Cześć Wszystkim
Ostatnio postanowiłem naskrobać swoje pierwsze opowiadanie. Wyszło jak wyszło, starałem się ze wszystkich sił by nie wyszedł kolejny gniot jakich pełno w internecie. Jednakże, po zakończeniu prac nad częścią pierwszą i być może ostatnią, wyszło jak wyszło. Pozostawiam to wam do oceny. Już na wstępnie zaznaczam, iż nie życzę sobie, aby ktoś kopiował to opowiadanie na swoje strony, bez mojej zgody.
Ta historia zdarzyła się dokładnie 23 października 2010 roku. Zbliżała się wtedy godzina gdzieś osiemnasta. Pracy zostało mi jeszcze tyle, że nie wiedziałem czy przez 23 wyjdę do domu. Ta myśl mnie dobijała. Jednakże widziałem, że nie mogę sobie pozwolić na odpuszczenie pracy. Była to moja pierwsza praca i to w dodatku jeszcze w prawie nic nie płatnym okresie próbnym. Nic dziwnego, że chciałem się pokazać jako solidny pracownik, który będzie mógł wnieść dużo do firmy. Zleżało mi na tym, żeby zakotwiczyć w tej firmie na dłużej. Może nie płacili oni kokosów, ale wizja średnio płatnego i stabilnego zatrudnienia jest dla mnie ważniejsza od pracy, gdzie zarobiłbym dwa razy tyle, ale z pracą mógłbym się pożegnać w każdej chwili.
Czas płynął przy pracy, którą wykonywałem strasznie wolno, a nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że wręcz ślamazarnie. Każda minuta ciągnęła się niesamowicie. Dochodziła godzina 18:15, a ja dalej klepałem w klawisze klawiatury. Oprócz mnie w biurze zostały jeszcze dwie osoby, reszta wyszła z biura z dobre dwie godziny temu. Jedna część udała się prosto do domu, druga do pubu uczcić 32. urodziny Kornela, jednego z informatyków w naszej firmie. Sam miałem iść z nimi, trochę się odchamić po ciężkim tygodniu pracy, ale wyszło jak zawsze. Musiałem zostać sobotni wieczór w biurze i wciskać w te głupie klawisze, by zakończyć projekt, którego termin oddania był w poniedziałek. Od tego całodziennego siedzenia zaczęła mnie boleć pupa, dodatkowo zaczął doskwierać mi pęcherz. Nic w tym dziwnego, od tej liczby wypitych w jednym dniu kaw i herbat, pęcherz rozbolałby każdego. Postanowiłem zrobić sobie krótką przerwę i udać się do oddalonej na drugim końcu piętra toalety. Jak tylko wyszedłem za drzwi mojego pokoju, który de facto współdzieliłem jeszcze z dwoma pracownikami, ujrzałem, że do wyjścia zbliża się pani Janina, która pracowała u nas na 1/3 etatu jako sprzątaczka. Była już przy windzie, której drzwi się właśnie otwierały. Wtedy się odwróciła i mnie ujrzała. Pomachała do mnie ręką i powiedziała:
- A Pan Marek jeszcze w pracy o tak później porze? Dziewczyna się już pewnie w domu niecierpliwi – powiedziała z lekką ironią w głosie.
- No cóż taka praca – rzuciłem jakby od niechcenia – A dziewczyny nie mam i Pani dobrze o tym wie – dodałem.
- Wiem o tym dobrze. Znalazłbyś sobie jakąś, taki przystojny facet na baby nie ma. Co niektórzy tutaj to już na ten temat plotkują – powiedziała pani Janina, jednocześnie puszczając wymowne oczko do mnie i natychmiastowo, bez słowa pożegnania weszła do windy. Pani Janina tym ostatnim zdaniem popsuła mi już doszczętnie humor. Humor, którego jak sądziłem nie da się już bardziej zepsuć.
- Że niby ja gejem?! Wolne żarty. To, że nie mam dziewczyny od półtora roku, odkąd rzuciła mnie w „wielkim” stylu miłość mojego życia, nie znaczy, że się spedaliłem. Ciekawe kto takie plotki w firmie rozpuszcza. - pomyślałem rozgoryczony.
