Osobiście nie planuję się żenić, ale gdybym już miał to z jakąś naprawdę mega laską w której jest bardzo zakochany i z wazajemnością. Tak to zawsze sobie wyobrażałem.
Miałem w życiu jakieś 20 prostytutek, w tym prawdziwe mega piękności, i 4 dziewczyny tak "normalnie". Te 3 pierwsze oczzywiście bardzo bardzo mi sie podobały, podniecały itd inaczej by tego nie było. Jedna z tej trójki była dla mnie nawet najseksowniejszą dziewczyną na świecie.
Ale dopiero czwarta rozwaliła system totalnie.
Przy pierwszym seksie poczułem takie endorfoiny czy cholera wie co sie wydziela we krwi i odpowada za ten stan jak nigdy. Obłędne. Najlepsze uczucie w życiu. Pomyślałem że mój organizm fizjologiczne nie jest w stanie już wyprodukować więcej hormonów szczęścia. Po seksie jeszcze sama od siebie sie do mnie przytuliła, piękne to było, i jeszcze kolejny zastrzyk hormonów przyjemności. Masakra. Takiego kopa mi to dało że zakapiora co ponoć nigdy sie nie uśmiecha zamieniłem sie w przyjemnego gościa. Uśmiechałem sie jak ****a przez dwa dni, a lekko to chyba i tydzień.
Mamy podobne poglądy, jesteśmy dojrzali i raczej nie idziemy w kierunku mieszkania razem, a broń boże małżeństwa.
Nie da sie ukryć że to 100% zakochanie. W trakcie seksu jedyna myśl jaką mam to: "Kocham Cię, Kocham Cię, Kocham Cię..." i tak w koło. Obłęd.
I teraz sedno. Pytanie. Kiedyś myślałem o trójkątach i innych takich. Nie mam wstydu, jestem śmiały, lubię przygody, jestem do tego zdolny. Ona też myślała.
Ale przyznaję - kompletnie w tej sytuacji nie potrafię sobie tego wyobrazić. Po pierwsze miałbym ją oddać jakiemuś facetowi? No way...
Ona tak na mnie działa że mnie inne laski nawet nie pociągają. Ona jest dla mnie the best. Tylko o niej myślę, jak się mastyrbuję, tylko o niej. Sama myśl o niej wygrywa ze wszystkich, z porno...
Nigdy z żadną tak nie miałem. Zdarzało mi się myśleć o innych, fantazjować, pod koniec związku z tą jedną nawet w trakcie seksu fantazjowałem. Ale z tą to nawet fantazji nie mam. Chyba że pofantazjuję po czym stwierdzam że i tak wolę C.
Ta to jest 100% chemii, 100% ideału, 100% zakochania. To miażdży seks po koleżeńsku nie mówiąc już o prostytutkach.
Kto tego doświadczył wie o czym mówię.
Wytłumaczcie mi jak to jest że osoby które są młodymi małżeństwami oddają drugą połówkę na seks z kimś innym, lub robią trójkąty?
Jak miałbym lizać inną laskę kiedy jest moja C?
Miałbym patrzeć jak ktoś inny ją posuwa?
Po co? Jak w ogóle mógłbym chcieć czegoś takiego?
Czy te pary sie nie kochają? Nie są w sobie zakochane? Nie czują tej mega chemii do siebie? Nie wystarczają sobie? Czy to małżeństwa "z rozsądku", chodzi o coś innego, pieniądze... ird?
Oglądałem na portalu erotyczny profile swingujących par. Najczęściej jest to starszy raczej bogatszy facet z młodszą dziewczyną. Często przynajmnej jedno jest bi. Zwykle ona. Najczęściej wabikiem na znalezienie kogoś do trójkąta jest ona (jeden facet nawet sie przyznał że tak to właśnie działa, świadomie tak właśnie robił). On nie miałby powodzenia. Chyba że by zapłacił.
To tak jakbym ja wystawiał nagie fotki mojej C. po to żeby inną laskę złowić i poruchać. W życiu bym nawet tego nie zrobił. A ona by mnie chyba rzuciła świadoma że na jej nagie ciało chce poderwać jakąś "wyzwoloną" bi laskę.
Inne pary tak robią. Ja i C. nawet nie mieszkamy razem, nawet nie jesteśmy małżeństwem, ale w momentach silniejszego uniesienia wręcz nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.
PS. Dodam że moja C nigdy mi sie nie nudzi. Jest piękna i uwielbiam na nią patrzeć, mógłbym cały czas. Pieszczę ją tak długo a już jestem bardzo głodny i muszę przerwać. Lub jest bardo późno i już spanie łamie naprawdę. Normalnie nigdy nie mam dość, z czasem trwania tego wręcz czuję do niej jeszcze więcej. I vice versa, ona do mnie też, nie może sie odkleić ode mnie. Nigdy czegoś takiego nie miałem. Niezłe fantazje erotyczne z innymi spełnaiłem w życiu, byłem też niby w związku, ale to to jest obłęd.
Trwa to już rok i jestem przekonany że nasza znajomość będzie trwać do końca życia.
Piszę o tym dlatego że po tym moim przeżyciu małżeństwa swingujące wydają mi si ę jakimś nieporozumieniem. Wydaje mi się że oni mają jakieś problemy.
Rozumiem, seks, kasa, seks po koleżeńsku, super sprawy. Ale małżeństwo to coś więcej, zakochanie, miłość... A tu takie coś. Wydaje mi się że coś jest nie tak.... że wcale sie nie kochają, nie czują tego.
