Pewnie niektórzy z Was pomyślą, że taki temat już był, ale przeszukałem całe forum i stwierdziłem, że mój przypadek jednak trochę się różni i chciałbym opisać go w innym wątku. Długo myślałem nad napisaniem tego postu, sam do końca nie wiem, czy chciałbym się z kimś tym dzielić, jednak kiedy widzę odpowiedzi innych osób w podobnych tematach, nabrałem nadziei, że i mi uda się jakoś pomóc i okazać zrozumienie. Potrzeba wygadania się jest coraz silniejsza, a niestety wśród moich znajomych nie ma osoby, która byłaby w temacie i nie wstydziłbym się z nią porozmawiać. Postaram się nie rozpisywać i streścić to wszystko w miarę logicznie. Mam zamiar poruszyć parę wątków. Zacznę może od tego, że mam 23 lata, od niedawna swoją orientację określam, jako biseksualną, co się jednak okazuje, sprawa nie jest tak prosta, jak mi się wydawało. Bardzo długo nie byłem w stanie tego faktu zaakceptować i sporą część życia spędziłem starając się głęboko to w sobie zakopać. Sprawę utrudnia mi mój przyjaciel, którego nieustannie i ciągle tak samo mocno kocham od 10 lat. On oczywiście nie jest niczego świadomy, podobnie jak i moja dziewczyna, z którą jestem od 2 lat. Oboje myślą, że łączy nas głęboka, prawdziwa, męska przyjaźń. No cóż... w moim odczuciu to nie tylko przyjaźń. Wszystko zaczęło się jakieś 10 lat temu, kiedy zaczynałem naukę w gimnazjum. Od pierwszej klasy, razem z M. bardzo mocno się przyjaźniliśmy, nie było momentu w naszym życiu, którego nie spędzaliśmy razem lub o którym sobie nie opowiedzieliśmy. Tak zleciało 10 lat... pierwsze miłości, pierwsze pocałunki, pierwszy seks (oczywiście z kobietami), pierwsze porażki, pierwsze sukcesy i każde kolejne przygody zawsze na świeżo obgadywaliśmy. Na imprezach razem, na wakacjach razem, a obok nas wielu stałych i "dochodzących" przyjaciół. Zawsze wiedziałem, że łączy nas jakieś głębsze uczucie, niż tylko przyjaźń, często w myślach, w samotności pragnąłem czegoś więcej... Jak już wspomniałem, starałem się to zakopywać, gdzieś w głębi moich pragnień, uważając się za nienormalnego i niemoralnego. Czasami szukałem odpowiedniej literatury, w której dowiedziałem się, że szukanie swojej orientacji seksualnej w moim wieku jest rzeczą naturalną u wielu nastolatków. Z taką myślą też żyłem,kierując swój popęd seksualny na kobiety. Miałem wiele udanych związków z kobietami, zarówno w sferze seksualnej, jak i psychicznej. Takich związków, które pamięta się do końca życia. W jednym z nich znajduje się obecnie, uważam, że kocham moją dziewczynę i chcę spędzić z nią resztę życia, założyć rodzinę, dać jej bezpieczeństwo i to wszystko, czego będzie potrzebowała. Tutaj właśnie pojawia się pytanie, jakiej jestem orientacji? Powiecie, że biseksualnej? Ale przecież nie kręcą mnie mężczyźni, nie oglądam gejowskiego porno, nie kręcą mnie koledzy z pracy, ze studiów, czy inni znajomi. Nie pragnąłem żadnego z nich, a wręcz przeciwnie, sama myśl, że mogłoby mnie coś łączyć z innym mężczyzną jest dla mnie nawet nie do przyjęcia. Oprócz tego jednego... Dla niego zrobiłbym i oddał wszystko. Na jego widok mocniej bije mi serce, jego głos mnie uspokaja, jego spojrzenie sprawia, że nie mogę myśleć o niczym innym. Przypadkowy dotyk przywołuję w pamięci przez długi czas. A takie sytuacje, kiedy mnie przytulił, kiedy przypadkowo usnęliśmy obok siebie, kiedy patrzyłem, jak śpi, kiedy widziałem jego ciało, w mojej pamięci są ciągle żywe. Najgorsze jest to, że od 10 lat nic w tym temacie się nie zmienia, a ja ciągle czuję to samo. Męczy mnie udawanie... ale wiem, że nigdy nie będę na tyle silny i nigdy nie znajdę w sobie tyle odwagi, żeby powiedzieć o tym jemu lub mojej dziewczynie, co wiem, że z mojej strony nie jest w porządku. Ale pomyślcie tylko, jak głupio by to brzmiało, kiedy na pytanie dlaczego jestem smutny, odpowiedziałbym, że