To był ostatni dzień przed moim wyjazdem. Mieszkałem sam, w moim niewielkim mieszkaniu w dużym mieście, którego nigdy nie poznałem na tyle, aby poczuć się w nim swojsko. Dobrymi studiami i ciężką pracą udało mi się zdobyć całkiem przyzwoitą pozycję zawodową – a choć moje dotychczasowe życie obfitowało w trudne wybory i wyrzeczenia, nie narzekałem.
Pochodzę z niewielkiego miasta, ale może właśnie dlatego w moim wnętrzu zawsze palił się wiecznie żywy ogień ambicji. To dzięki niej udało mi się „napompować CV” – i dzięki niej, miesiąc temu, dostałem bardzo obiecującą ofertę pracy w londyńskim City. Żadnemu z moich kolegów, ani znajomych z lat dziecinnych nie udało się dorównać mi kroku – ale z drugiej strony, oni mieli już często poukładane życie, rodzinę – a czasem nawet i dzieci. Ja byłem sam.
Nauczyłem się żyć samemu, choć parę razy zdarzały mi się takie czy inne romanse. Nie trwały one jednak zwykle długo, a zresztą ja nie jestem typem podrywacza ani playboya. W dodatku wszelkiego typu imprezy firmowo-pubowe, takie na których tworzą się i rozpadają kruche związki, uważam za pretensjonalne i prymitywne. Co może być fajnego w stadzie hałaśliwych facetów zalewających się piwem na oczach zblazowanych, pustych dziewczyn?
Cieszyłem się na wyjazd z Polski. Na stole już leżał bilet na samolot. Bilet w jedną stronę. Ze stojącej na półce wieży sączyło się smętne fado – ale subtelnie smutna nuta tej pięknej portugalskiej melodii zupełnie nie odpowiadała mojemu nastrojowi. Co pozostawiałem za sobą? Puste mieszkanie, w którym nie było niczego, do czego bym się przywiązał? Chciałem już zasiąść w wygodnym fotelu samolotu, odciąć się od wszystkiego, co mnie dotychczas otaczało.
W Polsce nie trzymały mnie nawet więzy rodzinne. Stosunki w moim domu były dość trudne. Wyprowadziłem się już w czasie studiów, w raczej zawiesistej i trudnej atmosferze. Oboje moi rodzice uważali, że jako najstarsze dziecko, mam obowiązek zostać w domu i pracować w małym, zapyziałym warsztacie. Rodzinnym warsztacie. W dodatku moja „ucieczka na studia” – jak to określano – stała się początkiem kryzysu w domu – bo i moja młodsza siostra również zaczęła domagać się prawa opuszczenia domu.
Na szczęście jej uczelnia nie była tak odległa, więc Magda przynajmniej raz na jakiś czas mogła odwiedzać rodzinny dom. Zresztą, dwaj moi najmłodsi bracia (których serdecznie nie znosiłem) zostali w gnieździe i zajęli się „biznesem”. Gdy przeniosłem się do miasta, szybko straciłem z nimi kontakt – a i z rodzicami jedynie wymienialiśmy się grzecznościowymi telefonami w okolicy świąt. Ja byłem zbyt mały dla ich świata – a oni nie rozumieli mojej tęsknoty za przestrzenią, za wyzwaniem, za nowością.
Dziś miałem odciąć ostatnią pępowinę łączącą mnie z ojczyzną, przekazać klucze Magdzie – która znalazła tu pracę i przejmowała po mnie „kwaterę” – i koniec.
Dzwonek do drzwi był natarczywy, świdrujący. Zerwałem się z fotela i otworzyłem drzwi. Za nimi stała roześmiana Magda, moja młodsza siostra. Jest niższa ode mnie, nosi dość długie włosy, za które uwielbiałem ciągnąć w dzieciństwie i ma urocze dołeczki w policzkach. Zawsze uważałem, że jest śliczna, choć nie jest może pięknością w rozumieniu modelki. Jest podobna do mnie, różni nas jednak kolor oczu – ona odziedziczyła piękne, ciemne oczy mamy. Mnie trafiła się zieleń.
Magda od razu rzuciła mi się na szyję, omal nie wypuszczając trzymanej w ręku butelki.
- Cześć, brat – zaśmiała się – Przyniosłam ci butelczynę, za to, że zostawiasz mi w spadku chatę. Starzy nie mogą tego przeboleć, że do reszty porzucam ten ich grajdołek.
Uściskałem ją serdecznie, bo z całej rodziny z ją jedną miałem sensowny kontakt. Ona jedna kibicowała moim chęciom wyrwania się w świat.
- Cześć, siostra – powitałem ją, kiedy dała mi już dojść do słowa – Nie musiałaś nic kupować, bo i tak się zaopatrzyłem na twoje przybycie. Z kim jak z kim, ale z tobą strzemiennego się napiję. Gdzie masz rzeczy?
- Przyjadą pojutrze – odkrzyknęła z łazienki – dziś prześpię się u Moniki ode mnie z roku. Po klucze wpadnę jutro, przed odlotem - a dziś mogę się z tobą napić.
- To może ja prześpię się u tej twojej Moniki – zaśmiałem się, odnosząc butelkę do kuchni – przynajmniej będę miał miłe wspomnienie z Polski.
