Nie jestem pewny co do tytułu, ale opowiadanie warte przeczytania.
Miłej lektury
Nie jestem zbyt towarzyski. Nie jestem zbyt rodzinny. Nie wyzbywam się swoich przyzwyczajeń by zdobyć nowych przyjaciół. Nawet nie uganiam się za podobającą mi się dziewczyną - daję jej tylko poznać że ma szanse i... zostawiam resztę w jej rękach. I przeważnie się nie zawodzę.
Nieciekawy typ, nieprawdaż? Ale sam siebie nie lubię, więc do dzisiaj nie wiem jak można mnie kochać. A zdarzyło się to już parę razy. Ale nie o tym chciałem.
Postanowiłem napisać o świństwie jakie wyrządziłem jednej z nielicznych osób, które kiedyś naprawdę kochałem i podziwiałem - starszemu bratu. Dalej go zresztą kocham - to taka dziwna więź. Jako dzieci czy nastolatkowe, laliśmy się na okrągło i na palcach jednej ręki można policzyć moje zwycięstwa ale był o trzy lata starszy. Ponad trzy. Mogliśmy się naparzać godzinami i żaden nie ustąpił, ale niechby ktoś obcy któremuś z nas się naraził. Front rodzinny był nie do pobicia i wielu tego doświadczyło.
Miałem też starszą o rok siostrę. Była jakby nie z tej rodziny, nie znaczyła nawet połowy tego co starszy brat i dostawała zawsze bęcki od nas obydwu. Ale zwycięstwa nad nią nie były już tak spektakularne, bo była oczkiem w głowie ojca i przeważnie po mini zwycięstwach nad siostrą następowało maxi zwycięstwo ojca nad nami, poparte zwykle kazaniem że siostrą mamy się opiekować a nie zachowywać się jak wyrodki. Te "wyrodki" bardzo nam zapadły w pamięć i nie dały się skancelować do dzisiaj. Ale była też druga strona medalu. Pierwsza cipka jaką widziałem w życiu to cipka siory, pierwsza której dotknąłem to też o zgrozo jej, pierwsza którą pocałowałem... I chociaż to wszystko było dziecięcymi jeszcze podchodami, siostra była punktem odniesienia dla naszych przyszłych dziewczyn... a poprzeczkę zawiesiła im wysoko. Jako rodzina nigdy żadne z nas nie było ćwierciem (ćwierćinteligentem), więc ona też nie a poza tym doszła do finałów Miss Polonia parę lat temu.
Ale kiedy kończyliśmy licea jedno po drugim, brat został w mieście na polibudzie, siostra po nim wybyła do stolicy próbować szczęścia (i raczej jej się udało jak już wspomniałem) a kiedy przyszła moja kolej, uciekłem najdalej jak się dało, na drugi koniec kraju - może przed ojcem, który w międzyczasie stał się moim wrogiem nr 1, może przed moją prawdziwą pierwszą miłością, która wtedy właśnie mi oznajmiła że nią nie jest. Pech, ale nie do końca. Skończyłem studia, jakimś psim swędem znalazłem pracę w firmie która zapewniła mi egzystencję na poziomie, o którym 99% moich równolatków może pomarzyć. Ale nie ma nic za darmo na tym świecie...
Jak już napisałem, jestem jednak nieciekawym typem, przepuszczałem przez moje łóżko dziesiątki dziewczyn bez żadnej selekcji. Przechodziły przez nie koleżanki z pracy, szacowne matki rodzin, godzinę wcześniej poznane klientki, wszelkie manikiurzystki, fryzjerki, sprzedawczynie z osiedlowego sklepu, co ponętniejsze sąsiadki - słowem wszystko co nie uciekało na drzewo i nie miało wisiorka między nogami. Stałem się nie dość że pracoholikiem to także seksoholikiem. Chory, żałosny ludek - to moja samoocena.
Do tego zerwałem kontakt z rodziną. Kiedy dwa lata po moim wyjeździe zmarła mama, nic już nie stało na przeszkodzie żeby przestać oglądać ojca. Siostra wyjechała z jakimś Szwedem gdzieś pod Sztokholm, nigdy go nie widziałem nawet na oczy (Szweda, nie Sztokholmu) i popadła u mnie w niebyt - przestała dla mnie istnieć. Brat został w "mieście" jak wspomniałem i tylko z nim utrzymywałem jeszcze jako takie kontakty. Listy dwa razy w roku, kartki na święta, potem w erze maili i sms-ów nasze kontakty się zintensyfikowały. Byliśmy na bierząco. Wiedziałem że się ożenił, wiedziałem że urodził mu się syn, trzy lata później córka - do dzisiaj zapominam ich imion. Niezły wujek, nie?
Miesiąc temu naszło go na odnowienie rodzinnych kontaktów z okazji dziesięciolecia ich małżeństwa. Zaprosił mnie mailem na rocznicowe przyjęcie, wspominając że ma nadzieję że posiedzę u nich chociaż tydzień, żeby na wypadek gdybyśmy mieli znowu się nie zobaczyć przez następne piętnaście lat, przynajmniej jego żona i dzieci mnie zapamiętały. W chwili słabości zgodziłem się ich odwiedzić. I w tym momencie mimowolnie zapoczątkowałem swój upadek.
