpina płaszcz i…?
        - Przepraszam, Może bardziej szczegółowo. Mężczyzna obnaża się w miejscu publicznym.
        - Jeden - Arleta skrzywiła się z niesmakiem.
        - Pani obnaża się w miejscu publicznym?
        - Dwa… - kobieta ewidentnie otulała pruderią swój temperament.
        - Trójkąt dwóch mężczyzn i pan?
        Arleta zastanowiła się. Czasami przemknęło jej przez głowę jak by to było z dwoma samcami. Jeden pręt w cipce,a drugi napiera na pupę. Albo obrabianie gały ustami na czworaka, kiedy druga dobija od tyłu po same jądra. Tak, zastanawiała się. Ale czy ta wizja budziła podniecenie? Raczej ciekawość, taka jak “ciekawe jak smakuje sushi”.
        - Sześć.
        - Seks lesbijski?
        Kobieta nie musiała długo myśleć. Była zdecydowanie hetero. Chociaż potrafiła na plaży zapatrzeć się na atrakcyjną babeczkę.
        - Trzy.
        - Trójkąt: Pani z kobietą i mężczyzna?
        Dzielić się facetem w łóżku? Wykluczone.
        - Jeden.
        - Seks grupowy?
        - Brrr… Nie lubię tłoku. Jeden, a raczej zero.
        - Nie ma zera. zaznaczam jedynkę. Seks z nieznajomym?
        Przez łono Arlety przebiegł skurcz podniecenia. Jedna fraza, a tak mocno pobudziła wyobraźnię. “Seks z nieznajomym”. Mąż to przecież mąż. Wiadomo jaki jest i wie jaka jest żona. A inny facet? Na pewno nikt, z kim spotykała się w codzienności. Jak miałaby spojrzeć w oczy takiemu Arturowi, kiedy machałby potem zza płota kosząc trawę? Ale obcy facet? Zupełnie obcy? Ktoś, kogo nigdy potem by nie spotkała? Komu mogłaby się oddawać bez reszty, bez krępowania się co sobie pomyśli? Którego mogłaby wyeksploatować na wszystkie sposoby, przetestować wszystkie pozycje, które krążą w głowie? Cała kamasutra w jedną noc? No może nie cała, ale…
        - Osiem… A nawet dziewięć…
        - Seks oralny i połykanie spermy?
        - Trudno powiedzieć… - Arleta nigdy nie brała mężowskiego penisa do buzi. Miała okazję posmakować nasienia jedynie dwóch mężczyzn w życiu. Ta Piotrka nie budziła w niej obrzydzenia. Kiedy dochodził w jej ustach, wzbudzało to nawet perwersyjny dreszcz. Kiedyś nawet poprosiła aby kończył w trakcie intensywnego trzepania dłonią. Trysnął wtedy zraszając kroplami twarz, dekolt i piersi kochanki. Ale sperma tego drugiego faceta… Brrrr.
        - Zależy. Sperma spermie nierówna. Powiedzmy cztery.
        Szymon chrząknął. Skoro pacjentka miała okazję do porównania, może nie była tak cnotliwa, jak wydawało się Arturowi? I jak starała się budować wizerunek na zewnątrz…
        - Przebieranki?
        - Niby fartuszek pielęgniarki albo skórzana maska? To śmieszne, a nie podniecające. Jeden.
        - Podglądanie?
        - Marta przypomniała sobie pierwsze wspomnienie okołoseksualne. Miała wtedy czternaście lat. Wakacje z rodzicami nad morzem. Wydmy w Ustroniu Morskim. Poszła tam za potrzebą i zobaczyła, że coś się rusza w krzakach. Zobaczyła młodą kobietę zapinaną od tyłu przez starszego mężczyznę. Była wypięta, z głową i ramionami na kocu. Jęczała raz za razem, kiedy kochanek dobijał się rytmicznie. Nie widzieli podglądaczki. Ona z rumieńcami na twarzy obserwowała, jak rżną się bez wytchnienia. Nie dotykała się wtedy. Zabrakło odwagi. Ale potem wspomnienie wracało w fantazjach podczas pieszczot podprysznicowych. Wyobrażała sobie, że przyłącza się do kochanków. Albo że sama jest podglądana przez kobietę, która podejmuje inicjatywę. Może trzeba było ten trójkąt dwie kobiety i mężczyzna ocenić na szóstkę?
        - Podglądanie osiem.
        Arleta zastanawiała się, jak to się stało, że dała się wmanewrować w tak niezręczna sytuację. Najpierw chciała stąd uciec, kiedy okazało się, że brak zaufanego ginekologa. A teraz odpowiada na najgłębiej intymne pytania zupełnie nieznajomemu facetowi. Sama treść ankiety nie była dziwna. Sama pamiętała artykuł o kobiecych fantazjach. Ale czy takie tematy nie dotyczą bardziej seksuologa, niż ginekologa? Doktor Młynarz zadawał konkretne pytania, potem w ciągu kwadransa przeprowadzał standardowe badanie na fotelu i kontrolę piersi. Po 20 minut było po wszystkim. “Co Stefan musi sobie myśleć? Siedzę tutaj już prawie pół godziny, a jeszcze nawet nie zdjęłam majtek” - Arleta postanowiła, że przy kolejnym zastępstwie u ginekologa odpuści wizytę, nawet tracąc kasę.
        - No i ostatnia fantazja w mojej ankiecie. Zdrada męża? - lekarz pochylił się, jakby wysłuchiwał spowiedzi petentki w konfesjonale.
        Fantazje o zdradzie Stefana. Chyba nie. Ale przecież tak często wspomina Piotrka. Nawet leżąc pod dyszącym ciężko małżonkiem.zdarzało się jej uciekać myślami do erotycznych wspomnień z młodości. Więc chyba coś w tym jest. No i teraz. Stefan za drzwiami, a ona tutaj doktorowi zwierza się z rzeczy, o których mąż nie ma pojęcia. Więc tak jakby też zdrada. Od zupełnie nieznajomego mężczyzny dzieli ją tylko niespełna metr blatu. Jego słowa pobudziły wyobraźnię tak bardzo, że uda same zaczęły się zaciskać. Podniecenie wzbudzone pierwszym wspomnieniem o sylwestrowych tańcach zamiast łagodnie opaść buzowało ile wlezie.Arleta należał do kobiet o cipkach wyjątkowo soczystych i z pewnością bielizna była lepka od pożądania. Mało tego, pacjentka zauważyła, że w głowie zaczyna pojawiać się wizja doktora Ziębickiego w sytuacjach zgoła niemedycznych. Leżąc na fotelu przed doktorem Młynarzem nigdy nie uciekała myślami w kierunku zmysłowości, a i ciało reagowało jak na neutralnego specjalistę, a nie jak na mężczyznę.