- Wypchaj się – odpowiedziała – jeszcze ci wpadnie w oko, zostaniesz w kraju, a ja nie będę miała gdzie mieszkać.
- Taka z niej ładna sztuka? – zaciekawiłem się.
- Z Moniki? – spytała Magda wychodząc z łazienki – Wiesz, ona coś w sobie ma. W sumie jest taka trochę przy kości, ale żebyś ty widział jak za nią faceci latają. Taka jest, wiesz... - przez chwilę szukała właściwego słowa - ... Apetyczna!
- To może zostań u mnie, a ja wybiorę się do niej – spytałem pół-żartem, pół-serio, ale moja kochana siostrzyczka nie odpowiedziała, bo już buszowała wśród moich płyt.
- Braciszku, jesteś boski, że mi zostawiasz te skarby – jęknęła zachwycona.
Westchnąłem ciężko. Moja mała siostrzyczka. Ani za grosz współczucia dla brata, który jedzie na obczyznę.
- Zaraz, zaraz... Co tu tak pachnie?
Uśmiechnąłem się tajemniczo.
- Niespodziewanka. Zapraszamy do stołu.
Kiedy Magduś weszła do kuchni aż westchnęła, zaskoczona.
- Noooo, Marek... masz klasę. Hihi – dodała – Angielki będą ci jadły z ręki.
Uśmiechnąłem się zadowolony. Chciałem Magdusi sprawić przyjemność i udało mi się. Kuchnia w moim mieszkaniu była niewielka, ale przytulna, zrobiona w odważnych, karminowych i brązowych barwach. Niewielki stolik dla dwojga, zrobiony z ciemnego, wiśniowego drewna, wyrastał ze ściany. Stały na nim dwa talerze, butelka dobrego, czerwonego wina i dwie piękne, czerwone świece.
- Wiesz, chciałem ci ułatwić przyjmowanie facetów – uśmiechnąłem się złośliwie – możesz im tu robić rano śniadanie, jak przystało kobiecie.
Pacnęła mnie po głowie otwartą dłonią.
- Łajdak! – zaśmiała się – Męski szowinista. To damie się przynosi śniadanie do wyrka, a ty chcesz ją wysyłać rano do zimnej kuchni?!
- A może się dama pofatyguje do stołu, a ja, skromny szowinista, podam jedzonko?
Magda pokręciła głową i siadła do stołu. Wyciągnęła komórkę i szybko wystukała SMSa.
- Dałam znać Monice, że tak szybko nie przyjdę, bo mnie tu z honorami przyjmują. O, jakie dobre napitki tu serwują. Gruzińskie. – stwierdziła, gdy przyjrzała się butelce - A moje wino gdzie?
- Cierpliwości, będzie też – odparłem wyjmując gorące jedzenie z piecyka i nakładając na talerze.
- Też? – powiedziała oburzona – Czy ja mam się stąd wyczołgać? I nie nakładaj mi tyle, paskudo! Mało, że pijana, to jeszcze wyjdę z brzuchem jak bęben. Dla wojska tyle tego narobiłeś – narzekała, ale widziałem, że jest zadowolona.
Nalałem wino. Płomienie świec zatańczyły rzucając śliczne błyski na nasz stół. Z pokoju przesączało się smętne fado. Fado oznacza po portugalsku los; fado to nieuniknione fatum. Jak moja podróż. Jak rozstanie. Uniosłem kieliszek, wypełniony przepięknym, burgundowym trunkiem.
- Za co pijemy? - spytałem
Magda spoważniała.
- Za nas. Żebyśmy nie zapomnieli o sobie. Nigdy.
Zjedliśmy, rozkoszując się smakiem i delikatną, owocową słodyczą wina. Wspominaliśmy stare czasy, czasy pierwszych wypadów na papierówki do sąsiadów i poobijanych kolan. Świece spłonęły już prawie do połowy, a w butelce widać już było dno, a my nadal byliśmy małymi dziećmi ganiającymi się po podwórkach. Wstałem po drugą butelkę, choć lekko szumiało mi już w głowie. Magda także miała lekko szkliste oczy, ale nie wiedziałem, czy to efekt alkoholu, czy może smutek nadciągającego rozstania. Uzupełniłem kieliszki. Magduś blado się uśmiechnęła.
- Braciszku, źle mi będzie tu samej. Wiesz, widywaliśmy się tak rzadko, że mam uczucie, że prawie cię nie znam.
- Nie martw się, będziemy w kontakcie. A może po prostu przyjedziesz do mnie. Zobaczysz, jeszcze ściągnę cię do Londynu.
Westchnęła.
- Ech, i tak z tego pewnie nic nie będzie. Polej jeszcze, zatopimy smutki w winie. Wino i muzyka ukoją nasze westchnienia. Lej, Bachusie – dodała już z większym animuszem.
Wychyliliśmy jeszcze po kieliszku wsłuc***ąc się w melodię. Nie rozumieliśmy słów – prawdziwe fado można śpiewać wyłącznie po portugalsku - ale tęskne słowa szarpały nasze dusze. Otworzyliśmy następną butelkę. Za oknem, powolnym, podstępnym krokiem skradała się noc.
W końcu Magda wstała i wzięła mnie za rękę.
- Choć braciszku, zatańczysz ze mną. Będę miała co wspominać...