Spodziewałem się spotkania z ojcem i jego flamą, ale po piętnastu latach byłem pewien, że już się na niego zdążyłem uodpornić. Chociaż był w mojej pamięci niesamowitym twardzielem, wtedy byłem pewien że zdołam mu stawić skuteczny opór. Miałem już nawet przygotowane cięte riposty na teksty, których się spodziewałem. Zajął moją całą wyobraźnię wypierając brata, siostrę i wszystkich starych znajomych. Zresztą siostry się nie spodziewałem zobaczyć, starych znajomych też nie - chyba że na jakimś spacerze jeśli chciałbym sobie odświerzyć dawne wspomnienia. Tego spaceru też nie przewidywałem.
Pół roku temu, kupiłem sobie Porshe 911 i w przeroście formy nad treścią, kazałem sobie czarne. Teraz powoli, prawie bezgłośnie, podjeżdżałem nim pod adres z maila. Wszystko się zgadzało: ulica, numer kamienicy... Kiedy przejeżdżałem przez szeroko otwartą bramę, drzwi się uchyliły i stanął w nich wysoki, przystojny facet. Poznałbym go wszędzie - brat.
Wytoczyłem się zdrętwiały zza kierownicy. Stał bez ruchu bacznie mnie obserwując. Twarz zaczęła rozjeżdżać mu się w szerokim, szczerym uśmiechu. Pięć sekund póżniej byłem przekonany że strzeli mi kręgosłup, miałem silnego brata.
- Kornel - powtarzał raz za razem. - Byłem prawie pewien że tym razem też mnie olejesz - i znowu musiałem się naprężyć, żeby ochronić swoje kości.
- Już chyba czas żebym przekonał się naocznie czy naprawdę jeszcze Krystian żyjesz - swoją drogą to nasi rodzice nie należeli do zbyt prostych dając nam tak idiotyczne imiona.
- Wiesz że Irmina też wczoraj przyjechała z tym swoim Svenem - siostra miała trochę normalniejsze imię, a imię jej osobistego dane mi było poznać wtedy po raz pierwszy.
Drzwi znowu się otworzyły i stanęło w nich zjawisko. Wysoka, przezgrabna a jednocześnie filigranowa blondynka w mini i prawie przezroczystej bluzeczce. Genialne ciało ale mnie zahipnotyzowały jej jasnobłękitne, ogromne oczy i bardzo kształtne, bardzo czerwone usta, nie wspominam już o extra sterczących piersiach. Normalnie w ciągu sekundy wyobraziłbym sobie w tych karminowych usteczkach mojego małego (no przecież sobie to kuźwa wyobraziłem - jestem niestety odchyłem) i ten lazur nieba jednocześnie zatopiony w moich oczach... Ale chociaż w ułamku sekundy ten obrazek przemknął mi po zwojach, sytuacja była jednak niecodzienna.
Przy jej boku pojawił się mniej więcej siedmioletni chłopiec wciskając jej się pod ramię, a sekundę później dlugą nogę po drugiej stronie objęły tuż pod spódnicą ramionka rozkosznej cztero - pięcioletniej blondyneczki, miniaturki tej do której uda była podwieszona.
- Tata - zapiszczała malutka piękność.
Krystian ciągle mnie miażdżąc obejrzał się przez ramię. Wreszcie mnie uwolnił, odetchnąłem głębiej.
- To moje szczęścia, poznaj. Moja żona Kamila, a to Konrad i Krysia - pokazywał ręką jakbym mógł pomylić bratanka z bratanicą.
Byli rozkoszni, piękni, tak pięknie niewinni, ale nie mogłem oderwać wzroku od Kamili. Dlaczego mnie się nigdy nie trafia takie ciało?
- To wasz wujek Kornel, kochanie poznaj mojego brata - wyrzucił jednym tchem kończąc prezentację.
Podszedłem dwa kroki.
- Strasznie miło wreszcie cię poznać - cholera, co za seksowny głos i zarzuciła mi ręce na szyję całując z uśmiechem w oba policzki.
Poczułem na sobie dwie twarde piersi, bodące mnie przez cienką koszulę czubkami biustonosza. Te czubki były mocno wypełnione i bardzo sprężyste. Nagle poczułem że wbijają się we mnie z impetem jeszcze mocniej tak przyjemnie się rozgniatając i... straciłem oddech. Siostra popychając bratową powiesiła mi się z boku na szyi wykręcając mi głowę.
- Cześć młodszy. Prawie się nie zmieniłeś. Ale się cieszę - roześmiana postanowiła mi urwać głowę, więc musiałem się bronić.
Kamila wycofywała się promiennie uśmiechnięta, brat walił mnie pięścią po plecach, siostra podduszała a parka dzieci brata stała jak wryta z oczami jak stare pięciozłotówki.
- Witaj Krysiu, cześć Konrad - spłynąłem po nogach siory ujmując delikatnie malutkie rączki.
Ich oczka się śmiały. Mała była bardziej wylewna obejmując mnie za szyję i wtulając się z całych sił, Konrad ściskając mocno mi rękę szybko zrobił krok do przodu, cmoknął mnie w policzek i tak samo szybko się cofnął. Kiedy wstałem z małą na rękach, znalazłem się oko w oko z wyszczerzonym wikingiem.
- Jak sze masz bracze. I`m Sven - o mało mi nie urwał ręki, aż mała pisnęła nagle wstrząśnięta ale wcale nie zmieszana.
Sympatyczny typ; brat, on, ja - będzie z kim wypić - pomyślałem.
Przechodziłem już przez drzwi wejściowe popychany przez brata, przeciskany przez stłoczone ciała, kiedy stało się. Liczyłem się z tym że to nastąpi, ale nie byłem do końca przygotowany. W korytarzu jak posąg stał wielki niedźwiedź. ****a, ojciec. Postawiłem małą na podłodze.