        Lekarz z trzaskiem zamknął laptopa.
        - Koniec teorii. Proszę się rozebrać - ginekolog skinął w kierunku parawanu i podszedł do umywalki.
        Arleta posłusznie powędrowała za turkusową zasłonę.Odpięła boczny zamek brązowej spódnicy. Kieca opadła na podłogę. Kobieta pochyliła się. Tkanina rajstopo na wzgórku łonowym była wyraźnie ciemniejsza. Zatem kobiece soki musiały przesączyć się przez majtki.
        - Najpierw zbadamy dzisiaj piersi - dobiegło zza zasłony.
        Arleta rozpięła różową bluzeczkę. Z nerwów miała problem z perłowymi guziczkami. Wreszcie udało się pozbyć wierzchniego odzienia. Poczuła gęsią skórkę na ramionach. Może jednak klimatyzacja była ustawiona za bardzo? Pacjentka odwiesiła bluzkę i zdjęła ramiączka cielistego biustonosza Zabudowane miseczki chroniły duże piersi przed grawitacją. Po zdjęciu stanika lekko opadły. Arleta z przerażeniem zauważyła, że chłodne powietrze jeszcze wzmocniło efekt sterczenia wywołany fantazjami przy ankiecie badawczej. Zasłoniła biust ramionami i wyszła zza parawanu. Podeszła do lekarskiego biurka.
        - Tak, wiem. Powinno być cieplej, ale nie wiem jak zmienia się ustawienia tego badziewia - lekarz machnął ręką w kierunku skrzynki klimatyzatora - doktor uniósł dłonie i zaczął chuchać na ich wnętrze. Zrobił dwa kroki i położył obie dłonie na piersiach.
        - Och… - Arleta westchnęła, kiedy poczuła ciepłą skórę mężczyzny na zimnej skórze. To było wyjątkowo przyjemne.Ten kontrast między chłodem gabinetu, a wychuchanymi rękamii medyka wywołał gorące doznanie w podbrzuszu.
        Ginekolog zaczął standardowe badanie biustu. Ugniatał i lekko ściskał piersi w poszukiwaniu podejrzanych guzków i zwłóknień. Doktor Młynarz przeprowadzał badanie niemal identycznie. Jednak “niemal” stanowiło dość istotną różnicę. Dłonie nowego lekarza zdawały się dotykać bardziej delikatnie. Bardziej kojarzyły się z niegdysiejszym pieszczotami kochanka. Arlecie bardziej przypominały zdecydowane, ale wrażliwe dłonie Piotra, niż z bezceremonialny uścisk rąk znajomego ginekologa. Czuła, że zamiast wysychać między nogami jeszcze bardziej wilgotnieje. Pomyślała, że chciałaby poczuć na sutkach usta nieznajomego lekarza.
        - Teraz zbadamy brodawki, czy nie ma nic podejrzanego - głos doktora Aleksandra był lekko zachrypnięty, jakby rutynowe badanie mammograficzne także w nim wywołało mało profesjonalną reakcję.
        - Mam pewien stary sposobik lekarski, żeby przy takim chłodzie badanie było bardziej znośne. Mogę? - lekarz mrugnął porozumiewawczo okiem.
        - Proszę - głos Arlety też stracił naturalne brzmienie.
        Głowa mężczyzny pochyliła się do sterczącego paliczka na prawej piersi. Zaczął chuchać podobnie, jak wcześniej na swoje ręce.
        - Lepiej? - zapytał cicho.
        - Taaak - pacjentka zamknęła oczy. Skupiała się na gorącym podmuchu na swoim sutku. Jej puls galopował. Wreszcie poczuła na brodawce palce lekarza. Ugniatały i skubały ją. Zupełnie inaczej, niż kiedy badał piersi doktor Młynarz. Kobieta przestępowała z nogi na nogę. Opięte lycrą uda ocierały się o siebie.
        - Teraz druga pierś - lewa brodawka Arlety przeszła podobne zabiegi. Ciepłe powietrze z ust, potem badanie palpacyjne. Jednak tym razem lekarz musiał okazać się nieuważny. Zapewne przypadkowo musnął koniuszek piersi spierzchniętymi ustami. Kobieta poczuła, jakby przeszył ją piorun od sutka centralnie do nabrzmiałej łechtaczki.
        - Przepraszam - zamruczał lekarz.
        - Nie ma sprawy. Nic się nie stało - pacjentka przełknęła ślinę.
        - Wygląda na to, że piersi są w porządku - głos lekarza wrócił do naturalnego brzmienia. Arleta otworzyła oczy. Doktor stał lekko pochylony na rozstawionych dość mocno nogach. Albo jej się wydawało, albo w spodniach rysował się charakterystyczny kształt stwardniałego penisa.
        - Zapraszam na fotel - ginekolog wskazał konstrukcję pod wielką lampą ledową na skomplikowanym stelażu.
        Arleta chciała wrócić za parawan. Jednak zdecydowała się przetestować profesjonalny chłód specjalisty. Patrząc mu prosto w oczy zzuła pantofle. Chwyciła za gumkę rajstop.Nie spiesząc się zsunęła je na biodra, a potem do kolan.Pochyliła się, żeby przesunąć krawędź rajstop na kostki. Kątem oka zauważyła, że lekarz zsunął spojrzenie na piersi, które zakołysały się ciężko w tej pozycji.
        Arleta wyprostowała się. Teraz spojrzenie lekarza zatrzymało się na mokrej plamce u dołu beżowych majtek. Pacjentka odwróciła się tyłem do mężczyzny. Tym razem chwyciła za gumkę gatek i pochylając się wypięła tyłkiem do medyka, zsuwając je na stopy. Dumnie uniosła się i pomaszerowała ku ginekologicznemu fotelowi.
        “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
        Alexander Woollcott