Wstałem, choć nogi miałem ciężkie i miękkie. Przeszliśmy do pokoju. Magduś przytuliła się do mnie i, trzymając w ręku niedopity kieliszek, zaczęła się kołysać w rytm muzyki. Poddaliśmy się jej spokojnemu, nostalgicznemu prądowi. Tańczyliśmy, a smutek mieszał się z przyjemnością, jaką obojgu nam dawało poczucie bliskości.
Magda wychyliła resztkę wina i odstawiła naczynie. Zarzuciła mi ręce na szyję i oparła się o moją pierś.
- Jak przytulańce pod koniec studenckiej imprezy - pomyślałem
- Marek, czemu inni faceci nie są tacy, jak mój brat – spytała cicho.
Moje serce zabiło dziwnym rytmem. Siostra, nie siostra, ale trzymałem w ramionach piękną dziewczynę, a wypite wino pulsowało mocnym rytmem w moich żyłach. Kształtne piersi ocierające się o mnie przy każdym ruchu bynajmniej nie ułatwiały mi koncentracji.
- Może dlatego, że nie ma drugiej takiej dziewczyny na świecie, jak moja mała Magdusia – zamruczałem.
Przytuliła się do mnie mocniej. Poczułem wyraźnie zapach jej ciała, mieszający się z ulotnym aromatem jej perfum. Zakręciło mi się w głowie i poczułem się bardzo niezręcznie, gdy mój organizm zareagował tak, jak reaguje każdy facet na bliskość pięknej kobiety. Spróbowałem się odsunąć, ale Magda trzymała mnie mocno. Fado otulało nas całunem smutku.
- Czekaj, siostrzyczko, muszę na chwilę się odsunąć – wyszeptałem do niej.
- Nie, zostań – poprosiła cicho
- Wiesz, jestem tylko facetem i...
- Marek, nie tłumacz się, przecież go czuję – powiedziała, na poły rozbawiona, na poły ośmielona wypitym trunkiem i dziwną magią chwili – No i widziałam go nie raz.
- Taak? – zamruczałem jej we włosy, czując się równie nierzeczywiście – Nie zmyślasz?
- Podglądałam cię w łazience – prychnęła, zatopiona we wspomnieniach – Byliśmy wtedy dziećmi i chciałam być tą pierwszą na podwórku, która powie, że widziała faceta nago.
Serce mi biło, czułem uderzenia krwi w skroniach.
- No, a że byłeś najstarszy, to chciałam ciebie zobaczyć. I jak byliśmy sami, to kładłam się pod drzwiami łazienki... I tak podglądałam mojego starszego brata... A widziałam wiele!
Chwilę kołysaliśmy się bez słowa, jakby waga naszych zwierzeń jeszcze do nas nie docierała.
- Wiesz – chrząknąłem – To ja też muszę ci się do czegoś przyznać. Wiedziałem, że mnie szpiegujesz... Było widać twój cień. I specjalnie stawałem przodem do drzwi.
Tym razem poczułem, jak Magda zatrzymuje się w pół kroku. Podniosła głowę i spojrzała na mnie na wpół zamglonym wzrokiem.
- Naprawdę? – wyszeptała – A wtedy... wtedy gdy... robiłeś sobie dobrze...?
Serce w piersi zatrzymało się. Wargi miałem zupełnie suche.
- Chciałem, żebyś to widziała... robiłem to dla ciebie.
Uśmiechnęła się, a potem ponownie objęła mnie i znowu zaczęliśmy się kiwać.
- Wiesz... podobało mi się to strasznie. Ale nie powiedziałam dziewczynom... to było tylko moje... Czułam się, jakbym znała jakąś wielką tajemnicę. Byłam zasmarkanym bachorem, a wydawało mi się, że jestem kobietą.
Zamilkła na chwilę.
- Co to za wino było... Eliksir prawdy, czy co? Wiesz, jak zaczęłam sama sobie robić dobrze, a było to dość późno... wiesz, o czym myślałam? O tym moim, wielkim starszym bracie. O tym, że chciałabym zobaczyć, jak robisz to z jakąś dziewczyną, jak wchodzisz w nią, jak sprawiasz jej rozkosz...
Opary alkoholu wirowały pośród nas, a my razem z nimi, wyjęci ze świata, zanurzeni w nocy i w tęsknocie. Nie potrafiłem ukryć swojej erekcji, rosnącego podniecenia i gorącego dowodu, który rozpychał nogawkę i ocierał się o blisko tańczącą dziewczynę. Magda nie protestowała – a nawet miałem wrażenie, że sprawia jej to przyjemność.
- Wyobrażałam sobie, że podglądam was, że kochacie się na moich oczach, że jest taka prowokacyjna i wyuzdana, ale ty radzisz sobie z nią doskonale. Wsuwasz i wysuwasz się z niej, robisz z niej swoją kobietę. Rany, co ja ci opowiadam... - szepnęła
- Mów dalej. Ja ci też coś opowiem potem – poprosiłem.
