Postanowił wybrać się do psychologa.
On, 32 letni mężczyzna. Jego życie właśnie straciło sens, a przynajmniej tak mu się wydaje. Prawdę mówiąc nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Stracił pracę, w której i tak nie czuł się komfortowo, to nie było to co lubił, ale przez zasiedzenie i brak ambicji połączony z lenistwem tkwił już w niej prawie 7 lat… Dokładnie za miesiąc i 16 dni obchodziłby siódmą rocznicę zatrudnienia. Pewnie znowu po pracy wstąpiłby do nocnego na rogu osiedla i kupił kilka piw, wieczorem upijając się i zastanawiając nad sensem życia. Taki oto szalony i oryginalny sposób preferował na świętowanie swojego stażu pracy. Pech chciał, że w tym roku było inaczej. Zwolniony. Redukcja etatów… Był informatykiem w nie dużym stołecznym biurze rachunkowym. Cholernie nudna posada. Jedyny plus to kilka zatrudnionych obok księgowych. Było na czym oko zawiesić przez te osiem godzin codziennego udawania pracy. Przyjemniej czas płynął. A i rozmowa z kobietą, to zawsze tak jakoś milej niż z facetem. Jakby inny poziom intelektualny. Od czasu do czasu jakiś niewinny flirt czy dwuznaczny żarcik. Standard, praca w biurze.
Praca to jednak nie koniec jego problemów. Nie całe trzy miesiące przed zwolnieniem rozpadł się jego kilkuletni związek. I na tym froncie jednak od dłuższego czasu wiało nudą… Z wyjątkiem łóżka. Tu było naprawdę rewelacyjnie, prawdziwy dziki seks. On sam jednak nie wystarczył. Zerwała z nim. Znalazł się ktoś inny. Nie gorszy kochanek, a do tego zaradny życiowo. Własna działalność gospodarcza, mieszkanie, samochód. Nie zastanawiała się długo. Odeszła.
Do tego ta pieprzona trzydziestka na karku… ****a! Kolejna zmarszczka, pierwsze siwe włoski, kondycja już nie ta i najgorsze- brak pomysłu na siebie…
To wszystko spowodowało, iż podjął taką decyzję. Psycholog. Kupił lokalną gazetę z ogłoszeniami, otworzył na odpowiedniej stronie i szukał. Odrzucając trzy lub cztery pierwsze propozycje zatrzymał się na kolejnej, „Profesjonalna obsługa, dyskrecja, anonimowość…”. Upewnił się czy to aby na pewno jeszcze ten sam dział, a nie ogłoszenie pani do towarzystwa. Faktycznie, „psychologia”. Przeczytał raz jeszcze rubrykę z ogłoszeniem. Pani Klara. Imię od razu trafiło w jego gust, ale nie na imieniu do cholery mu zależało… Zadzwonił. W słuchawce odezwał się ciepły, spokojny głos. Umówił się na poniedziałek.
Poniedziałek. Dobiega godzina 16. Godzina pierwszej wizyty u psychologa w jego życiu. Sam się sobie dziwi, że się zdecydował na tak drastyczny, jak mu się zawsze wydawało krok. Przecież do psychologa przychodzą tylko samobójcy! Taksówka podjechała już pod wskazany adres. Stara zaniedbana kamienica na warszawskiej Pradze… Jest styczeń, pochmurno, mgliście i przenikliwie zimno. Dzwoni domofonem. Drzwi otwierają się, wchodzi szybko. Po chwili jest już pod drzwiami, puka. Upływa kilka sekund i otwiera mu Pani Psycholog. Klara. Witając się nie omieszkał ocenić jej wzrokiem, męskie skrzywienie. Ok. 170cm wzrostu, 60 kilko wagi. Czarne buty na niewielkim obcasie, czarne grube rajstopy, szara spódnica do kolan, ciemno brązowy golf, czerwone korale. Grube, lśniące kasztanowe włosy, spięte z tyłu. A na delikatnym nosku grube czarne okulary. Okrągłe, delikatne rysy twarzy. Plus, minus 35 lat…
-Dzień dobry! Mam na imię Klara Marx. Będę Pana psychologiem. Zapraszam – po czym wskazała na sofę.
