20. Książka, która ratuje życie (1)
– Zobaczę, co się jej stało – Paulina oderwała się ode mnie, kiedy za Andżeliką zatrzasnęły się drzwi sauny. Różne pomysły przychodziły mi do głowy, ale niech dziewczyny załatwią to między sobą.
– Jak się bawiłeś? – zapytałem nieco złośliwie Marka, który zaczął już czerwienieć na górnej półce. – Polać kamienie?
– A weź polej, one szybko nie wrócą – odpowiedział wachlując się ręcznikiem. – Nie powiem, by mi się to podobało. Wiesz, to jest takie, jakbyś... – szukał właściwych słów. – Na przykład nacierał siusiaka mydłem. Poza tym, łosiu, ile razy ci mówiłem, że Andżelika na mnie nie działa. Mogłaby tu stać nago i nawet skórę zrzucać, nawet by mi nie drgnął.
– Coś za długo tam są – zdenerwowałem się. – Pójdę zobaczyć, czy nic złego się nie dzieje.
Obie dziewczyny stały pod prysznicem i o czymś tam gadały. Andżelika odzyskała już naturalne kolory, zatem jej złe samopoczucie było bardziej polityką niż czymś poważnym. A może po prostu nie była nigdy w saunie.
– No to lecimy pod prysznice – rzucił Marek gdy wróciłem i podgrzałem się nieco. Dziewczyny dalej się pluskały, my z Markiem zajęliśmy prysznic obok. Obserwowałem kąpiące się dziewczyny, było dla mnie oczywiste, że Andżelika łypie okiem w naszą stronę. Postanowiłem się z nią podrażnić na początek, jakom preludium tego, co zaplanowałem później. Bezceremonialnie stanąłem za Markiem i zacząłem mu myć plecy, starając się wytworzyć tyle piany, ile tylko było możliwe. Wrocławska woda nie jest może zbyt miękka, ale jak się człowiek postara, efekty mogą być nawet niezłe. Następnie obróciłem Marka aby stanął w kierunku naszych pięknych pań. Następnie przeniosłem wyprodukowaną pianę na jego brzuch i podbrzusze. Andżelice wręcz oczy wychodziły na wierzch i to było właśnie to, o co mi chodziło. Gdy brzuch Marka był pokryty, sięgnąłem ręką do jego klejnotów i zacząłem mu myć siusiaka. Oczywiście tak, by większość była pozostawiona domysłom.
– Co robisz – syknął Marek prosto do mojego ucha.
– Teatr dla Andżeliki – wyszeptałem. Markowy narząd zaczął powoli pęcznieć, a w końcu teatr to nie kino porno.
– Patrz Andżelika, patrz – powiedziałem głośno. – Zdaje się, że właśnie to pobudzało twoją wyobraźnię przez ostatnie dwa tygodnie, prawda? Ale nie dla psa kiełbasa, możesz obejść się jedynie smakiem – zakończyłem zjadliwie. – Podejrzewam, że Marek prędzej podłoży swojego pod pociąg, niż da tobie skorzystać.
W tym momencie Andżelika obróciła się i zdecydowanymi ruchami opuściła łazienkę. Paulina patrzyła na to wszystko przerażona.
– Krzysiek, co ty robisz, na litość boską – upomniała mnie. – Ja wiem, że jej nie lubisz, ale...
– Paulina, przestań – ofuknąłem ją, zlewając z Marka całą pianę. – Nie znasz całej prawdy i nie wszystko się nadaje do twoich uszu. Ja z nią jeszcze nie skończyłem.
Może mi się wydawało, ale Paulina patrzyła na markowy narząd z przerażeniem pomieszanym z pożądaniem. Trochę usiłowała się krygować, to obróciła się, zmieniła pozycję, ale jej wzrok zawsze wracał w to miejsce. Niepokoił mnie tylko jej wyraz twarzy, coś mi się nie do końca zgadzało, tak chyba nie patrzy kobieta napalona, no ale ja w tej dziedzinie nie miałem większego doświadczenia.