- Musisz mnie ośmielić, bo spalę się ze wstydu – odpowiedziała
Nie wiedziałem co robić, więc przytuliłem się tylko mocniej. Jej piersi wbiły się w moje ciało, a mój członek oparł się jeszcze silniej o jej udo. Czy miałem wrażenie, czy Magduś cichutko jęknęła? Wino szumiało mi w głowie. Moje ramiona, które dotąd oplatały jej talię przesunęły się na jej pośladki. Zadrżała. Cofnąłem dłonie, zawstydzony własną bezczelnością, ale ona wzięła moje ręce i położyła je tam, skąd je zabrałem.
- Tak mi było dobrze – powiedziała po prostu
- Co było dalej – spytałem
- Potem wyobrażałam sobie, że ona wyciąga skądś przepaskę i zawiązuje oczy. Tobie i sobie. Nic nie widzicie. Ona kładzie się na brzuchu i wypina do ciebie. Ma taki zgrabny tyłeczek. A ty chcesz wejść do jej muszelki, ale nie możesz trafić. I wtedy... i wtedy ja wychodzę z ukrycia i biorę go do ręki. Czuje go całego... jest taki aksamitny. I wpycham go całego do jej szpareczki... Pchasz... Zagłębia się powoli... Mówisz „kocham cię” – ale wiem, że mówisz to do mnie, nie do niej. Potem kochasz się z nią, a ja leżę obok i robię sobie dobrze.
- Magduś – wyszeptałem
- A na koniec, zanim dojdziesz – kontynuowała zwierzenia, jakby bojąc się, że nie starczy jej odwagi – marzyłam o tym, że zmieniamy się. I że... kochasz się ze mną.
Zapadła cisza. Niewypowiedziane marzenia zawisły między nami, niespełnione, ale rzeczywiste – jak powietrze przed burzą.
- A ty – spytała w końcu Magda – do czego się przyznasz?
Czułem jej dotyk na swoim ciele, czułem wibracje alkoholu, krążącego w żyłach. Pocałowałem ją we włosy.
- Marzyłem o tobie, siostrzyczko – w końcu udało mi się to powiedzieć – chciałem, żebyś mnie wtedy widziała, w tej łazience. Tak bardzo pragnąłem, żebyś nie myślała o mnie, jak o bracie. Widziałem cię co dnia i byłaś jedyną mi bliską osobą. Widziałem, jak zmieniasz się z dziecka w kobietę – i wiedziałem, że to nie tylko uczucie, którym darzy się siostrę. Wiesz, jak zazdrościłem tym kolesiom którzy zabierali cię do kina, albo na wycieczkę?
- To byli palanci. A ja wiedziałam, że mój brat jest sto razy lepszy od każdego z nich. Byłeś taki dojrzały, taki mądry, taki inny. Byłeś? Jesteś taki. Nikt inny nie zaprosił mnie na kolację przy świecach, nikt inny nie kołysał mnie w takt takiej muzyki.
- Magduś... - wyszeptałem
I w tym momencie stało się. Magda zatrzymała się i odsunęła na pół kroku – a ja nie mogłem się powstrzymać. Widziałem w półmroku jej piękne, błyszczące oczy, czułem jej zapach. Pochyliłem się ku niej i pocałowałem ją. Prosto w usta, jak mężczyzna, jak kochanek – a nie jak brat.
Stężała w mgnieniu oka. Przyciągnąłem ją do siebie. Nieśmiało, jakby z obawą oddała pocałunek – poczułem, jak lekko rozchylają się jej usta, jak jej język wysuwa się na moje spotkanie. Zaczęliśmy się całować, dziko, namiętnie. W tej jednej chwili nie byliśmy rodzeństwem, staliśmy się mężczyzną i kobietą, splecionymi w miłosnym szale.
- Magduś, kocham cię – mówiłem pomiędzy jednym, a drugim pocałunkiem. – Kocham cię i pragnę cię.
- Wiem – wyszeptała – Ja też. Mocno, do bólu, pragnę cię. Marek, kocham cię, rozumiesz? Kochałam cię zawsze. Musiałam to powiedzieć.
Nie czekałem dłużej. Całowałem ją po twarzy, po szyi, po włosach, jednocześnie chwytając jej sweter. Ręce Magdy błądziły po moich pośladkach, przyciskały mnie do jej ciała. Podniosła je tylko na chwilę, aby pozwolić mi ściągnąć ubranie. Sweter razem z t-shirtem sfrunął na podłogę. Błysnęło jej piękne ciało, najśliczniejsze na świecie. Całowałem je tak, jakby za chwilę miał się skończyć świat – a ona jednym ruchem rozpięła stanik.
Boże, jak piękny zapach ma ciało kobiety. Jaki piękny smak. Jak cudownie sprężyste piersi poczułem pod swoimi dłońmi. Nie były duże, ale sterczały zadziornie na mój widok (niech się chowają wszystkie nadmuchane silikony!). Ciemne suteczki czekały, spragnione moich pieszczot.
Całowałem ją całą, znaczyłem drogę pocałunkami od jej rozkosznego pępka do delikatnie zwisających nad nimi słodkich kształtów. Pojękiwała leciutko, przyciskając moją głowę do siebie. Jej ręce błądziły w moich włosach.
Wziąłem ją na ręce, była lekka jak piórko. Otoczyła moją szyję ramionami i skuliła się cała, drżąc. Moja malutka siostrzyczka. Podszedłem do łóżka i położyłem ja delikatnie, nie przestając całować.
c.d.n.
