Na szarym, niebie kłębiły się burzowe chmury. Tomek stał przed gmachem warszawskiej, dzielnicowej biblioteki. W całym swoim 33-letnim życiu nie sądził, że kiedyś da się wmanewrować w taką rozgrywkę.
- Bibliotekarki zaczytane w romansach, żeby je cholera… - mruknął pod nosem. Jak się na to dałem namówić, zastanawiał się, chociaż dobrze wiedział. Klejąca się rozmowa z nieznajomą dziewczyną na czacie. Od słowa do słowa, przez ponętne zdjęcie, do niezwykłej propozycji. Gośka, bo tak dziewczynie było na imię, miała 28 lat i pracowała jako bibliotekarka, choć wizualnie bardziej przypominała młodą, żądną sukcesu kocicę z korporacji. Cóż, wygląd może mylić. W rozmowie wyszło im, że lubią podobne rzeczy. Ją fascynowała uległość, on lubił dominować. Najpierw pociągała go intelektualnie, dopiero później, gdy zobaczył jej zdjęcie, zapragnął też jej ciała. Wtedy… zgodziła się na spotkanie. Na małe, zapoznawcze co nie co. Byle narzeczony się nie dowiedział. Zasada była prosta. Nad ranem przesłała mu zdjęcie ukazujące, co dziś na siebie założyła, a była to raczej lekka, niebieska sukienka na guziki, taka przed kolano. Nogi opinały jej… no właśnie. Pończochy. Czy samonośne, zdjęcie już nie zdradzało. Ale widząc jej wysokie, smukłe i wysportowane ciało Tomek wiedział już, że zagra w jej grę. Do 16 była w pracy. W jednej z Warszawskich bibliotek dzielnicowych. Przekornie nie powiedziała w której. Tomek miał wykazać inicjatywę i ją odnaleźć, a wtedy czeka go nagroda. Jaka? Nie zdradziła. Tomek wziął wolne, wskoczył w auto i rozpoczął wycieczkę po warszawskich wypożyczalniach książek. Nie jest źle – pomyślał. – Jest ich tylko 19. Po kilku godzinach zdał sobie sprawę, że zadanie jest trudniejsze i bardziej pracochłonne, niż sądził. Sprawdzał biblioteki dzielnica po dzielnicy, a czas uciekał. Ta był numerem 14 na liście.
– Podwójnie szczęśliwa siódemka. Może będę miał fart – pomyślał, szybkim krokiem ruszając do wejścia. Ciekawa sprawa, za każdym razem, gdy przekraczał próg instytucji, czuł mieszankę podniecenia i zmieszania, że to właśnie tu, za kontuarem lub między półkami ujrzy zwiewną, niebieską sukienkę. Dotąd zmarnował tylko sporo czasu i energii i był coraz bardziej zrezygnowany i głodny. – Później oberżnę pizzę. Przynajmniej głód żołądka zaspokoję – pomyślał sobie.
Wewnątrz budynku powietrze było ciężkie i wręcz lepiło się od wilgoci. Zanosiło się na burzę, a w miejskich bibliotekach klimatyzacja nie była priorytetem. Ruchu zbytniego nie było. Gdy z korytarza wszedł do sali wypożyczeń, serce na chwilę mu zamarło.
– Niebieska sukienka? Szatynka? Pończochy? Ten fenomenalny tyłek? Cholera. Znowu pudło.
Zamiast dziewczyny przypominającej Gośkę za ladą siedziała kobieta mogąca być jego babcią, ważąca co najmniej dwa razy tyle, co on sam. Popatrzyła na niego pytająco.
- Tylko się rozejrzę, szukam takiej jednej… książki. Pani nie wstaje, lubię sobie poszukać – „bo jestem kretynem” – dokończył w myślach.
Kobieta obojętnie wróciła do spoglądania w ekran komputera. Tomek zapuścił się żwawo między regały. Po pokonaniu kilku zakrętów pomiędzy pachnącymi papierem i kurzem tomami wychwycił coś jeszcze. Woń perfum. Lekką, ale erotycznie pobudzającą. Przyspieszyło mu serce. Skręcił w dalszy korytarz, oświetlony zimnym światłem jarzeniówek. Między regałami uchwycił kątem oka mignięcie błękitu. Zatrzymał się i spojrzał między książkami na półkach. Po drugiej stronie, na taborecie stał ktoś w ewidentnie niebieskiej kreacji. Szybkie schylenie wskazało, że kreacja jest niedługą sukienką, odkrywającą parę silnych, smukłych i długich nóg w czarnych nylonach. Serce mu przyspieszyło. A jednak – pomyślał, czując narastające napięcie. – Przepraszam, gdzie znajdę Kamasutrę, albo sztukę dominacji – zapytał spomiędzy książek swoim niskim głosem. Dziewczyna zamarła.