Swoją drogą ciężko było mi domyśleć się kto by mógł takie plotki rozsiewać, bo w firmie pracowało wiele kobiet, które jak powszechnie wiadomo plotkowanie wyssały z mlekiem matki. Tak rozmyślając, jak automat doszedłem do drzwi łazienki, już miałem wyciągnąć rękę i wcisnąć klamkę, gdy drzwi z dużym impetem otwarły się na zewnątrz trafiając mnie prosto w głowę. Siła uderzenia była tak duża, że zamroczyło mnie na chwilę. Kiedy dochodziłem do siebie w głowie pojawiła mi się myśl: „Znowu coś, ****a!”. Byłem już nieźle nabuzowany, jednak zdenerwowanie jak szybko przyszło, to jeszcze szybciej odeszło. Bowiem jak się okazało, sprawczynią tej całej bolącej sytuacji była pani Iwona. Trzydziestokilkuletnia, niezbyt wysoka sekretarka prezesa, o dość jędrnym, aczkolwiek nie za dużym biustem. Ubrana była jak przystało na firmowe standardy, miała na sobie białą bluzeczkę zapinaną na guziki, popielatą spódnicę sięgającą za kolana. Na nogach i to wyjątkowo zgrabnych nogach miała gładkie rajstopy oraz eleganckie, czarne buty na niewielkim obcasie. Gdy Iwona zorientowała się co się stało to na jej twarzy pojawił się wyraz grymasu i zakłopotania pomieszanego z zdezorientowaniem. Natychmiastowo doskoczyła do mnie, coś tam mamrocząc jak to bardzo jej przykro oraz, że zaraz przyniesie przyniesie lód, szybkim krokiem udała się w stronę swojego pokoju, który był połączony z gabinetem prezesa. Wykorzystując to, że zostałem sam na korytarzu, postanowiłem dokończyć to co zacząłem czyli skorzystać z pisuaru. Gdy już ulżyłem mojemu pęcherzowi, podszedłem do umywali, by umyć ręce i przy okazji obejrzeć się w lustrze. Na moim czole powoli zaczęła pojawiać się wielka fioletowa śliwa, która na pewnie nie zejdzie w ciągu dwóch czy trzech dni. Patrząc się w lustro czułem mało przyjemny pulsujący ból w głowie, jednakże nie był on na tyle silny, żeby nie szło go ukryć. Wyszedłem na korytarz, ale pani Iwony jeszcze nie było. Postanowiłem udać się do niej do pokoju i sprawdzić co z tym lodem. Skierowałem swoje kroki w kierunku sekretariatu, do przejścia miałem z dobrych dwadzieścia pięć metrów. Kiedy w końcu dotarłem na miejsce, to zobaczyłem jak pani Iwona szuka czegoś w szafie. Stała do mnie obrócona plecami, a moim oczom ukazał się jej tyłek, który był trochę kościsty i na pewno nie zaszkodziłoby mu trochę tłuszczyku, który nadałby mu trochę krągłości. W momencie, gdy przekroczyłem drzwi usłyszałem od strony szafy:
- O! Tu się schowałeś – cicho, tak jakby pod nosem powiedziała lekko podwyższonym głosem pani Iwona.
Zdziwiony jej słowami bez zastanowienia rzuciłem doniosłym głosem:
- Kto?! Ja?! Przecież nigdzie się nie ukrywałem!
Chyba nie słyszała jak wszedłem do pokoju, bo na głos moich słów lekko drygnęła, wyraźnie przestraszona, po czym gwałtownie odwróciła się w stronę drzwi i powiedziała:
- Kto... Ty … ja szukałam – powiedziała dosyć mocno zmieszana Iwona, po czym nastała chwila ciszy. Wyraźnie, było szukać, że zdezorientowana Iwona szuka odpowiednich słów by wyrazić swoje myśli –Wybacz, że tak długo, ale nie mogłam niczego znaleźć w co by można było włożyć lód, ale mam już to – dokończyła swoją wcześniejszą nieskładną myśl Iwona, po czym odwróciła się ponownie w stronę szafy i wyciągnęła z niej mały fioletowy ręcznik. Trzymając go w ręce podeszła do biurka, na którym stał metalowy kubełek na lód, który zapewne pochodził z lodówki szefa. Gdy podeszła do biurka zaczęła nakładać do ręczniki kostki lodu, by zrobić z niego kompres, w międzyczasie usłyszałem od niej bym usiadł sobie na kanapie. Szczerze mówiąc nie miałem na to zbytniej ochoty, ale nie chciałem już bardziej denerwować pani Iwony. Kiedy już usiadłem podeszła pani Iwona i wręczyła mi kompres, który natychmiastowo przyłożyłem sobie do czoła. Chłód przeszył przyjemnie moje czoło, a pulsujący ból w czole zaczął zanikać. Jak spojrzałem na panią Iwoną, by jej podziękować to ona już siedziała za swoim biurkiem. Chciałem już otworzyć usta, ale ona mnie ubiegła:
- Przepraszam Cię jeszcze raz Marku, powinnam była bardziej uważać przy otwieraniu drzwi. Mam nadzieje, że bardzo się gniewasz? - zapytała mnie Iwona z lekkim uśmiechem, przez który przebijały się wyrzuty sumienia.
