Witajcie,
Nie piszę tego by zyskać radę jak wybrnąć z sytuacji, bo rozwiązanie chyba znam. Raczej muszę to wyrzucić z siebie, jestem ciekaw co macie do powiedzenia w tej sytuacji.
Otóż mam dwadzieścia kilka lat, niezłe sobie radzę w życiu, mam dobra prace, mieszkam sam. Mimo to, nie potrafię znaleźć sobie partnerki. Mam za sobą dwa związki, oba nieszczęśliwie zakończone, w obu przypadkach zostałem rzucony bo moje ex po prostu poznały kogoś innego. Pomimo starań, los tak mnie potraktował. Co z tego ze z czasem szły po rozum do głowy, dla mnie było za późno. Zdrady nie wybaczam.
Niestety, los bywa ironiczny. Niedawno poznałem wśród znajomych ciekawą parkę. Z chłopakiem się zakumplowalem, dogadujemy się, byliśmy razem ekipą na wyjeździe, wspólnie imprezujemy. Jego partnerka natomiast... oczarowała mnie odkąd ją zobaczyłem. Jest po prostu śliczna i totalnie w moim guście.
Niestety, w miarę upływu czasu, gdy ją poznawałem, zaczęło się coś dziać. Zauroczyłem się. Teraz, po przeszło pół roku wiem, ze nigdy nie spotkałem osoby, która by mi tak odpowiadała pod wieloma względami, charakteryzuje się wszystkim tym, co zawsze chciałem by miała moja kobieta. Zwyczajnie czuję, jakby była skrojona pode mnie.
Niestety, na nieszczęście chyba wszystkich widzę, ze ona odczuwa coś podobnego. Świetnie nam się rozmawia, spędza razem czas, doskonale się rozumiemy.
Od jakiegoś czasu mocno mnie kokietuje, dostrzegam te wszystkie uśmiechy, troskę o mnie. Zresztą nie raz podczas np imprezy kiedy ludzie się rozluźniają, słyszałem komplementy które mnie wprowadzały w zakłopotanie, bo choć były na płaszczyźnie zwykłej znajomosci i dotyczyły kwestii, które można poruszać nie uznając ich za flirt ani romans, wiedziałem ze jest inaczej. Ze nie mówi tego po koleżeńsku ale żeby pokazać swoje zainteresowanie.
Ostatnio na imprezie trochę popłynęliśmy... nie mogła się ode mnie oderwać, wciąż mnie zaczepiała, głaskała aż w końcu się pocalowalismy. Niestety stwierdzam, ze było cudownie... dawno nie trafiłem na kogoś, kto by całował tak dobrze, właściwie w taki sposób jak ja - a to sprawia, ze było doskonale, jakbyśmy to robili od zawsze. Tak tez się czuje, jakbyśmy się znali od dawna.
Zdaje sobie sprawę, ze postępuje karygodnie, mnie samemu jest z tym złe, mam potworne wyrzuty sumienia. Tylko ze, nie potrafiłem się opamiętać tak samo jak teraz nie potrafię zupełnie przestać o niej myśleć. Sporo ze sobą piszemy, ale tylko o błahostkach. Ostatnio kiedy odłączyłem się od ekipy podczas wyjścia ponieważ musiałem wcześniej wracac, specjalnie doprowadziła do sytuacji ze mogliśmy się sami pożegnać. Był to zwykły całus w policzek, ale mocno przedłużony, sama jeszcze dociskala twarz do moich ust. Uśmiech który otrzymałem gdy odchodziła jest nie do zapomnienia...
Wiadomo, o dziewczynie tez to nie świadczy dobrze, ze robi takie rzeczy zwłaszcza, ze ze swoim partnerem maja już mocno poukładane życie, widać ze są szczęśliwi i nadają na podobnych falach. Niestety nie wiem w co ona brnie zwłaszcza, ze ostatnio inicjatywa najczęściej wychodzi z jej strony. Czy ma ochotę na romans po kilku latach stagnacji? Czy jest mozliwe, ze po latach związku poznała kogoś, kto się okazuje ze w jej mniemaniu jeszcze bardziej do niej pasuje i co zaburzyło jej szczęście, które dotąd odczuwała? Przecież tak tez może być, nigdy nie jesteśmy skazani na jedna osobę do końca życia, które bywa skomplikowane...
Tylko co o tym myśleć? Jeśli lubi po prostu wyskoczyć na boku, to raczej nie chce z taka osoba mieć do czynienia - z drugiej strony wiem, ze jak powie tylko słowo, to nie będę potrafił odmówić.