Salonowy mebel stał pod dużym oknem. Naprzeciwko ustawione było biurko, za którym siedziała Pani Psycholog. Tuż za nią znajdował się regał w całości wypełniony branżową literaturą. W pokoju panował półmrok.
Właściwie nie wiedział czego może się spodziewać po wizycie u tego rodzaju specjalisty. Jak będzie wyglądać spotkanie, terapia. Czy od razu zrobi mu pranie mózgu? Wyjdzie zupełnie odmieniony? Mocno ciekawił go efekt końcowy ich współpracy. Jak się później okaże, nie spodziewał się takiego zakończenia…
Na początek opowiedziała mu kilka zdań o sobie. Krótkich, rzeczowych. Później zaproponowała aby to teraz on mówił. O czym chce. Nie koniecznie o swoich problemach, „dojdziemy do tego” powiedziała. „Może na początek o czymś miłym, jakieś dobre wspomnienie z dzieciństwa, okresu dojrzewania?”. Niechętnie, bez przekonania, ale zaczął. A później już samo szło. Opowiadał jej o swoim życiu, o szkole, studiach o tym jak znalazł pracę. Nie spieszył się i nie gestykulował. To był spokojny monolog. Sprawiał wrażenie znudzonego, taki miał głos. Ona również udawała zainteresowaną, kolejna identyczna, szablonowa rozmowa. Kolejny klient. Minęła godzina. Terapia dobiegła końca. Pierwsza terapia. Zapłacił i umówił się na następny tydzień. Tym razem wtorek, 17.30. Odprowadziła go do drzwi. Wyszedł…
CDN.
Kolekcjoner
On, 32 letni mężczyzna. Jego życie właśnie straciło sens, a przynajmniej tak mu się wydaje. Prawdę mówiąc nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Stracił pracę, w której i tak nie czuł się komfortowo, to nie było to co lubił, ale przez zasiedzenie i brak ambicji połączony z lenistwem tkwił już w niej prawie 7 lat… Dokładnie za miesiąc i 16 dni obchodziłby siódmą rocznicę zatrudnienia. Pewnie znowu po pracy wstąpiłby do nocnego na rogu osiedla i kupił kilka piw, wieczorem upijając się i zastanawiając nad sensem życia. Taki oto szalony i oryginalny sposób preferował na świętowanie swojego stażu pracy. Pech chciał, że w tym roku było inaczej. Zwolniony. Redukcja etatów… Był informatykiem w nie dużym stołecznym biurze rachunkowym. Cholernie nudna posada. Jedyny plus to kilka zatrudnionych obok księgowych. Było na czym oko zawiesić przez te osiem godzin codziennego udawania pracy. Przyjemniej czas płynął. A i rozmowa z kobietą, to zawsze tak jakoś milej niż z facetem. Jakby inny poziom intelektualny. Od czasu do czasu jakiś niewinny flirt czy dwuznaczny żarcik. Standard, praca w biurze.
Praca to jednak nie koniec jego problemów. Nie całe trzy miesiące przed zwolnieniem rozpadł się jego kilkuletni związek. I na tym froncie jednak od dłuższego czasu wiało nudą… Z wyjątkiem łóżka. Tu było naprawdę rewelacyjnie, prawdziwy dziki seks. On sam jednak nie wystarczył. Zerwała z nim. Znalazł się ktoś inny. Nie gorszy kochanek, a do tego zaradny życiowo. Własna działalność gospodarcza, mieszkanie, samochód. Nie zastanawiała się długo. Odeszła.
