Ciąg dalszy tego wątku:
Od jakiegoś czasu nie miałem kontaktu z Iwoną. Może i dobrze, motylki w brzuchu na myśl o niej już nie były tak silne jak po pamiętnej wizycie w sypialni. Owszem, ciągle chodziło mi po głowie te jej wyznanie o przyjaciółce no i obraz nagiej Iwony na mnie, przede mną i pode mną też nie chciał opuścić mojej głowy.
Jak zapewne pamiętacie, jakiś czas temu zwolniła się moja sekretarka. Pożegnałem ją bez żalu, jestem wzrokowcem, służbowo nie wybijała się jakoś specjalnie, za to aparycję miała hmmm, ujmę to delikatnie - średnią.
Szczęście dla mnie, że nową ja miałem przyjemność wybierać. I nie zamierzałem skupiać się tylko na referencjach i CV.
Ilość kandydatek miło mnie zaskoczyła, proces rekrutacji trwał długo, ale mieliśmy czas, bo poprzednia nie odeszła z dnia na dzień. Zapraszałem na rozmowę praktycznie 3-4 dziewczyny tygodniowo po uprzednim odseparowaniu tych, które paliły się już w CV. 55 lat? Come on. Wiem, seksistowskie to, ale co poradzę. Jak kupuję auto to ma być wygodne i cieszyć oko. Umiejętności? Ależ proszę bardzo, prawo jazdy kategorii B i nic poza tym. Nosz ****a, potrzebne sekretarce jak świni siodło. Ogólnie mam wrażenie, że laski kończą średnią szkołę i już są pewne, że kariera w dużej firmie stoi otworem. No nie, chyba, że w McDonaldzie, to bardzo duża firma.
Kandydatki zjawiały się jedna za drugą, a ja z racji dużego zainteresowania nie śpieszyłem się z wyborem.
Ta nie. Ta też nie. Ta może. Ta nie. Ta zdecydowanie nie, a kysz brzydalu. O, ta bardzo na tak. I tak wielokrotnie.
Sporo fajnych dupeczek, niestety z siankiem w główkach.
Po ponad trzech miesiącach nie miałem już wyboru, stara sekretarka odeszła pozostawiając puste biurko, ale nie było to problemem, bo akurat trafiło na sezon urlopowy, gdy firma pracuje w zasadzie rozpędem wypracowanym wcześniej, wszystko samo się dzieje.
Na moim biurku leżała kupka kandydatek, które zaliczyłem do drugiego etapu selekcji. Nieśpiesznie przeglądałem jedne dokumenty za drugimi. Listy motywacyjne przeglądałem pobieżnie, wiadomo, że ludzie tam piszą co im do głowy wpadnie. Treść mało dla mnie znaczyła, zwracałem uwagę na stylistykę, ortografię i to czy to jest z jakiegoś wzorca z internetu, czy kandydatka włożyła w to jednak trochę pracy. Starałem się przyporządkować konkretne CV do osoby.
Hmmm, pani Wioletta. Wysoka, krótkowłosa, uroda przeciętna ale akceptowalna. Ubiór schludny, ale niestety obcas niski. Żółta kartka.
Pani Grażyna. Młoda dziewczyna, może nawet trochę za młoda. Aparycja świetna, ubiór nienaganny, figura bardzo dobra, ale mało doświadczona. Owszem, angielski i niemiecki bardzo dobry, ale nic poza tym. Ciekawa z wyglądu i niewiele więcej.
Pani Iwona. Imię ładnie mi się kojarzące, niewysoka, ale szczuplutka, figura sportowa. Krótka spódniczka, kuszące szpilki, niestety makijaż nietrafiony. Szkoda, ale dajmy jej szansę.
Pani Milena. Noo, tutaj bardzo sympatycznie. Jakieś metr siedemdziesiąt wzrostu, luźna koszula z dużym dekoltem, długie włosy, z twarzy podobna do Jennifer Aniston. Długie nogi. Może być, bardzo interesująca.