        Skomentuj

        • selenograf
          Ocieracz
          • Mar 2010
          • 182

          #5
          Szymon przynajmniej trzy razy o mało nie wyszedł z roli lekarza. Pierwszy raz prawie rzucił się na Arletę, kiedy wyszła zza parawanu. Od razu zwrócił uwagę na ciemniejszą od wilgoci tkaninę rajstop. Poczuł, że penis drga starając się wyrwać na wolność ze spodni. Po raz drugi ledwo zapanował nad sobą, kiedy poczuł między palcami twardy jak kamyczek sutek prawej piersi. Nie mógł opanować się, żeby chwilę później nie musnąć “przypadkiem” brodawkę ustami. Najbliżej porzucenia inscenizacji z badaniem ginekologicznym mężczyzna znalazł się, kiedy pacjentka zdejmowała majtki. Pochyliła się w taki sposób, że pod pośladkami można było zobaczyć lekko rozchyloną muszelkę.

          Teraz Szymon patrzył uważnie, jak pacjentka zajmuje pozycję na “samolocie”. Ułożyła się, położyła nogi na podpórkach i czekała grzecznie w pozycji “serdecznie witamy”. Mężczyzna podszedł do lampy i uruchomił oświetlenie. Ustawił wysięgnik tak, żeby światło idealnie eksponowało łono Arlety. Przesunął taboret na kółkach. Usiadł rozkraczony, żeby pobudzone męskie klejnoty nie uwierały. Twarz lekarza była o niespełna pół metra od łona pacjentki. Szymon poczuł zapach kobiecego podniecenia. Zewnętrzne wargi były nabrzmiałe i lekko rozchylone, pokryte wilgocią także w zewnętrznej części. Cipka Arlety przypominała dojrzały owoc z pęknięciem ukazującym apetyczny różowy miąższa. U zbiegu symetrycznych płatków sterczał guziczek łechtaczki.Podbrzusza kobieta nie miała wydepilowanego, ale musiała krótko przed wizytą ogarnąć dolną fryzurkę nożyczkami i maszynką. Krótko przystrzyżone włosy łonowe tworzyły zgrabny trójkącik równoboczny. Pachwiny i skóra na reszcie podbrzusza wyglądały na zupełnie gładziutkie.
          - Wygląda na to, że oględziny zewnętrznych narządów płciowych nie wskazują na występujące problemy - Szymon starał się, żeby ton głosu wybrzmiał ciepło, ale bez widocznego zaangażowania emocjonalnego. - Przystępuję do badania zestawionego.
          Mężczyzna sięgnął do stoliczka przy fotelu po gumowe rękawiczki. Naciągnął jedną na lewą rękę, ale prawą dłoń podstępnie zostawił nagą.Tak, jak instruował Jaromir położył lewą dłoń w poprzek brzucha, pomiędzy pępkiem, a wzgórkiem.łonowym. Arleta drgnęła odruchowo, kiedy poczuła lewice lekarza. Spodziewała się, że - jak zwykle przy tym badaniu - ginekolog wsunie zwilżone żelem dwa palce zdecydowanym ruchem między wargi cipki. Jednak nowy doktor przesunął powoli jednym palcem wzdłuż szparki. Kobieta poczuła skurcz w podbrzuszu i wcale nie była to reakcja na nieprzyjemne doznanie.
          - To chyba nie tak powinno wyglądać? - powiedziała przez zaciśnięte gardło.
          - To nowa technika badania palpacyjnego, zabiegi Feuerbacha. Nauczyłem się niedawno na stażu w Bostonie - Szymon miał przygotowaną odpowiedź na spodziewane wątpliwości pacjentki. - Jest bardziej komfortowe dla kobiet. Mięśnie dna miednicy nie spinają się i dzięki temu łatwiej wykryć ewentualne anomalie.
          Uspokojona słowami ginekologa Arleta leżała spokojnie. Jednak myśli w głowie wcale spokojne nie były. Miała wrażenie, że przebywa w jakimś perwersyjnym śnie. Takim, gdzie aseksualna z natury rzeczy wizyta ginekologiczna przekształca się w jakąś szaloną, spontaniczną sytuację damsko-męską. Teraz żałowała, że starała się sprowokować doktora przekształcając rozbieranie się w mini pokaz streap-teasu. Jeśli nawet wcześniej jego zachowanie mogło być przypadkowo zabarwione nutką erotyzmu, to po badaniu piersi musiał nabrać przekonania, że pacjentka jest lubieżną, nienasyconą samicą. A przecież była od lat wierną, przyzwoitą żoną, która wykonuje bez zbytniej niechęci ale i entuzjazmu obowiązki małżeński.Wszelkie ekscesy i brewerie odbywały się jedynie w wyobraźni, podczas robienia sobie dobrze pod prysznicem.
          Do palca wskazującego lekarz dołożył środkowy. Nadal suwał się opuszkami wzdłuż szparki raz za razem, ale jego dłoń zdawała się penetrować ją nieco głębiej. Palce gładziutko przemieszczały się, nawilżone medycznym specyfikiem poślizgowym. Jednak Szymon naocznie mógł przekonać się, że jego pieszczoty pobudzają soczystość kobiecej brzoskwinki. Celowo nie docierał opuszkami do najwrażliwszej wypustki. Jednak mimo to zabiegi przyniosły zamierzony efekt. Dało się słyszeć nierówny, przyspieszony oddech pacjentki. Badanie ginekologiczne zatem dojrzało do przejścia do kolejnej fazy.