- No proszę. Pojawił się syn marnotrawny. Jednak znalazłeś drogę - zamruczało cielsko.
Zastanawiałem się gorączkowo co powinienem zrobić, ale nie dał mi czasu do namysłu. Zrobił krok i położył mi ręce na ramionach.
- Cieszę się - poniósł się pomruk przez całe pomieszczenie.
- Dziadku, to ty znasz wujka? - zapiszczało przede mną.
- Trochę znam kochanie, ale zamierzam poznać lepiej - łapa delikatnie zsunęła się z mojego ramienia na malutką blond główkę.
- Jak to trochę? Przecież to wujek Kornel - skubana wdrapywała się na niedźwiedzia trzymając małą rączką pasek a drugą usiłując złapać kieszeń na koszuli.
Pochylił się zgarniając ją z podłogi od niechcenia.
- Potem ci to kochanie wytłumaczę - zamruczał o ton ciszej do uszka małej.
Za jego plecami zobaczyłem burzę czarnych, włosów i wesołe, przyjazne oczka. Ta laseczka też była warta grzechu. Chyba była nawet młodsza ode mnie. Opięta czerwona bluzka, tak samo opięta czarna długa spódnica z rozcięciem z przodu prawie do krocza. Normalnie trudno było mnie zaskoczyć, ale to nie był normalny dzień - za dużo pięknych kobiet. Na barach olbrzyma obok buźki Krysi ukazała się wypielęgnowana, upierścieniona, smukła dłoń.
- Przedstaw mnie misiu - i wyszczerzyła do mnie nienagannie białe ząbki.
- Twoja macocha, Klaudia - obrzucił mnie po raz ostatni spojrzeniem i zupełnie obojętny na to jak przyjmę następczynię mamy, głaskając małą palcem po policzku, wytoczył się w głąb mieszkania.
- Zaraz tam macocha, po prostu Klaudia - postanowiła chyba sprawdzić giętkość i siłę mojego nadgarstka, bo też o mało nie urwała mi oburącz dłoni.
Kiedy walczyłem o całość ręki, mój spaczony wzrok dojrzał w rozcięciu spódnicy pełne, opięte pończochą udo - zauważyłem dół ściągacza i niebezpiecznie mi zesztywniał mały poruszony (no, nie dosłownie) już biustem Kamili kilkadziesiąt sekund temu. I zgadnijcie co sobie wyobraziłem - już któryś raz w ciągu ostatnich kilku minut. Przewidując że też może mi się rzucić na szyję i wtedy wyczuć rosnącego w oczach kumpla, unieruchomiłem ją zbierając siły.
- Bardzo miło mi cię poznać. Witaj - tembr mojego głosu w niczym nie ustępował tembrowi protoplasty a wiele dziewczyn już się moczyło tylko go słuchając. Jego siłę odkryłem dawno temu na studiach w studenckim radiu. Klaudia stałą z obnażonym udem i rozszerzonymi oczami.
- No to tym razem jesteśmy w komplecie - poczułem pięść brata miedzy łopatkami i przeleciałem po macosze wgłąb mieszkania.
Jedliśmy świąteczny obiadek w niezłym metrażu. Bratu poszczęściło się tak samo jak mnie, może nawet bardziej bo miał jakąś firmę budowlaną jak się później okazało a ja ciągle byłem bardzo dobrze opłacanym ale jednak tylko wyrobnikiem. Jasne że wolałbym być swoim własnym szefem - dobiegałem połowy życia, a nie mogłem nawet na tym polu wyprzedzić starszego brata. Ale nie zazdrościłem - podziwiałem raczej.
Znajdowałem się w czteropokojowym, bogato i ze smakiem urządzonym apartamencie starszego brata z teoretycznie wszystkimi najbliższymi mi osobami, które właściwie dwie godziny temu zacząłem na nowo poznawać. Ironia losu. Zacząłem się zastanawiać po co właściwie tu przyjechałem.
- Może nam opowiesz co się z tobą działo przez te piętnaście lat - stary jadł ptaka rękami rzucając mi ciężkie spojrzenia spod krzaczastych brwi, savoir - vivre to przewidział chyba specjalnie dla niego, bo wyglądał jakby jadł w smokingu srebrnymi sztućcami.
- Nie ma o czym opowiadać, daję sobie radę. Nie ma czasu na pierdoły. O wiele ciekawsze powinny być wasze historie - odzyskałem już rezon i używając całego czaru głosu i uśmiechu łamałem wszystkie piękności przy stole a zwłaszcza najmłodszą. Uparła się żeby siedzieć przy mnie podczas obiadu. Męczyła się ze sztućcami ale uparcie ściskała udami pierwszy prezent od nowo poznanego wujka - barbiowatą lalkę w balowej sukni recytującą chyba trzy czy cztery bajki Andersena.
- Naszą przeszłość i... przyszłość widzisz przed sobą a o tobie... słuch zaginął. I nie wracał... długo - myślałem że brat chce mi pomóc a ten szczerzył przyjaźnie twarz popierając starego.
Do tego tyle poruszających, wpatrzonych we mnie twarzy kobiet z których każda mogłaby mnie mieć... gdyby chciała. Nagle oprzytomniałem, najchętniej sam sobie bym lutnął w tą sprośną gębę za takie myśli. Czy wszystko muszę zepsuć. Pajacu, przecież to twoja rodzina!!!
- Co mam wam powiedzieć. Jestem finansowo niezależny, nie ożeniłem sie, nie mam dzieci ale jestem hetero, żeby nie było niedomówień.
