10.
Jeszcze nie otworzyłam oczu, a wydarzenia wczorajszego dnia zaatakowały mnie z siłą, jakiej się nie spodziewałam, przesuwały się przed oczyma, początkowo bezładnie, pchając się jedne przed drugie, by po dość długim momencie ułożyć się w logiczny ciąg. Rozmowa Sama z Robertem, tępa twarz Tima, jego uparte milczenie. No ale tak na zdrowy rozum, co miał powiedzieć? Opisać mi swoich kolejnych facetów? Chorobę, która go trawi? Opowiadania Sama to jedno, ale przecież widziałam jego zakrwawione majtki, i to w tym miejscu, gdzie wszyscy chłopcy mają swoje siusiaki. Przecież nie ma menstruacji, do licha... Nawet chciałam z nim wtedy pogadać, ale zabrakło mi odwagi. O co zapytać? Jak to zrobić? O takich rzeczach nigdy się u nas nie rozmawiało. Jeszcze jak żył Konrad, mój mąż, to on załatwiał z Timem wszystkie męskie sprawy, jak go zabrakło, puściłam to na żywioł. Zresztą Tim nie zadawał kłopotliwych pytań, był do bólu samodzielny, nie musiałam nic robić. Dopiero gdy wszedł w okres dojrzewania, wcale nie tak dawno temu, widziałam jego początki na bieliźnie, którą zostawiał do prania. Nie żeby tego było dużo, niemniej widoczne. Nawet trochę brzydziłam się to brać do rąk, ale później mi jakoś minęło. Dopiero wtedy... Teraz to sobie mogłam wyrzucać, to już się nie odstanie. No i te dziwne krosty, o których mówił Sam. Jak mogłam to przeoczyć? Tim nie jest jakiś specjalnie wstydliwy, potrafi przejść przez dom z odkrytym torsem, kiedy zapomnę powiesić w łazience nowych ręczników do prania, nie sprawia mu to żadnego problemu. Zauważyłabym przecież... A może nie? Musiał się jakoś z tym kryć, to oczywiste. Gdyby to się zdarzyło w jakiś naturalny sposób, przecież poinformowałby mnie, czasem tak robi mi to od dziecka. Zawsze był małą marudą jeśli chodzi o zdrowie i leciał do mnie z każdym rozwalonym palcem, nawet najdrobniejszą ranką, z każdym kaszlnięciem. Nie to, co Sam, który gra supermena. Tim zaś lubi opiekę i to w obie strony. Zatroszczy się, gdy boli mnie głowa, zapyta, czy w czymś pomóc, zrobi herbaty z własnej inicjatywy. Zawsze uważałam go za dobre i kochane dziecko, a on mi się tak odpłacił... Jak mało wiem o swoich dzieciach. Te jego późne powroty ze szkoły też mnie nie martwiły, wiadomo, jest w tym wieku, kiedy ptaki powoli wyfruwają z gniazda. Domowe życie już tak nie bawi w tym wieku, mnie też nie bawiło. Wiadomo, potrzebuje kolegów, koleżanek. Dlatego siedziałam cicho, przekonana, że wszystko się mieści w jakichś ramach, przecież zawsze był taki spokojny i ułożony. Mnie matka starała się pilnować, a i tak nie upilnowała, przecież w wieku Tima byłam już po pierwszym razie. Nawet myślałam, że zaszłam w ciążę, zatrzymał mi się okres, specjalnie wywalałam watę tak, by matka widziała i była przekonana, że wszystko jest w porządku. A ten pierwszy raz... Byłam głupia i poszłam z pierwszym chłopakiem, który się nawinął. Chciałam to już mieć za sobą i nie świecić oczyma przed koleżankami, które dzieliły się swoimi doświadczeniami, mówiąc, że to takie fajne, podniecające i w ogóle siódme niebo. Wcale nie było fajnie, on się denerwował, ja też, lada chwila miała wrócić matka, pamiętam tylko jego papierosowym oddech i ból między nogami.
