Za wikipedią: "Fetyszyzm − rodzaj parafilii seksualnej polegający na uzyskiwaniu satysfakcji seksualnej głównie lub wyłącznie w wyniku kontaktu z obiektem pobudzającym − fetyszem."
Od dawna zastanawiam się nad definiowaniem swoich upodobań jako fetysz a siebie samego jako fetyszysty. Nie raz spotkałem się z sytuacją, gdzie samo przyznanie się do zwracania uwagi na kobiece stopy sprawiało, że przyklejano mi łatkę fetyszysty. Nie, nie mam z tym problemu, co więcej, coraz bardziej skłaniam się ku temu, że nim jestem, choć nie do końća spełniam wszystkie "warunki" definicji
Jednak zastanawia mnie, że generalnie niemal każde zestawienie stóp i seksualności od razu jest wtłaczane w ramy fetyszu. Zainteresowanie tą częścią ciała, która przecież jest zdefiniowana jako strefą erogenna obydwu płci, odbierana jest jako coś odbiegającego od normy. Inna "brudna" i "obrzydzająca" niektórych sfera analna nie łączy się z fetyszem tak bezpośrednio - kobieta masująca prostatę czy mężczyzna uprawiający seks analny nie jest od razu analnym "fetyszystą". Można też adorować dłonie, szyję, pośladki partnera, mówić o tym głosno i nie być określanym fetyszystą. Podobają mi się stopy = jestem fetyszystą.
Nie można po prostu lubić tej części ciałą i nim nie być? Tak jak pisałem, ja jednak się za niego uważam, ale irytuje mnie ten lekki stygmatyzm. Dochodzi moim zdaniem do lekkiego absurdu - większość mężczyzn lubi kobiece stopy, ale większość zostaje nazwana z góry fetyszystami. A fetyszysta postrzegany jest jako ktoś o wyjątkowych, nietypowych dla ogółu upodobaniach.
A inna sprawa - myśląc o sobie i swoich podnietach, zwiazanych nie tylko z tą częścią ciała- nie macie obaw, że przekroczyliscie granice i jesteście już "zboczonymi" fetyszystami? Obawiacie się myślenia o sobie w ten sposób?
Od dawna zastanawiam się nad definiowaniem swoich upodobań jako fetysz a siebie samego jako fetyszysty. Nie raz spotkałem się z sytuacją, gdzie samo przyznanie się do zwracania uwagi na kobiece stopy sprawiało, że przyklejano mi łatkę fetyszysty. Nie, nie mam z tym problemu, co więcej, coraz bardziej skłaniam się ku temu, że nim jestem, choć nie do końća spełniam wszystkie "warunki" definicji
Jednak zastanawia mnie, że generalnie niemal każde zestawienie stóp i seksualności od razu jest wtłaczane w ramy fetyszu. Zainteresowanie tą częścią ciała, która przecież jest zdefiniowana jako strefą erogenna obydwu płci, odbierana jest jako coś odbiegającego od normy. Inna "brudna" i "obrzydzająca" niektórych sfera analna nie łączy się z fetyszem tak bezpośrednio - kobieta masująca prostatę czy mężczyzna uprawiający seks analny nie jest od razu analnym "fetyszystą". Można też adorować dłonie, szyję, pośladki partnera, mówić o tym głosno i nie być określanym fetyszystą. Podobają mi się stopy = jestem fetyszystą.
Nie można po prostu lubić tej części ciałą i nim nie być? Tak jak pisałem, ja jednak się za niego uważam, ale irytuje mnie ten lekki stygmatyzm. Dochodzi moim zdaniem do lekkiego absurdu - większość mężczyzn lubi kobiece stopy, ale większość zostaje nazwana z góry fetyszystami. A fetyszysta postrzegany jest jako ktoś o wyjątkowych, nietypowych dla ogółu upodobaniach.
A inna sprawa - myśląc o sobie i swoich podnietach, zwiazanych nie tylko z tą częścią ciała- nie macie obaw, że przekroczyliscie granice i jesteście już "zboczonymi" fetyszystami? Obawiacie się myślenia o sobie w ten sposób?
Skomentuj