- Co to jest wujku hetero - zainteresowała się z pełnymi ustami najmłodsza bogini.
- Jak by ci to powiedzieć kochanie - usłyszałem parsknięcia, ktoś się zakrztusił. - To taki prawdziwy facet na którego można liczyć - nagle przyszedł mi do głowy jak wtedy sądziłem wspaniały pomysł. - Taki jak twój dziadek.
- Acha - maleństwo przeżuło co miało w buzi. - Ale na dziadku nie można polegać bo miał mnie zabrać do ZOO i kicha - koniec jedzenia, towarzystwo przy stole dusiło się usiłując nie pluć dookoła indykiem ze szparagami i zasłaniając usta czym się dało.
Jedynie wiking nerwowo podpytywał siostrę o co chodzi. Stary spiorunował mnie wzrokiem.
- Pójdziemy kochanie jutro do ZOO. Obiecuję - wymruczał donośnie.
- Akurat. Dopiero jak wrócimy to ci uwierzę - rezolutnie oznajmiło dziecko.
Całe bractwo już razem z wikingiem skręcało się przy stole. Spojrzałem na wściekłego ojca i naburmuszoną Krysię i też się roześmiałem. Maleństwo wyratowało mnie z opresji, byłem jej winien przynajmniej jeszcze jedną lalkę i to o wiele bardziej wypasioną.
Zaczął się normalny rodzinny obiad, nikt już nie nagabywał mnie o przeszłość.
Godzinę po obiedzie zaczęli schodzić się goście. Na szczęście przewidziałem strój wyjściowy i przywiozłem ze sobą najlepszy garnitur i jedwabną muszkę. Przydały się. Kurczę, ludzie to potraktowali jak wesele. Zjawiły się tłumnie rodzina i przyjaciółki Kamili, kumple i wyżsi podwładni brata - lekko z pięćdziesiąt osób. I chyba wszyscy z prezentami, w najgorszym razie z kwiatami.
- Siostra ratuj. Nie mam prezentu - szukałem panicznie ratunku.
- Przestań młodszy. Ty tu jesteś najlepszym prezentem - Irmina zignorowała mnie wbijając się w kółeczko chyba prawie modelek - nie anorektyczek.
- Brat, sorry ale nie pomyślałem o prezencie - zacząłem się kajać przy pierwszej okazji.
- Zapomnij, co mam potem zrobić z tymi wszystkimi prezentami, przynajmniej ty jesteś normalny. Niech to wszystko się przewali, to potem sobie pogadamy.
- Nie martw się bzdurami - zza jego pleców wyłoniła się Kamila i wycisnęła mi na policzku bardzo mokrego całusa; jakby nie było alkohol lał się już strugami.
To była wspaniała impreza. Poznałem kilku interesujących ludzi, poznałem z grubsza w tańcu anatomię paru lasek. Gdyby to nie było u mojego brata, bez problemów wyciągnąłbym jakąś na wieczorny spacer ale przewidując problemy nie chciałem narobić dymu i obiecując samemu sobie że będę młodszym na poziomie, zawiązałem sobie końcówkę na supełek. No, nie dosłownie.
O północy zaczęło się przerzedzać. O drugiej zostali już tylko najbliżsi. Lekko podcięty ojciec wymac***ąc palcem nakazał mi nie uciekać, póki ze mną nie porozmawia a jutro stawić się na obiad. O wiele bardziej podcięta młodsza ode mnie macocha, miażdżąc mi udem małego wycisnęła mi na policzku następny mokry całus powtarzając zaproszenie starego. Wyszli.
Została tylko siostra z wikingiem, brat z Kamilą, ja i od dawna śpiące w najdalszym pokoju dzieci.
Krystian z pietyzmem niósł przed sobą oblodzonego czarnego Smirnoffa i oczami mnie i Svenowi pokazał mały stolik z fotelami, gdzie jeszcze w miarę bezboleśnie mogliśmy spędzić z godzinkę. Stanęło na tym że dziewczyny się wykąpią i zrobią spanie a potem pójdziemy w ich ślady i po kąpieli już bez robienia spania grzecznie się uwalimy w bety. Był tylko jeden problem, gdzie mnie położyć? Chciałem paść w salonie na kanapie, ale Krystian z Kamilą dwugłośnie zdecydowali że nie wolno mi spać w poimprezowym nie sprzątniętym bajzlu, ale będę spał na pełnowymiarowym łóżku młodej w ich sypialni. Kiedy strzeliła zalodzona zakrętka, było mi już wszystko jedno. Swen narzucił niezłe tempo, wiadomo że Szwedzi mają Polskę za jeden wielki burdel z wyszynkiem, więc poszedł na całość. Ponieważ został mu tylko wyszynk - Irmina by mu wydrapała oczy za inne rozrywki, więc odpadł pierwszy. Dziewczyny w swoich zwiewnych koszulkach już im grzały spanko, kiedy byliśmy zmuszeni wziąć Svena pod ręce i zataszczyć pod prysznic. Coś mi świta, że chyba mydliliśmy na nim koszulę i spodnie od garnituru, ale prysznic przyjął dzielnie i wydawało mi się że nawet pachniał mydłem. Irmina kiedy nas zobaczyła stwierdziła tylko że mamy przerąbane i odwróciła się do nas wszystkich jedną z najpiękniejszych części kobiecego ciała.
Zaraz potem brat trochę osłabł więc wysłałem go pod prysznic pierwszego. Przed prysznicem chyba nawet zdjął ubranie... Ja też zdjąłem ale słabo pamiętam prysznic i jak trafiłem do łóżka. Musiało być w okolicach czwartej.
