Dziś wieczorem, gdy przyszedłem na kolację, stołówka była pełna - zmiana turnusów, czy coś takiego. Z tacą w rękach przeszedłem kawałek między stolikami, ale nie mogłem znaleźć żadnego wolnego. W końcu przysiadłem się do matki z córką - jak się wkrótce okazało. Kobieta - na oko - ze trzydzieści kilka lat, ładna i zadbana, a przy tym niezwykle gadatliwa. Potakiwałem z grzeczności, jedząc kolację i dowiedziałem się zaraz wszystkiego. Córka - Ola - drobna, milcząca, z blond loczkami - ma już 15 lat, jest chorowita, nie wiadomo co jej dokładnie dolega, przyjechały do tego kurortu dla podreperowania zdrowia, matka wierzy w medycynę alternatywną, homeopatię, reiku, radiestezję i wszystkie ezoteryczne bzdury. Nie miałem zamiaru wdawać się w dyskusję na ten temat, rozmowy praktycznie nie musiałem podtrzymywać, ale w końcu monolog został przerwany pytaniem, co ja tutaj robię.
- Przyjechałem na wyjazdową sesję MBA, przez 2 tygodnie są prowadzone bardzo intensywne wykłady i ćwiczenia.
- I co? Bardzo was męczą? Macie też tutaj egzaminy i zaliczenia?
- Tak się składa, że ja prowadzę cykl wykładów, więc mnie nikt nie męczy.
- Czyli jest pan profesorem!
- Ależ nie, mam tylko tytuł magistra...
- Skoro pan wykłada, to jest pan profesorem!
Do końca wieczoru nie dała się przekonać i uporczywie tytułowała mnie profesorem. Gdy już wstaliśmy od stolika i szliśmy w kierunku wyjścia powiedziała:
- Ola ma kłopoty z układem pokarmowym, cierpi na zatwardzenia. Zwykle robię jej lewatywę co 2-3 dni, ale akurat na ten wyjazd zapomniałyśmy zabrać zestawu do lewatywy.
Jej córka, która dotychczas praktycznie milczała i odpowiadała monosylabami, pociągnęła ją za rękaw mówiąc coś szeptem, ale to jej nie powstrzymało:
- Olu, nie ma się czego wstydzić. Więc mówiłam, że nie mamy tego zestawu, tutejszy lekarz też nie ma. Czy pan profesor dysponuje samochodem? Gdyby pojechać do miasteczka to w aptece pewnie byłby zestaw do lewatywy.
Wyszliśmy ze stołówki w kierunku pokojów, Ola szła przed nami i widok jej szczupłej sylwetki, w obcisłych legginsach i koszulce, nasunął mi pewien pomysł.
- W takiej wiejskiej aptece nie będzie porządnego zestawu do lewatywy, bo tu nikt nie kupuje czegoś takiego, ale skoro Ola ma problem to postaram się pomóc. Wspominała pani o leczeniu moczem, więc pewnie słyszała pani o tym, że wykonuje się lewatywy z moczu. Oczywiście mocz musi być świeży. W tej sytuacji, przy braku zestawu, można posłużyć się penisem jako wlewką, dzięki czemu uniknie się całkowicie kontaktu moczu z powietrzem. Czytałem o tej metodzie na forum ezoterycznym.
Ola, idąca przed nami, nieco zmieniła krok, jej matka była kompletnie zaskoczona, ale też bardzo zaintrygowana.
- Panie profesorze, ale jak to możliwe?
- Trzeba wprowadzić penisa w stanie wzwodu - siliłem się na naukową terminologię, żeby dodać powagi temu, co mówię - do odbytnicy i następnie oddać mocz.
- Ale to nie chodzi o seks?
- Absolutnie nie! Trenowałem przez lata seks tantryczny, w pełni panuję nad swoim podnieceniem, wzwodem i wytryskiem. To będzie tylko i wyłącznie zabieg z dziedziny leczenia moczem.
- To fascynujące! Zapraszam do naszego pokoju, to już tutaj. Zaraz przeprowadzimy zabieg.
Weszliśmy do środka, matka położyła rękę na ramieniu córki i zaprowadziła ją prosto do łazienki.
- Rozbieraj się - zakomenderowała. - Pan profesor zrobi ci lewatywę.
Ola, bardzo zawstydzona, niechętnie zdjęła spodnie i majtki, ale matka powiedziała:
- Rozbierz się całkiem, przecież i tak będziesz się zaraz kąpać.
Zdjęła z niej koszulkę, pochyliła ją tak, żeby się oparła o umywalkę i lekko rozstawiła jej nogi. Nie mogłem oderwać wzroku od ślicznych, drobnych, kształtnych pośladków i prostych, szczupłych nóg Oli. Z trudem skupiłem się na jej matce, która wzięła z półeczki pod lustrem krem i coś do mnie mówiła.
- ...smaruję Olę tym kremem, wlewkę i odbyt, tym razem też mam tak zrobić?