- Nie, nie gniewam się – powiedziałem, jednocześnie odwzajemniając uśmiech – W gruncie rzeczy, to też moja wina, zbyt się zamyśliłem. - dodałem, mając nadzieje, że to chociaż trochę odciąży sumienie pani Iwony.
Po moich słowach zapadła kilkudziesięciu sekundowa cisza. Pani Iwona patrzyła się w tym czasie za okno, a ja oddałem się przyjemności płynącej z chłodu kompresu, który dociskałem do guza. By przełamać tą trochę krępującą mnie ciszę powiedziałem:
- Chyba ten kompres pomaga, czuję, że guz się zmniejszył – skłamałem – no i już tak bardzo nie boli – co akurat było prawdą. Odkąd przyłożony miałem okład ból już prawie przestał istnieć.
- O! To dobrze, nie chciałbym, żebyś przeze mnie chodził przez cały tydzień, z taką paskudną śliwą na czole – powiedziała Iwona, a po chwili dodała z miłym uśmieszkiem– Może czegoś się napijesz, jak już tu jesteś?
- Nie dziękuje, już dzisiaj opiłem się wystarczająco kawą i herbatą – odpowiedziałem, po czym usłyszałem dość intrygujące mnie pytanie, jakie zadała mi pani Iwona.
- A może masz ochotę na coś specjalnego? - uśmiech z jej twarzy nie zniknął, a wręcz chyba nawet był coraz większy.
- Zależy co może mi Pani zaoferować – odpowiedziałem, ciekawość, aż mnie zżerała.
- Ja nic nie mogę zaoferować – odrzekła pani Iwona – ale zaraz zobaczę, co może zaoferować barek pana prezesa. Dodała po chwili i zniknęła w gabinecie szefa, tylko po to by za chwilę pojawić się z jakąś butelką w prawej ręce. W lewej trzymała dwie szklanki, a jej twarzy zaczął malować się zadowolenie.
- Co powiesz na 25 letnią whiskey, ta butelka kosztowała pewnie z 200 złotych jak nie więcej.
Propozycja jaką rzuciła pani Iwona wydawała się kusząca, ale trochę niepokoił mnie fakt, że to własność prezesa firmy. Dla pewności zapytałem się:
- A prezes nic przeciwko by nie miał?
- Pewnie by miał – odpowiedziała mi pani Iwona – ale przecież on się nie dowie. Stary ochlaptus wypija tego tyle, że sam nie wie ile tego ma – dodała pani Iwona odstawiając szklanki na swoje biurko.
- Widzę, że ma Pani ładnie wyrobione zdanie o szefie.
- Phi – prychnęła z pogardą pani Iwona – Ja Ci powiem coś więcej. - dodała Iwona nalewając whisky do pierwszej szklanki.
- Zamieniam się w słuch, Pani Iwono.
- Ten stary prezes to taki pies na baby, że nie jeden nastolatek by się mógł schować. Podrywa wszystko co się rusza, mnie to już od dwóch lat próbuje, ale z marnym skutkiem. Najlepsze z tego jest, że nawet jakby mu się udało jakąś wyrwać, to pewnie z wiadro viagry byłyby mało, aby staruszek sobie poużywał.
Słowa, które wypowiedziała pani Iwona rozbawiły nas oboje. Chwilę po tym otrzymałem od niej do ręki, szklankę whiskey z lodem , którą natychmiastowo zbliżyłem do ust. Wtem usłyszałem od pani Iwony:
- Nie tak szybko. Po pierwsze to nie jestem żadna Pani tylko Iwona, a pod drugie wypadałoby się stuknąć szklankami. - powiedziała Iwona.
Trochę zaskoczony tym, wstałem i stuknąłem się szklanką, przy okazji dodając:
- Jestem Marek.
- Iwona – dodała – no to teraz możemy pogadać.