Niejaka Małgorzata. Lat 42 wg CV. I na tyle wyglądająca. Surowa - takie przyszło mi do głowy pierwsze określenie jak ją zobaczyłem. I wyniosła. ale głos miała ciepły. Czarna spódniczka, czarna bluzka opinająca spore piersi, czarne długie włosy. CV bogate i ciekawe. Może coś z niej będzie.
I tak jeszcze kilka kolejnych CV przeszło przez moje ręce. Odrzuciłem w sumie z tego 2 najgorsze, pozostałe rozłożyłem wachlarzem na stole w sali konferencyjnej i nie mając innego sensownego pomysłu poukładałem je w kolejności od najmniej atrakcyjnej do najbardziej. Na wierzchu znalazła się Małgorzata. Przez kilkanaście następnych minut obdzwaniałem wszystkie kandydatki, tylko jedna się wykruszyła "już znalazłam pracodawcę", jakaś Joanna, nie mogłem skojarzyć która to. Skoro jej nie zapamiętałem to znaczy, że nie było co.
Na końcu zadzwoniłem do Małgorzaty. Ciepły głos, lekko zniekształcony przez telefon, brzmiał miękko ale profesjonalnie. Już plusik, skoro ma odbierać telefony od kontrahentów, to niech będzie to właśnie taki głos.
"Tak, jestem zainteresowana, oczywiście, będę punktualnie, oczywiście, dziękuję za telefon, do jutra, do zobaczenia" - lała miód na moje uszy.
Następnego dnia wyszykowałem się do pracy z trochę większą dbałością o detale niż zwykle. Profilaktycznie wdziałem nowiutką bieliznę, ogoliłem się staranniej niż to robię zazwyczaj jeśli to możliwe. Pracodawca musi świecić przykładem, czyż nie?
W drodze do pracy czułem ekscytację, ten etap rekrutacji będzie bardziej drobiazgowy niż pierwszy, który był tylko sitem odrzucającym plewy. W korku wyobrażałem sobie każdą z kandydatek jak mogą wyglądać nago, najbardziej podobała mi się Milena, pewnie przez te skojarzenie z Jennifer Aniston. W spodniach poczułem delikatne mrowienie.
Poruszając się leniwie w korku rozejrzałem się na boki, nie było opcji aby ktoś zauważył, położyłem więc dłoń na rozporku i delikatnie zacząłem rytmicznie uciskać, myśląc sobie o tej Milenie. Automatyczna skrzynia biegów to wynalazek dla takich zboczeńców jak ja, jedna ręka jest wolna. Wyobraziłem sobie, jak rozpinam guzik za guzikiem tę jej obszerną koszulę, odsłaniając biały koronkowy stanik. Członek już stał i musiałem go poprawić dla wygody. Oparła się o brzeg biurka, przygryzając wargę, wodząc oczami po mojej twarzy. Rozpiąłem tę koszulę całkowicie odsłaniając płaski brzuch, Milena zaczęła podciągać spódnicę do góry. Nieeeee, nie, nie, w tym momencie przegoniłem ją z głowy bo zaczynało się robić zbyt erotycznie a byłem już dwie przecznice od firmy.
W bramie zatrzymał mnie wartownik.
- Jakaś pani czeka na pana, w sprawie pracy.
- Poproś ją, a następne wpuszczaj i kieruj do mojego biura.
Spojrzałem na zegarek, przyszła 15 minut za wcześnie, nawet kawy sobie nie zrobię, minus moja droga.
Z wartowni wyszła elegancka kobieta, wysiadłem i otworzyłem drzwi pasażera.
- Zapraszam, będzie szybciej.
Podziękowała i wsiadła. Widać było, że podoba jej się ta podwózka. Za cholerę nie pamiętałem jak się nazywa.
- Czyli chce pani dla nas pracować?
- Tak, jesteście dużą firmą z renomą - bla bla bla, standardowe formułki, mogłaby się bardziej postarać. Opalone nogi ładnie się odcinały od jasnej skóry na siedzieniu.
