Bo to poezja mojej duszy,
Bo to jest to co we mnie gra!
I niechaj znów nadstawią uszy,
Ci co w ich sercach gości kra.
By z serca gorzki stopić lód,
I poczuć znów radości zew,
Wystarczy mi jęczmienny słód,
I Twojej ukochanej krew.
Inskrypcja na okładce starej książki, miała w sobie coś, co przyciągnęło uwagę Adama na tyle, by pokusił się on o zabranie jej ze sobą. Nie było to może zbyt rozsądne, zwłaszcza, że to był jego pierwszy dzień w nowej pracy. Sprzątanie w starym budynku biblioteki, który miał zostać doprowadzony do stanu używalności, było jego pierwszym zadaniem. Walały się tam stare, nieskatalogowane księgi, opasłe tomy oraz masa gazet z czasów PRL-u.
To była jego pierwsza praca od dawna. I trafił właśnie tutaj. Do miejsca, które kiedyś wręcz emanowało wiedzą o świecie. Dziś, w dobie Internetu, telewizji i e-book`ów, ludzie zapominają o tej magii papieru. Tym, co kiedyś potrafiło nie jednego z nas pochłonąć na całe tygodnie i to bez reszty.
Brak okładki i jakichkolwiek informacji o autorze, zasugerował Adamowi, że książka i tak nikomu się nie przyda. Wylądowała w wewnętrznej kieszeni jego kamizelki i tak po skończonym dniu pracy, wróciła z nim do domu. Zapomniał o niej, lecz ona nie zapomniała o nim. Zdawało się w nocy słyszeć jakby śpiew.
„I oddasz mi co cenisz tak,
A wzniesiesz się w niebo jak ptak.
Gdy sztylet w jej krwi umoczysz,
W mordercę się przeistoczysz”
Kolejne dni polegały na tym samym co poprzednie, segregacja, katalogowanie, sprzątanie. Godziny mijały dość leniwie, lecz praca dawała mu satysfakcję, której potrzebował. Gdy zmagał się z jedną z ciężkich półek, usłyszał, że ktoś wszedł do pomieszczenia.
- Adam? Adam, jesteś tam? – kobiecy głos przeciął powietrze, było w nim coś co jeżyło włosy na jego głowie.
- Taak, tutaj! – odkrzyknął – nie mogę dać sobie rady z tym cholernym żelastwem.
- Właśnie w tej sprawie jestem tu, u Ciebie – jej głos ocierał się o nutę sympatii i współczucia dla chłopaka.
- Chyba nie zamierzasz mi pomagać? – spytał zdziwionym głosem.
- Nie, nie, ale znalazłam kogoś, kto będzie pracował z Tobą, im szybciej się uwiniecie, tym prędzej będę mogła wyciągnąć Cię z tej dziury w jakieś przyjaźniejsze miejsce - te słowa spowodowały, że chwila ciszy zagościła między nimi.
- Ach tak? Kto to? – zapytał.
- Znajoma chce dorobić trochę grosza, kolejny tatuaż czy coś takiego.. Polubicie się! No nic, wpadłam tylko, żeby dać Ci znać, że będzie tu za godzinę, buziaki! – drzwi trzasnęły, a on znów został sam.
„Czy chciałbyś mieć nad życiem czar,
I poczuć jak to jest mieć dar?”
- Zapomniałaś czegoś?! – krzyknął w kierunku wyjścia, lecz nie doczekał się odpowiedzi – dziwne, no nic, musiałem się przesłyszeć.
Zgodnie z tym, co powiedziała Aneta, nowa pracownica, a w zasadzie pomocniczka zjawiła się po godzinie. Adam rzucił na nią okiem „no no, nie jest taka złaa” – pomyślał i kontynuował oględziny. Monika, bo tak miała na imię owa dziewczyna, była brunetką, o jasnozielonych oczach, nienagannej figurze i kamiennej twarzy. Nie wyrażała żadnych emocji. Dopatrzył się drapieżnego węża w formie tatuażu na jej lewej łydce i lilii na prawym ramieniu. „Dziwny kontrast jeśli chodzi o te tatuaże, ale co kto lubi”.