Poszedłem zobaczyć, co robi Paulina, celowo nie owijając się nawet ręcznikiem. Niech widok mojego fiuta ją drażni i dręczy. Nic z tego jednak nie wyszło, Andżelika ubierała się i suszyła włosy. Czyli jeszcze jakiś czas nie wyjdzie. Wróciłem do pryszniców i sparaliżowało mnie od wejścia: paulina, naga jak Ewa w raju, ogromnym białym ręcznikiem wycierała Marka, stojąc do niego przodem, od jeszcze sterczącej parówy Marka dzieliły ją nawet nie centymetry.. Wszystko zagotowało się we mnie momentalnie. Historyjka o kochaniu Pauliny jest właściwie tylko na jej użytek, ale przecież jest moją partnerką. Czyżby to była z jej strony jakaś demonstracja?
– Już nie musisz się tak poświęcać, daj ten ręcznik – zaśmiałem się sztucznie, gdy wróciłem pod prysznice.
– Jak zaczęłam, to skończę – odburknęła Paulina. A w tą co znowu wstąpiło? Popatrzyłem uważnie tym razem na Marka. Na jego twarzy nie było tego zniesmaczenia co w saunie, kiedy dobierała się do niego Andżelika. Przestało mi się to wszystko podobać.
– To ci pomogę z drugiej strony – postanowiłem wprowadzić zasady wolnego rynku, wziąłem drugi, nieco mniejszy ręcznik i wycierałem Markowi plecy. Paulina nawet nie zareagowała i zawzięcie suszyła mu pachwiny. No no...
– To my już pójdziemy – powiedziała Paulina, gdy kończyliśmy herbatę w kuchni.
– Odprowadzimy was na pociąg, jeszcze się pogubicie w tej ciemnicy. Droga jest może prosta, ale są tu osoby, które mają problem w ciemnościach.
Aluzja do wydarzeń w hotelu w Szklarskiej Porębie byłą szyta zbyt grubymi nićmi, by Andżelika nie domyśliła się o co chodzi. Skrzywiła się, jakby połknęła cytrynę i rzuciła mi nienawistne spojrzenie. Tymczasem ubraliśmy si©ę i opuściliśmy gościnną willę.
– Pilnuj Pauliny – szepnąłem Markowi. Ten wywiązał się z zadania znakomicie, rozłożył nad nią parasol i objął w pół. Ja natychmiast znalazłem się przy Andżelice.
– A ty czego tutaj? – rzuciła zaczepnie.
– Mam ci coś do powiedzenia. Tyle że tym razem będziesz słuchać a nie ja.
Rozejrzałem się dokoła. Marek i Paulina byli na tyle daleko, że przy zwykłym, niepodniesionym głosie nic nie usłyszą. Paulinę zamierzałem wtajemniczyć innym trybem i jeszcze nie teraz.
– Słucham – powiedziała drętwo.
– Chyba już rozumiesz, co się stało, prawda? Tam, w Szklarskiej Porębie?
– Nie rozumiem o czym mówisz – powiedziała zimno.
– Nie graj zgwałconej dziewicy przynajmniej raz – ofuknąłem ją – bo imiesłów się nie zgadza, Raczej gwałcącej. I w tą dziewicę też niezbyt wierzę.
– Jak masz mi tak dalej insynuować – zaperzyła się. – Zostaw mnie, bo zacznę krzyczeć.
– Choć raz bądź poważna i nie zachowuj się jak pięciolatka. Kto tu cię usłyszy?
Przechodziliśmy właśnie przez klin zieleni, najbliższe zabudowania były na tyle daleko, że ciężko im było nawet policzyć świecące się okna.
– Zostaw mnie, powtarzam.
– O nie, laluniu. To dzisiejsze przedstawienie odbywało się wyłącznie dla ciebie, był teatr jednego aktora, może być teatr jednego widza. Dzisiaj zrozumiałaś, czyjego fiuta lizałaś tam w Szklarskiej Porębie. Muszę przyznać, że byłaś w tym dobra.
Andżelika zatrzymała się i wymierzyła mi coś, co w jej przekonaniu miało być siarczystym policzkiem. Trochę zapiekło, nie powiem, ale nie przyznałbym się do tego przed nikim.
– Nawet bić nie umiesz – powiedziałem z politowaniem. – Ale mam dla ciebie propozycję, a nawet ultimatum.
– Ty sobie możesz – tym razem to ona zadrwiła. Nie zamierzałem z nią negocjować.
– Zatem albo wycofasz tego posta z Facebooka om odlepisz się od marka aż po koniec dni jego albo twoich albo...