Zaparkowałem pod biurem, otworzyłem drzwi i zaprosiłem do środka.
- Nikogo nie ma - lekko się speszyła.
- Nikogo, sezon urlopowy, zamykamy firmę na tydzień, dobry sposób aby ludzie mieli choć tydzień bez myślenia o pracy. Pozostałe tygodnie na zakładkę. Ale potem ostro do pracy - pokrótce wyjaśniłem zasady i spojrzałem szybko w plik papierów szukając imienia - napije się pani czegoś, pani Magdo?
- Nie dziękuję, nie chcę robić sobie kłopotu.
Kilkanaście minut później wiedziałem, że to nie ta. Owszem, nic negatywnego, ale też nic co by mnie do niej ciągnęło.
Po kolei w odstępach większych lub mniejszych zależnie od przebiegu rozmów pojawiały się kolejne potencjalne pracownice. Niestety nie były wystarczająco dobre, albo ja za wysoko postawiłem poprzeczkę. Z kandydatki na kandydatkę coraz bardziej czekałem na Milenę i Małgorzatę. Były najlepiej się zapowiadające po pierwszym etapie no i Milena miała już u mnie plusa za wyimaginowane zbliżenie w samochodzie.
W końcu zjawiła się Milena. Punktualnie, godzina 13-ta zastukała w uchylone drzwi do mojego biura. Spojrzałem znad klawiatury laptopa i zobaczyłem długonogą postać ubraną typowo jak na sekretarkę. Średniej wysokości buty na sporym lecz topornym obcasie, spódnica za kolana, bluzka, torebka. Nic powabnegopoza nogami, cały czar prysł. Jennifer Aniston odpłynęła w niebyt. Porozmawialiśmy o charakterze pracy, zakresie obowiązków, benefitach jakich może się spodziewać. Ciut roszczeniowa, ale w granicach rozsądku. Podziękowaliśmy sobie za spotkanie, odprowadziłem kurtuazyjnie do drzwi i pożegnałem. Niestety nawet chód miała zwyczajny. Jaka szkoda. Ale mimo, że czar Jennifer prysł, wskoczyła na pierwsze miejsce, może w stylówie zwyczajnie miała gorszy dzień. Zrzucić ją mogła jedynie ostatnia kandydatka - Małgorzata.
Wyżej wspomniana stanęła w drzwiach mojego biura jakieś dwie minuty przed drugą.
Zanim to się stało usłyszałem w oddali dźwięk otwieranych drzwi a potem stuk stuk stuk. Podobne do tego w wykonaniu Iwony, ale szybsze, energiczniejsze. Poczekałem aż stuk stuk dotrze do mojego progu i spojrzałem w kierunku skąd dochodził dźwięk.
Kobieta w świetle drzwi znieruchomiała z ręką w połowie drogi do zapukania, ale widząc że odnotowałem jej nadejście opuściła rękę.
- Zapraszam - powiedziałem z lekko ściśniętym gardłem, bo to co zobaczyłem przerosło moje oczekiwania.
Weszła lekko kołyszącym wzrokiem, aż pożałowałem, że podłoga mojego biura pokryta jest miękką wykładziną a nie czymś twardym, nie było słychać dźwięku obcasów.
Małgorzata poprzednim razem ubrana zachowawczo i surowo tym razem postawiła na styl wampa.