- Cześć, jestem Monika. Aneta pewnie wspominała, że wpadnę – rzuciła.
- Taak, tak. Adam – wyciągnął w jej kierunku dłoń na powitanie.
Po krótkim zapoznaniu, wyjaśnił jej, na czym polegać będzie jej zadanie. Pozbył się obowiązku katalogowania i porządkowania. A dla siebie pozostawił pracę fizyczną, bo w tej odnajdywał się najlepiej.
Tym razem czas popłynął w znacznie szybszym tempie i nim się obejrzał, zegarek wskazywał godzinę 19.
- Wiesz co, ja chyba już pójdę – usłyszał gdzieś spomiędzy regałów – wpadnę jutro około 9, będziesz?
- Powinienem już być, ja jeszcze zostanę parę minut, dobranoc! – krzyknął na pożegnanie i wziął się za dokręcanie starych śrub w nieco zdezelowanej skrzynce katalogowej.
„Zapragniesz mieć kontrolę znów,
Więc się nie lękaj moich słów”
- Halo? Jest tam kto? – zapytał podniesionym głosem, odpowiedziała mu jednak cisza.
Po skończonej męczarni ze skrzynką, postanowił zebrać narzędzia, ułożyć je gdzieś w widocznym miejscu i zamknąć, budynek. Miał chwilę by przyjrzeć się temu co dokonał i jak wyglądała teraz główna sala biblioteki. Wielka witryna z wybitymi witrażami na wysokości 1 piętra, rzucała jeszcze ostatnie słoneczne promienie do wnętrza budynku, wysokie na 4 metry regały, przytłaczały wręcz i sprawiały, że czuło się wielki szacunek do tego miejsca. Duża przestrzeń wokół której skupiały się regały, była niegdyś czytelnią. Znajdowały się tam trzy wielkie, okrągłe stoły z masą krzeseł, z których korzystali niegdyś czytelnicy. Obecnie były to jedynie metalowe słupy wystające z podłogi, które pełniły kiedyś rolę nóg od owych stołów.
„Będę musiał dać znać Anecie, żeby zamówiła nowe blaty, chciałbym, by to miejsce nabrało blasku” ta myśl potowarzyszyła mu w trakcie zamykania budynku. Ruszył w kierunku stojaka, gdzie czekał na niego wysłużony rower. Odpiął zabezpieczającą smycz i wsiadł na niego, by pojechać wprost do domu, gdzie czekało go jeszcze wiele niespodzianek.
(…)
Już zbliżając się do posesji, zauważył, że coś jest nie tak. „Nie zgasiłem światła w przedpokoju?”. Ostrożnie podszedł do drzwi frontowych i zaczął nasłuchiwać. Odpowiedziała mu cisza. Przekręcił klucz w zamku „wszystko w porządku, drzwi były zamknięte”. Powiesił torbę na wieszaku, wszedł do kuchni. Tam dokonał pierwszego odkrycia. Mała wydarta kartka. Gramatura papieru przypominała tą z książki, którą przywłaszczył sobie kilka dni temu. Na wydartym fragmencie widniały cztery wersy:
„Nie zapomnisz nigdy chwili tej,
Choćbyś nie wiem jak unikał złej.
Pożądanie to zabija w śnie,
Kiedy ona przyjdzie, nie mów nie”
- O co tu do cholery chodzi?! – spytał sam siebie zdenerwowany Adam.
- Jeszcze nie rozumiesz? – lodowaty i pełen powabu głos za jego plecami omal nie wypędził z niego życia.
Odwrócił się i jak rażony piorunem rzucił w tył. Przed jego oczami znajdowała się kobieta. I to jaka kobieta. Otaczała ją jakaś dziwna aura. Mógłby przysiąc, że nie jest z tej ziemi.