Ravenheart
[email protected]
Opowiadanie zostało opublikowane w serwisie www.dobraerotyka.pl. Jest także dostępne na moim blogu erotycznym www.ravenheart.blog.onet.pl
Pochodzę z niewielkiego miasta, ale może właśnie dlatego w moim wnętrzu zawsze palił się wiecznie żywy ogień ambicji. To dzięki niej udało mi się „napompować CV” – i dzięki niej, miesiąc temu, dostałem bardzo obiecującą ofertę pracy w londyńskim City. Żadnemu z moich kolegów, ani znajomych z lat dziecinnych nie udało się dorównać mi kroku – ale z drugiej strony, oni mieli już często poukładane życie, rodzinę – a czasem nawet i dzieci. Ja byłem sam.
Nauczyłem się żyć samemu, choć parę razy zdarzały mi się takie czy inne romanse. Nie trwały one jednak zwykle długo, a zresztą ja nie jestem typem podrywacza ani playboya. W dodatku wszelkiego typu imprezy firmowo-pubowe, takie na których tworzą się i rozpadają kruche związki, uważam za pretensjonalne i prymitywne. Co może być fajnego w stadzie hałaśliwych facetów zalewających się piwem na oczach zblazowanych, pustych dziewczyn?
Cieszyłem się na wyjazd z Polski. Na stole już leżał bilet na samolot. Bilet w jedną stronę. Ze stojącej na półce wieży sączyło się smętne fado – ale subtelnie smutna nuta tej pięknej portugalskiej melodii zupełnie nie odpowiadała mojemu nastrojowi. Co pozostawiałem za sobą? Puste mieszkanie, w którym nie było niczego, do czego bym się przywiązał? Chciałem już zasiąść w wygodnym fotelu samolotu, odciąć się od wszystkiego, co mnie dotychczas otaczało.
W Polsce nie trzymały mnie nawet więzy rodzinne. Stosunki w moim domu były dość trudne. Wyprowadziłem się już w czasie studiów, w raczej zawiesistej i trudnej atmosferze. Oboje moi rodzice uważali, że jako najstarsze dziecko, mam obowiązek zostać w domu i pracować w małym, zapyziałym warsztacie. Rodzinnym warsztacie. W dodatku moja „ucieczka na studia” – jak to określano – stała się początkiem kryzysu w domu – bo i moja młodsza siostra również zaczęła domagać się prawa opuszczenia domu.
Na szczęście jej uczelnia nie była tak odległa, więc Magda przynajmniej raz na jakiś czas mogła odwiedzać rodzinny dom. Zresztą, dwaj moi najmłodsi bracia (których serdecznie nie znosiłem) zostali w gnieździe i zajęli się „biznesem”. Gdy przeniosłem się do miasta, szybko straciłem z nimi kontakt – a i z rodzicami jedynie wymienialiśmy się grzecznościowymi telefonami w okolicy świąt. Ja byłem zbyt mały dla ich świata – a oni nie rozumieli mojej tęsknoty za przestrzenią, za wyzwaniem, za nowością.
Dziś miałem odciąć ostatnią pępowinę łączącą mnie z ojczyzną, przekazać klucze Magdzie – która znalazła tu pracę i przejmowała po mnie „kwaterę” – i koniec.
Dzwonek do drzwi był natarczywy, świdrujący. Zerwałem się z fotela i otworzyłem drzwi. Za nimi stała roześmiana Magda, moja młodsza siostra. Jest niższa ode mnie, nosi dość długie włosy, za które uwielbiałem ciągnąć w dzieciństwie i ma urocze dołeczki w policzkach. Zawsze uważałem, że jest śliczna, choć nie jest może pięknością w rozumieniu modelki. Jest podobna do mnie, różni nas jednak kolor oczu – ona odziedziczyła piękne, ciemne oczy mamy. Mnie trafiła się zieleń.
Magda od razu rzuciła mi się na szyję, omal nie wypuszczając trzymanej w ręku butelki.
- Cześć, brat – zaśmiała się – Przyniosłam ci butelczynę, za to, że zostawiasz mi w spadku chatę. Starzy nie mogą tego przeboleć, że do reszty porzucam ten ich grajdołek.
Uściskałem ją serdecznie, bo z całej rodziny z ją jedną miałem sensowny kontakt. Ona jedna kibicowała moim chęciom wyrwania się w świat.
- Cześć, siostra – powitałem ją, kiedy dała mi już dojść do słowa – Nie musiałaś nic kupować, bo i tak się zaopatrzyłem na twoje przybycie. Z kim jak z kim, ale z tobą strzemiennego się napiję. Gdzie masz rzeczy?
- Przyjadą pojutrze – odkrzyknęła z łazienki – dziś prześpię się u Moniki ode mnie z roku. Po klucze wpadnę jutro, przed odlotem - a dziś mogę się z tobą napić.
- To może ja prześpię się u tej twojej Moniki – zaśmiałem się, odnosząc butelkę do kuchni – przynajmniej będę miał miłe wspomnienie z Polski.
- Wypchaj się – odpowiedziała – jeszcze ci wpadnie w oko, zostaniesz w kraju, a ja nie będę miała gdzie mieszkać.
- Taka z niej ładna sztuka? – zaciekawiłem się.