tęsknię za M. Tutaj właśnie pojawia się moja refleksja nad tematem homoseksualności i biseksualności. Czy rzeczywiście nie da się nic z tym zrobić? Mój ojciec zmarł, kiedy miałem 12 lat, od tego czasu wychowywałem się prawię wyłącznie w towarzystwie kobiet, wiele z moich znajomych, to kobiety, z którymi jeszcze jakiś czas temu świetnie się dogadywałem. Tutaj można wysnuć przypuszczenie, że w ciągu życia nabyłem wiele schematów zachowania i myślenia, podobnych do kobiecych. Być może również moje potrzeby stały się bardziej kobiece? M. zawsze był moim autorytetem, kiedy poszliśmy na studia i zamieszkaliśmy razem, często zachowywał się, jak ojciec. Troszczył się o mnie, umoralniał, kiedy za dużo piłem i imprezowałem, ciągłe wyrzuty o palenie papierosów, rozmowy do późnych godzin o problemach i często dawanie "ojcowskich" rad, jak sobie z tym wszystkim poradzić. Być może wplątałem go w swoją grę na poziomie psychiki: syn-ojciec, którego pewnie tak bardzo potrzebowałem i potrzebuję nadal. Jak wszyscy wiemy, nasza psychika jest bardzo skomplikowana i często płata nam figle, być może M. stał się najważniejszym mężczyzną życia, dla nieświadomości, jako ojciec, dla serca i świadomości, (płeć tutaj nie gra roli) jako druga połowa duszy, z którą aby się połączyć przyjaźń to za mało. Więc jeśli to rzeczywiście wynik nieprawidłowo ukształtowanych schematów, to być może da się to odwrócić? Być może psychoterapia by pomogła? Jedyne pytanie, jakie się pojawia, to czy naprawdę chcemy się pozbywać tego uczucia, które nas uskrzydla, napełnia szczęściem i spokojem nasze serce, kiedy jesteśmy obok tej osoby. Być może, gdyby nie myśleć o wszystkich uprzedzeniach innych osób, stereotypach, z którymi walczymy a skupić się wyłącznie na naszych uczuciach, to byłoby łatwiej? Gdyby odrzucić płeć i skupić się na duszy.... Głęboko wierzę w to, że Bóg dając nam takie uczucie pokazuje nam, czym jest miłość, która nie zwraca uwagi na nic. Co jednak, gdy cierpimy z tego powodu? Gdy to uczucie nas wyniszcza? Gdy nie daje nam spokoju? Może warto się zastanowić, poszukać pomocy. Ja sam stoję teraz przed dylematem...kocham dwie osoby. Kocham kobietę i mężczyznę... Kocham swojego przyjaciela. Którą z tych osób wybrałbym, gdyby na świecie, to z kim jesteś zależało wyłącznie ode mnie? Gdyby od dziecka mówiono Ci, że możesz być kim chcesz? Gdyby nie istniały wbijane do głowy schematy, które są tak silne, że niektórzy muszą stanąć przed wyborem. Założenie rodziny, czy bycie upokarzanym do końca życia, przez nietolerancyjne rodziny, kościół i społeczeństwo. To chyba jeden z największych dylematów osób biseksualnych, bo jeśli rzeczywiście taki jestem, to przecież całe życie nie mogę balansować między jednym a drugim... Kiedyś muszę dokonać wyboru. Dzisiaj wydaje się on oczywisty, że zostanę z moją kobietą, a to co czuję pozostanie tajemnicą dla wszystkich. Dlaczego z moją kobietą? Bo podobnie, jak z M. serce mocniej bije mi na jej widok, uwielbiam rozmowy z nią, seks jest cudowny i oboje się w nim spełniamy, mamy wspólne plany, jest nam razem dobrze. Chcę oddać jej całe swoje serce. Boję się tylko, że kiedyś przyjdzie czas na podsumowanie tego, co przeżyłem, bo już niewiele będzie przede mną, a to uczucie do M. nigdy nie wygaśnie... Resztę życia mogę spędzić na żałowaniu.
Dziękuję, że przeczytałeś wszystko do końca i poświęciłeś swój cenny czas. Jeśli masz jakieś pytania to pisz. Chciałbym, żeby odpowiadały jedynie osoby, które są w stanie zrozumieć o czym mówię, a dla nietolerancyjnych półgłówków są inne tematy.
Dziękuję, że przeczytałeś wszystko do końca i poświęciłeś swój cenny czas. Jeśli masz jakieś pytania to pisz. Chciałbym, żeby odpowiadały jedynie osoby, które są w stanie zrozumieć o czym mówię, a dla nietolerancyjnych półgłówków są inne tematy.
Skomentuj