Watki dotyczace DDA maja to do siebie, ze czesto zamieniaja sie w radosne kolka wzajemnej adoracji. Ja proponuje przyjrzec sie tematowi nieco szerzej.
Wychowanie w toksycznej rodzinie nie zawsze oznacza stycznosc z alkoholem. Powiedzialabym, ze lwia czesc domowego piekla odbywa sie w calkowitej trzezwosci.
Zapraszam do dyskusji - zarowno osoby, ktore wychowaly sie w toksycznych domach jak i takie, ktore znaja je z opowiesci badz otoczenia.
Nie chce jednak tworzyc kolejnego watku o gorzkich zalach. Niech ten watek ma bardziej charakter autorefleksyny i edukacyjny np. przedstawiamy sytuacje/problemy z jakimi zetknelismy sie w takim domu, pozniej analizujemy jak takie rzeczy na nas wplynely a nastepnie wymieniamy sie doswiadczeniami jak sobie z tym radzic.
Trzecia czesc jest kluczowa i to glownie dla niej powstal ten watek. Jestem zwolenniczka pogladu (mojego autorstwa chociaz pewnie ktos to wymyslil przede mna ), ze do wlasnej psychiki nalezy podejsc jak do problemu, ktory trzeba rozwiazac. Czysto analitycznie, bez zbednych emocji jak np. do zepsutego auta. Tylko wtedy mozna zlokalizowac zrodlo problemu i je zlikwidowac. Uzalanie sie nad soba i rozpamietywanie nic tu nie pomoze. Trzeba dzialac.
Nie ukrywam tez, ze watek powstal po to, by zaspokoic moja ciekawosc. Ciekawi mnie jakie przezycia mieli inni i jak zareagowali - zwlaszcza w sytuacjach podobnych do tych, z jakimi sama sie spotkalam.
Zapraszam do dyskusji.
Wychowanie w toksycznej rodzinie nie zawsze oznacza stycznosc z alkoholem. Powiedzialabym, ze lwia czesc domowego piekla odbywa sie w calkowitej trzezwosci.
Zapraszam do dyskusji - zarowno osoby, ktore wychowaly sie w toksycznych domach jak i takie, ktore znaja je z opowiesci badz otoczenia.
Nie chce jednak tworzyc kolejnego watku o gorzkich zalach. Niech ten watek ma bardziej charakter autorefleksyny i edukacyjny np. przedstawiamy sytuacje/problemy z jakimi zetknelismy sie w takim domu, pozniej analizujemy jak takie rzeczy na nas wplynely a nastepnie wymieniamy sie doswiadczeniami jak sobie z tym radzic.
Trzecia czesc jest kluczowa i to glownie dla niej powstal ten watek. Jestem zwolenniczka pogladu (mojego autorstwa chociaz pewnie ktos to wymyslil przede mna ), ze do wlasnej psychiki nalezy podejsc jak do problemu, ktory trzeba rozwiazac. Czysto analitycznie, bez zbednych emocji jak np. do zepsutego auta. Tylko wtedy mozna zlokalizowac zrodlo problemu i je zlikwidowac. Uzalanie sie nad soba i rozpamietywanie nic tu nie pomoze. Trzeba dzialac.
Nie ukrywam tez, ze watek powstal po to, by zaspokoic moja ciekawosc. Ciekawi mnie jakie przezycia mieli inni i jak zareagowali - zwlaszcza w sytuacjach podobnych do tych, z jakimi sama sie spotkalam.
Zapraszam do dyskusji.
Skomentuj