No i zaczęliśmy konwersacje. Podczas tej ciekawej rozmowy dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy o firmie, współpracownikach. Dowiedziałem się, że Iwona jest cztery lata po rozwodzie, a obecnie jej pięcioletnia córka spędza z ojcem weekend w innym mieście. Rozmowa była niezwykle interesują, tak bardzo, że zapomniałem o natłoku pracy jaki czekał przy moim biurku. Przez całą rozmowę obserwowałem ładną twarz Iwony, co jakiś czas niekontrolowanie zerkając na jej opadające, na ramiona blond włosy, jędrne piersi, które delikatnie wyłaniały się spod koszuli oraz na jej nogi. Czułem stopniowo narastające we mnie podniecenie, jednakże starałem się opanowywać, co wychodziło mi perfekcyjnie. Jednak, z tym niekontrolowanym zerkaniem nie było już tak kolorowo. Iwona zauważyła to kilkukrotnie i za każdym razem kwitowała to uśmiechem. Dochodziła już prawie godzina 20, a my opróżniliśmy do końca dużą butelkę whisky. Iwona wypiła gdzieś z dwa razy mniej ode mnie, jednakże jej to wystarczyło, by ni z tego czy owego rzucić:
- A ty Marku już dziś świętowałeś?
- Nie, nie miałem czasu by z chłopakami iść świętować urodziny Kornela – odpowiedziałem –wiesz taki natłok pracy.
- Mi nie chodzi o Kornela – powiedziała Iwona wstając z miejsca i kierując swoje kroki w moim kierunku – To nie słuchałeś dzisiaj radia? - dodała.
- Nie nie miałem czasu- odpowiedziałem, wyraźnie zaskoczony jej pytaniem i zachowaniem, które było teraz tak jakby bardziej śmielsze.
- A bo widzisz, Mareczku – powiedziała siadając obok mnie na kanapie – dzisiaj mamy Światowy Dzień Seksu Oralnego – wypowiadając te słowa poczułem jak jej ręka wylądowała na moich spodniach, gdzieś w okolicach rozporka
Byłem zaskoczony całą tą sytuacją, nie zdążyłem nawet zaprotestować. A Iwona już powoli rozpinała rozporek przy okazji powoli mówiąc:
- Jak obyczaj nakazuje, święto trzeba uczcić, a jako, że oboje nie mamy z kim, to czemu by nie ze sobą? - gdy dokończyła te słowa w moich spodniach rozpięty był już nie tylko rozporek, ale i guzik.
Może, gdyby nie całodzienne frustrację i wypity alkohol zachowałbym się inaczej. Jednakże moje żądze wzięły górę.
- No dlaczego by nie – odpowiedziałem.
W tym momencie poczułem jak na moim przyrodzeniu zaciska się dłoń Iwony, a następnie jak go ciągnie, aby wydobyć go z bokserek.
- Wiesz Mareczku – powiedziała lekko drżącym głosem Iwona – odkąd rozstałam się z mężem z nikim tego nie robiłam i to chyba był błąd.
Iwona zaczęła powoli zbliżać swoja twarz to mojego penisa. Zbliżająca przyjemność oddziaływała na mnie tak mocno, że odchyliłem się do tyłu, w oczekiwaniu na ciepło płynące z ust Iwony, Jednak zamiast tego poczułem, że coś łaskocze mojego penisa. Skierowałem wzrok w tamtą stronę i zobaczyłem, że długie blond włosy opadły na mojego członka. Postanowiłem jej trochę pomóc i odgarnąłem jej włosy za lewe ucho. To był mój pierwszy intymny kontakt z ciałem Iwony. Następne milisekundy upłynęły w oczekiwaniu na upragnione pieszczony, jednak Iwona zamiast pochylić się do końca i wziąć mojego kutasa w usta wstała i skierowała swoje kroki w stronę biurka. Nie wiedziałem co jest grane, ale wolałem się nie odzywać, by nie zepsuć atmosfery. Iwona stąpała powoli kołysząc lekko biodrami, każdy krok byłby jakby celebrowaniem chwili. Jej ręce powędrowały w kierunku bluzeczki i zaczęły odpinać po kolei guziki. Gdy Iwona doszła do biurka zrzuciła bluzkę na ziemię, a moim oczom ukazały się jej plecy oraz beżowe zapięcie biustonosza. Kucając sięgnęła do najniższej szuflady w biurku i wyciągnęła z niej czarną gumkę do włosów. Następnie skierowała swoje kroki z powrotem w moim kierunku. Jej piersi schowane były za beżowym biustonoszem typu push-up i to chyba właśnie on nadawał jędrność jej biustu. Zżerała mnie już ciekawość co znajduje się pod nim. Zanim doszła do kanapy zdążyła już spiąć swoje włosy. Tym razem nie usiadła na kanapie lecz stanęła centralnie przede mną i powiedziała:
- Strasznie nie lubię jak włosy kleją mi się do wszystkiego.