- Z Moniki? – spytała Magda wychodząc z łazienki – Wiesz, ona coś w sobie ma. W sumie jest taka trochę przy kości, ale żebyś ty widział jak za nią faceci latają. Taka jest, wiesz... - przez chwilę szukała właściwego słowa - ... Apetyczna!
- To może zostań u mnie, a ja wybiorę się do niej – spytałem pół-żartem, pół-serio, ale moja kochana siostrzyczka nie odpowiedziała, bo już buszowała wśród moich płyt.
- Braciszku, jesteś boski, że mi zostawiasz te skarby – jęknęła zachwycona.
Westchnąłem ciężko. Moja mała siostrzyczka. Ani za grosz współczucia dla brata, który jedzie na obczyznę.
- Zaraz, zaraz... Co tu tak pachnie?
Uśmiechnąłem się tajemniczo.
- Niespodziewanka. Zapraszamy do stołu.
Kiedy Magduś weszła do kuchni aż westchnęła, zaskoczona.
- Noooo, Marek... masz klasę. Hihi – dodała – Angielki będą ci jadły z ręki.
Uśmiechnąłem się zadowolony. Chciałem Magdusi sprawić przyjemność i udało mi się. Kuchnia w moim mieszkaniu była niewielka, ale przytulna, zrobiona w odważnych, karminowych i brązowych barwach. Niewielki stolik dla dwojga, zrobiony z ciemnego, wiśniowego drewna, wyrastał ze ściany. Stały na nim dwa talerze, butelka dobrego, czerwonego wina i dwie piękne, czerwone świece.
- Wiesz, chciałem ci ułatwić przyjmowanie facetów – uśmiechnąłem się złośliwie – możesz im tu robić rano śniadanie, jak przystało kobiecie.
Pacnęła mnie po głowie otwartą dłonią.
- Łajdak! – zaśmiała się – Męski szowinista. To damie się przynosi śniadanie do wyrka, a ty chcesz ją wysyłać rano do zimnej kuchni?!
- A może się dama pofatyguje do stołu, a ja, skromny szowinista, podam jedzonko?
Magda pokręciła głową i siadła do stołu. Wyciągnęła komórkę i szybko wystukała SMSa.
- Dałam znać Monice, że tak szybko nie przyjdę, bo mnie tu z honorami przyjmują. O, jakie dobre napitki tu serwują. Gruzińskie. – stwierdziła, gdy przyjrzała się butelce - A moje wino gdzie?
- Cierpliwości, będzie też – odparłem wyjmując gorące jedzenie z piecyka i nakładając na talerze.
- Też? – powiedziała oburzona – Czy ja mam się stąd wyczołgać? I nie nakładaj mi tyle, paskudo! Mało, że pijana, to jeszcze wyjdę z brzuchem jak bęben. Dla wojska tyle tego narobiłeś – narzekała, ale widziałem, że jest zadowolona.
Nalałem wino. Płomienie świec zatańczyły rzucając śliczne błyski na nasz stół. Z pokoju przesączało się smętne fado. Fado oznacza po portugalsku los; fado to nieuniknione fatum. Jak moja podróż. Jak rozstanie. Uniosłem kieliszek, wypełniony przepięknym, burgundowym trunkiem.
- Za co pijemy? - spytałem
Magda spoważniała.
- Za nas. Żebyśmy nie zapomnieli o sobie. Nigdy.
Zjedliśmy, rozkoszując się smakiem i delikatną, owocową słodyczą wina. Wspominaliśmy stare czasy, czasy pierwszych wypadów na papierówki do sąsiadów i poobijanych kolan. Świece spłonęły już prawie do połowy, a w butelce widać już było dno, a my nadal byliśmy małymi dziećmi ganiającymi się po podwórkach. Wstałem po drugą butelkę, choć lekko szumiało mi już w głowie. Magda także miała lekko szkliste oczy, ale nie wiedziałem, czy to efekt alkoholu, czy może smutek nadciągającego rozstania. Uzupełniłem kieliszki. Magduś blado się uśmiechnęła.
- Braciszku, źle mi będzie tu samej. Wiesz, widywaliśmy się tak rzadko, że mam uczucie, że prawie cię nie znam.
- Nie martw się, będziemy w kontakcie. A może po prostu przyjedziesz do mnie. Zobaczysz, jeszcze ściągnę cię do Londynu.
Westchnęła.
- Ech, i tak z tego pewnie nic nie będzie. Polej jeszcze, zatopimy smutki w winie. Wino i muzyka ukoją nasze westchnienia. Lej, Bachusie – dodała już z większym animuszem.
Wychyliliśmy jeszcze po kieliszku wsłuc***ąc się w melodię. Nie rozumieliśmy słów – prawdziwe fado można śpiewać wyłącznie po portugalsku - ale tęskne słowa szarpały nasze dusze. Otworzyliśmy następną butelkę. Za oknem, powolnym, podstępnym krokiem skradała się noc.
W końcu Magda wstała i wzięła mnie za rękę.
- Choć braciszku, zatańczysz ze mną. Będę miała co wspominać...