- Jeszcze nie rozumiesz? – powtórzyła pytanie.
- K-k-k-kim jesteś? – spytał przerażony.
- Zabrałeś mnie ze sobą, miałeś mnie tak blisko serca przez cały czas. W tej kamizelce. Uwolniłeś mnie i zasługujesz na podziękowanie – to mówiąc, zaczęła powoli zbliżać się do niego.
Nie miał dokąd uciekać. Z jednej strony paraliżował go strach, z drugiej zaś, niewytłumaczalna siła wręcz ciągnęła go do tej kobiety. Czuł rosnące podniecenie, zaczął przyglądać się bliżej. Widział kruczoczarne włosy, których fale opadały na jej ramiona. Miała wielkie i pełne spokoju niebieskie oczy z czarnymi akcentami. Śniada cera dodawała jej uroku. Krwistoczerwone, pełne wargi były swoistym magnesem i gdy kolejne słowa, które wypowiadała w jego kierunku, płynęły z tych ust, był gotów usłuchać każdego rozkazu. Fioletowa suknia sięgająca ziemi ukrywała jej stopy. Zdawała się sunąć ku niemu.
- Przez cały ten czas.. byłam z Tobą. Mogłam poznać Cię tak, jak nie pozwalasz na to nikomu. Wiem o Tobie wszystko.. Wszystko.
Poczuł jak lodowata dłoń dotknęła jego policzka. Jej twarz znajdowała się centymetry od jego twarzy. Utraciła nieziemską aurę i stała się kobietą, której szczerze pożądał. Diametralna zmiana w sercu była spowodowana jakimś niewytłumaczalnym darem tej kobiety, to co mówiła, stawało się prawdą. Delikatny pocałunek złożony na jego usta sprawił, że wszystko wokół zatrzymało się. Wszystko wokół spowiła czerń.. cdn.
(Wszelkiego rodzaju twory wierszowane są również mojego autorstwa)
Bo to jest to co we mnie gra!
I niechaj znów nadstawią uszy,
Ci co w ich sercach gości kra.
By z serca gorzki stopić lód,
I poczuć znów radości zew,
Wystarczy mi jęczmienny słód,
I Twojej ukochanej krew.
Inskrypcja na okładce starej książki, miała w sobie coś, co przyciągnęło uwagę Adama na tyle, by pokusił się on o zabranie jej ze sobą. Nie było to może zbyt rozsądne, zwłaszcza, że to był jego pierwszy dzień w nowej pracy. Sprzątanie w starym budynku biblioteki, który miał zostać doprowadzony do stanu używalności, było jego pierwszym zadaniem. Walały się tam stare, nieskatalogowane księgi, opasłe tomy oraz masa gazet z czasów PRL-u.
To była jego pierwsza praca od dawna. I trafił właśnie tutaj. Do miejsca, które kiedyś wręcz emanowało wiedzą o świecie. Dziś, w dobie Internetu, telewizji i e-book`ów, ludzie zapominają o tej magii papieru. Tym, co kiedyś potrafiło nie jednego z nas pochłonąć na całe tygodnie i to bez reszty.
Brak okładki i jakichkolwiek informacji o autorze, zasugerował Adamowi, że książka i tak nikomu się nie przyda. Wylądowała w wewnętrznej kieszeni jego kamizelki i tak po skończonym dniu pracy, wróciła z nim do domu. Zapomniał o niej, lecz ona nie zapomniała o nim. Zdawało się w nocy słyszeć jakby śpiew.
„I oddasz mi co cenisz tak,
A wzniesiesz się w niebo jak ptak.
Gdy sztylet w jej krwi umoczysz,
W mordercę się przeistoczysz”
Kolejne dni polegały na tym samym co poprzednie, segregacja, katalogowanie, sprzątanie. Godziny mijały dość leniwie, lecz praca dawała mu satysfakcję, której potrzebował. Gdy zmagał się z jedną z ciężkich półek, usłyszał, że ktoś wszedł do pomieszczenia.