- A ja już myślałem, że się rozmyśliłaś – odrzekłem z wesołością w głosie.
- Dzisiaj to szybko się mnie nie pozbędziesz – odparła Iwona, która już klęczała pomiędzy moimi nogami.
- Mam nadzieje – rzuciłem.
Ostatnio postanowiłem naskrobać swoje pierwsze opowiadanie. Wyszło jak wyszło, starałem się ze wszystkich sił by nie wyszedł kolejny gniot jakich pełno w internecie. Jednakże, po zakończeniu prac nad częścią pierwszą i być może ostatnią, wyszło jak wyszło. Pozostawiam to wam do oceny. Już na wstępnie zaznaczam, iż nie życzę sobie, aby ktoś kopiował to opowiadanie na swoje strony, bez mojej zgody.
Kod:
Miłej lektury, mam nadzieje:
Czas płynął przy pracy, którą wykonywałem strasznie wolno, a nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że wręcz ślamazarnie. Każda minuta ciągnęła się niesamowicie. Dochodziła godzina 18:15, a ja dalej klepałem w klawisze klawiatury. Oprócz mnie w biurze zostały jeszcze dwie osoby, reszta wyszła z biura z dobre dwie godziny temu. Jedna część udała się prosto do domu, druga do pubu uczcić 32. urodziny Kornela, jednego z informatyków w naszej firmie. Sam miałem iść z nimi, trochę się odchamić po ciężkim tygodniu pracy, ale wyszło jak zawsze. Musiałem zostać sobotni wieczór w biurze i wciskać w te głupie klawisze, by zakończyć projekt, którego termin oddania był w poniedziałek. Od tego całodziennego siedzenia zaczęła mnie boleć pupa, dodatkowo zaczął doskwierać mi pęcherz. Nic w tym dziwnego, od tej liczby wypitych w jednym dniu kaw i herbat, pęcherz rozbolałby każdego. Postanowiłem zrobić sobie krótką przerwę i udać się do oddalonej na drugim końcu piętra toalety. Jak tylko wyszedłem za drzwi mojego pokoju, który de facto współdzieliłem jeszcze z dwoma pracownikami, ujrzałem, że do wyjścia zbliża się pani Janina, która pracowała u nas na 1/3 etatu jako sprzątaczka. Była już przy windzie, której drzwi się właśnie otwierały. Wtedy się odwróciła i mnie ujrzała. Pomachała do mnie ręką i powiedziała:
- A Pan Marek jeszcze w pracy o tak później porze? Dziewczyna się już pewnie w domu niecierpliwi – powiedziała z lekką ironią w głosie.
- No cóż taka praca – rzuciłem jakby od niechcenia – A dziewczyny nie mam i Pani dobrze o tym wie – dodałem.
- Wiem o tym dobrze. Znalazłbyś sobie jakąś, taki przystojny facet na baby nie ma. Co niektórzy tutaj to już na ten temat plotkują – powiedziała pani Janina, jednocześnie puszczając wymowne oczko do mnie i natychmiastowo, bez słowa pożegnania weszła do windy. Pani Janina tym ostatnim zdaniem popsuła mi już doszczętnie humor. Humor, którego jak sądziłem nie da się już bardziej zepsuć.
- Że niby ja gejem?! Wolne żarty. To, że nie mam dziewczyny od półtora roku, odkąd rzuciła mnie w „wielkim” stylu miłość mojego życia, nie znaczy, że się spedaliłem. Ciekawe kto takie plotki w firmie rozpuszcza. - pomyślałem rozgoryczony.