Wstałem, choć nogi miałem ciężkie i miękkie. Przeszliśmy do pokoju. Magduś przytuliła się do mnie i, trzymając w ręku niedopity kieliszek, zaczęła się kołysać w rytm muzyki. Poddaliśmy się jej spokojnemu, nostalgicznemu prądowi. Tańczyliśmy, a smutek mieszał się z przyjemnością, jaką obojgu nam dawało poczucie bliskości.
Magda wychyliła resztkę wina i odstawiła naczynie. Zarzuciła mi ręce na szyję i oparła się o moją pierś.
- Jak przytulańce pod koniec studenckiej imprezy - pomyślałem
- Marek, czemu inni faceci nie są tacy, jak mój brat – spytała cicho.
Moje serce zabiło dziwnym rytmem. Siostra, nie siostra, ale trzymałem w ramionach piękną dziewczynę, a wypite wino pulsowało mocnym rytmem w moich żyłach. Kształtne piersi ocierające się o mnie przy każdym ruchu bynajmniej nie ułatwiały mi koncentracji.
- Może dlatego, że nie ma drugiej takiej dziewczyny na świecie, jak moja mała Magdusia – zamruczałem.
Przytuliła się do mnie mocniej. Poczułem wyraźnie zapach jej ciała, mieszający się z ulotnym aromatem jej perfum. Zakręciło mi się w głowie i poczułem się bardzo niezręcznie, gdy mój organizm zareagował tak, jak reaguje każdy facet na bliskość pięknej kobiety. Spróbowałem się odsunąć, ale Magda trzymała mnie mocno. Fado otulało nas całunem smutku.
- Czekaj, siostrzyczko, muszę na chwilę się odsunąć – wyszeptałem do niej.
- Nie, zostań – poprosiła cicho
- Wiesz, jestem tylko facetem i...
- Marek, nie tłumacz się, przecież go czuję – powiedziała, na poły rozbawiona, na poły ośmielona wypitym trunkiem i dziwną magią chwili – No i widziałam go nie raz.
- Taak? – zamruczałem jej we włosy, czując się równie nierzeczywiście – Nie zmyślasz?
- Podglądałam cię w łazience – prychnęła, zatopiona we wspomnieniach – Byliśmy wtedy dziećmi i chciałam być tą pierwszą na podwórku, która powie, że widziała faceta nago.
Serce mi biło, czułem uderzenia krwi w skroniach.
- No, a że byłeś najstarszy, to chciałam ciebie zobaczyć. I jak byliśmy sami, to kładłam się pod drzwiami łazienki... I tak podglądałam mojego starszego brata... A widziałam wiele!
Chwilę kołysaliśmy się bez słowa, jakby waga naszych zwierzeń jeszcze do nas nie docierała.
- Wiesz – chrząknąłem – To ja też muszę ci się do czegoś przyznać. Wiedziałem, że mnie szpiegujesz... Było widać twój cień. I specjalnie stawałem przodem do drzwi.
Tym razem poczułem, jak Magda zatrzymuje się w pół kroku. Podniosła głowę i spojrzała na mnie na wpół zamglonym wzrokiem.
- Naprawdę? – wyszeptała – A wtedy... wtedy gdy... robiłeś sobie dobrze...?
Serce w piersi zatrzymało się. Wargi miałem zupełnie suche.
- Chciałem, żebyś to widziała... robiłem to dla ciebie.
Uśmiechnęła się, a potem ponownie objęła mnie i znowu zaczęliśmy się kiwać.
- Wiesz... podobało mi się to strasznie. Ale nie powiedziałam dziewczynom... to było tylko moje... Czułam się, jakbym znała jakąś wielką tajemnicę. Byłam zasmarkanym bachorem, a wydawało mi się, że jestem kobietą.
Zamilkła na chwilę.
- Co to za wino było... Eliksir prawdy, czy co? Wiesz, jak zaczęłam sama sobie robić dobrze, a było to dość późno... wiesz, o czym myślałam? O tym moim, wielkim starszym bracie. O tym, że chciałabym zobaczyć, jak robisz to z jakąś dziewczyną, jak wchodzisz w nią, jak sprawiasz jej rozkosz...
Opary alkoholu wirowały pośród nas, a my razem z nimi, wyjęci ze świata, zanurzeni w nocy i w tęsknocie. Nie potrafiłem ukryć swojej erekcji, rosnącego podniecenia i gorącego dowodu, który rozpychał nogawkę i ocierał się o blisko tańczącą dziewczynę. Magda nie protestowała – a nawet miałem wrażenie, że sprawia jej to przyjemność.
- Wyobrażałam sobie, że podglądam was, że kochacie się na moich oczach, że jest taka prowokacyjna i wyuzdana, ale ty radzisz sobie z nią doskonale. Wsuwasz i wysuwasz się z niej, robisz z niej swoją kobietę. Rany, co ja ci opowiadam... - szepnęła
- Mów dalej. Ja ci też coś opowiem potem – poprosiłem.
- Musisz mnie ośmielić, bo spalę się ze wstydu – odpowiedziała
Nie wiedziałem co robić, więc przytuliłem się tylko mocniej. Jej piersi wbiły się w moje ciało, a mój członek oparł się jeszcze silniej o jej udo. Czy miałem wrażenie, czy Magduś cichutko jęknęła? Wino szumiało mi w głowie. Moje ramiona, które dotąd oplatały jej talię przesunęły się na jej pośladki. Zadrżała. Cofnąłem dłonie, zawstydzony własną bezczelnością, ale ona wzięła moje ręce i położyła je tam, skąd je zabrałem.