          - Teraz zbadam sklepienie pochwy i ujście macicy. Proszę się nie niepokoić, badanie przebiega zgodnie z zasadami techniki Feuerbacha. Czuję, że mięśnie dna miednicy rozluźniają się jak należy - udawany lekarz wygłosił przygotowaną wcześniej formułkę.
          Szymon obrócił prawicę opuszkami palców ku górze i centymetr za centymetrem wsuwał dwa palce pośrodku szparki. Mimo dwukrotnego porodu kobiecość Arlety była ciasna, jak u nastolatki. Mężczyzna obracał lekko penetrującą ręką w prawo i w lewo, pomagając w jej wnikaniu w ciasny przesmyk. Kiedy palce weszły aż po knykcie zagiął je ku górze. Teraz podstępny agresor mógł swobodnie masować przednią część wnętrza pochwy w poszukiwaniu przestrzeni Gräfenberga. Skurcz mięśni brzucha pod lewą dłonią i głośne jęknięcie Arlety potwierdziły znalezienie skarbu. Teraz pozostawało już tylko zataczać malutkie kółeczka po aksamitnie gładkiej powierzchni.
          Pacjentka oddychała głośno przez usta. Nie miała pojęcia kim był ten cały Feuerbach, ale z pewnością przed jego gabinetem ginekologicznym musiała się ustawiać długaśna kolejka kobiet spragnionych rozkoszy. Nawet tak zgoła nieoczekiwanej, jak przy badaniu lekarskim. Palce mężczyzny wyczyniały wprost cuda. Sprawiały tak wielką przyjemność, że mogła się równać tylko z własnoręcznymi pieszczotami Arlety pod prysznicem. Kobieta była pewna, że lekarz celowo zamienił kolejność badania - najpierw analizował piersi, a dopiero potem zaprosił na fotel ginekologiczny. W przeciwnym wypadku leżałaby podczas prowadzonego właśnie badania w bluzeczce i staniku, a nie zupełnie naga. Dlatego idealnie widziała jak czubeczki piersi kołyszą się przy każdym ruchu dłoni lekarza. Chłodne powietrze utrzymywało jej w pozycji “na baczność”. Arleta położyła dłonie na biuście, żeby je nieco ogrzać. Paliczki sutków znalazły się pomiędzy kciukami. a palcami wskazującymi. Kobieta przypomniała sobie oddech lekarza na brodawkach. Świeże wspomnienie w połączeniu z trwającym właśnie wprawnym masowaniem przez ginekologa punktu G w nieunikniony sposób skłoniło palce Arlety do uciskania wrażliwych paliczków. Kulała ich czubki między opuszkami palców. Przyskubywała paznokciami. Wreszcie ujęła obie piersi w pełnie dłonie i masowała je dokładnie w rytmie “zabiegów Feuerbacha”. Przyjemność rozlewała się po całym ciele kobiety. Uniosła lekko pupę, żeby napierać łonem na palce penetrujące jego wnętrze
          Nagle lewa dłoń ginekologa przesunęła się niżej, na samo łono. W tej pozycji jego kciuk obleczony w lateks zetknął się z najwrażliwszym guziczkiem.
          - Ochchchchchchc - jęknęła Arleta na cały głos.
          Lewy kciuk zaczął subtelnie pocierać o łechtaczkę. Zatem to nie był przypadek. Arleta mogła się jeszcze łudzić, że to wszystko zabiegi medyczne. Jednak w sumie przestało to być dla niej ważne. Jak szalona pieściła sobie piersi. Ugniatała je. Ściiskała. Drażniła coraz mocniej sutki. Obie dłonie ginekologa nie przestawały się poruszać. Lewica masowała wzgórek łonowy w idealnej synchronizacji z palcami prawicy, które zawładnęły wnętrzem cipki. Pacjentka sama nie wiedziała jak i kiedy do dwóch palców w pochwie dołączył trzeci. Tańczyły i rozpychały się. zataczały kółka, ósemki i parabole.
          - Och. Och. Och - na każdą fazę rytmicznych pieszczot Arleta odpowiadała jęknięciem. Nie panowała nad oddechem, Straciła już zupełnie samokontrolę. Tętno waliło jak murzyńskie tam tamy wzywające do ataku.
          - Och. Och. Och - dolna część ciała starała się nabić jak najmocniej i najgłębiej na penetrujące cipkę palce. Piersi falowały pod zaciskającymi się palcami pacjentki.Odchyliła głowę i z zamkniętymi oczami poddawała się rozkoszy,
          - Och. Och. Och - czuła, jak przyjemność przelewa się przez cały organizm falami. Jak wzbierają i unoszą ją ku szczytowi spełnienia. Już chwileczka. Już momencik.
          - Och. Och. Och - teraz już pacjentka wisiała miednicą w powietrzu opierając się nogami o podnóżki fotela. Rozkosz przeszywała ją jak uderzenia błyskawicy.
          I już miała finszować, skoczyć w samo sedno orgazmu. Ale wtedy lekarz cofnął obie dłonie.
          “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
          Alexander Woollcott