- Adam? Adam, jesteś tam? – kobiecy głos przeciął powietrze, było w nim coś co jeżyło włosy na jego głowie.
- Taak, tutaj! – odkrzyknął – nie mogę dać sobie rady z tym cholernym żelastwem.
- Właśnie w tej sprawie jestem tu, u Ciebie – jej głos ocierał się o nutę sympatii i współczucia dla chłopaka.
- Chyba nie zamierzasz mi pomagać? – spytał zdziwionym głosem.
- Nie, nie, ale znalazłam kogoś, kto będzie pracował z Tobą, im szybciej się uwiniecie, tym prędzej będę mogła wyciągnąć Cię z tej dziury w jakieś przyjaźniejsze miejsce - te słowa spowodowały, że chwila ciszy zagościła między nimi.
- Ach tak? Kto to? – zapytał.
- Znajoma chce dorobić trochę grosza, kolejny tatuaż czy coś takiego.. Polubicie się! No nic, wpadłam tylko, żeby dać Ci znać, że będzie tu za godzinę, buziaki! – drzwi trzasnęły, a on znów został sam.
„Czy chciałbyś mieć nad życiem czar,
I poczuć jak to jest mieć dar?”
- Zapomniałaś czegoś?! – krzyknął w kierunku wyjścia, lecz nie doczekał się odpowiedzi – dziwne, no nic, musiałem się przesłyszeć.
Zgodnie z tym, co powiedziała Aneta, nowa pracownica, a w zasadzie pomocniczka zjawiła się po godzinie. Adam rzucił na nią okiem „no no, nie jest taka złaa” – pomyślał i kontynuował oględziny. Monika, bo tak miała na imię owa dziewczyna, była brunetką, o jasnozielonych oczach, nienagannej figurze i kamiennej twarzy. Nie wyrażała żadnych emocji. Dopatrzył się drapieżnego węża w formie tatuażu na jej lewej łydce i lilii na prawym ramieniu. „Dziwny kontrast jeśli chodzi o te tatuaże, ale co kto lubi”.
- Cześć, jestem Monika. Aneta pewnie wspominała, że wpadnę – rzuciła.
- Taak, tak. Adam – wyciągnął w jej kierunku dłoń na powitanie.
Po krótkim zapoznaniu, wyjaśnił jej, na czym polegać będzie jej zadanie. Pozbył się obowiązku katalogowania i porządkowania. A dla siebie pozostawił pracę fizyczną, bo w tej odnajdywał się najlepiej.
Tym razem czas popłynął w znacznie szybszym tempie i nim się obejrzał, zegarek wskazywał godzinę 19.
- Wiesz co, ja chyba już pójdę – usłyszał gdzieś spomiędzy regałów – wpadnę jutro około 9, będziesz?
- Powinienem już być, ja jeszcze zostanę parę minut, dobranoc! – krzyknął na pożegnanie i wziął się za dokręcanie starych śrub w nieco zdezelowanej skrzynce katalogowej.
„Zapragniesz mieć kontrolę znów,
Więc się nie lękaj moich słów”
- Halo? Jest tam kto? – zapytał podniesionym głosem, odpowiedziała mu jednak cisza.
Po skończonej męczarni ze skrzynką, postanowił zebrać narzędzia, ułożyć je gdzieś w widocznym miejscu i zamknąć, budynek. Miał chwilę by przyjrzeć się temu co dokonał i jak wyglądała teraz główna sala biblioteki. Wielka witryna z wybitymi witrażami na wysokości 1 piętra, rzucała jeszcze ostatnie słoneczne promienie do wnętrza budynku, wysokie na 4 metry regały, przytłaczały wręcz i sprawiały, że czuło się wielki szacunek do tego miejsca. Duża przestrzeń wokół której skupiały się regały, była niegdyś czytelnią. Znajdowały się tam trzy wielkie, okrągłe stoły z masą krzeseł, z których korzystali niegdyś czytelnicy. Obecnie były to jedynie metalowe słupy wystające z podłogi, które pełniły kiedyś rolę nóg od owych stołów.