- Tak mi było dobrze – powiedziała po prostu
- Co było dalej – spytałem
- Potem wyobrażałam sobie, że ona wyciąga skądś przepaskę i zawiązuje oczy. Tobie i sobie. Nic nie widzicie. Ona kładzie się na brzuchu i wypina do ciebie. Ma taki zgrabny tyłeczek. A ty chcesz wejść do jej muszelki, ale nie możesz trafić. I wtedy... i wtedy ja wychodzę z ukrycia i biorę go do ręki. Czuje go całego... jest taki aksamitny. I wpycham go całego do jej szpareczki... Pchasz... Zagłębia się powoli... Mówisz „kocham cię” – ale wiem, że mówisz to do mnie, nie do niej. Potem kochasz się z nią, a ja leżę obok i robię sobie dobrze.
- Magduś – wyszeptałem
- A na koniec, zanim dojdziesz – kontynuowała zwierzenia, jakby bojąc się, że nie starczy jej odwagi – marzyłam o tym, że zmieniamy się. I że... kochasz się ze mną.
Zapadła cisza. Niewypowiedziane marzenia zawisły między nami, niespełnione, ale rzeczywiste – jak powietrze przed burzą.
- A ty – spytała w końcu Magda – do czego się przyznasz?
Czułem jej dotyk na swoim ciele, czułem wibracje alkoholu, krążącego w żyłach. Pocałowałem ją we włosy.
- Marzyłem o tobie, siostrzyczko – w końcu udało mi się to powiedzieć – chciałem, żebyś mnie wtedy widziała, w tej łazience. Tak bardzo pragnąłem, żebyś nie myślała o mnie, jak o bracie. Widziałem cię co dnia i byłaś jedyną mi bliską osobą. Widziałem, jak zmieniasz się z dziecka w kobietę – i wiedziałem, że to nie tylko uczucie, którym darzy się siostrę. Wiesz, jak zazdrościłem tym kolesiom którzy zabierali cię do kina, albo na wycieczkę?
- To byli palanci. A ja wiedziałam, że mój brat jest sto razy lepszy od każdego z nich. Byłeś taki dojrzały, taki mądry, taki inny. Byłeś? Jesteś taki. Nikt inny nie zaprosił mnie na kolację przy świecach, nikt inny nie kołysał mnie w takt takiej muzyki.
- Magduś... - wyszeptałem
I w tym momencie stało się. Magda zatrzymała się i odsunęła na pół kroku – a ja nie mogłem się powstrzymać. Widziałem w półmroku jej piękne, błyszczące oczy, czułem jej zapach. Pochyliłem się ku niej i pocałowałem ją. Prosto w usta, jak mężczyzna, jak kochanek – a nie jak brat.
Stężała w mgnieniu oka. Przyciągnąłem ją do siebie. Nieśmiało, jakby z obawą oddała pocałunek – poczułem, jak lekko rozchylają się jej usta, jak jej język wysuwa się na moje spotkanie. Zaczęliśmy się całować, dziko, namiętnie. W tej jednej chwili nie byliśmy rodzeństwem, staliśmy się mężczyzną i kobietą, splecionymi w miłosnym szale.
- Magduś, kocham cię – mówiłem pomiędzy jednym, a drugim pocałunkiem. – Kocham cię i pragnę cię.
- Wiem – wyszeptała – Ja też. Mocno, do bólu, pragnę cię. Marek, kocham cię, rozumiesz? Kochałam cię zawsze. Musiałam to powiedzieć.
Nie czekałem dłużej. Całowałem ją po twarzy, po szyi, po włosach, jednocześnie chwytając jej sweter. Ręce Magdy błądziły po moich pośladkach, przyciskały mnie do jej ciała. Podniosła je tylko na chwilę, aby pozwolić mi ściągnąć ubranie. Sweter razem z t-shirtem sfrunął na podłogę. Błysnęło jej piękne ciało, najśliczniejsze na świecie. Całowałem je tak, jakby za chwilę miał się skończyć świat – a ona jednym ruchem rozpięła stanik.
Boże, jak piękny zapach ma ciało kobiety. Jaki piękny smak. Jak cudownie sprężyste piersi poczułem pod swoimi dłońmi. Nie były duże, ale sterczały zadziornie na mój widok (niech się chowają wszystkie nadmuchane silikony!). Ciemne suteczki czekały, spragnione moich pieszczot.
Całowałem ją całą, znaczyłem drogę pocałunkami od jej rozkosznego pępka do delikatnie zwisających nad nimi słodkich kształtów. Pojękiwała leciutko, przyciskając moją głowę do siebie. Jej ręce błądziły w moich włosach.
Wziąłem ją na ręce, była lekka jak piórko. Otoczyła moją szyję ramionami i skuliła się cała, drżąc. Moja malutka siostrzyczka. Podszedłem do łóżka i położyłem ja delikatnie, nie przestając całować.
c.d.n.
Ravenheart
[email protected]
Opowiadanie zostało opublikowane w serwisie www.dobraerotyka.pl. Jest także dostępne na moim blogu erotycznym www.ravenheart.blog.onet.pl
Skomentuj