Pięknie opalone stopy odziane były w buty na wysokim obcasie, nie wiem jak się one fachowo nazywają. Spróbujcie to sobie wyobrazić - cienka podeszwa, z wysokim cienkim obcasem a stopę i kostkę oplatają tylko cienkie paski skóry, stopa praktycznie jest goła. I to właśnie było to. Na tle tych czarnych butów i opalonych stóp mocno odcinał się biały lakier na końcówkach jej paznokci, równiuteńko przyciętych. Ależ piękne stopy, trafiła idealnie w moje gusta. Wyżej odziana była w obcisłe czarne jeansy (chyba lubi ten kolor) lekko poszarpane tu i ówdzie. Może nie do końca biurowy strój, ale co tam. Beżowy grubo tkany sweter dopełniał stroju. Jak on się trzymał na ramionach to zupełnie pojęcia nie mam. Góra tego swetra nie leżała na opalonych ramionach tylko tworzyła poziomą linię przebiegającą przez klatkę piersiową między szyją a piersiami. Nie zauważyłem żadnych ramiączek od stanika. Całości dopełniały wielkie skomplikowane kolczyki bujające się w rytm jej chodu i cicho brzęczące przy ruchach głowy oraz wielkie okulary w cienkiej oprawce. Miała je poprzednio? Chyba nie, zapamiętałbym. Długie paznokcie opalonych dłoni również kończyły się białym paskiem lakieru. Makijaż twarzy ograniczał się do brwi, usta miała naturalne. Teraz zwróciłem uwagę, że są całkiem spore, może to te okulary optycznie zmieniły proporcje twarzy.
Wstałem i dłonią wskazałem miejsce przy małym stole konferencyjnym jaki stoi w moim biurze.
- Zapraszam, napije się pani czegoś?
- Nie, dziękuję - o ja, ale cieplutki głos.
Zarzuciła długie czarne włosy na przód owiewając mnie delikatnym słodkim zapachem, przygładziła je ręką i usiadła lekko wyciągając stopę do przodu. Odruchowo spojrzałem w dół, przepiękna stopa, rany boskie, ale bym pieścił. Wielkie kolczyki zachybotały się wypełniając chwilę ciszy brzęknięciem. Rozgoniłem w głowie kosmate myśli.
- Cóż pani Małgorzato, cieszę się, że panią ponownie widzę - standardowa grzecznościowa formuła.
- Z wzajemnością - odparła tym samym - dlaczego jest tak pusto?
Powtórzyłem historię o sezonie urlopowym.
- To znaczy, że pracuje pan sam?
- Samiusieńki, no i pan Władek przy szlabanie. Dzisiaj przyszedłem tylko w celu rekrutacji.
- A mogę spytać czy ma pan dużo chętnych? - nie siliła się na jakiekolwiek konwenanse.
- Hmmm, w pierwszym etapie było naprawdę dużo, to żadna tajemnica, do dzisiejszego nazwijmy to finału przeszło niecałe 10, pani jest dzisiaj ostatnia.
Siedziała wyprostowana jak struna, wyprostowanymi palcami poprawiła okulary, na krawędzi pięknej dłoni zauważyłem delikatny szlaczek tatuażu, ale nie zauważyłem co to było. Poczułem delikatne ukłucie adrenaliny i czegoś jeszcze. W spodniach.
- Ostatnia? Czyli już po mnie nikt nie przyjdzie?
- Nie, jest pani ostatnia - potwierdziłem - a dlaczego pani pyta o ilość chętnych?
- Lubię wiedzieć na czym stoję.
- OK, ja też lubię, dlatego też pozwoli pani, że przejdziemy do meritum.
Kilkanaście kolejnych minut minęło nam na wymianie oczekiwań, rozmówczyni dawała nienachalnie poznać, że się ceni zawodowo i zbliżając się do końca rozmowy czułem, że ma ku temu podstawy, była rzeczowa i znała się na tej robocie. I była przede wszystkim pewna siebie. Przyglądałem się jej uważnie starając się to ukryć. Z początkowej wyniosłości niewiele zostało, z czasem rozmowa stawała się luźniejsza. Z metrykalnych czterdziestu dwóch lat z każdą minutą coś ubywało a i jej ubiór ją odmładzał. Oczywiście poruszyliśmy temat jej zarobków. Zażądała stawki dość wysokiej jak na pracę sekretarki, wyższej niż zarabiała poprzedniczka, ale cóż - prawa rynku są nieubłagane, mogłem się na taką stawkę zgodzić.
- W sumie wiem o pani już chyba wszystko co chciałem. Niech mi jednak pani jeszcze powie - co pani w sobie ceni najbardziej?