Dlaczego uderzyłam Tima? Przecież miał już gorsze odzywki, to, co powiedział, było w innych sytuacjach nawet akceptowalne. Trudno mi się przyznać przed samą sobą, że po prostu zawiodły mnie nerwy. Dobrze, ale jak miały nie zawieść, skoro on wyprawia takie rzeczy? Czułam się, jakbym sama dostała w pysk, brudna, zmięta, ciśnięta o ścianę. Więc dlaczego on nie miał tego poczuć? Nie, nie biję dzieci, jeśli o to chodzi, bicie nie jest żadną cudowną receptą, załatwia sprawę tylko na chwilę i uspokaja sumienie, przekonując, że jednak coś w tej sprawie zrobiłam. Moi rodzice dla odmiany kilka razy przetrzepali my dupsko i doskonale wiedziałam, co myślałam w tamtej chwili i jak to działa u dziecka. Dlatego postanowiłam nie bić, nie licząc incydentalnego klapsa. Ile razy? Dwa? Trzy? I zawsze Samowi, Tim jakoś sobie nie zasłużył. Może trzeba było lać i patrzeć czy równo puchnie? To wtedy tym bardziej znalazłby sobie czułego i troskliwego tatusia, który zatroszczyłby się nie tylko o serce dzieciaka. Zresztą, na jedno wyszło.
Z tego wszystkiego rozbolała mnie głowa. Leżeć, wstać jak najpóźniej – mówiłam do siebie. Mimo wszystko nie chciałam spotykać się ze wzrokiem Tima. Od czasu, kiedy wymierzyłam mu ten policzek, zaciął się i nie odezwał się do mnie ani razu. Pewne jak w szwajcarskim banku, że dziś też będzie kontynuował swój strajk. W zasadzie powinnam mu zejść z drogi na cały dzień, tyle że właśnie wymagał dozoru i szczególnej opieki. O nie, nie puszczę go już więcej samopas, koniec tego dobrego. Może nawet wyjdę za mąż, byle zapewnić mu kontrolę dwadzieścia cztery na siedem. Popatrzyłam na zegarek. Piętnaście po siódmej. Za chwilę zacznie dzwonić budzik. Wyłączyłam go na pięć minut przed akcją i poszłam poszukać torebki, w której były tabletki od bólu głowy. Na łóżko Tima nawet nie spojrzałam. Po co? Będzie chciał wstać to wstanie. Zażyłam proszek, popiłam wodą z kranu i wróciłam do łóżka. Jeszcze nie rozłożyłam się wygodnie, gdy usłyszałam pukanie.
– Kto tam – zapytałam głośno.
– Lilka, otwórz – usłyszałam głos Roberta. No bez przesady, przecież zobaczymy się za pół godziny przy śniadaniu. Lubię człowieka, może nawet coś odrobinę więcej, ale to nie znaczy, że będzie mną rządził i przychodził, kiedy chce.
– Nie mogę, spotkamy się w stołówce! – odkrzyknęłam, nie troszcząc się o to, czy Tim śpi czy nie. W końcu i tak pora wstawać.
– Lila, to naprawdę ważne, otwórz.
Co może być takiego ważnego? Najpewniej coś się stało z Maćkiem, bo co może mieć do mnie Robert? znamy się niecały tydzień, przespaliśmy się zaledwie raz... Jeden cudowny raz. Zarzuciłam szlafrok, poprawiłam fryzurę, na chybcika przejechałam szminką po wargach i nie zapalając światła podeszłam do drzwi.
– Lila, jest Tim? – zapytał bez wstępów. Mógłby się przynajmniej przywitać. Popatrzyłam na jego twarz, która nie zdradzała żadnych objawów zdenerwowania. Po cholerę mu Tim? Chyba jednak coś z Maćkiem.
– Śpi – odpowiedziałam.
