Cześć
Nie wiem czy tego tupu problem był tu poruszony, domyślam się że nie, gdyż każdy przypadek jest indywidualny, zatem proszę was o radę. Nie chce być osądzany, opluwany itp. Nie mam z kim porozmawiać na tym forum liczę na bezstronne uwagi.
Jestem 10 lat po ślubie. Mamy dwójkę dzieci, przed urodzeniem drugiego dziecka wszystko było ok, mimo iż żona bardzo zaangażowała się w wychowanie pierwszego, uważam że jest idealną matką, czasami nadopiekuńczą, a gdy pojawiło się drugie dziecko żona, w moich oczach, bardzo się zmieniła. Praca nad wychowaniem dzieci absorbuje ją w 100%, pojawił się znany schemat, w którym żona dba o dzieci, nie ma czasu dla męża,nie ma nawet czasu dla siebie, przez co chodzi zaniedbana, po prostu nie dba o to aby być atrakcyjna, ten kto ma dzieci wie o co mi chodzi. W tym czasie ja chodzę do pracy, awansuję, zdobywam co raz większe kwalifikacje, zaufanie i poważanie. I teraz uwaga, mijają lata... ja rozumiem że można wstawać o 2.00 do noworodka, lub nawet rocznego dziecka gdy w nocy kichnie, piernie, chrząknie... ale jak dzieci maja po kilka lat to uważam że życie powinno wrócić do normy. Tak się jednak nie dzieje. Mimo kilku(set) prób, rozmów, kłótni o to że chciałbym mieć z powrotem żonę [czyli - uprawiać systematycznie seks, wyjść do kina [zaprosić babcię do pilnowania dzieci], wyjechać na weekend we dwoje itp - bo tego mi najbardziej brakuje] usłyszałem hasło że mam sobie poszukać kochankę [takie hasło padło, w czasie jednej z kłótni]... Mijają kolejne miesiące, sytuacja się nie poprawia, seks uprawiamy raz na miesiąc [i to byle jaki - jak już oficjalnie oświadczam że zaraz mi jajka pękną, pójdę na dziwki i nie wiem jakich tam głupich argumentów używam by "wymusić" stosunek ...], w końcu ja też przestałem zabiegać i zastanawiam się co dalej robić?
Ciężko mi o tym pisać, ale myślę że nie kocham już żony, tylko nasza wspólna bezgraniczna miłość do dzieci utrzymuje naszą rodzinę w kupie.
Oliwy do ognia dodaje fakt iż od roku czasu nie mogę przestać myśleć o "koleżance" z pracy, wiem że ona jest w stałym związku i że nic z tego nie będzie, ale zauroczenie to, jeśli po roku czasu można mówić o zauroczeniu, rozdarło mnie całkowicie.
Stać mnie na to aby kupić sobie kawalerkę, wziąć rozwód i płacić alimenty, mogę ułożyć sobie życie od nowa. Jestem przed 40stką, mogę jeszcze wszystko. Zastanawiam się jakie będzie to "nowe" życie - że niby co? poznam kogoś i co? kolokwialnie pisząc, znów wpakuje się w pieluchy i historia się powtórzy... Jak będą wyglądały Święta, urodziny moich dzieci i inne takie sprawy. Z jednej strony nie będę pierwszy który się rozwiedzie, ale nie jestem jeszcze przekonany czy to dobre wyjście. Co byście zrobili, lub spróbowali zrobić na moim miejscu? Wiem że nie ma złotego środka, proszę o pomoc najlepiej osoby które miały, mają podobny problem i jak sobie z nim poradziły.
Nie wiem czy tego tupu problem był tu poruszony, domyślam się że nie, gdyż każdy przypadek jest indywidualny, zatem proszę was o radę. Nie chce być osądzany, opluwany itp. Nie mam z kim porozmawiać na tym forum liczę na bezstronne uwagi.
Jestem 10 lat po ślubie. Mamy dwójkę dzieci, przed urodzeniem drugiego dziecka wszystko było ok, mimo iż żona bardzo zaangażowała się w wychowanie pierwszego, uważam że jest idealną matką, czasami nadopiekuńczą, a gdy pojawiło się drugie dziecko żona, w moich oczach, bardzo się zmieniła. Praca nad wychowaniem dzieci absorbuje ją w 100%, pojawił się znany schemat, w którym żona dba o dzieci, nie ma czasu dla męża,nie ma nawet czasu dla siebie, przez co chodzi zaniedbana, po prostu nie dba o to aby być atrakcyjna, ten kto ma dzieci wie o co mi chodzi. W tym czasie ja chodzę do pracy, awansuję, zdobywam co raz większe kwalifikacje, zaufanie i poważanie. I teraz uwaga, mijają lata... ja rozumiem że można wstawać o 2.00 do noworodka, lub nawet rocznego dziecka gdy w nocy kichnie, piernie, chrząknie... ale jak dzieci maja po kilka lat to uważam że życie powinno wrócić do normy. Tak się jednak nie dzieje. Mimo kilku(set) prób, rozmów, kłótni o to że chciałbym mieć z powrotem żonę [czyli - uprawiać systematycznie seks, wyjść do kina [zaprosić babcię do pilnowania dzieci], wyjechać na weekend we dwoje itp - bo tego mi najbardziej brakuje] usłyszałem hasło że mam sobie poszukać kochankę [takie hasło padło, w czasie jednej z kłótni]... Mijają kolejne miesiące, sytuacja się nie poprawia, seks uprawiamy raz na miesiąc [i to byle jaki - jak już oficjalnie oświadczam że zaraz mi jajka pękną, pójdę na dziwki i nie wiem jakich tam głupich argumentów używam by "wymusić" stosunek ...], w końcu ja też przestałem zabiegać i zastanawiam się co dalej robić?
Ciężko mi o tym pisać, ale myślę że nie kocham już żony, tylko nasza wspólna bezgraniczna miłość do dzieci utrzymuje naszą rodzinę w kupie.
Oliwy do ognia dodaje fakt iż od roku czasu nie mogę przestać myśleć o "koleżance" z pracy, wiem że ona jest w stałym związku i że nic z tego nie będzie, ale zauroczenie to, jeśli po roku czasu można mówić o zauroczeniu, rozdarło mnie całkowicie.
Stać mnie na to aby kupić sobie kawalerkę, wziąć rozwód i płacić alimenty, mogę ułożyć sobie życie od nowa. Jestem przed 40stką, mogę jeszcze wszystko. Zastanawiam się jakie będzie to "nowe" życie - że niby co? poznam kogoś i co? kolokwialnie pisząc, znów wpakuje się w pieluchy i historia się powtórzy... Jak będą wyglądały Święta, urodziny moich dzieci i inne takie sprawy. Z jednej strony nie będę pierwszy który się rozwiedzie, ale nie jestem jeszcze przekonany czy to dobre wyjście. Co byście zrobili, lub spróbowali zrobić na moim miejscu? Wiem że nie ma złotego środka, proszę o pomoc najlepiej osoby które miały, mają podobny problem i jak sobie z nim poradziły.
Skomentuj