Od jakiegoś czasu nie miałem kontaktu z Iwoną. Może i dobrze, motylki w brzuchu na myśl o niej już nie były tak silne jak po pamiętnej wizycie w sypialni. Owszem, ciągle chodziło mi po głowie te jej wyznanie o przyjaciółce no i obraz nagiej Iwony na mnie, przede mną i pode mną też nie chciał opuścić mojej głowy.
Jak zapewne pamiętacie, jakiś czas temu zwolniła się moja sekretarka. Pożegnałem ją bez żalu, jestem wzrokowcem, służbowo nie wybijała się jakoś specjalnie, za to aparycję miała hmmm, ujmę to delikatnie - średnią.
Szczęście dla mnie, że nową ja miałem przyjemność wybierać. I nie zamierzałem skupiać się tylko na referencjach i CV.
Ilość kandydatek miło mnie zaskoczyła, proces rekrutacji trwał długo, ale mieliśmy czas, bo poprzednia nie odeszła z dnia na dzień. Zapraszałem na rozmowę praktycznie 3-4 dziewczyny tygodniowo po uprzednim odseparowaniu tych, które paliły się już w CV. 55 lat? Come on. Wiem, seksistowskie to, ale co poradzę. Jak kupuję auto to ma być wygodne i cieszyć oko. Umiejętności? Ależ proszę bardzo, prawo jazdy kategorii B i nic poza tym. Nosz ****a, potrzebne sekretarce jak świni siodło. Ogólnie mam wrażenie, że laski kończą średnią szkołę i już są pewne, że kariera w dużej firmie stoi otworem. No nie, chyba, że w McDonaldzie, to bardzo duża firma.
Kandydatki zjawiały się jedna za drugą, a ja z racji dużego zainteresowania nie śpieszyłem się z wyborem.
Ta nie. Ta też nie. Ta może. Ta nie. Ta zdecydowanie nie, a kysz brzydalu. O, ta bardzo na tak. I tak wielokrotnie.
Sporo fajnych dupeczek, niestety z siankiem w główkach.
Po ponad trzech miesiącach nie miałem już wyboru, stara sekretarka odeszła pozostawiając puste biurko, ale nie było to problemem, bo akurat trafiło na sezon urlopowy, gdy firma pracuje w zasadzie rozpędem wypracowanym wcześniej, wszystko samo się dzieje.
Na moim biurku leżała kupka kandydatek, które zaliczyłem do drugiego etapu selekcji. Nieśpiesznie przeglądałem jedne dokumenty za drugimi. Listy motywacyjne przeglądałem pobieżnie, wiadomo, że ludzie tam piszą co im do głowy wpadnie. Treść mało dla mnie znaczyła, zwracałem uwagę na stylistykę, ortografię i to czy to jest z jakiegoś wzorca z internetu, czy kandydatka włożyła w to jednak trochę pracy. Starałem się przyporządkować konkretne CV do osoby.
Hmmm, pani Wioletta. Wysoka, krótkowłosa, uroda przeciętna ale akceptowalna. Ubiór schludny, ale niestety obcas niski. Żółta kartka.
Pani Grażyna. Młoda dziewczyna, może nawet trochę za młoda. Aparycja świetna, ubiór nienaganny, figura bardzo dobra, ale mało doświadczona. Owszem, angielski i niemiecki bardzo dobry, ale nic poza tym. Ciekawa z wyglądu i niewiele więcej.
Pani Iwona. Imię ładnie mi się kojarzące, niewysoka, ale szczuplutka, figura sportowa. Krótka spódniczka, kuszące szpilki, niestety makijaż nietrafiony. Szkoda, ale dajmy jej szansę.
Pani Milena. Noo, tutaj bardzo sympatycznie. Jakieś metr siedemdziesiąt wzrostu, luźna koszula z dużym dekoltem, długie włosy, z twarzy podobna do Jennifer Aniston. Długie nogi. Może być, bardzo interesująca.
