Witam wszystkich.
Pozwólcie, że się trochę rozpisze, ale może ktoś z Was mi coś doradzi. Jestem z dziewczyną od dwóch lat, ona studiuje jeszcze, ale ma średnio 300zł dochodu miesięcznie, więc na swoje drobne wydatki ma. Dodam, że ma 22 lata, ja pracuję i jestem rok starszy od niej- zarabiam dość przeciętnie.
Moja dziewczyna pracowała w swoim życiu tylko przez dwa miesiące na poważnie - w wakacje jako praca dorywcza w jakiejś fabryce, gdzie zarabiała najniższą krajową. No, ale przejdźmy do sedna - co mnie trochę niepokoi. Ja nie jestem jakimś skąpcem, tak raz/dwa razy w miesiącu idziemy do kina, często jadamy w jakiś restauracjach, knajpach, praktycznie za wszystko płacę ja, ze względu na to, że pracuje. Ona mieszka 40km ode mnie, ale studiuje w moim mieście. Jakieś trzy-cztery razy w tygodniu jadę do niej samochodem, często odwożę ją po zajęciach do domu. Ona do mnie przyjeżdża (pociągiem) praktycznie tylko wtedy, kiedy akurat ma zajęcia i mam wobec tego trochę mieszane uczucia, bo za każdym razem kiedy jej mówię, że fajnie byłoby żeby bezinteresownie do mnie przyjechała (pociągiem), to tłumaczy się że przecież przyjeżdża - ale rozumiecie, ona przyjeżdża tylko wtedy kiedy ma zajęcia i tak przy okazji do mnie przychodzi wtedy, kiedy ma jakieś przerwy, albo czeka na pociąg, więc mam wrażenie jakby traktowała mnie trochę jak poczekalnie dworcową ( ͡° ͜ʖ ͡°). Wiecie, to trochę dziwne, że ja mogę do niej jechać samochodem 4x w tygodniu, a ona odbębnia wizyty u mnie przy okazji studiów, nie?
Kolejna sprawa która od jakiegoś czasu mnie niepokoi to sprawa pieniędzy, a właściwie jej brak wiedzy w tej materii. Ona się tak bardzo przyzwyczaiła, że ja za wszystko płacę, że wydaje jej się chyba że na wszystko mnie stać. W ostatnim czasie wprost zaczęła mówić, że mam jej dać na fryzjera, albo że widziała fajną sukienkę i mógłbym jej ją kupić. To według Was normalne, czy to ja mam jakiś krzywe spojrzenie na to? Wydaje mi się, że propozycje jak kino, albo jakaś kolacja/obiad gdzieś na mieście to powinna być głównie moja inicjatywa, skoro non stop ja za to płacę, a ona potrafi wprost powiedzieć że ma ochotę na to, albo na tamto, albo że do kina chce iść, trochę mnie to irytuje. Próbowałem z nią o tym gadać, ale wszystko jak grochem o ścianę. W dodatku chyba nie ma pojęcia jak beznadziejna jest sytuacja na rynku pracy w Polsce i chyba nie wie ile trzeba pracować na głupie 100zł. Na przykład dzisiaj czytałem przy niej jakiś wywiad z leśniczym i zaskoczyło mnie, że ci ludzie zarabiają dość niewiele (niewiele ponad 2tys netto/mc) , powiedziałem jej o tym i dodałem, że myślałem że zarabiają oni więcej, a ona mi odpowiedziała że to i tak dużo, bo przecież oni nic nie robią, tylko po lesie łażą (ʘ‿ʘ) mało tego, co jakiś czas mi dogaduje, że w pracy to ja nic nie robię. Trochę boli mnie to, że mówi mi to osoba, która w swoim życiu nawet pół roku nie przepracowała gdziekolwiek. Co o tym myślicie, wyolbrzymiam? Wybaczcie, że się rozpisałem, ale chciałem się trochę wygadać...