– Czy jesteś tego absolutnie pewna? – zapytał takim tonem, że machinalnie obejrzałam się za siebie. Tim spał chyba zwinięty w kłębek, jak lubi najbardziej. Przynajmniej tak wywnioskowałam z pościeli, którą dostrzegłam w ciemności.
– No chyba tak...
– To obudź go koniecznie, Maciej zniknął.
– Jak to zniknął? – zdziwiłam się. – Znów jakaś heca z zamianą łóżek? – zastanawiałam się głośno. – Przecież zamknęłam Tima na cały wieczór, a jak wróciłam, był sam.
– Nie gadaj, tylko natychmiast obudź Tima – zażądał Robert zdecydowanym tonem, którego u niego jeszcze nie słyszałam. Podeszłam do łóżka.
– Tim!
Żadnej reakcji. Dotknęłam koca na wysokości ramienia. Ręka, zamiast zatrzymać się na ciele, zanurzyła się w pościeli. Zdenerwowana rzuciłam się do drzwi zapalić światło. Łóżko chłopca było puste, a "ciało" wypełnione moimi kurtkami.
– Pewnie są gdzieś w Szklarskiej Porębie – powiedział Robert, kiedy już ochłonęliśmy po pierwszym szoku i przy śniadaniu zastanawialiśmy się, co robić dalej. – Jak zjemy, wezmę auto i pojeżdżę. Przecież nie mogli opuścić miasta, nie mieli żadnych pieniędzy.
– Tim ma ponad tysiąc funtów na swoim koncie i kartę debitową – wyprowadziłam go z błędu. – Z taką forsą można naprawdę sporo zrobić. Co prawda on jest straszna kutwa, oszczędza na samochód i nie wyda nic na żadną przyjemność, tego jestem raczej pewna. Nie ma szans, by ufundował Maćkowi wycieczkę.
– A ja sądzę nieco inaczej – zaoponował Robert. – Wiesz Lila, ja ich trochę obserwuję, bo przecież siedzą non stop w naszym pokoju. Tim może i jest samodzielny i niegłupi, ale Maciej nieźle zawrócił mu w głowie. Wczoraj obserwowałem ich przy kolacji, po tej awanturze u ciebie na górze. Oni nie zamienili ani słowa a rozumieli się idealnie. I sądzę, że Tim mógłby wydać na Macieja nie tysiąc a dziesięć tysięcy funtów.
Chyba miał rację.
– Ruszmy się, zróbmy coś – zdenerwowałam się. – Zawiadommy policję, jedźmy do miasta, może rzeczywiście gdzieś tam są, na jakimś śniadaniu, czy w jakimś lokalu.
Twarz Roberta była nieodgadniona.
– Na policję pojedziemy dopiero, jak przeczeszemy całe miasto. Zresztą sądzę, że to będzie niepotrzebne i się znajdą bez policji.
Zauważyłam cień, który przemknął przez twarz Roberta, kiedy padło słowo policja. Czyżby miał coś na sumieniu? Może jest poszukiwany? Nie wyglądał na takiego, przecież zachowywał się zupełnie normalnie. Popatrzyłam na niego i pierwsze, co przy tym spojrzeniu zwróciło moją uwagę, to obrączka. Wielka, złota obrączka małżeńska na serdecznym palcu. No jasne, przecież to groziło niebezpieczeństwem w domu. Policja zacznie pewnie od szukania ich w domu w Poznaniu. Wtedy dowie się jego żona, i to o wszystkim, o wypadku, o którym na razie nie wie, o zniknięciu syna, wreszcie, co dla mnie było szczególnie istotne, o naszym romansie. Dla niego zapewne też i postanowił ratować, co jeszcze się da. Nie zazdrościłam mu tej sytuacji. Ponadto do końca nie dochodziło do mnie, że chłopcy zniknęli, byłam skłonna przypuszczać, że po prostu się gdzieś zawieruszyli, wyszli na colę czy po drożdżówki.
– Dobra, to zbierajmy się – powiedział zrezygnowany i popatrzył na mnie jakoś dziwnie.