- Oczywiście - odpowiedziałem. - To jest niezbędne, bo członek jest nieco większy niż typowa wlewka.
Matka rozchyliła pośladki córki, posmarowała starannie jej ciasną dziurkę, potem włożyła palec do środka i poruszała chwilę, żeby nieco ją rozluźnić, dołożyła jeszcze trochę kremu, włożyła dwa palce, dłuższą chwilę poruszała w środku... Ręce drżały mi z podniecenia, gdy rozpinałem spodnie i zsuwałem je nieco. Matka z niepokojem spojrzała na mojego wyprężonego członka, z wahaniem podsunęła mi krem, którym posmarowałem się obficie.
- Nic się nie bój, to dobrze ci zrobi - powiedziała do Oli, chwyciła mocno jej pośladki i zdecydowanie je rozchyliła. - Proszę bardzo, panie profesorze.
Przysunąłem koniec członka do odbytu Oli, która w pierwszej chwili kurczowo zacisnęła pośladki, ale jej matka zaraz znów je rozchyliła i powolutku zacząłem się wsuwać do środka. Pupa była bardzo ciasna, ale tłusty krem sprawił, że było bardzo ślisko. Gdy wsunąłem się już do połowy Ola znów kurczowo zacisnęła zwieracz, ale po chwili sama się rozluźniła i powoli wsuwałem się dalej. Patrzyłem z góry na mojego członka w jej pupie i podniecenie narastało: z trudem łapałem oddech, a serce biło jak szalone. Gdy mój brzuch przylgnął jej pośladków, moje nogi skleiły się z jej nogami, moje jądra dotknęły jej cipki, przyszedł niewiarygodnie silny orgazm. Przez chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami, wydawało mi się, że potężny wytrysk nigdy się nie skończy... Ola pewnie poczuła, co się stało, jej matka chyba nie, bo cały czas rozchylała jej pośladki, patrząc zafascynowana na członka w pupie córki. Już spokojny, skupiłem się i po chwili strumień moczu popłynął w głąb ciała Oli. Gdy już prawie opróżniłem pęcherz Ola poruszyła się niespokojnie.
- Już kończę - powiedziałem. - Jeszcze tylko chwila.
Powoli wycofałem się z pupy Oli, a jej matka uwolniła jej pośladki. Ola usiadła szybko na sedesie, pochyliła się i ukryła twarz w dłoniach. Umyłem członka nad umywalką, mama Oli dała mi ręcznik, wyszliśmy z łazienki, zostawiając Olę samą.
- Bardzo dziękuję, panie profesorze. Oli na pewno dobrze to zrobi.
- Ależ nie ma za co. Zawsze chętnie pomagam w potrzebie. Gdyby Ola miała nadal kłopoty to możemy powtórzyć zabieg.
- Oczywiście. Jeszcze raz dziękuję. Dobranoc!
- Dobranoc!
Wyszedłem na zewnątrz i udałem się w kierunku mojego pokoju. Dziwna sprawa z tą matką i córką - niektórzy naprawdę są trochę porąbani...
- Przyjechałem na wyjazdową sesję MBA, przez 2 tygodnie są prowadzone bardzo intensywne wykłady i ćwiczenia.
- I co? Bardzo was męczą? Macie też tutaj egzaminy i zaliczenia?
- Tak się składa, że ja prowadzę cykl wykładów, więc mnie nikt nie męczy.
- Czyli jest pan profesorem!
- Ależ nie, mam tylko tytuł magistra...
- Skoro pan wykłada, to jest pan profesorem!
Do końca wieczoru nie dała się przekonać i uporczywie tytułowała mnie profesorem. Gdy już wstaliśmy od stolika i szliśmy w kierunku wyjścia powiedziała:
- Ola ma kłopoty z układem pokarmowym, cierpi na zatwardzenia. Zwykle robię jej lewatywę co 2-3 dni, ale akurat na ten wyjazd zapomniałyśmy zabrać zestawu do lewatywy.
Jej córka, która dotychczas praktycznie milczała i odpowiadała monosylabami, pociągnęła ją za rękaw mówiąc coś szeptem, ale to jej nie powstrzymało:
- Olu, nie ma się czego wstydzić. Więc mówiłam, że nie mamy tego zestawu, tutejszy lekarz też nie ma. Czy pan profesor dysponuje samochodem? Gdyby pojechać do miasteczka to w aptece pewnie byłby zestaw do lewatywy.
Wyszliśmy ze stołówki w kierunku pokojów, Ola szła przed nami i widok jej szczupłej sylwetki, w obcisłych legginsach i koszulce, nasunął mi pewien pomysł.
- W takiej wiejskiej aptece nie będzie porządnego zestawu do lewatywy, bo tu nikt nie kupuje czegoś takiego, ale skoro Ola ma problem to postaram się pomóc. Wspominała pani o leczeniu moczem, więc pewnie słyszała pani o tym, że wykonuje się lewatywy z moczu. Oczywiście mocz musi być świeży. W tej sytuacji, przy braku zestawu, można posłużyć się penisem jako wlewką, dzięki czemu uniknie się całkowicie kontaktu moczu z powietrzem. Czytałem o tej metodzie na forum ezoterycznym.