Niejaka Małgorzata. Lat 42 wg CV. I na tyle wyglądająca. Surowa - takie przyszło mi do głowy pierwsze określenie jak ją zobaczyłem. I wyniosła. ale głos miała ciepły. Czarna spódniczka, czarna bluzka opinająca spore piersi, czarne długie włosy. CV bogate i ciekawe. Może coś z niej będzie.
I tak jeszcze kilka kolejnych CV przeszło przez moje ręce. Odrzuciłem w sumie z tego 2 najgorsze, pozostałe rozłożyłem wachlarzem na stole w sali konferencyjnej i nie mając innego sensownego pomysłu poukładałem je w kolejności od najmniej atrakcyjnej do najbardziej. Na wierzchu znalazła się Małgorzata. Przez kilkanaście następnych minut obdzwaniałem wszystkie kandydatki, tylko jedna się wykruszyła "już znalazłam pracodawcę", jakaś Joanna, nie mogłem skojarzyć która to. Skoro jej nie zapamiętałem to znaczy, że nie było co.
Na końcu zadzwoniłem do Małgorzaty. Ciepły głos, lekko zniekształcony przez telefon, brzmiał miękko ale profesjonalnie. Już plusik, skoro ma odbierać telefony od kontrahentów, to niech będzie to właśnie taki głos.
"Tak, jestem zainteresowana, oczywiście, będę punktualnie, oczywiście, dziękuję za telefon, do jutra, do zobaczenia" - lała miód na moje uszy.
Następnego dnia wyszykowałem się do pracy z trochę większą dbałością o detale niż zwykle. Profilaktycznie wdziałem nowiutką bieliznę, ogoliłem się staranniej niż to robię zazwyczaj jeśli to możliwe. Pracodawca musi świecić przykładem, czyż nie?
W drodze do pracy czułem ekscytację, ten etap rekrutacji będzie bardziej drobiazgowy niż pierwszy, który był tylko sitem odrzucającym plewy. W korku wyobrażałem sobie każdą z kandydatek jak mogą wyglądać nago, najbardziej podobała mi się Milena, pewnie przez te skojarzenie z Jennifer Aniston. W spodniach poczułem delikatne mrowienie.
Poruszając się leniwie w korku rozejrzałem się na boki, nie było opcji aby ktoś zauważył, położyłem więc dłoń na rozporku i delikatnie zacząłem rytmicznie uciskać, myśląc sobie o tej Milenie. Automatyczna skrzynia biegów to wynalazek dla takich zboczeńców jak ja, jedna ręka jest wolna. Wyobraziłem sobie, jak rozpinam guzik za guzikiem tę jej obszerną koszulę, odsłaniając biały koronkowy stanik. Członek już stał i musiałem go poprawić dla wygody. Oparła się o brzeg biurka, przygryzając wargę, wodząc oczami po mojej twarzy. Rozpiąłem tę koszulę całkowicie odsłaniając płaski brzuch, Milena zaczęła podciągać spódnicę do góry. Nieeeee, nie, nie, w tym momencie przegoniłem ją z głowy bo zaczynało się robić zbyt erotycznie a byłem już dwie przecznice od firmy.
W bramie zatrzymał mnie wartownik.
- Jakaś pani czeka na pana, w sprawie pracy.
- Poproś ją, a następne wpuszczaj i kieruj do mojego biura.
Spojrzałem na zegarek, przyszła 15 minut za wcześnie, nawet kawy sobie nie zrobię, minus moja droga.
Z wartowni wyszła elegancka kobieta, wysiadłem i otworzyłem drzwi pasażera.
- Zapraszam, będzie szybciej.
Podziękowała i wsiadła. Widać było, że podoba jej się ta podwózka. Za cholerę nie pamiętałem jak się nazywa.
- Czyli chce pani dla nas pracować?
- Tak, jesteście dużą firmą z renomą - bla bla bla, standardowe formułki, mogłaby się bardziej postarać. Opalone nogi ładnie się odcinały od jasnej skóry na siedzieniu.