Pozwólcie, że się trochę rozpisze, ale może ktoś z Was mi coś doradzi. Jestem z dziewczyną od dwóch lat, ona studiuje jeszcze, ale ma średnio 300zł dochodu miesięcznie, więc na swoje drobne wydatki ma. Dodam, że ma 22 lata, ja pracuję i jestem rok starszy od niej- zarabiam dość przeciętnie.
Moja dziewczyna pracowała w swoim życiu tylko przez dwa miesiące na poważnie - w wakacje jako praca dorywcza w jakiejś fabryce, gdzie zarabiała najniższą krajową. No, ale przejdźmy do sedna - co mnie trochę niepokoi. Ja nie jestem jakimś skąpcem, tak raz/dwa razy w miesiącu idziemy do kina, często jadamy w jakiś restauracjach, knajpach, praktycznie za wszystko płacę ja, ze względu na to, że pracuje. Ona mieszka 40km ode mnie, ale studiuje w moim mieście. Jakieś trzy-cztery razy w tygodniu jadę do niej samochodem, często odwożę ją po zajęciach do domu. Ona do mnie przyjeżdża (pociągiem) praktycznie tylko wtedy, kiedy akurat ma zajęcia i mam wobec tego trochę mieszane uczucia, bo za każdym razem kiedy jej mówię, że fajnie byłoby żeby bezinteresownie do mnie przyjechała (pociągiem), to tłumaczy się że przecież przyjeżdża - ale rozumiecie, ona przyjeżdża tylko wtedy kiedy ma zajęcia i tak przy okazji do mnie przychodzi wtedy, kiedy ma jakieś przerwy, albo czeka na pociąg, więc mam wrażenie jakby traktowała mnie trochę jak poczekalnie dworcową ( ͡° ͜ʖ ͡°). Wiecie, to trochę dziwne, że ja mogę do niej jechać samochodem 4x w tygodniu, a ona odbębnia wizyty u mnie przy okazji studiów, nie?
Kolejna sprawa która od jakiegoś czasu mnie niepokoi to sprawa pieniędzy, a właściwie jej brak wiedzy w tej materii. Ona się tak bardzo przyzwyczaiła, że ja za wszystko płacę, że wydaje jej się chyba że na wszystko mnie stać. W ostatnim czasie wprost zaczęła mówić, że mam jej dać na fryzjera, albo że widziała fajną sukienkę i mógłbym jej ją kupić. To według Was normalne, czy to ja mam jakiś krzywe spojrzenie na to? Wydaje mi się, że propozycje jak kino, albo jakaś kolacja/obiad gdzieś na mieście to powinna być głównie moja inicjatywa, skoro non stop ja za to płacę, a ona potrafi wprost powiedzieć że ma ochotę na to, albo na tamto, albo że do kina chce iść, trochę mnie to irytuje. Próbowałem z nią o tym gadać, ale wszystko jak grochem o ścianę. W dodatku chyba nie ma pojęcia jak beznadziejna jest sytuacja na rynku pracy w Polsce i chyba nie wie ile trzeba pracować na głupie 100zł. Na przykład dzisiaj czytałem przy niej jakiś wywiad z leśniczym i zaskoczyło mnie, że ci ludzie zarabiają dość niewiele (niewiele ponad 2tys netto/mc) , powiedziałem jej o tym i dodałem, że myślałem że zarabiają oni więcej, a ona mi odpowiedziała że to i tak dużo, bo przecież oni nic nie robią, tylko po lesie łażą (ʘ‿ʘ) mało tego, co jakiś czas mi dogaduje, że w pracy to ja nic nie robię. Trochę boli mnie to, że mówi mi to osoba, która w swoim życiu nawet pół roku nie przepracowała gdziekolwiek. Co o tym myślicie, wyolbrzymiam? Wybaczcie, że się rozpisałem, ale chciałem się trochę wygadać...
Skomentuj