Miłej lektury
Nie jestem zbyt towarzyski. Nie jestem zbyt rodzinny. Nie wyzbywam się swoich przyzwyczajeń by zdobyć nowych przyjaciół. Nawet nie uganiam się za podobającą mi się dziewczyną - daję jej tylko poznać że ma szanse i... zostawiam resztę w jej rękach. I przeważnie się nie zawodzę.
Nieciekawy typ, nieprawdaż? Ale sam siebie nie lubię, więc do dzisiaj nie wiem jak można mnie kochać. A zdarzyło się to już parę razy. Ale nie o tym chciałem.
Postanowiłem napisać o świństwie jakie wyrządziłem jednej z nielicznych osób, które kiedyś naprawdę kochałem i podziwiałem - starszemu bratu. Dalej go zresztą kocham - to taka dziwna więź. Jako dzieci czy nastolatkowe, laliśmy się na okrągło i na palcach jednej ręki można policzyć moje zwycięstwa ale był o trzy lata starszy. Ponad trzy. Mogliśmy się naparzać godzinami i żaden nie ustąpił, ale niechby ktoś obcy któremuś z nas się naraził. Front rodzinny był nie do pobicia i wielu tego doświadczyło.
Miałem też starszą o rok siostrę. Była jakby nie z tej rodziny, nie znaczyła nawet połowy tego co starszy brat i dostawała zawsze bęcki od nas obydwu. Ale zwycięstwa nad nią nie były już tak spektakularne, bo była oczkiem w głowie ojca i przeważnie po mini zwycięstwach nad siostrą następowało maxi zwycięstwo ojca nad nami, poparte zwykle kazaniem że siostrą mamy się opiekować a nie zachowywać się jak wyrodki. Te "wyrodki" bardzo nam zapadły w pamięć i nie dały się skancelować do dzisiaj. Ale była też druga strona medalu. Pierwsza cipka jaką widziałem w życiu to cipka siory, pierwsza której dotknąłem to też o zgrozo jej, pierwsza którą pocałowałem... I chociaż to wszystko było dziecięcymi jeszcze podchodami, siostra była punktem odniesienia dla naszych przyszłych dziewczyn... a poprzeczkę zawiesiła im wysoko. Jako rodzina nigdy żadne z nas nie było ćwierciem (ćwierćinteligentem), więc ona też nie a poza tym doszła do finałów Miss Polonia parę lat temu.
Ale kiedy kończyliśmy licea jedno po drugim, brat został w mieście na polibudzie, siostra po nim wybyła do stolicy próbować szczęścia (i raczej jej się udało jak już wspomniałem) a kiedy przyszła moja kolej, uciekłem najdalej jak się dało, na drugi koniec kraju - może przed ojcem, który w międzyczasie stał się moim wrogiem nr 1, może przed moją prawdziwą pierwszą miłością, która wtedy właśnie mi oznajmiła że nią nie jest. Pech, ale nie do końca. Skończyłem studia, jakimś psim swędem znalazłem pracę w firmie która zapewniła mi egzystencję na poziomie, o którym 99% moich równolatków może pomarzyć. Ale nie ma nic za darmo na tym świecie...
Jak już napisałem, jestem jednak nieciekawym typem, przepuszczałem przez moje łóżko dziesiątki dziewczyn bez żadnej selekcji. Przechodziły przez nie koleżanki z pracy, szacowne matki rodzin, godzinę wcześniej poznane klientki, wszelkie manikiurzystki, fryzjerki, sprzedawczynie z osiedlowego sklepu, co ponętniejsze sąsiadki - słowem wszystko co nie uciekało na drzewo i nie miało wisiorka między nogami. Stałem się nie dość że pracoholikiem to także seksoholikiem. Chory, żałosny ludek - to moja samoocena.
Do tego zerwałem kontakt z rodziną. Kiedy dwa lata po moim wyjeździe zmarła mama, nic już nie stało na przeszkodzie żeby przestać oglądać ojca. Siostra wyjechała z jakimś Szwedem gdzieś pod Sztokholm, nigdy go nie widziałem nawet na oczy (Szweda, nie Sztokholmu) i popadła u mnie w niebyt - przestała dla mnie istnieć. Brat został w "mieście" jak wspomniałem i tylko z nim utrzymywałem jeszcze jako takie kontakty. Listy dwa razy w roku, kartki na święta, potem w erze maili i sms-ów nasze kontakty się zintensyfikowały. Byliśmy na bierząco. Wiedziałem że się ożenił, wiedziałem że urodził mu się syn, trzy lata później córka - do dzisiaj zapominam ich imion. Niezły wujek, nie?
Miesiąc temu naszło go na odnowienie rodzinnych kontaktów z okazji dziesięciolecia ich małżeństwa. Zaprosił mnie mailem na rocznicowe przyjęcie, wspominając że ma nadzieję że posiedzę u nich chociaż tydzień, żeby na wypadek gdybyśmy mieli znowu się nie zobaczyć przez następne piętnaście lat, przynajmniej jego żona i dzieci mnie zapamiętały. W chwili słabości zgodziłem się ich odwiedzić. I w tym momencie mimowolnie zapoczątkowałem swój upadek.
Spodziewałem się spotkania z ojcem i jego flamą, ale po piętnastu latach byłem pewien, że już się na niego zdążyłem uodpornić. Chociaż był w mojej pamięci niesamowitym twardzielem, wtedy byłem pewien że zdołam mu stawić skuteczny opór. Miałem już nawet przygotowane cięte riposty na teksty, których się spodziewałem. Zajął moją całą wyobraźnię wypierając brata, siostrę i wszystkich starych znajomych. Zresztą siostry się nie spodziewałem zobaczyć, starych znajomych też nie - chyba że na jakimś spacerze jeśli chciałbym sobie odświerzyć dawne wspomnienia. Tego spaceru też nie przewidywałem.