Swoją drogą ciężko było mi domyśleć się kto by mógł takie plotki rozsiewać, bo w firmie pracowało wiele kobiet, które jak powszechnie wiadomo plotkowanie wyssały z mlekiem matki. Tak rozmyślając, jak automat doszedłem do drzwi łazienki, już miałem wyciągnąć rękę i wcisnąć klamkę, gdy drzwi z dużym impetem otwarły się na zewnątrz trafiając mnie prosto w głowę. Siła uderzenia była tak duża, że zamroczyło mnie na chwilę. Kiedy dochodziłem do siebie w głowie pojawiła mi się myśl: „Znowu coś, ****a!”. Byłem już nieźle nabuzowany, jednak zdenerwowanie jak szybko przyszło, to jeszcze szybciej odeszło. Bowiem jak się okazało, sprawczynią tej całej bolącej sytuacji była pani Iwona. Trzydziestokilkuletnia, niezbyt wysoka sekretarka prezesa, o dość jędrnym, aczkolwiek nie za dużym biustem. Ubrana była jak przystało na firmowe standardy, miała na sobie białą bluzeczkę zapinaną na guziki, popielatą spódnicę sięgającą za kolana. Na nogach i to wyjątkowo zgrabnych nogach miała gładkie rajstopy oraz eleganckie, czarne buty na niewielkim obcasie. Gdy Iwona zorientowała się co się stało to na jej twarzy pojawił się wyraz grymasu i zakłopotania pomieszanego z zdezorientowaniem. Natychmiastowo doskoczyła do mnie, coś tam mamrocząc jak to bardzo jej przykro oraz, że zaraz przyniesie przyniesie lód, szybkim krokiem udała się w stronę swojego pokoju, który był połączony z gabinetem prezesa. Wykorzystując to, że zostałem sam na korytarzu, postanowiłem dokończyć to co zacząłem czyli skorzystać z pisuaru. Gdy już ulżyłem mojemu pęcherzowi, podszedłem do umywali, by umyć ręce i przy okazji obejrzeć się w lustrze. Na moim czole powoli zaczęła pojawiać się wielka fioletowa śliwa, która na pewnie nie zejdzie w ciągu dwóch czy trzech dni. Patrząc się w lustro czułem mało przyjemny pulsujący ból w głowie, jednakże nie był on na tyle silny, żeby nie szło go ukryć. Wyszedłem na korytarz, ale pani Iwony jeszcze nie było. Postanowiłem udać się do niej do pokoju i sprawdzić co z tym lodem. Skierowałem swoje kroki w kierunku sekretariatu, do przejścia miałem z dobrych dwadzieścia pięć metrów. Kiedy w końcu dotarłem na miejsce, to zobaczyłem jak pani Iwona szuka czegoś w szafie. Stała do mnie obrócona plecami, a moim oczom ukazał się jej tyłek, który był trochę kościsty i na pewno nie zaszkodziłoby mu trochę tłuszczyku, który nadałby mu trochę krągłości. W momencie, gdy przekroczyłem drzwi usłyszałem od strony szafy:
- O! Tu się schowałeś – cicho, tak jakby pod nosem powiedziała lekko podwyższonym głosem pani Iwona.
Zdziwiony jej słowami bez zastanowienia rzuciłem doniosłym głosem:
- Kto?! Ja?! Przecież nigdzie się nie ukrywałem!
Chyba nie słyszała jak wszedłem do pokoju, bo na głos moich słów lekko drygnęła, wyraźnie przestraszona, po czym gwałtownie odwróciła się w stronę drzwi i powiedziała:
- Kto... Ty … ja szukałam – powiedziała dosyć mocno zmieszana Iwona, po czym nastała chwila ciszy. Wyraźnie, było szukać, że zdezorientowana Iwona szuka odpowiednich słów by wyrazić swoje myśli –Wybacz, że tak długo, ale nie mogłam niczego znaleźć w co by można było włożyć lód, ale mam już to – dokończyła swoją wcześniejszą nieskładną myśl Iwona, po czym odwróciła się ponownie w stronę szafy i wyciągnęła z niej mały fioletowy ręcznik. Trzymając go w ręce podeszła do biurka, na którym stał metalowy kubełek na lód, który zapewne pochodził z lodówki szefa. Gdy podeszła do biurka zaczęła nakładać do ręczniki kostki lodu, by zrobić z niego kompres, w międzyczasie usłyszałem od niej bym usiadł sobie na kanapie. Szczerze mówiąc nie miałem na to zbytniej ochoty, ale nie chciałem już bardziej denerwować pani Iwony. Kiedy już usiadłem podeszła pani Iwona i wręczyła mi kompres, który natychmiastowo przyłożyłem sobie do czoła. Chłód przeszył przyjemnie moje czoło, a pulsujący ból w czole zaczął zanikać. Jak spojrzałem na panią Iwoną, by jej podziękować to ona już siedziała za swoim biurkiem. Chciałem już otworzyć usta, ale ona mnie ubiegła:
- Przepraszam Cię jeszcze raz Marku, powinnam była bardziej uważać przy otwieraniu drzwi. Mam nadzieje, że bardzo się gniewasz? - zapytała mnie Iwona z lekkim uśmiechem, przez który przebijały się wyrzuty sumienia.