Zaparkowałem pod biurem, otworzyłem drzwi i zaprosiłem do środka.
- Nikogo nie ma - lekko się speszyła.
- Nikogo, sezon urlopowy, zamykamy firmę na tydzień, dobry sposób aby ludzie mieli choć tydzień bez myślenia o pracy. Pozostałe tygodnie na zakładkę. Ale potem ostro do pracy - pokrótce wyjaśniłem zasady i spojrzałem szybko w plik papierów szukając imienia - napije się pani czegoś, pani Magdo?
- Nie dziękuję, nie chcę robić sobie kłopotu.
Kilkanaście minut później wiedziałem, że to nie ta. Owszem, nic negatywnego, ale też nic co by mnie do niej ciągnęło.
Po kolei w odstępach większych lub mniejszych zależnie od przebiegu rozmów pojawiały się kolejne potencjalne pracownice. Niestety nie były wystarczająco dobre, albo ja za wysoko postawiłem poprzeczkę. Z kandydatki na kandydatkę coraz bardziej czekałem na Milenę i Małgorzatę. Były najlepiej się zapowiadające po pierwszym etapie no i Milena miała już u mnie plusa za wyimaginowane zbliżenie w samochodzie.
W końcu zjawiła się Milena. Punktualnie, godzina 13-ta zastukała w uchylone drzwi do mojego biura. Spojrzałem znad klawiatury laptopa i zobaczyłem długonogą postać ubraną typowo jak na sekretarkę. Średniej wysokości buty na sporym lecz topornym obcasie, spódnica za kolana, bluzka, torebka. Nic powabnegopoza nogami, cały czar prysł. Jennifer Aniston odpłynęła w niebyt. Porozmawialiśmy o charakterze pracy, zakresie obowiązków, benefitach jakich może się spodziewać. Ciut roszczeniowa, ale w granicach rozsądku. Podziękowaliśmy sobie za spotkanie, odprowadziłem kurtuazyjnie do drzwi i pożegnałem. Niestety nawet chód miała zwyczajny. Jaka szkoda. Ale mimo, że czar Jennifer prysł, wskoczyła na pierwsze miejsce, może w stylówie zwyczajnie miała gorszy dzień. Zrzucić ją mogła jedynie ostatnia kandydatka - Małgorzata.
Wyżej wspomniana stanęła w drzwiach mojego biura jakieś dwie minuty przed drugą.
Zanim to się stało usłyszałem w oddali dźwięk otwieranych drzwi a potem stuk stuk stuk. Podobne do tego w wykonaniu Iwony, ale szybsze, energiczniejsze. Poczekałem aż stuk stuk dotrze do mojego progu i spojrzałem w kierunku skąd dochodził dźwięk.
Kobieta w świetle drzwi znieruchomiała z ręką w połowie drogi do zapukania, ale widząc że odnotowałem jej nadejście opuściła rękę.
- Zapraszam - powiedziałem z lekko ściśniętym gardłem, bo to co zobaczyłem przerosło moje oczekiwania.
Weszła lekko kołyszącym wzrokiem, aż pożałowałem, że podłoga mojego biura pokryta jest miękką wykładziną a nie czymś twardym, nie było słychać dźwięku obcasów.
Małgorzata poprzednim razem ubrana zachowawczo i surowo tym razem postawiła na styl wampa.