Pół roku temu, kupiłem sobie Porshe 911 i w przeroście formy nad treścią, kazałem sobie czarne. Teraz powoli, prawie bezgłośnie, podjeżdżałem nim pod adres z maila. Wszystko się zgadzało: ulica, numer kamienicy... Kiedy przejeżdżałem przez szeroko otwartą bramę, drzwi się uchyliły i stanął w nich wysoki, przystojny facet. Poznałbym go wszędzie - brat.
Wytoczyłem się zdrętwiały zza kierownicy. Stał bez ruchu bacznie mnie obserwując. Twarz zaczęła rozjeżdżać mu się w szerokim, szczerym uśmiechu. Pięć sekund póżniej byłem przekonany że strzeli mi kręgosłup, miałem silnego brata.
- Kornel - powtarzał raz za razem. - Byłem prawie pewien że tym razem też mnie olejesz - i znowu musiałem się naprężyć, żeby ochronić swoje kości.
- Już chyba czas żebym przekonał się naocznie czy naprawdę jeszcze Krystian żyjesz - swoją drogą to nasi rodzice nie należeli do zbyt prostych dając nam tak idiotyczne imiona.
- Wiesz że Irmina też wczoraj przyjechała z tym swoim Svenem - siostra miała trochę normalniejsze imię, a imię jej osobistego dane mi było poznać wtedy po raz pierwszy.
Drzwi znowu się otworzyły i stanęło w nich zjawisko. Wysoka, przezgrabna a jednocześnie filigranowa blondynka w mini i prawie przezroczystej bluzeczce. Genialne ciało ale mnie zahipnotyzowały jej jasnobłękitne, ogromne oczy i bardzo kształtne, bardzo czerwone usta, nie wspominam już o extra sterczących piersiach. Normalnie w ciągu sekundy wyobraziłbym sobie w tych karminowych usteczkach mojego małego (no przecież sobie to kuźwa wyobraziłem - jestem niestety odchyłem) i ten lazur nieba jednocześnie zatopiony w moich oczach... Ale chociaż w ułamku sekundy ten obrazek przemknął mi po zwojach, sytuacja była jednak niecodzienna.
Przy jej boku pojawił się mniej więcej siedmioletni chłopiec wciskając jej się pod ramię, a sekundę później dlugą nogę po drugiej stronie objęły tuż pod spódnicą ramionka rozkosznej cztero - pięcioletniej blondyneczki, miniaturki tej do której uda była podwieszona.
- Tata - zapiszczała malutka piękność.
Krystian ciągle mnie miażdżąc obejrzał się przez ramię. Wreszcie mnie uwolnił, odetchnąłem głębiej.
- To moje szczęścia, poznaj. Moja żona Kamila, a to Konrad i Krysia - pokazywał ręką jakbym mógł pomylić bratanka z bratanicą.
Byli rozkoszni, piękni, tak pięknie niewinni, ale nie mogłem oderwać wzroku od Kamili. Dlaczego mnie się nigdy nie trafia takie ciało?
- To wasz wujek Kornel, kochanie poznaj mojego brata - wyrzucił jednym tchem kończąc prezentację.
Podszedłem dwa kroki.
- Strasznie miło wreszcie cię poznać - cholera, co za seksowny głos i zarzuciła mi ręce na szyję całując z uśmiechem w oba policzki.
Poczułem na sobie dwie twarde piersi, bodące mnie przez cienką koszulę czubkami biustonosza. Te czubki były mocno wypełnione i bardzo sprężyste. Nagle poczułem że wbijają się we mnie z impetem jeszcze mocniej tak przyjemnie się rozgniatając i... straciłem oddech. Siostra popychając bratową powiesiła mi się z boku na szyi wykręcając mi głowę.
- Cześć młodszy. Prawie się nie zmieniłeś. Ale się cieszę - roześmiana postanowiła mi urwać głowę, więc musiałem się bronić.
Kamila wycofywała się promiennie uśmiechnięta, brat walił mnie pięścią po plecach, siostra podduszała a parka dzieci brata stała jak wryta z oczami jak stare pięciozłotówki.
- Witaj Krysiu, cześć Konrad - spłynąłem po nogach siory ujmując delikatnie malutkie rączki.
Ich oczka się śmiały. Mała była bardziej wylewna obejmując mnie za szyję i wtulając się z całych sił, Konrad ściskając mocno mi rękę szybko zrobił krok do przodu, cmoknął mnie w policzek i tak samo szybko się cofnął. Kiedy wstałem z małą na rękach, znalazłem się oko w oko z wyszczerzonym wikingiem.
- Jak sze masz bracze. I`m Sven - o mało mi nie urwał ręki, aż mała pisnęła nagle wstrząśnięta ale wcale nie zmieszana.
Sympatyczny typ; brat, on, ja - będzie z kim wypić - pomyślałem.
Przechodziłem już przez drzwi wejściowe popychany przez brata, przeciskany przez stłoczone ciała, kiedy stało się. Liczyłem się z tym że to nastąpi, ale nie byłem do końca przygotowany. W korytarzu jak posąg stał wielki niedźwiedź. ****a, ojciec. Postawiłem małą na podłodze.