– No co? Myślisz, że się boję?
– Nie musisz. Po prostu na drugiej grupie fejsbukowej, tej na której nie jesteś adminką, a guziki admińskie ma Marek, ukaże się drobiazgowy opis wydarzeń ze Szklarskiej Poręby. Dowiedzą się wszyscy, łącznie z nauczycielami. Obawiam się, że na zmianie szkoły w twoim przypadku się nie skończy.
Andżelika roześmiała się w głos.
– Słowo przeciw słowu. Kto w to uwierzy?
– Więcej osób niż uwierzyło w to fałszywe ******kie konto na grinderze. Zresztą zamierzam je pokazać dyrektorowi i poinformować policję. Poza tym... Ktoś cię widział, jak wychodziłaś z naszego pokoju. Nawet nie ktoś, a Jola. Jak widzisz, istnieje coś więcej niż słowa.
Był to trochę blef, Jola coś wspominała, ale raczej o korytarzu. Tyle że Andżelika nie ma szans dowiedzieć się, jak było naprawdę. Aż przystanęła z wrażenia.
– Jesteś s****ielem – powiedziała cicho.
– Ja? – zdziwiłem się. – To ja lizałem sobie członka? Nie rozśmieszaj mnie.
– Nie mamy o czym mówić – powiedziała, a tymczasem dochodziliśmy do stacji. Z kierunku Łanów nadchodzili jacyś ludzie. Byłem ciekaw, co Andżelika zrobi, czy rzeczywiście zacznie wrzeszczeć Albo zrobi coś równie idiotycznego, ale rozczarowałem się. Ostentacyjnie odwróciła się ode mnie i podeszła do Marka i Pauliny, stojących ciągle pod tym ogromnym rozłożystym parasolem. Z grzeczności poczekaliśmy na pociąg, który nadjechał wkrótce, rzęsiście oświetlony, wsadziliśmy je, pomachaliśmy na pożegnanie. Zastąpiłem Paulinę pod parasolem im opuściliśmy stację.
– Damy, psiakrew... Jak to szło? Bawimy się jak damy, a jak nie damy to się nie bawimy – powiedziałem patrząc na niknący pociąg.
– Zobaczę, co się jej stało – Paulina oderwała się ode mnie, kiedy za Andżeliką zatrzasnęły się drzwi sauny. Różne pomysły przychodziły mi do głowy, ale niech dziewczyny załatwią to między sobą.
– Jak się bawiłeś? – zapytałem nieco złośliwie Marka, który zaczął już czerwienieć na górnej półce. – Polać kamienie?
– A weź polej, one szybko nie wrócą – odpowiedział wachlując się ręcznikiem. – Nie powiem, by mi się to podobało. Wiesz, to jest takie, jakbyś... – szukał właściwych słów. – Na przykład nacierał siusiaka mydłem. Poza tym, łosiu, ile razy ci mówiłem, że Andżelika na mnie nie działa. Mogłaby tu stać nago i nawet skórę zrzucać, nawet by mi nie drgnął.
– Coś za długo tam są – zdenerwowałem się. – Pójdę zobaczyć, czy nic złego się nie dzieje.
Obie dziewczyny stały pod prysznicem i o czymś tam gadały. Andżelika odzyskała już naturalne kolory, zatem jej złe samopoczucie było bardziej polityką niż czymś poważnym. A może po prostu nie była nigdy w saunie.
– No to lecimy pod prysznice – rzucił Marek gdy wróciłem i podgrzałem się nieco. Dziewczyny dalej się pluskały, my z Markiem zajęliśmy prysznic obok. Obserwowałem kąpiące się dziewczyny, było dla mnie oczywiste, że Andżelika łypie okiem w naszą stronę. Postanowiłem się z nią podrażnić na początek, jakom preludium tego, co zaplanowałem później. Bezceremonialnie stanąłem za Markiem i zacząłem mu myć plecy, starając się wytworzyć tyle piany, ile tylko było możliwe. Wrocławska woda nie jest może zbyt miękka, ale jak się człowiek postara, efekty mogą być nawet niezłe. Następnie obróciłem Marka aby stanął w kierunku naszych pięknych pań. Następnie przeniosłem wyprodukowaną pianę na jego brzuch i podbrzusze. Andżelice wręcz oczy wychodziły na wierzch i to było właśnie to, o co mi chodziło. Gdy brzuch Marka był pokryty, sięgnąłem ręką do jego klejnotów i zacząłem mu myć siusiaka. Oczywiście tak, by większość była pozostawiona domysłom.