          Skomentuj

          • selenograf
            Ocieracz
            • Mar 2010
            • 182

            #6
            Szymon musiał odpuścić. Inaczej za chwilę miałby zmoczone nasieniem całe krocze. Dosłownie ten sam ułamek sekundy dzielił od orgazmu zarówno pacjentkę, jak i udawanego ginekologa. Kiedy mężczyzna później analizował sytuację, doszedł do wniosku, że był to niezwykle szczęśliwy traf. Gdyby Arleta zakończyła zmyśloną przecież “technikę Feuerbacha”, pewnie ubrałaby się pospiesznie i jak niepyszna uciekła z gabinetu. I cały misterny plan zawaliłby się jeszcze przed kulmunacyjną fazą.
            A tak pacjentka leżała drżąc na fotelu ginekologicznym. Czekała, co będzie dalej. Napalona, ale niespełniona. Rozgrzana do czerwoności pożądaniem, ale nadal niezaspokojona. Nabrzmiała cipka kurczyła się na zmianę i rozluźniała, a obfite soki podniecenia połyskiwały w świetle lampy Dłonie już opadły z piersi i leżały bezwładnie na leżance. Jednak unosząca się w rytm oddechu klatka piersiowa nadal dawała świadectwo, że organizm gotowy jest do dalszego galopu, a unoszące się w niespokojnym oddechu piersi zwieńczały sterczące, twarde sutki.
            - Dokładnie o to chodziło profesorowi Feuerbachowi. Pani organizm gotowy jest do kolejnego badania…
            - Wymaz i kończymy? - w pytaniu Arlety bardziej pobrzmiewała nuta rozczarowania, niż niecierpliwości,
            - Chwileczkę. Jeszcze badanie USG. Mam nowy, bardzo precyzyjny aparat dwugłowicowy - lekarz wstał z taboretu i poszedł po skrzynkę na kółkach stojąca koło biurka. Przyciągnął do fotela ginekologicznego i usiadł na taborecie. Ujął podłużny kształt leżący na aparacie i posmarował końcówkę żelem nawilżająco-poślizgowym.
            Arleta poczuła, jak zimna, obła twardość napiera na pochwę. Wielkość głowicy była nieco grubsza od tej w USG używanym przez doktora Młynarza. Jednak wnikała między płatki łatwiej, po końcówka musiała przypominać bardziej ostry czubek pocisku. Kobieta przyjęła penetrację sprzętem medycznym z ulgą. Po nagłym przerwaniu zabiegów palcami, jej szparka dopominała się obecności jakiegoś przyjemnego ciała obcego. Podłużny kształt naciskany dłonią lekarza zanurzał się w ciasnym wnętrzu. Jednak nie ruchem jednostajnym. Zamiast pchać go powoli cały czas do przodu, Szymon wsuwał 2-3 centymetry, a potem cofał o centymetr. Obracał też trzon lekko w prawo i lewo, jak kilka minut wcześniej swoje palce. Penetrował swoim sprzętem łono, jakby próbował się wepchnąć kutasem w dziewiczą norkę. Już się cieszył ukradkiem na niespodziankę, jaką przygotował swojej pacjentce. Ten “ultrasonograf” w dłoni Szymona miał swoje możliwości, mimo, że nie przekazywał na zewnątrz żadnego obrazu.
            Arleta przyjmowała w siebie kolejne centymetry podłużnego kształtu pokrytego żelem. Rozluźniła się, jak zwykle przy penetracji głowicą USG. Jednak to uczucie było zdecydowanie różne. Przypominało bardziej to uczucie, o którym koleżanki ze studiów mówiły “jak by rżnął cię jakiś bezwzględny, napalony robot;. Czyli penetrację sztucznym członkiem przez ich partnerów seksualnych. No ale tutaj w grę wchodził zabieg medyczny - uspokajała się w myślach Arleta. Tylko co z tego, skoro łono i mózg pobudzone “Feuerbachem” reagowały właśnie jak na akt erotyczny z robotem? Czyli pomieszaniem lęku, ciekawości i narastającego podniecenia.
            Szymon przed ostatnią częścią “operacji USG” zawahał się. W końcu prowadzone do tej pory zabiegi można było spokojnie uznać za dość ekscentryczne, ale jednak procedury medyczne. Teraz natomiast zacznie się zabawa. Wóz-przewód. Cnotka-niewydymka czy samiczka w rui. Cóż. Z danych w kartotece wynikałoby, że teraz jest najbardziej płodna, więc cykl biologiczny najbardziej napędza kobiecą chuć. Mężczyzna odetchnął głębiej. Czas na mały blues.
            “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
            Alexander Woollcott