Jeszcze nie otworzyłam oczu, a wydarzenia wczorajszego dnia zaatakowały mnie z siłą, jakiej się nie spodziewałam, przesuwały się przed oczyma, początkowo bezładnie, pchając się jedne przed drugie, by po dość długim momencie ułożyć się w logiczny ciąg. Rozmowa Sama z Robertem, tępa twarz Tima, jego uparte milczenie. No ale tak na zdrowy rozum, co miał powiedzieć? Opisać mi swoich kolejnych facetów? Chorobę, która go trawi? Opowiadania Sama to jedno, ale przecież widziałam jego zakrwawione majtki, i to w tym miejscu, gdzie wszyscy chłopcy mają swoje siusiaki. Przecież nie ma menstruacji, do licha... Nawet chciałam z nim wtedy pogadać, ale zabrakło mi odwagi. O co zapytać? Jak to zrobić? O takich rzeczach nigdy się u nas nie rozmawiało. Jeszcze jak żył Konrad, mój mąż, to on załatwiał z Timem wszystkie męskie sprawy, jak go zabrakło, puściłam to na żywioł. Zresztą Tim nie zadawał kłopotliwych pytań, był do bólu samodzielny, nie musiałam nic robić. Dopiero gdy wszedł w okres dojrzewania, wcale nie tak dawno temu, widziałam jego początki na bieliźnie, którą zostawiał do prania. Nie żeby tego było dużo, niemniej widoczne. Nawet trochę brzydziłam się to brać do rąk, ale później mi jakoś minęło. Dopiero wtedy... Teraz to sobie mogłam wyrzucać, to już się nie odstanie. No i te dziwne krosty, o których mówił Sam. Jak mogłam to przeoczyć? Tim nie jest jakiś specjalnie wstydliwy, potrafi przejść przez dom z odkrytym torsem, kiedy zapomnę powiesić w łazience nowych ręczników do prania, nie sprawia mu to żadnego problemu. Zauważyłabym przecież... A może nie? Musiał się jakoś z tym kryć, to oczywiste. Gdyby to się zdarzyło w jakiś naturalny sposób, przecież poinformowałby mnie, czasem tak robi mi to od dziecka. Zawsze był małą marudą jeśli chodzi o zdrowie i leciał do mnie z każdym rozwalonym palcem, nawet najdrobniejszą ranką, z każdym kaszlnięciem. Nie to, co Sam, który gra supermena. Tim zaś lubi opiekę i to w obie strony. Zatroszczy się, gdy boli mnie głowa, zapyta, czy w czymś pomóc, zrobi herbaty z własnej inicjatywy. Zawsze uważałam go za dobre i kochane dziecko, a on mi się tak odpłacił... Jak mało wiem o swoich dzieciach. Te jego późne powroty ze szkoły też mnie nie martwiły, wiadomo, jest w tym wieku, kiedy ptaki powoli wyfruwają z gniazda. Domowe życie już tak nie bawi w tym wieku, mnie też nie bawiło. Wiadomo, potrzebuje kolegów, koleżanek. Dlatego siedziałam cicho, przekonana, że wszystko się mieści w jakichś ramach, przecież zawsze był taki spokojny i ułożony. Mnie matka starała się pilnować, a i tak nie upilnowała, przecież w wieku Tima byłam już po pierwszym razie. Nawet myślałam, że zaszłam w ciążę, zatrzymał mi się okres, specjalnie wywalałam watę tak, by matka widziała i była przekonana, że wszystko jest w porządku. A ten pierwszy raz... Byłam głupia i poszłam z pierwszym chłopakiem, który się nawinął. Chciałam to już mieć za sobą i nie świecić oczyma przed koleżankami, które dzieliły się swoimi doświadczeniami, mówiąc, że to takie fajne, podniecające i w ogóle siódme niebo. Wcale nie było fajnie, on się denerwował, ja też, lada chwila miała wrócić matka, pamiętam tylko jego papierosowym oddech i ból między nogami.