- No proszę. Pojawił się syn marnotrawny. Jednak znalazłeś drogę - zamruczało cielsko.
Zastanawiałem się gorączkowo co powinienem zrobić, ale nie dał mi czasu do namysłu. Zrobił krok i położył mi ręce na ramionach.
- Cieszę się - poniósł się pomruk przez całe pomieszczenie.
- Dziadku, to ty znasz wujka? - zapiszczało przede mną.
- Trochę znam kochanie, ale zamierzam poznać lepiej - łapa delikatnie zsunęła się z mojego ramienia na malutką blond główkę.
- Jak to trochę? Przecież to wujek Kornel - skubana wdrapywała się na niedźwiedzia trzymając małą rączką pasek a drugą usiłując złapać kieszeń na koszuli.
Pochylił się zgarniając ją z podłogi od niechcenia.
- Potem ci to kochanie wytłumaczę - zamruczał o ton ciszej do uszka małej.
Za jego plecami zobaczyłem burzę czarnych, włosów i wesołe, przyjazne oczka. Ta laseczka też była warta grzechu. Chyba była nawet młodsza ode mnie. Opięta czerwona bluzka, tak samo opięta czarna długa spódnica z rozcięciem z przodu prawie do krocza. Normalnie trudno było mnie zaskoczyć, ale to nie był normalny dzień - za dużo pięknych kobiet. Na barach olbrzyma obok buźki Krysi ukazała się wypielęgnowana, upierścieniona, smukła dłoń.
- Przedstaw mnie misiu - i wyszczerzyła do mnie nienagannie białe ząbki.
- Twoja macocha, Klaudia - obrzucił mnie po raz ostatni spojrzeniem i zupełnie obojętny na to jak przyjmę następczynię mamy, głaskając małą palcem po policzku, wytoczył się w głąb mieszkania.
- Zaraz tam macocha, po prostu Klaudia - postanowiła chyba sprawdzić giętkość i siłę mojego nadgarstka, bo też o mało nie urwała mi oburącz dłoni.
Kiedy walczyłem o całość ręki, mój spaczony wzrok dojrzał w rozcięciu spódnicy pełne, opięte pończochą udo - zauważyłem dół ściągacza i niebezpiecznie mi zesztywniał mały poruszony (no, nie dosłownie) już biustem Kamili kilkadziesiąt sekund temu. I zgadnijcie co sobie wyobraziłem - już któryś raz w ciągu ostatnich kilku minut. Przewidując że też może mi się rzucić na szyję i wtedy wyczuć rosnącego w oczach kumpla, unieruchomiłem ją zbierając siły.
- Bardzo miło mi cię poznać. Witaj - tembr mojego głosu w niczym nie ustępował tembrowi protoplasty a wiele dziewczyn już się moczyło tylko go słuchając. Jego siłę odkryłem dawno temu na studiach w studenckim radiu. Klaudia stałą z obnażonym udem i rozszerzonymi oczami.
- No to tym razem jesteśmy w komplecie - poczułem pięść brata miedzy łopatkami i przeleciałem po macosze wgłąb mieszkania.
Jedliśmy świąteczny obiadek w niezłym metrażu. Bratu poszczęściło się tak samo jak mnie, może nawet bardziej bo miał jakąś firmę budowlaną jak się później okazało a ja ciągle byłem bardzo dobrze opłacanym ale jednak tylko wyrobnikiem. Jasne że wolałbym być swoim własnym szefem - dobiegałem połowy życia, a nie mogłem nawet na tym polu wyprzedzić starszego brata. Ale nie zazdrościłem - podziwiałem raczej.
Znajdowałem się w czteropokojowym, bogato i ze smakiem urządzonym apartamencie starszego brata z teoretycznie wszystkimi najbliższymi mi osobami, które właściwie dwie godziny temu zacząłem na nowo poznawać. Ironia losu. Zacząłem się zastanawiać po co właściwie tu przyjechałem.
- Może nam opowiesz co się z tobą działo przez te piętnaście lat - stary jadł ptaka rękami rzucając mi ciężkie spojrzenia spod krzaczastych brwi, savoir - vivre to przewidział chyba specjalnie dla niego, bo wyglądał jakby jadł w smokingu srebrnymi sztućcami.
- Nie ma o czym opowiadać, daję sobie radę. Nie ma czasu na pierdoły. O wiele ciekawsze powinny być wasze historie - odzyskałem już rezon i używając całego czaru głosu i uśmiechu łamałem wszystkie piękności przy stole a zwłaszcza najmłodszą. Uparła się żeby siedzieć przy mnie podczas obiadu. Męczyła się ze sztućcami ale uparcie ściskała udami pierwszy prezent od nowo poznanego wujka - barbiowatą lalkę w balowej sukni recytującą chyba trzy czy cztery bajki Andersena.
- Naszą przeszłość i... przyszłość widzisz przed sobą a o tobie... słuch zaginął. I nie wracał... długo - myślałem że brat chce mi pomóc a ten szczerzył przyjaźnie twarz popierając starego.
Do tego tyle poruszających, wpatrzonych we mnie twarzy kobiet z których każda mogłaby mnie mieć... gdyby chciała. Nagle oprzytomniałem, najchętniej sam sobie bym lutnął w tą sprośną gębę za takie myśli. Czy wszystko muszę zepsuć. Pajacu, przecież to twoja rodzina!!!
- Co mam wam powiedzieć. Jestem finansowo niezależny, nie ożeniłem sie, nie mam dzieci ale jestem hetero, żeby nie było niedomówień.
- Co to jest wujku hetero - zainteresowała się z pełnymi ustami najmłodsza bogini.