Pięknie opalone stopy odziane były w buty na wysokim obcasie, nie wiem jak się one fachowo nazywają. Spróbujcie to sobie wyobrazić - cienka podeszwa, z wysokim cienkim obcasem a stopę i kostkę oplatają tylko cienkie paski skóry, stopa praktycznie jest goła. I to właśnie było to. Na tle tych czarnych butów i opalonych stóp mocno odcinał się biały lakier na końcówkach jej paznokci, równiuteńko przyciętych. Ależ piękne stopy, trafiła idealnie w moje gusta. Wyżej odziana była w obcisłe czarne jeansy (chyba lubi ten kolor) lekko poszarpane tu i ówdzie. Może nie do końca biurowy strój, ale co tam. Beżowy grubo tkany sweter dopełniał stroju. Jak on się trzymał na ramionach to zupełnie pojęcia nie mam. Góra tego swetra nie leżała na opalonych ramionach tylko tworzyła poziomą linię przebiegającą przez klatkę piersiową między szyją a piersiami. Nie zauważyłem żadnych ramiączek od stanika. Całości dopełniały wielkie skomplikowane kolczyki bujające się w rytm jej chodu i cicho brzęczące przy ruchach głowy oraz wielkie okulary w cienkiej oprawce. Miała je poprzednio? Chyba nie, zapamiętałbym. Długie paznokcie opalonych dłoni również kończyły się białym paskiem lakieru. Makijaż twarzy ograniczał się do brwi, usta miała naturalne. Teraz zwróciłem uwagę, że są całkiem spore, może to te okulary optycznie zmieniły proporcje twarzy.
Wstałem i dłonią wskazałem miejsce przy małym stole konferencyjnym jaki stoi w moim biurze.
- Zapraszam, napije się pani czegoś?
- Nie, dziękuję - o ja, ale cieplutki głos.
Zarzuciła długie czarne włosy na przód owiewając mnie delikatnym słodkim zapachem, przygładziła je ręką i usiadła lekko wyciągając stopę do przodu. Odruchowo spojrzałem w dół, przepiękna stopa, rany boskie, ale bym pieścił. Wielkie kolczyki zachybotały się wypełniając chwilę ciszy brzęknięciem. Rozgoniłem w głowie kosmate myśli.
- Cóż pani Małgorzato, cieszę się, że panią ponownie widzę - standardowa grzecznościowa formuła.
- Z wzajemnością - odparła tym samym - dlaczego jest tak pusto?
Powtórzyłem historię o sezonie urlopowym.
- To znaczy, że pracuje pan sam?
- Samiusieńki, no i pan Władek przy szlabanie. Dzisiaj przyszedłem tylko w celu rekrutacji.
- A mogę spytać czy ma pan dużo chętnych? - nie siliła się na jakiekolwiek konwenanse.
- Hmmm, w pierwszym etapie było naprawdę dużo, to żadna tajemnica, do dzisiejszego nazwijmy to finału przeszło niecałe 10, pani jest dzisiaj ostatnia.
Siedziała wyprostowana jak struna, wyprostowanymi palcami poprawiła okulary, na krawędzi pięknej dłoni zauważyłem delikatny szlaczek tatuażu, ale nie zauważyłem co to było. Poczułem delikatne ukłucie adrenaliny i czegoś jeszcze. W spodniach.
- Ostatnia? Czyli już po mnie nikt nie przyjdzie?
- Nie, jest pani ostatnia - potwierdziłem - a dlaczego pani pyta o ilość chętnych?
- Lubię wiedzieć na czym stoję.
- OK, ja też lubię, dlatego też pozwoli pani, że przejdziemy do meritum.
Kilkanaście kolejnych minut minęło nam na wymianie oczekiwań, rozmówczyni dawała nienachalnie poznać, że się ceni zawodowo i zbliżając się do końca rozmowy czułem, że ma ku temu podstawy, była rzeczowa i znała się na tej robocie. I była przede wszystkim pewna siebie. Przyglądałem się jej uważnie starając się to ukryć. Z początkowej wyniosłości niewiele zostało, z czasem rozmowa stawała się luźniejsza. Z metrykalnych czterdziestu dwóch lat z każdą minutą coś ubywało a i jej ubiór ją odmładzał. Oczywiście poruszyliśmy temat jej zarobków. Zażądała stawki dość wysokiej jak na pracę sekretarki, wyższej niż zarabiała poprzedniczka, ale cóż - prawa rynku są nieubłagane, mogłem się na taką stawkę zgodzić.
- W sumie wiem o pani już chyba wszystko co chciałem. Niech mi jednak pani jeszcze powie - co pani w sobie ceni najbardziej?
Skomentuj