- Bibliotekarki zaczytane w romansach, żeby je cholera… - mruknął pod nosem. Jak się na to dałem namówić, zastanawiał się, chociaż dobrze wiedział. Klejąca się rozmowa z nieznajomą dziewczyną na czacie. Od słowa do słowa, przez ponętne zdjęcie, do niezwykłej propozycji. Gośka, bo tak dziewczynie było na imię, miała 28 lat i pracowała jako bibliotekarka, choć wizualnie bardziej przypominała młodą, żądną sukcesu kocicę z korporacji. Cóż, wygląd może mylić. W rozmowie wyszło im, że lubią podobne rzeczy. Ją fascynowała uległość, on lubił dominować. Najpierw pociągała go intelektualnie, dopiero później, gdy zobaczył jej zdjęcie, zapragnął też jej ciała. Wtedy… zgodziła się na spotkanie. Na małe, zapoznawcze co nie co. Byle narzeczony się nie dowiedział. Zasada była prosta. Nad ranem przesłała mu zdjęcie ukazujące, co dziś na siebie założyła, a była to raczej lekka, niebieska sukienka na guziki, taka przed kolano. Nogi opinały jej… no właśnie. Pończochy. Czy samonośne, zdjęcie już nie zdradzało. Ale widząc jej wysokie, smukłe i wysportowane ciało Tomek wiedział już, że zagra w jej grę. Do 16 była w pracy. W jednej z Warszawskich bibliotek dzielnicowych. Przekornie nie powiedziała w której. Tomek miał wykazać inicjatywę i ją odnaleźć, a wtedy czeka go nagroda. Jaka? Nie zdradziła. Tomek wziął wolne, wskoczył w auto i rozpoczął wycieczkę po warszawskich wypożyczalniach książek. Nie jest źle – pomyślał. – Jest ich tylko 19. Po kilku godzinach zdał sobie sprawę, że zadanie jest trudniejsze i bardziej pracochłonne, niż sądził. Sprawdzał biblioteki dzielnica po dzielnicy, a czas uciekał. Ta był numerem 14 na liście.
– Podwójnie szczęśliwa siódemka. Może będę miał fart – pomyślał, szybkim krokiem ruszając do wejścia. Ciekawa sprawa, za każdym razem, gdy przekraczał próg instytucji, czuł mieszankę podniecenia i zmieszania, że to właśnie tu, za kontuarem lub między półkami ujrzy zwiewną, niebieską sukienkę. Dotąd zmarnował tylko sporo czasu i energii i był coraz bardziej zrezygnowany i głodny. – Później oberżnę pizzę. Przynajmniej głód żołądka zaspokoję – pomyślał sobie.
Wewnątrz budynku powietrze było ciężkie i wręcz lepiło się od wilgoci. Zanosiło się na burzę, a w miejskich bibliotekach klimatyzacja nie była priorytetem. Ruchu zbytniego nie było. Gdy z korytarza wszedł do sali wypożyczeń, serce na chwilę mu zamarło.
– Niebieska sukienka? Szatynka? Pończochy? Ten fenomenalny tyłek? Cholera. Znowu pudło.
Zamiast dziewczyny przypominającej Gośkę za ladą siedziała kobieta mogąca być jego babcią, ważąca co najmniej dwa razy tyle, co on sam. Popatrzyła na niego pytająco.
- Tylko się rozejrzę, szukam takiej jednej… książki. Pani nie wstaje, lubię sobie poszukać – „bo jestem kretynem” – dokończył w myślach.
Kobieta obojętnie wróciła do spoglądania w ekran komputera. Tomek zapuścił się żwawo między regały. Po pokonaniu kilku zakrętów pomiędzy pachnącymi papierem i kurzem tomami wychwycił coś jeszcze. Woń perfum. Lekką, ale erotycznie pobudzającą. Przyspieszyło mu serce. Skręcił w dalszy korytarz, oświetlony zimnym światłem jarzeniówek. Między regałami uchwycił kątem oka mignięcie błękitu. Zatrzymał się i spojrzał między książkami na półkach. Po drugiej stronie, na taborecie stał ktoś w ewidentnie niebieskiej kreacji. Szybkie schylenie wskazało, że kreacja jest niedługą sukienką, odkrywającą parę silnych, smukłych i długich nóg w czarnych nylonach. Serce mu przyspieszyło. A jednak – pomyślał, czując narastające napięcie. – Przepraszam, gdzie znajdę Kamasutrę, albo sztukę dominacji – zapytał spomiędzy książek swoim niskim głosem. Dziewczyna zamarła.
Skomentuj