Miałem w życiu jakieś 20 prostytutek, w tym prawdziwe mega piękności, i 4 dziewczyny tak "normalnie". Te 3 pierwsze oczzywiście bardzo bardzo mi sie podobały, podniecały itd inaczej by tego nie było. Jedna z tej trójki była dla mnie nawet najseksowniejszą dziewczyną na świecie.
Ale dopiero czwarta rozwaliła system totalnie.
Przy pierwszym seksie poczułem takie endorfoiny czy cholera wie co sie wydziela we krwi i odpowada za ten stan jak nigdy. Obłędne. Najlepsze uczucie w życiu. Pomyślałem że mój organizm fizjologiczne nie jest w stanie już wyprodukować więcej hormonów szczęścia. Po seksie jeszcze sama od siebie sie do mnie przytuliła, piękne to było, i jeszcze kolejny zastrzyk hormonów przyjemności. Masakra. Takiego kopa mi to dało że zakapiora co ponoć nigdy sie nie uśmiecha zamieniłem sie w przyjemnego gościa. Uśmiechałem sie jak ****a przez dwa dni, a lekko to chyba i tydzień.
Mamy podobne poglądy, jesteśmy dojrzali i raczej nie idziemy w kierunku mieszkania razem, a broń boże małżeństwa.
Nie da sie ukryć że to 100% zakochanie. W trakcie seksu jedyna myśl jaką mam to: "Kocham Cię, Kocham Cię, Kocham Cię..." i tak w koło. Obłęd.
I teraz sedno. Pytanie. Kiedyś myślałem o trójkątach i innych takich. Nie mam wstydu, jestem śmiały, lubię przygody, jestem do tego zdolny. Ona też myślała.
Ale przyznaję - kompletnie w tej sytuacji nie potrafię sobie tego wyobrazić. Po pierwsze miałbym ją oddać jakiemuś facetowi? No way...
Ona tak na mnie działa że mnie inne laski nawet nie pociągają. Ona jest dla mnie the best. Tylko o niej myślę, jak się mastyrbuję, tylko o niej. Sama myśl o niej wygrywa ze wszystkich, z porno...
Nigdy z żadną tak nie miałem. Zdarzało mi się myśleć o innych, fantazjować, pod koniec związku z tą jedną nawet w trakcie seksu fantazjowałem. Ale z tą to nawet fantazji nie mam. Chyba że pofantazjuję po czym stwierdzam że i tak wolę C.
Ta to jest 100% chemii, 100% ideału, 100% zakochania. To miażdży seks po koleżeńsku nie mówiąc już o prostytutkach.
Kto tego doświadczył wie o czym mówię.
Wytłumaczcie mi jak to jest że osoby które są młodymi małżeństwami oddają drugą połówkę na seks z kimś innym, lub robią trójkąty?
Jak miałbym lizać inną laskę kiedy jest moja C?
Miałbym patrzeć jak ktoś inny ją posuwa?
Po co? Jak w ogóle mógłbym chcieć czegoś takiego?
Czy te pary sie nie kochają? Nie są w sobie zakochane? Nie czują tej mega chemii do siebie? Nie wystarczają sobie? Czy to małżeństwa "z rozsądku", chodzi o coś innego, pieniądze... ird?
Oglądałem na portalu erotyczny profile swingujących par. Najczęściej jest to starszy raczej bogatszy facet z młodszą dziewczyną. Często przynajmnej jedno jest bi. Zwykle ona. Najczęściej wabikiem na znalezienie kogoś do trójkąta jest ona (jeden facet nawet sie przyznał że tak to właśnie działa, świadomie tak właśnie robił). On nie miałby powodzenia. Chyba że by zapłacił.
To tak jakbym ja wystawiał nagie fotki mojej C. po to żeby inną laskę złowić i poruchać. W życiu bym nawet tego nie zrobił. A ona by mnie chyba rzuciła świadoma że na jej nagie ciało chce poderwać jakąś "wyzwoloną" bi laskę.
Inne pary tak robią. Ja i C. nawet nie mieszkamy razem, nawet nie jesteśmy małżeństwem, ale w momentach silniejszego uniesienia wręcz nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.
PS. Dodam że moja C nigdy mi sie nie nudzi. Jest piękna i uwielbiam na nią patrzeć, mógłbym cały czas. Pieszczę ją tak długo a już jestem bardzo głodny i muszę przerwać. Lub jest bardo późno i już spanie łamie naprawdę. Normalnie nigdy nie mam dość, z czasem trwania tego wręcz czuję do niej jeszcze więcej. I vice versa, ona do mnie też, nie może sie odkleić ode mnie. Nigdy czegoś takiego nie miałem. Niezłe fantazje erotyczne z innymi spełnaiłem w życiu, byłem też niby w związku, ale to to jest obłęd.
Trwa to już rok i jestem przekonany że nasza znajomość będzie trwać do końca życia.
Piszę o tym dlatego że po tym moim przeżyciu małżeństwa swingujące wydają mi si ę jakimś nieporozumieniem. Wydaje mi się że oni mają jakieś problemy.
Rozumiem, seks, kasa, seks po koleżeńsku, super sprawy. Ale małżeństwo to coś więcej, zakochanie, miłość... A tu takie coś. Wydaje mi się że coś jest nie tak.... że wcale sie nie kochają, nie czują tego.
Skomentuj