Ola, idąca przed nami, nieco zmieniła krok, jej matka była kompletnie zaskoczona, ale też bardzo zaintrygowana.
- Panie profesorze, ale jak to możliwe?
- Trzeba wprowadzić penisa w stanie wzwodu - siliłem się na naukową terminologię, żeby dodać powagi temu, co mówię - do odbytnicy i następnie oddać mocz.
- Ale to nie chodzi o seks?
- Absolutnie nie! Trenowałem przez lata seks tantryczny, w pełni panuję nad swoim podnieceniem, wzwodem i wytryskiem. To będzie tylko i wyłącznie zabieg z dziedziny leczenia moczem.
- To fascynujące! Zapraszam do naszego pokoju, to już tutaj. Zaraz przeprowadzimy zabieg.
Weszliśmy do środka, matka położyła rękę na ramieniu córki i zaprowadziła ją prosto do łazienki.
- Rozbieraj się - zakomenderowała. - Pan profesor zrobi ci lewatywę.
Ola, bardzo zawstydzona, niechętnie zdjęła spodnie i majtki, ale matka powiedziała:
- Rozbierz się całkiem, przecież i tak będziesz się zaraz kąpać.
Zdjęła z niej koszulkę, pochyliła ją tak, żeby się oparła o umywalkę i lekko rozstawiła jej nogi. Nie mogłem oderwać wzroku od ślicznych, drobnych, kształtnych pośladków i prostych, szczupłych nóg Oli. Z trudem skupiłem się na jej matce, która wzięła z półeczki pod lustrem krem i coś do mnie mówiła.
- ...smaruję Olę tym kremem, wlewkę i odbyt, tym razem też mam tak zrobić?
- Oczywiście - odpowiedziałem. - To jest niezbędne, bo członek jest nieco większy niż typowa wlewka.
Matka rozchyliła pośladki córki, posmarowała starannie jej ciasną dziurkę, potem włożyła palec do środka i poruszała chwilę, żeby nieco ją rozluźnić, dołożyła jeszcze trochę kremu, włożyła dwa palce, dłuższą chwilę poruszała w środku... Ręce drżały mi z podniecenia, gdy rozpinałem spodnie i zsuwałem je nieco. Matka z niepokojem spojrzała na mojego wyprężonego członka, z wahaniem podsunęła mi krem, którym posmarowałem się obficie.
- Nic się nie bój, to dobrze ci zrobi - powiedziała do Oli, chwyciła mocno jej pośladki i zdecydowanie je rozchyliła. - Proszę bardzo, panie profesorze.
Przysunąłem koniec członka do odbytu Oli, która w pierwszej chwili kurczowo zacisnęła pośladki, ale jej matka zaraz znów je rozchyliła i powolutku zacząłem się wsuwać do środka. Pupa była bardzo ciasna, ale tłusty krem sprawił, że było bardzo ślisko. Gdy wsunąłem się już do połowy Ola znów kurczowo zacisnęła zwieracz, ale po chwili sama się rozluźniła i powoli wsuwałem się dalej. Patrzyłem z góry na mojego członka w jej pupie i podniecenie narastało: z trudem łapałem oddech, a serce biło jak szalone. Gdy mój brzuch przylgnął jej pośladków, moje nogi skleiły się z jej nogami, moje jądra dotknęły jej cipki, przyszedł niewiarygodnie silny orgazm. Przez chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami, wydawało mi się, że potężny wytrysk nigdy się nie skończy... Ola pewnie poczuła, co się stało, jej matka chyba nie, bo cały czas rozchylała jej pośladki, patrząc zafascynowana na członka w pupie córki. Już spokojny, skupiłem się i po chwili strumień moczu popłynął w głąb ciała Oli. Gdy już prawie opróżniłem pęcherz Ola poruszyła się niespokojnie.
- Już kończę - powiedziałem. - Jeszcze tylko chwila.
Powoli wycofałem się z pupy Oli, a jej matka uwolniła jej pośladki. Ola usiadła szybko na sedesie, pochyliła się i ukryła twarz w dłoniach. Umyłem członka nad umywalką, mama Oli dała mi ręcznik, wyszliśmy z łazienki, zostawiając Olę samą.
- Bardzo dziękuję, panie profesorze. Oli na pewno dobrze to zrobi.
- Ależ nie ma za co. Zawsze chętnie pomagam w potrzebie. Gdyby Ola miała nadal kłopoty to możemy powtórzyć zabieg.
- Oczywiście. Jeszcze raz dziękuję. Dobranoc!
- Dobranoc!
Wyszedłem na zewnątrz i udałem się w kierunku mojego pokoju. Dziwna sprawa z tą matką i córką - niektórzy naprawdę są trochę porąbani...
Skomentuj