Do tego ta pieprzona trzydziestka na karku… ****a! Kolejna zmarszczka, pierwsze siwe włoski, kondycja już nie ta i najgorsze- brak pomysłu na siebie…
To wszystko spowodowało, iż podjął taką decyzję. Psycholog. Kupił lokalną gazetę z ogłoszeniami, otworzył na odpowiedniej stronie i szukał. Odrzucając trzy lub cztery pierwsze propozycje zatrzymał się na kolejnej, „Profesjonalna obsługa, dyskrecja, anonimowość…”. Upewnił się czy to aby na pewno jeszcze ten sam dział, a nie ogłoszenie pani do towarzystwa. Faktycznie, „psychologia”. Przeczytał raz jeszcze rubrykę z ogłoszeniem. Pani Klara. Imię od razu trafiło w jego gust, ale nie na imieniu do cholery mu zależało… Zadzwonił. W słuchawce odezwał się ciepły, spokojny głos. Umówił się na poniedziałek.
Poniedziałek. Dobiega godzina 16. Godzina pierwszej wizyty u psychologa w jego życiu. Sam się sobie dziwi, że się zdecydował na tak drastyczny, jak mu się zawsze wydawało krok. Przecież do psychologa przychodzą tylko samobójcy! Taksówka podjechała już pod wskazany adres. Stara zaniedbana kamienica na warszawskiej Pradze… Jest styczeń, pochmurno, mgliście i przenikliwie zimno. Dzwoni domofonem. Drzwi otwierają się, wchodzi szybko. Po chwili jest już pod drzwiami, puka. Upływa kilka sekund i otwiera mu Pani Psycholog. Klara. Witając się nie omieszkał ocenić jej wzrokiem, męskie skrzywienie. Ok. 170cm wzrostu, 60 kilko wagi. Czarne buty na niewielkim obcasie, czarne grube rajstopy, szara spódnica do kolan, ciemno brązowy golf, czerwone korale. Grube, lśniące kasztanowe włosy, spięte z tyłu. A na delikatnym nosku grube czarne okulary. Okrągłe, delikatne rysy twarzy. Plus, minus 35 lat…
-Dzień dobry! Mam na imię Klara Marx. Będę Pana psychologiem. Zapraszam – po czym wskazała na sofę.
Salonowy mebel stał pod dużym oknem. Naprzeciwko ustawione było biurko, za którym siedziała Pani Psycholog. Tuż za nią znajdował się regał w całości wypełniony branżową literaturą. W pokoju panował półmrok.
Właściwie nie wiedział czego może się spodziewać po wizycie u tego rodzaju specjalisty. Jak będzie wyglądać spotkanie, terapia. Czy od razu zrobi mu pranie mózgu? Wyjdzie zupełnie odmieniony? Mocno ciekawił go efekt końcowy ich współpracy. Jak się później okaże, nie spodziewał się takiego zakończenia…
Na początek opowiedziała mu kilka zdań o sobie. Krótkich, rzeczowych. Później zaproponowała aby to teraz on mówił. O czym chce. Nie koniecznie o swoich problemach, „dojdziemy do tego” powiedziała. „Może na początek o czymś miłym, jakieś dobre wspomnienie z dzieciństwa, okresu dojrzewania?”. Niechętnie, bez przekonania, ale zaczął. A później już samo szło. Opowiadał jej o swoim życiu, o szkole, studiach o tym jak znalazł pracę. Nie spieszył się i nie gestykulował. To był spokojny monolog. Sprawiał wrażenie znudzonego, taki miał głos. Ona również udawała zainteresowaną, kolejna identyczna, szablonowa rozmowa. Kolejny klient. Minęła godzina. Terapia dobiegła końca. Pierwsza terapia. Zapłacił i umówił się na następny tydzień. Tym razem wtorek, 17.30. Odprowadziła go do drzwi. Wyszedł…
CDN.
Kolekcjoner
Skomentuj