Ona ma do stracenia bardzo wiele - ja? Jedynie nowo poznanego kumpla i swój honor. Niezależnie od wszystkiego jedyne do czego możemy doprowadzić, to do skrzywdzenia ludzi wokół nas i nas samych.
Tylko, ze... nigdy się tak nie czułem. Nawet gdy poznałem moje poprzednie dziewczyny. Nigdy nie czułem, ze tak wiele mnie łączy z druga kobieta, efekt synergii jest wprost niesamowity.
Z jednej strony rozum podpowiada, by uciąć kontakt ale chyba nie potrafię - za dobrze mi w ich towarzystwie, za bardzo się zżyliśmy.
Z drugiej strony myślę sobie, "a co jeśli to ona? Co jeśli ona tez czekala całe życie na mnie?" Tego oczywiście nigdy się nie dowiem, bowiem podjęcie jakichkolwiek dalszych kroków byłoby złamaniem zasad i wartości, które wyznaje. A jednak, gdzieś z tylu głowy mam myśli, ze zasady są po to, by je łamać. W końcu w życiu trzeba być trochę egoista i myśleć przede wszystkim o własnym szczęściu - choć oczywiście nie wiem czy bym je odnalazł, gdybym zdecydował się w to brnąc.
Jak tu żyć? Od jakiegoś czasu czuje się nieszczęśliwy, zraniony. Wręcz cierpię. Poznałem osobę, która tak mi pasuje, jak żadna inna która poznałem w życiu - a tu taka ironia, kobieta jest zajęta choć widzę ze to odwzajemnia... straszny mindfuck. Dobijam powoli do 30, chciałbym sobie ułożyć życie a mam wrażenie, ze jak wreszcie kogoś takiego poznałem, to trafienie na druga taka osobę będzie cholernie ciężkie.
Wiem, ze świętoszków próżno tutaj szukać, dlatego liczę na dość konstruktywna rozmowę. Chcecie mnie nazwać gnojkiem, który się miesza w czyiś związek i może konus zniszczyć życie? Macie racje, zgadzam się z wami. Dlatego takie osady możecie sobie moi drodzy odpuścić.
Nie piszę tego by zyskać radę jak wybrnąć z sytuacji, bo rozwiązanie chyba znam. Raczej muszę to wyrzucić z siebie, jestem ciekaw co macie do powiedzenia w tej sytuacji.
Otóż mam dwadzieścia kilka lat, niezłe sobie radzę w życiu, mam dobra prace, mieszkam sam. Mimo to, nie potrafię znaleźć sobie partnerki. Mam za sobą dwa związki, oba nieszczęśliwie zakończone, w obu przypadkach zostałem rzucony bo moje ex po prostu poznały kogoś innego. Pomimo starań, los tak mnie potraktował. Co z tego ze z czasem szły po rozum do głowy, dla mnie było za późno. Zdrady nie wybaczam.
Niestety, los bywa ironiczny. Niedawno poznałem wśród znajomych ciekawą parkę. Z chłopakiem się zakumplowalem, dogadujemy się, byliśmy razem ekipą na wyjeździe, wspólnie imprezujemy. Jego partnerka natomiast... oczarowała mnie odkąd ją zobaczyłem. Jest po prostu śliczna i totalnie w moim guście.
Niestety, w miarę upływu czasu, gdy ją poznawałem, zaczęło się coś dziać. Zauroczyłem się. Teraz, po przeszło pół roku wiem, ze nigdy nie spotkałem osoby, która by mi tak odpowiadała pod wieloma względami, charakteryzuje się wszystkim tym, co zawsze chciałem by miała moja kobieta. Zwyczajnie czuję, jakby była skrojona pode mnie.
Niestety, na nieszczęście chyba wszystkich widzę, ze ona odczuwa coś podobnego. Świetnie nam się rozmawia, spędza razem czas, doskonale się rozumiemy.
Od jakiegoś czasu mocno mnie kokietuje, dostrzegam te wszystkie uśmiechy, troskę o mnie. Zresztą nie raz podczas np imprezy kiedy ludzie się rozluźniają, słyszałem komplementy które mnie wprowadzały w zakłopotanie, bo choć były na płaszczyźnie zwykłej znajomosci i dotyczyły kwestii, które można poruszać nie uznając ich za flirt ani romans, wiedziałem ze jest inaczej. Ze nie mówi tego po koleżeńsku ale żeby pokazać swoje zainteresowanie.