- Nie, nie gniewam się – powiedziałem, jednocześnie odwzajemniając uśmiech – W gruncie rzeczy, to też moja wina, zbyt się zamyśliłem. - dodałem, mając nadzieje, że to chociaż trochę odciąży sumienie pani Iwony.
Po moich słowach zapadła kilkudziesięciu sekundowa cisza. Pani Iwona patrzyła się w tym czasie za okno, a ja oddałem się przyjemności płynącej z chłodu kompresu, który dociskałem do guza. By przełamać tą trochę krępującą mnie ciszę powiedziałem:
- Chyba ten kompres pomaga, czuję, że guz się zmniejszył – skłamałem – no i już tak bardzo nie boli – co akurat było prawdą. Odkąd przyłożony miałem okład ból już prawie przestał istnieć.
- O! To dobrze, nie chciałbym, żebyś przeze mnie chodził przez cały tydzień, z taką paskudną śliwą na czole – powiedziała Iwona, a po chwili dodała z miłym uśmieszkiem– Może czegoś się napijesz, jak już tu jesteś?
- Nie dziękuje, już dzisiaj opiłem się wystarczająco kawą i herbatą – odpowiedziałem, po czym usłyszałem dość intrygujące mnie pytanie, jakie zadała mi pani Iwona.
- A może masz ochotę na coś specjalnego? - uśmiech z jej twarzy nie zniknął, a wręcz chyba nawet był coraz większy.
- Zależy co może mi Pani zaoferować – odpowiedziałem, ciekawość, aż mnie zżerała.
- Ja nic nie mogę zaoferować – odrzekła pani Iwona – ale zaraz zobaczę, co może zaoferować barek pana prezesa. Dodała po chwili i zniknęła w gabinecie szefa, tylko po to by za chwilę pojawić się z jakąś butelką w prawej ręce. W lewej trzymała dwie szklanki, a jej twarzy zaczął malować się zadowolenie.
- Co powiesz na 25 letnią whiskey, ta butelka kosztowała pewnie z 200 złotych jak nie więcej.
Propozycja jaką rzuciła pani Iwona wydawała się kusząca, ale trochę niepokoił mnie fakt, że to własność prezesa firmy. Dla pewności zapytałem się:
- A prezes nic przeciwko by nie miał?
- Pewnie by miał – odpowiedziała mi pani Iwona – ale przecież on się nie dowie. Stary ochlaptus wypija tego tyle, że sam nie wie ile tego ma – dodała pani Iwona odstawiając szklanki na swoje biurko.
- Widzę, że ma Pani ładnie wyrobione zdanie o szefie.
- Phi – prychnęła z pogardą pani Iwona – Ja Ci powiem coś więcej. - dodała Iwona nalewając whisky do pierwszej szklanki.
- Zamieniam się w słuch, Pani Iwono.
- Ten stary prezes to taki pies na baby, że nie jeden nastolatek by się mógł schować. Podrywa wszystko co się rusza, mnie to już od dwóch lat próbuje, ale z marnym skutkiem. Najlepsze z tego jest, że nawet jakby mu się udało jakąś wyrwać, to pewnie z wiadro viagry byłyby mało, aby staruszek sobie poużywał.
Słowa, które wypowiedziała pani Iwona rozbawiły nas oboje. Chwilę po tym otrzymałem od niej do ręki, szklankę whiskey z lodem , którą natychmiastowo zbliżyłem do ust. Wtem usłyszałem od pani Iwony:
- Nie tak szybko. Po pierwsze to nie jestem żadna Pani tylko Iwona, a pod drugie wypadałoby się stuknąć szklankami. - powiedziała Iwona.
Trochę zaskoczony tym, wstałem i stuknąłem się szklanką, przy okazji dodając:
- Jestem Marek.
- Iwona – dodała – no to teraz możemy pogadać.
No i zaczęliśmy konwersacje. Podczas tej ciekawej rozmowy dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy o firmie, współpracownikach. Dowiedziałem się, że Iwona jest cztery lata po rozwodzie, a obecnie jej pięcioletnia córka spędza z ojcem weekend w innym mieście. Rozmowa była niezwykle interesują, tak bardzo, że zapomniałem o natłoku pracy jaki czekał przy moim biurku. Przez całą rozmowę obserwowałem ładną twarz Iwony, co jakiś czas niekontrolowanie zerkając na jej opadające, na ramiona blond włosy, jędrne piersi, które delikatnie wyłaniały się spod koszuli oraz na jej nogi. Czułem stopniowo narastające we mnie podniecenie, jednakże starałem się opanowywać, co wychodziło mi perfekcyjnie. Jednak, z tym niekontrolowanym zerkaniem nie było już tak kolorowo. Iwona zauważyła to kilkukrotnie i za każdym razem kwitowała to uśmiechem. Dochodziła już prawie godzina 20, a my opróżniliśmy do końca dużą butelkę whisky. Iwona wypiła gdzieś z dwa razy mniej ode mnie, jednakże jej to wystarczyło, by ni z tego czy owego rzucić:
- A ty Marku już dziś świętowałeś?