            Skomentuj

            • selenograf
              Ocieracz
              • Mar 2010
              • 182

              #7
              “Głowica USG” zanurzona była w trzech czwartych w szparce Arlety. Szymon przesunął jeszcze o centymetr w głąb, tym samym dotykając anusa pacjentki równoległą wypustką. Kobieta drgnęła. Nigdy w życiu nie miała do czynienia z podwójnym dildo. Dlatego skojarzyła sobie nowe doznanie z uwagą lekarza o “precyzyjnym aparacie dwugłowicowym”. Nie brała pod uwagę penetracji pupy w innym kontekście, niż medyczny. Doktor Młynarz niekiedy dokonywał przecież badania palpacyjnego tego otworu. Dlatego podstępny plan “doktora Ziębickiego” przebiegał bez przeszkód. Nałożył na wystające poza ciałem fragmenty aparatu dodatkową porcję żelu i ponownie zaczął penetrację (tym razem podwójną) w rytmie tanga: dwa-trzy centymetry w głąb, centymetr w tył. Trochę bardziej w szparkę i gwiazdkę dupki i centymetr wstecz. Kobieta leżała z pięknie rozluźnionymi mięśniami dna miednicy i uzbrojona w podwójną głowicę dłoń zdobywała kolejne pokłady intymności. Oba penetratory znalazły się już niemal w całości w łonie i dupce.

              - Uwaga, proszę się jeszcze bardziej rozluźnić. Uruchamiam skanowanie precyzyjne* - ostrzegł lekarz i musnął przycisk na obudowie “ultrasonografu”.

              Arleta mimowolnie napięła mięśnie. Obie końcówki zaczęły lekko wibrować.*

              - Oughhhhh - kobieta zacisnęła dłonie w pięści. Takiego doznania jeszcze nigdy w życiu jej ciało nie doświadczyło. Mięśnie pochwy i anusa zadrżały, opinając ciasno głowice aparatu. Arleta była klasyczną “dziewicą analną”. Nie dopuściła do tylnego wejścia ani męża, ani “pierwszego faceta” Piotrka, ani męża Stefana, ani Artura - tego trzeciego “w życiu”, z którym przespała się kiedyś kilka razy podczas studiów. Nie dlatego, żeby pieszczoty pupy nie sprawiały przyjemności. Sama przecież zwykła pod prysznicem drażnić rowek między pośladkami strumieniem wody i palcem nawilżonym śliskim płynem do kąpieli. I nie dlatego, żeby żaden z trzech partnerów seksualnych nie próbował dobrać się do wejścia od zaplecza. Najbliżej sukcesu pył przy tym Artur po imprezie andrzejkowej w akademiku, kiedy wylądowali we dwoje w pokoju z hamulcami moralnymi mocno poluzowanymi winem Sangria. Powód, dla którego żaden taran do tej pory nie sforsował tylnej bramy Arlety, mieścił się w jej głowie. Uznawała, że “to świństwo i perwersja”. Arturowi udało się jedynie przesuwać główką penisa między pośladkami. Kiedy jednak spróbował natrzeć nią na brązową gwiazdkę anusa - Arleta bezceremonialnie odepchnęła go. A następnego dnia zakończyła znajomość.

              Teraz - jako pacjentka w trakcie badania ginekologicznego - nie miała powodów moralnych, aby odrzucać penetrację dupki plastikową sztycą. Jednak przyjemność, jaka pojawiła się w momencie uruchomienia wibracji wywołała w głowie przerażenie. Chciała uciec z tego łoża tortur. No, może raczej rozkoszy, niż tortur - w głowie pojawiła się racjonalizująca myśl. Tym gorzej. W dodatku wibracje wzmagały się. Niezaspokojone wcześniejszym “badaniem Feuerbacha” łono, doprowadzone na sam kraniec orgazmu, teraz odpowiedziało zgodnie z intencjami Szymona.* Pulsowało w rytm melodii podwójnego wibratora. Do tego penetracja analna dodatkowo dostarczała zakazanej przyjemności. Szymon dopchnął aparat do samego końca i kliknął w inny przycisk. Oba trzony zaczęły delikatnie poruszać się zataczając końcówkami kółeczka rozpychające wnętrze ciasnych kanałów w ciele Arlety.