– Co robisz – syknął Marek prosto do mojego ucha.
– Teatr dla Andżeliki – wyszeptałem. Markowy narząd zaczął powoli pęcznieć, a w końcu teatr to nie kino porno.
– Patrz Andżelika, patrz – powiedziałem głośno. – Zdaje się, że właśnie to pobudzało twoją wyobraźnię przez ostatnie dwa tygodnie, prawda? Ale nie dla psa kiełbasa, możesz obejść się jedynie smakiem – zakończyłem zjadliwie. – Podejrzewam, że Marek prędzej podłoży swojego pod pociąg, niż da tobie skorzystać.
W tym momencie Andżelika obróciła się i zdecydowanymi ruchami opuściła łazienkę. Paulina patrzyła na to wszystko przerażona.
– Krzysiek, co ty robisz, na litość boską – upomniała mnie. – Ja wiem, że jej nie lubisz, ale...
– Paulina, przestań – ofuknąłem ją, zlewając z Marka całą pianę. – Nie znasz całej prawdy i nie wszystko się nadaje do twoich uszu. Ja z nią jeszcze nie skończyłem.
Może mi się wydawało, ale Paulina patrzyła na markowy narząd z przerażeniem pomieszanym z pożądaniem. Trochę usiłowała się krygować, to obróciła się, zmieniła pozycję, ale jej wzrok zawsze wracał w to miejsce. Niepokoił mnie tylko jej wyraz twarzy, coś mi się nie do końca zgadzało, tak chyba nie patrzy kobieta napalona, no ale ja w tej dziedzinie nie miałem większego doświadczenia.
Poszedłem zobaczyć, co robi Paulina, celowo nie owijając się nawet ręcznikiem. Niech widok mojego fiuta ją drażni i dręczy. Nic z tego jednak nie wyszło, Andżelika ubierała się i suszyła włosy. Czyli jeszcze jakiś czas nie wyjdzie. Wróciłem do pryszniców i sparaliżowało mnie od wejścia: paulina, naga jak Ewa w raju, ogromnym białym ręcznikiem wycierała Marka, stojąc do niego przodem, od jeszcze sterczącej parówy Marka dzieliły ją nawet nie centymetry.. Wszystko zagotowało się we mnie momentalnie. Historyjka o kochaniu Pauliny jest właściwie tylko na jej użytek, ale przecież jest moją partnerką. Czyżby to była z jej strony jakaś demonstracja?
– Już nie musisz się tak poświęcać, daj ten ręcznik – zaśmiałem się sztucznie, gdy wróciłem pod prysznice.
– Jak zaczęłam, to skończę – odburknęła Paulina. A w tą co znowu wstąpiło? Popatrzyłem uważnie tym razem na Marka. Na jego twarzy nie było tego zniesmaczenia co w saunie, kiedy dobierała się do niego Andżelika. Przestało mi się to wszystko podobać.
– To ci pomogę z drugiej strony – postanowiłem wprowadzić zasady wolnego rynku, wziąłem drugi, nieco mniejszy ręcznik i wycierałem Markowi plecy. Paulina nawet nie zareagowała i zawzięcie suszyła mu pachwiny. No no...
– To my już pójdziemy – powiedziała Paulina, gdy kończyliśmy herbatę w kuchni.
– Odprowadzimy was na pociąg, jeszcze się pogubicie w tej ciemnicy. Droga jest może prosta, ale są tu osoby, które mają problem w ciemnościach.
Aluzja do wydarzeń w hotelu w Szklarskiej Porębie byłą szyta zbyt grubymi nićmi, by Andżelika nie domyśliła się o co chodzi. Skrzywiła się, jakby połknęła cytrynę i rzuciła mi nienawistne spojrzenie. Tymczasem ubraliśmy si©ę i opuściliśmy gościnną willę.
– Pilnuj Pauliny – szepnąłem Markowi. Ten wywiązał się z zadania znakomicie, rozłożył nad nią parasol i objął w pół. Ja natychmiast znalazłem się przy Andżelice.
– A ty czego tutaj? – rzuciła zaczepnie.