„Będę musiał dać znać Anecie, żeby zamówiła nowe blaty, chciałbym, by to miejsce nabrało blasku” ta myśl potowarzyszyła mu w trakcie zamykania budynku. Ruszył w kierunku stojaka, gdzie czekał na niego wysłużony rower. Odpiął zabezpieczającą smycz i wsiadł na niego, by pojechać wprost do domu, gdzie czekało go jeszcze wiele niespodzianek.
(…)
Już zbliżając się do posesji, zauważył, że coś jest nie tak. „Nie zgasiłem światła w przedpokoju?”. Ostrożnie podszedł do drzwi frontowych i zaczął nasłuchiwać. Odpowiedziała mu cisza. Przekręcił klucz w zamku „wszystko w porządku, drzwi były zamknięte”. Powiesił torbę na wieszaku, wszedł do kuchni. Tam dokonał pierwszego odkrycia. Mała wydarta kartka. Gramatura papieru przypominała tą z książki, którą przywłaszczył sobie kilka dni temu. Na wydartym fragmencie widniały cztery wersy:
„Nie zapomnisz nigdy chwili tej,
Choćbyś nie wiem jak unikał złej.
Pożądanie to zabija w śnie,
Kiedy ona przyjdzie, nie mów nie”
- O co tu do cholery chodzi?! – spytał sam siebie zdenerwowany Adam.
- Jeszcze nie rozumiesz? – lodowaty i pełen powabu głos za jego plecami omal nie wypędził z niego życia.
Odwrócił się i jak rażony piorunem rzucił w tył. Przed jego oczami znajdowała się kobieta. I to jaka kobieta. Otaczała ją jakaś dziwna aura. Mógłby przysiąc, że nie jest z tej ziemi.
- Jeszcze nie rozumiesz? – powtórzyła pytanie.
- K-k-k-kim jesteś? – spytał przerażony.
- Zabrałeś mnie ze sobą, miałeś mnie tak blisko serca przez cały czas. W tej kamizelce. Uwolniłeś mnie i zasługujesz na podziękowanie – to mówiąc, zaczęła powoli zbliżać się do niego.
Nie miał dokąd uciekać. Z jednej strony paraliżował go strach, z drugiej zaś, niewytłumaczalna siła wręcz ciągnęła go do tej kobiety. Czuł rosnące podniecenie, zaczął przyglądać się bliżej. Widział kruczoczarne włosy, których fale opadały na jej ramiona. Miała wielkie i pełne spokoju niebieskie oczy z czarnymi akcentami. Śniada cera dodawała jej uroku. Krwistoczerwone, pełne wargi były swoistym magnesem i gdy kolejne słowa, które wypowiadała w jego kierunku, płynęły z tych ust, był gotów usłuchać każdego rozkazu. Fioletowa suknia sięgająca ziemi ukrywała jej stopy. Zdawała się sunąć ku niemu.
- Przez cały ten czas.. byłam z Tobą. Mogłam poznać Cię tak, jak nie pozwalasz na to nikomu. Wiem o Tobie wszystko.. Wszystko.
Poczuł jak lodowata dłoń dotknęła jego policzka. Jej twarz znajdowała się centymetry od jego twarzy. Utraciła nieziemską aurę i stała się kobietą, której szczerze pożądał. Diametralna zmiana w sercu była spowodowana jakimś niewytłumaczalnym darem tej kobiety, to co mówiła, stawało się prawdą. Delikatny pocałunek złożony na jego usta sprawił, że wszystko wokół zatrzymało się. Wszystko wokół spowiła czerń.. cdn.
(Wszelkiego rodzaju twory wierszowane są również mojego autorstwa)
Skomentuj