Dlaczego uderzyłam Tima? Przecież miał już gorsze odzywki, to, co powiedział, było w innych sytuacjach nawet akceptowalne. Trudno mi się przyznać przed samą sobą, że po prostu zawiodły mnie nerwy. Dobrze, ale jak miały nie zawieść, skoro on wyprawia takie rzeczy? Czułam się, jakbym sama dostała w pysk, brudna, zmięta, ciśnięta o ścianę. Więc dlaczego on nie miał tego poczuć? Nie, nie biję dzieci, jeśli o to chodzi, bicie nie jest żadną cudowną receptą, załatwia sprawę tylko na chwilę i uspokaja sumienie, przekonując, że jednak coś w tej sprawie zrobiłam. Moi rodzice dla odmiany kilka razy przetrzepali my dupsko i doskonale wiedziałam, co myślałam w tamtej chwili i jak to działa u dziecka. Dlatego postanowiłam nie bić, nie licząc incydentalnego klapsa. Ile razy? Dwa? Trzy? I zawsze Samowi, Tim jakoś sobie nie zasłużył. Może trzeba było lać i patrzeć czy równo puchnie? To wtedy tym bardziej znalazłby sobie czułego i troskliwego tatusia, który zatroszczyłby się nie tylko o serce dzieciaka. Zresztą, na jedno wyszło.
Z tego wszystkiego rozbolała mnie głowa. Leżeć, wstać jak najpóźniej – mówiłam do siebie. Mimo wszystko nie chciałam spotykać się ze wzrokiem Tima. Od czasu, kiedy wymierzyłam mu ten policzek, zaciął się i nie odezwał się do mnie ani razu. Pewne jak w szwajcarskim banku, że dziś też będzie kontynuował swój strajk. W zasadzie powinnam mu zejść z drogi na cały dzień, tyle że właśnie wymagał dozoru i szczególnej opieki. O nie, nie puszczę go już więcej samopas, koniec tego dobrego. Może nawet wyjdę za mąż, byle zapewnić mu kontrolę dwadzieścia cztery na siedem. Popatrzyłam na zegarek. Piętnaście po siódmej. Za chwilę zacznie dzwonić budzik. Wyłączyłam go na pięć minut przed akcją i poszłam poszukać torebki, w której były tabletki od bólu głowy. Na łóżko Tima nawet nie spojrzałam. Po co? Będzie chciał wstać to wstanie. Zażyłam proszek, popiłam wodą z kranu i wróciłam do łóżka. Jeszcze nie rozłożyłam się wygodnie, gdy usłyszałam pukanie.
– Kto tam – zapytałam głośno.
– Lilka, otwórz – usłyszałam głos Roberta. No bez przesady, przecież zobaczymy się za pół godziny przy śniadaniu. Lubię człowieka, może nawet coś odrobinę więcej, ale to nie znaczy, że będzie mną rządził i przychodził, kiedy chce.
– Nie mogę, spotkamy się w stołówce! – odkrzyknęłam, nie troszcząc się o to, czy Tim śpi czy nie. W końcu i tak pora wstawać.
– Lila, to naprawdę ważne, otwórz.
Co może być takiego ważnego? Najpewniej coś się stało z Maćkiem, bo co może mieć do mnie Robert? znamy się niecały tydzień, przespaliśmy się zaledwie raz... Jeden cudowny raz. Zarzuciłam szlafrok, poprawiłam fryzurę, na chybcika przejechałam szminką po wargach i nie zapalając światła podeszłam do drzwi.
– Lila, jest Tim? – zapytał bez wstępów. Mógłby się przynajmniej przywitać. Popatrzyłam na jego twarz, która nie zdradzała żadnych objawów zdenerwowania. Po cholerę mu Tim? Chyba jednak coś z Maćkiem.
– Śpi – odpowiedziałam.