              - O matko.O jejku. O mamooo - jęczała pacjentka. “Sprzęt medyczny” wibrował coraz szybciej, a jego wypustki rozpychały się coraz bezczelniej. Dłoń lekarza pracowała ubijając dwa połączone trzony, jakby poruszając rączką maselnicy. Coraz mocniej, coraz szybciej, coraz gwałtownie, jakby chcąc nadrobić stracony czas i rozwibrować soki podniecenia na słodziutkie masełko rozkoszy.*

              - Och… O mammmciu… Omaaa… - na każde uderzenie podwójnej imitacji kutasa Arleta reagowała coraz żywiołowiej.*

              A Szymon bolcował cipkę i dupkę Arlety raz za razem. Nie odpuszczał, mimo że czuł, jak w w podbrzuszu jądra ciążą boleśnie gorącym niespełnieniem, a członek nabrzmiał na granicy eksplozji spermy w majtkach, jak u napalonego nastolatka podglądającego badanie lekarskie atrakcyjnej sąsiadki.

              Pacjentka wiła się niemal na fotelu ginekologicznym. Kręciła pupą starając się jak najintensywniej poczuć “precyzyjny aparat dwugłowicowy”. Suwy w cipce i pupce doprowadzały ją do szaleństwa.

              Nagle Szymon zanurzył trzy środkowe palce lewej dłoni w żelu i położył od góry na wzgórku łonowym. Kobieta poczuła zimny, śliski dotyk na rozżarzonej łechtaczce.* Mężczyzna masował ją, uciskając lekko, jakby kulając drobne winogrono - tak aby zmiękczyć je, ale aby skórka nie pękła. Zgrywał w rytmie tę pieszczotę najwrażliwszego guziczka z brandzlowaniem Arety wyrafinowanym narzędziem do potęgowania rozkoszy. Przygryzała wierzch dłoni, żeby nie krzyczeć z przyjemności. Teraz już puściły wszystkie hamulce moralne. Mogła sama przed sobą przyznać, że “ginekolog na zastępstwo” sprawił jej taką przyjemność na medycznej kozetce, jakiej nigdy żaden z jej trzech facetów “w łóżku”. Już nie widziała w nim tylko bezosobowego, bezpłciowego w sumie lekarza. Widziała mężczyznę, który nie dość, że potrafi dogodzić kobiecie, ale nie ma problemów, żeby swoją przyjemność postawić na drugim planie. Bo tego, że medyczne zabiegi także podnieciły “doktora” i wywoływały w nim pęczniejące podniecenie - Arleta już nie miała wątpliwości. Miała tylko nadzieję, że tym razem pozwoli pacjentce eksplodować w spazmach rozkoszy.

              - Oooooochhhhh...

              I już miała finiszować, skoczyć w samo sedno orgazmu. Ale wtedy lekarz cofnął obie dłonie.
              “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
              Alexander Woollcott

              Skomentuj

              • selenograf
                Ocieracz
                • Mar 2010
                • 182