– Mam ci coś do powiedzenia. Tyle że tym razem będziesz słuchać a nie ja.
Rozejrzałem się dokoła. Marek i Paulina byli na tyle daleko, że przy zwykłym, niepodniesionym głosie nic nie usłyszą. Paulinę zamierzałem wtajemniczyć innym trybem i jeszcze nie teraz.
– Słucham – powiedziała drętwo.
– Chyba już rozumiesz, co się stało, prawda? Tam, w Szklarskiej Porębie?
– Nie rozumiem o czym mówisz – powiedziała zimno.
– Nie graj zgwałconej dziewicy przynajmniej raz – ofuknąłem ją – bo imiesłów się nie zgadza, Raczej gwałcącej. I w tą dziewicę też niezbyt wierzę.
– Jak masz mi tak dalej insynuować – zaperzyła się. – Zostaw mnie, bo zacznę krzyczeć.
– Choć raz bądź poważna i nie zachowuj się jak pięciolatka. Kto tu cię usłyszy?
Przechodziliśmy właśnie przez klin zieleni, najbliższe zabudowania były na tyle daleko, że ciężko im było nawet policzyć świecące się okna.
– Zostaw mnie, powtarzam.
– O nie, laluniu. To dzisiejsze przedstawienie odbywało się wyłącznie dla ciebie, był teatr jednego aktora, może być teatr jednego widza. Dzisiaj zrozumiałaś, czyjego fiuta lizałaś tam w Szklarskiej Porębie. Muszę przyznać, że byłaś w tym dobra.
Andżelika zatrzymała się i wymierzyła mi coś, co w jej przekonaniu miało być siarczystym policzkiem. Trochę zapiekło, nie powiem, ale nie przyznałbym się do tego przed nikim.
– Nawet bić nie umiesz – powiedziałem z politowaniem. – Ale mam dla ciebie propozycję, a nawet ultimatum.
– Ty sobie możesz – tym razem to ona zadrwiła. Nie zamierzałem z nią negocjować.
– Zatem albo wycofasz tego posta z Facebooka om odlepisz się od marka aż po koniec dni jego albo twoich albo...
– No co? Myślisz, że się boję?
– Nie musisz. Po prostu na drugiej grupie fejsbukowej, tej na której nie jesteś adminką, a guziki admińskie ma Marek, ukaże się drobiazgowy opis wydarzeń ze Szklarskiej Poręby. Dowiedzą się wszyscy, łącznie z nauczycielami. Obawiam się, że na zmianie szkoły w twoim przypadku się nie skończy.
Andżelika roześmiała się w głos.
– Słowo przeciw słowu. Kto w to uwierzy?
– Więcej osób niż uwierzyło w to fałszywe ******kie konto na grinderze. Zresztą zamierzam je pokazać dyrektorowi i poinformować policję. Poza tym... Ktoś cię widział, jak wychodziłaś z naszego pokoju. Nawet nie ktoś, a Jola. Jak widzisz, istnieje coś więcej niż słowa.
Był to trochę blef, Jola coś wspominała, ale raczej o korytarzu. Tyle że Andżelika nie ma szans dowiedzieć się, jak było naprawdę. Aż przystanęła z wrażenia.
– Jesteś s****ielem – powiedziała cicho.
– Ja? – zdziwiłem się. – To ja lizałem sobie członka? Nie rozśmieszaj mnie.
– Nie mamy o czym mówić – powiedziała, a tymczasem dochodziliśmy do stacji. Z kierunku Łanów nadchodzili jacyś ludzie. Byłem ciekaw, co Andżelika zrobi, czy rzeczywiście zacznie wrzeszczeć Albo zrobi coś równie idiotycznego, ale rozczarowałem się. Ostentacyjnie odwróciła się ode mnie i podeszła do Marka i Pauliny, stojących ciągle pod tym ogromnym rozłożystym parasolem. Z grzeczności poczekaliśmy na pociąg, który nadjechał wkrótce, rzęsiście oświetlony, wsadziliśmy je, pomachaliśmy na pożegnanie. Zastąpiłem Paulinę pod parasolem im opuściliśmy stację.
– Damy, psiakrew... Jak to szło? Bawimy się jak damy, a jak nie damy to się nie bawimy – powiedziałem patrząc na niknący pociąg.
Skomentuj