– Czy jesteś tego absolutnie pewna? – zapytał takim tonem, że machinalnie obejrzałam się za siebie. Tim spał chyba zwinięty w kłębek, jak lubi najbardziej. Przynajmniej tak wywnioskowałam z pościeli, którą dostrzegłam w ciemności.
– No chyba tak...
– To obudź go koniecznie, Maciej zniknął.
– Jak to zniknął? – zdziwiłam się. – Znów jakaś heca z zamianą łóżek? – zastanawiałam się głośno. – Przecież zamknęłam Tima na cały wieczór, a jak wróciłam, był sam.
– Nie gadaj, tylko natychmiast obudź Tima – zażądał Robert zdecydowanym tonem, którego u niego jeszcze nie słyszałam. Podeszłam do łóżka.
– Tim!
Żadnej reakcji. Dotknęłam koca na wysokości ramienia. Ręka, zamiast zatrzymać się na ciele, zanurzyła się w pościeli. Zdenerwowana rzuciłam się do drzwi zapalić światło. Łóżko chłopca było puste, a "ciało" wypełnione moimi kurtkami.
– Pewnie są gdzieś w Szklarskiej Porębie – powiedział Robert, kiedy już ochłonęliśmy po pierwszym szoku i przy śniadaniu zastanawialiśmy się, co robić dalej. – Jak zjemy, wezmę auto i pojeżdżę. Przecież nie mogli opuścić miasta, nie mieli żadnych pieniędzy.
– Tim ma ponad tysiąc funtów na swoim koncie i kartę debitową – wyprowadziłam go z błędu. – Z taką forsą można naprawdę sporo zrobić. Co prawda on jest straszna kutwa, oszczędza na samochód i nie wyda nic na żadną przyjemność, tego jestem raczej pewna. Nie ma szans, by ufundował Maćkowi wycieczkę.
– A ja sądzę nieco inaczej – zaoponował Robert. – Wiesz Lila, ja ich trochę obserwuję, bo przecież siedzą non stop w naszym pokoju. Tim może i jest samodzielny i niegłupi, ale Maciej nieźle zawrócił mu w głowie. Wczoraj obserwowałem ich przy kolacji, po tej awanturze u ciebie na górze. Oni nie zamienili ani słowa a rozumieli się idealnie. I sądzę, że Tim mógłby wydać na Macieja nie tysiąc a dziesięć tysięcy funtów.
Chyba miał rację.
– Ruszmy się, zróbmy coś – zdenerwowałam się. – Zawiadommy policję, jedźmy do miasta, może rzeczywiście gdzieś tam są, na jakimś śniadaniu, czy w jakimś lokalu.
Twarz Roberta była nieodgadniona.
– Na policję pojedziemy dopiero, jak przeczeszemy całe miasto. Zresztą sądzę, że to będzie niepotrzebne i się znajdą bez policji.
Zauważyłam cień, który przemknął przez twarz Roberta, kiedy padło słowo policja. Czyżby miał coś na sumieniu? Może jest poszukiwany? Nie wyglądał na takiego, przecież zachowywał się zupełnie normalnie. Popatrzyłam na niego i pierwsze, co przy tym spojrzeniu zwróciło moją uwagę, to obrączka. Wielka, złota obrączka małżeńska na serdecznym palcu. No jasne, przecież to groziło niebezpieczeństwem w domu. Policja zacznie pewnie od szukania ich w domu w Poznaniu. Wtedy dowie się jego żona, i to o wszystkim, o wypadku, o którym na razie nie wie, o zniknięciu syna, wreszcie, co dla mnie było szczególnie istotne, o naszym romansie. Dla niego zapewne też i postanowił ratować, co jeszcze się da. Nie zazdrościłam mu tej sytuacji. Ponadto do końca nie dochodziło do mnie, że chłopcy zniknęli, byłam skłonna przypuszczać, że po prostu się gdzieś zawieruszyli, wyszli na colę czy po drożdżówki.
– Dobra, to zbierajmy się – powiedział zrezygnowany i popatrzył na mnie jakoś dziwnie.
Skomentuj