Ostatnio na imprezie trochę popłynęliśmy... nie mogła się ode mnie oderwać, wciąż mnie zaczepiała, głaskała aż w końcu się pocalowalismy. Niestety stwierdzam, ze było cudownie... dawno nie trafiłem na kogoś, kto by całował tak dobrze, właściwie w taki sposób jak ja - a to sprawia, ze było doskonale, jakbyśmy to robili od zawsze. Tak tez się czuje, jakbyśmy się znali od dawna.
Zdaje sobie sprawę, ze postępuje karygodnie, mnie samemu jest z tym złe, mam potworne wyrzuty sumienia. Tylko ze, nie potrafiłem się opamiętać tak samo jak teraz nie potrafię zupełnie przestać o niej myśleć. Sporo ze sobą piszemy, ale tylko o błahostkach. Ostatnio kiedy odłączyłem się od ekipy podczas wyjścia ponieważ musiałem wcześniej wracac, specjalnie doprowadziła do sytuacji ze mogliśmy się sami pożegnać. Był to zwykły całus w policzek, ale mocno przedłużony, sama jeszcze dociskala twarz do moich ust. Uśmiech który otrzymałem gdy odchodziła jest nie do zapomnienia...
Wiadomo, o dziewczynie tez to nie świadczy dobrze, ze robi takie rzeczy zwłaszcza, ze ze swoim partnerem maja już mocno poukładane życie, widać ze są szczęśliwi i nadają na podobnych falach. Niestety nie wiem w co ona brnie zwłaszcza, ze ostatnio inicjatywa najczęściej wychodzi z jej strony. Czy ma ochotę na romans po kilku latach stagnacji? Czy jest mozliwe, ze po latach związku poznała kogoś, kto się okazuje ze w jej mniemaniu jeszcze bardziej do niej pasuje i co zaburzyło jej szczęście, które dotąd odczuwała? Przecież tak tez może być, nigdy nie jesteśmy skazani na jedna osobę do końca życia, które bywa skomplikowane...
Tylko co o tym myśleć? Jeśli lubi po prostu wyskoczyć na boku, to raczej nie chce z taka osoba mieć do czynienia - z drugiej strony wiem, ze jak powie tylko słowo, to nie będę potrafił odmówić.
Ona ma do stracenia bardzo wiele - ja? Jedynie nowo poznanego kumpla i swój honor. Niezależnie od wszystkiego jedyne do czego możemy doprowadzić, to do skrzywdzenia ludzi wokół nas i nas samych.
Tylko, ze... nigdy się tak nie czułem. Nawet gdy poznałem moje poprzednie dziewczyny. Nigdy nie czułem, ze tak wiele mnie łączy z druga kobieta, efekt synergii jest wprost niesamowity.
Z jednej strony rozum podpowiada, by uciąć kontakt ale chyba nie potrafię - za dobrze mi w ich towarzystwie, za bardzo się zżyliśmy.
Z drugiej strony myślę sobie, "a co jeśli to ona? Co jeśli ona tez czekala całe życie na mnie?" Tego oczywiście nigdy się nie dowiem, bowiem podjęcie jakichkolwiek dalszych kroków byłoby złamaniem zasad i wartości, które wyznaje. A jednak, gdzieś z tylu głowy mam myśli, ze zasady są po to, by je łamać. W końcu w życiu trzeba być trochę egoista i myśleć przede wszystkim o własnym szczęściu - choć oczywiście nie wiem czy bym je odnalazł, gdybym zdecydował się w to brnąc.
Jak tu żyć? Od jakiegoś czasu czuje się nieszczęśliwy, zraniony. Wręcz cierpię. Poznałem osobę, która tak mi pasuje, jak żadna inna która poznałem w życiu - a tu taka ironia, kobieta jest zajęta choć widzę ze to odwzajemnia... straszny mindfuck. Dobijam powoli do 30, chciałbym sobie ułożyć życie a mam wrażenie, ze jak wreszcie kogoś takiego poznałem, to trafienie na druga taka osobę będzie cholernie ciężkie.
Wiem, ze świętoszków próżno tutaj szukać, dlatego liczę na dość konstruktywna rozmowę. Chcecie mnie nazwać gnojkiem, który się miesza w czyiś związek i może konus zniszczyć życie? Macie racje, zgadzam się z wami. Dlatego takie osady możecie sobie moi drodzy odpuścić.
Skomentuj