- Jak by ci to powiedzieć kochanie - usłyszałem parsknięcia, ktoś się zakrztusił. - To taki prawdziwy facet na którego można liczyć - nagle przyszedł mi do głowy jak wtedy sądziłem wspaniały pomysł. - Taki jak twój dziadek.
- Acha - maleństwo przeżuło co miało w buzi. - Ale na dziadku nie można polegać bo miał mnie zabrać do ZOO i kicha - koniec jedzenia, towarzystwo przy stole dusiło się usiłując nie pluć dookoła indykiem ze szparagami i zasłaniając usta czym się dało.
Jedynie wiking nerwowo podpytywał siostrę o co chodzi. Stary spiorunował mnie wzrokiem.
- Pójdziemy kochanie jutro do ZOO. Obiecuję - wymruczał donośnie.
- Akurat. Dopiero jak wrócimy to ci uwierzę - rezolutnie oznajmiło dziecko.
Całe bractwo już razem z wikingiem skręcało się przy stole. Spojrzałem na wściekłego ojca i naburmuszoną Krysię i też się roześmiałem. Maleństwo wyratowało mnie z opresji, byłem jej winien przynajmniej jeszcze jedną lalkę i to o wiele bardziej wypasioną.
Zaczął się normalny rodzinny obiad, nikt już nie nagabywał mnie o przeszłość.
Godzinę po obiedzie zaczęli schodzić się goście. Na szczęście przewidziałem strój wyjściowy i przywiozłem ze sobą najlepszy garnitur i jedwabną muszkę. Przydały się. Kurczę, ludzie to potraktowali jak wesele. Zjawiły się tłumnie rodzina i przyjaciółki Kamili, kumple i wyżsi podwładni brata - lekko z pięćdziesiąt osób. I chyba wszyscy z prezentami, w najgorszym razie z kwiatami.
- Siostra ratuj. Nie mam prezentu - szukałem panicznie ratunku.
- Przestań młodszy. Ty tu jesteś najlepszym prezentem - Irmina zignorowała mnie wbijając się w kółeczko chyba prawie modelek - nie anorektyczek.
- Brat, sorry ale nie pomyślałem o prezencie - zacząłem się kajać przy pierwszej okazji.
- Zapomnij, co mam potem zrobić z tymi wszystkimi prezentami, przynajmniej ty jesteś normalny. Niech to wszystko się przewali, to potem sobie pogadamy.
- Nie martw się bzdurami - zza jego pleców wyłoniła się Kamila i wycisnęła mi na policzku bardzo mokrego całusa; jakby nie było alkohol lał się już strugami.
To była wspaniała impreza. Poznałem kilku interesujących ludzi, poznałem z grubsza w tańcu anatomię paru lasek. Gdyby to nie było u mojego brata, bez problemów wyciągnąłbym jakąś na wieczorny spacer ale przewidując problemy nie chciałem narobić dymu i obiecując samemu sobie że będę młodszym na poziomie, zawiązałem sobie końcówkę na supełek. No, nie dosłownie.
O północy zaczęło się przerzedzać. O drugiej zostali już tylko najbliżsi. Lekko podcięty ojciec wymac***ąc palcem nakazał mi nie uciekać, póki ze mną nie porozmawia a jutro stawić się na obiad. O wiele bardziej podcięta młodsza ode mnie macocha, miażdżąc mi udem małego wycisnęła mi na policzku następny mokry całus powtarzając zaproszenie starego. Wyszli.
Została tylko siostra z wikingiem, brat z Kamilą, ja i od dawna śpiące w najdalszym pokoju dzieci.
Krystian z pietyzmem niósł przed sobą oblodzonego czarnego Smirnoffa i oczami mnie i Svenowi pokazał mały stolik z fotelami, gdzie jeszcze w miarę bezboleśnie mogliśmy spędzić z godzinkę. Stanęło na tym że dziewczyny się wykąpią i zrobią spanie a potem pójdziemy w ich ślady i po kąpieli już bez robienia spania grzecznie się uwalimy w bety. Był tylko jeden problem, gdzie mnie położyć? Chciałem paść w salonie na kanapie, ale Krystian z Kamilą dwugłośnie zdecydowali że nie wolno mi spać w poimprezowym nie sprzątniętym bajzlu, ale będę spał na pełnowymiarowym łóżku młodej w ich sypialni. Kiedy strzeliła zalodzona zakrętka, było mi już wszystko jedno. Swen narzucił niezłe tempo, wiadomo że Szwedzi mają Polskę za jeden wielki burdel z wyszynkiem, więc poszedł na całość. Ponieważ został mu tylko wyszynk - Irmina by mu wydrapała oczy za inne rozrywki, więc odpadł pierwszy. Dziewczyny w swoich zwiewnych koszulkach już im grzały spanko, kiedy byliśmy zmuszeni wziąć Svena pod ręce i zataszczyć pod prysznic. Coś mi świta, że chyba mydliliśmy na nim koszulę i spodnie od garnituru, ale prysznic przyjął dzielnie i wydawało mi się że nawet pachniał mydłem. Irmina kiedy nas zobaczyła stwierdziła tylko że mamy przerąbane i odwróciła się do nas wszystkich jedną z najpiękniejszych części kobiecego ciała.
Zaraz potem brat trochę osłabł więc wysłałem go pod prysznic pierwszego. Przed prysznicem chyba nawet zdjął ubranie... Ja też zdjąłem ale słabo pamiętam prysznic i jak trafiłem do łóżka. Musiało być w okolicach czwartej.
Skomentuj