- Nie, nie miałem czasu by z chłopakami iść świętować urodziny Kornela – odpowiedziałem –wiesz taki natłok pracy.
- Mi nie chodzi o Kornela – powiedziała Iwona wstając z miejsca i kierując swoje kroki w moim kierunku – To nie słuchałeś dzisiaj radia? - dodała.
- Nie nie miałem czasu- odpowiedziałem, wyraźnie zaskoczony jej pytaniem i zachowaniem, które było teraz tak jakby bardziej śmielsze.
- A bo widzisz, Mareczku – powiedziała siadając obok mnie na kanapie – dzisiaj mamy Światowy Dzień Seksu Oralnego – wypowiadając te słowa poczułem jak jej ręka wylądowała na moich spodniach, gdzieś w okolicach rozporka
Byłem zaskoczony całą tą sytuacją, nie zdążyłem nawet zaprotestować. A Iwona już powoli rozpinała rozporek przy okazji powoli mówiąc:
- Jak obyczaj nakazuje, święto trzeba uczcić, a jako, że oboje nie mamy z kim, to czemu by nie ze sobą? - gdy dokończyła te słowa w moich spodniach rozpięty był już nie tylko rozporek, ale i guzik.
Może, gdyby nie całodzienne frustrację i wypity alkohol zachowałbym się inaczej. Jednakże moje żądze wzięły górę.
- No dlaczego by nie – odpowiedziałem.
W tym momencie poczułem jak na moim przyrodzeniu zaciska się dłoń Iwony, a następnie jak go ciągnie, aby wydobyć go z bokserek.
- Wiesz Mareczku – powiedziała lekko drżącym głosem Iwona – odkąd rozstałam się z mężem z nikim tego nie robiłam i to chyba był błąd.
Iwona zaczęła powoli zbliżać swoja twarz to mojego penisa. Zbliżająca przyjemność oddziaływała na mnie tak mocno, że odchyliłem się do tyłu, w oczekiwaniu na ciepło płynące z ust Iwony, Jednak zamiast tego poczułem, że coś łaskocze mojego penisa. Skierowałem wzrok w tamtą stronę i zobaczyłem, że długie blond włosy opadły na mojego członka. Postanowiłem jej trochę pomóc i odgarnąłem jej włosy za lewe ucho. To był mój pierwszy intymny kontakt z ciałem Iwony. Następne milisekundy upłynęły w oczekiwaniu na upragnione pieszczony, jednak Iwona zamiast pochylić się do końca i wziąć mojego kutasa w usta wstała i skierowała swoje kroki w stronę biurka. Nie wiedziałem co jest grane, ale wolałem się nie odzywać, by nie zepsuć atmosfery. Iwona stąpała powoli kołysząc lekko biodrami, każdy krok byłby jakby celebrowaniem chwili. Jej ręce powędrowały w kierunku bluzeczki i zaczęły odpinać po kolei guziki. Gdy Iwona doszła do biurka zrzuciła bluzkę na ziemię, a moim oczom ukazały się jej plecy oraz beżowe zapięcie biustonosza. Kucając sięgnęła do najniższej szuflady w biurku i wyciągnęła z niej czarną gumkę do włosów. Następnie skierowała swoje kroki z powrotem w moim kierunku. Jej piersi schowane były za beżowym biustonoszem typu push-up i to chyba właśnie on nadawał jędrność jej biustu. Zżerała mnie już ciekawość co znajduje się pod nim. Zanim doszła do kanapy zdążyła już spiąć swoje włosy. Tym razem nie usiadła na kanapie lecz stanęła centralnie przede mną i powiedziała:
- Strasznie nie lubię jak włosy kleją mi się do wszystkiego.
- A ja już myślałem, że się rozmyśliłaś – odrzekłem z wesołością w głosie.
- Dzisiaj to szybko się mnie nie pozbędziesz – odparła Iwona, która już klęczała pomiędzy moimi nogami.
- Mam nadzieje – rzuciłem.
Skomentuj