                #8
                - Panie doktorze - powiedziała przez ściśnięte gardło Arleta. Całe jej ciało było naprężone, boleśnie niespełnione.
                - Tak słucham - Szymonowi także trudno było wyartykułować odpowiedź.
                - Co pan ze mną robi… - pacjentka dyszała ciężko. Zdawała sobie sprawę, że jej nienasycona szparka rozchyla się zapraszająco w stronę medyka. Że wargi są nabrzmiałe pożądaniem, odsłaniają sztywny guziczek łechtaczki, a delikatna różowość między nimi wręcz spływa sokami miłosnymi.
                - Jak już wspomniałem, rozpoczęliśmy badanie techniką Feuerbacha… - Szymon nie wychodził z roli specjalisty-ginekologa.
                - Wiem co ze mną robisz… - przerwała Arleta, bezwiednie przechodząc “na Ty”.
                - Taaaak? - zaciekawił się lekarz.
                - Chcesz mi udowodnić, że w każdej kobiecie… Nawet w najbardziej przyzwoitej.. Bogobojnej… Wiernej mężatce… - pacjentka starała się znaleźć właściwe słowa.
                - Taaaak?
                - Że w każdej z nas kryje się lubieżna samica. Że w sprzyjających okolicznościach nadstawi się pod twardego kutasa obcego samca. Na tym polega to badanie?
                - To nie tak…
                - A jak? Wchodząc do tego gabinetu nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogę zdradzić Stefana. Nawet chciałam uciec na widok obcego lekarza. A Ty wykorzystałeś mnie i zniewoliłeś. Doprowadziłeś mnie do stanu, w którym wręcz marzę o Twoim kutasie… Tak, marzę… - Arleta położyła trzy palce prawej dłoni na swoim wzgórku łonowym, tak jak parę chwil wcześniej trzymał je lekarz. Szymon uśmiechnął się triumfalnie.
                - Ty już dobrze wiesz, że nie mogę inaczej. Muszę sobie dogodzić przy zupełnie nieznajomym mężczyźnie, bo zwariuję - kobieta zamknęła oczy i zaczęła się z pasją masturbować. Lewą dłoń poprowadziła do piersi i zaczęła ją masować delikatnie.
                Łóżko z cichym warczeniem zaczęło opadać w dół. Pacjentka nagle poczuła przy rozwartym łonie twardy kształt. Jednak nie był to zimny plastik. Szymon postanowił zebrać owoce swojej lekarskiej maskarady. Obniżył pilotem poziom leżanki na wysokość swojego krocza. Rozpiął pasek spodni, guzik i rozporek. Opadły odsłaniając slipy z charakterystycznym kształtem podnieconego penisa skierowanego po lewej stronie główkę w górę. Mężczyzna zsunął bieliznę poniżej kolan. Dłonią zsunął z trudem skórkę z napęczniałej boleśnie sinoróżowej śliwki, przyłożył koniuszek kutasa do rozchylonej szparki. Arleta nie przestawała pieścić swojego wzgórka i piersi. Mężczyzna ucisnął członka u nasady. Musiał ochłodzić swój zapał, żeby nie trysnąć od razu. Pod wpływem uchwytu niebezpieczeństwo przedwczesnej ejakulacji odsunęło się w czasie. “Lekarz” pchnął biodra w przód.
                - O taaaaaaak - jęknęła Arleta. Szymon bez trudu wszedł po worek z jądrami w szparkę spenetrowaną wcześniej grubszą głowicą wibratora. Cipka miłośnie zacisnęła się na trzonie. Mężczyzna położył dłonie na udach wzniesionych na podnóżkach łóżka ginekologicznego i zaczął rżnąć Arletę w ten sam sposób, co wcześniej dłonią i wibratorem. Trochę bardziej do przodu, odrobinę wstecz.
                Przód-przód-tył.
                - Ochchchch…
                Przód-przód-tył.
                - Ochchchch…
                Przód-przód-tył.
                - Ochchchch…
                Ten rytm nie ustawał. Szymon bolcował wyprężonym zaganiaczem cipkę Arlety, za razem dobijając się do samego końca.
                Przód-przód-tył.
                - Ochchchch…
                Przód-przód-tył.
                - Ochchchch…
                Mężczyzna położył swoją dłoń na dłoni kochanki pieszczącej łono. W ten sposób mógł dokładnie wczuwać się w rytm, w jakim - po raz trzeci tego popołudnia - zmierzała na szczyt rozkoszy.
                Przód-przód-tył.
                - Ochchchch…
                Przód-przód-tył.
                - Ochchchch…
                Rozkołysane jądra uderzały rytmicznie w pupę. Arleta ściskała brodawkę u nasadzie sutka i masowała ją między palcem wskazującym, a kciukiem.
                Przód-przód-tył.
                - Ochchchch…
                Przód-przód-tył.
                - Ochchchch…
                Szymon czuł, jak w podbrzuszu narasta erupcja. Zdawał sobie sprawę, że jeszcze moment, a zaleje rozpalone łono swoją gęstą spermą.
                Przód-przód-tył.
                - Ochchchch…
                Przód-przód-tył.
                - Ochchchch…
                Gdzieś z tyłu głowy Arlety pojawiła się świadomość, że buszujący w jej szparce penis nie jest osłonięty gumką. A sam lekarz potwierdził wcześniej, że mamy właśnie centrum dni płodnych. Owszem, rozmawiali ostatnio ze Stefanem, że jeśli mają mieć trzecie dziecko, to jest ostatni dzwonek. Arleta miała właśnie poruszyć ten temat z doktorem Młynarzem, ale… No właśnie. Zastępca stałego ginekologa, zamiast teoretyzować o ciążowych planach, sam był na najlepszej drodze do zbrzuchacenia pacjentki w praktyce.
                - Ooooooooochchchch… - o dziwo ta myśl dodatkowo pobudziła rozkosz w Arlecie. Wizualizowała sobie jak ciśnienie nasienia narasta w jądrach uderzających o jej pośladki, jak mężczyzna zadrży w spazmie rozkoszy, jak wypręży się, starając się zagłębić czubkiem kutasa jak najbliżej płodnej macicy, jak sperma przeciska się cienkimi kanalikami, pędzi przed długość trzona, wytryskuje z małej dziurki na czubeczku główki i zalewa łono obcej sobie kobiety lepkim mleczem.
                - Oooooooochaaaaaacheeeeeeech - i ta wizja kukułczego aktu miłosnego stała się iskrą, która podpaliła lont do eksplozji finałowej przyjemności.
                Szymon oczywiście by zupełnie nieświadom fantazji Arlety, jednak obserwował jej mowę ciała i przeczuwając nadciągające fajerwerki zaczął dobijać się mocniej i gwałtowniej kutasek w szparkę pacjentki. Męski orgazm zaczął się gdzieś u podstawy czaszki, wwiercał się wzdłuż kręgosłupa, strzelił w kierunku lędźwi i zainicjował scenariusz wyobrażony chwilę wcześniej przez Arletę. Sperma ruszyła nasieniowodami, pod sporym ciśnieniem wytrysnęła w ciasne wnętrze jej łona i splamiła je perłowymi, ciężkimi kroplami.
                Kobieta leżała dysząc ciężko. Odpoczywała, wreszcie usatysfakcjonowana. Musiała przyznać, że tak ognisty i wybuchowy orgazm osiągała jedynie z Piotrkiem, a i to tylko w chwilach wyjątkowego natężenia emocji. A ten obcy palant poprowadził ją do rozkoszy, jakby znał jej potrzeby i ciało od miliona lat. Popatrzyła w bok. Teraz naciągał gatki i spodnie, doprowadzał się do ładu. Nawet na chwilę nie zdjął lekarskiego fartucha. Pacjentka sięgnęła między płatki palcami do spływającej tam gęstej stróżki. “No tak, rzeczywiście spuścił się bez certolenia” - popatrzyła na białe krople na opuszkach. Czuła zapach krochmalu. I ta woń świeżego męskiego orgazmu spowodowała, że popatrzyła na ginekologa łakomie. “Chłop chyba nie wie, jakiego demona uwolnił z butelki” - Arleta uśmiechnęła się do swoich myśli. “Ta wizyta chyba jeszcze się przedłuży”.
                “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
                Alexander Woollcott

                Skomentuj

                Working...