czesc, mam wielki dosc spory dla mnie problem w szkole, nie mam gdzie komu opisac, nikt tego nie rozumie...
powinienem byc juz w 3 lic. a jestem w 2 fakt rok siedzialem, ale wszystko zaczelo sie od tego ze nauczyciele jakby to powiedziec podwazaja moj autorytet, kiedy chce wykazac ze mnie stac na to aby pojsc do odpowiedzi , zrobic zadanie, to slysze niemal caly czas "a ty nie umiesz"
"a ty masz wszystkie tematy w zeszycie"
"a to twoje pismo, niewierze"
wkurza mnie to maksymalnie, a potrafie czasami pwiedziec takiemu nauczycielowi pare cierpkich slow, lecz to niestety nie wychodzi na moja korzysc.
do mojej klasy zapisala sie dziewczyna ktora mieszka w internacie (rodzice ja przeniesli) mieszka 120 km od miejsca naszej szkoly, fakt wychodzilismy czasami na przerwie na papierosa, ale to co matka tej laski powiedziala mojej mamie na ostatniej wywiadowce totalnie mnie wyprowadzilo z rownowagi, ze przynosze do szkoly piwo, wodke, wino i rozdaje tak jak to ta matka powiedziala 'dzieciom w klasie'
zbuntowalem sie temu wszystkiemu nie chdzilem do szkoly, wkoncu pojawilem sie (to byl 10 listopad) wychowawczyni weziela mnie do dyrektora, nie dali mi powiedziec ani slowa, mowilem ze mam swiadkow cala klasa procz tej dziewczyny moze poswiadczyc ze nigdy w zyciu nie mialem alkoholu w szkole, to mnie zjechali oboje 'zebym nie ciagal klasy do swojej kryminalnej sprawy' i takie rozne mega wkurzajace teksty, chamskie bardzo, w oczy mi powiedzieli z ironicznymi usmieszkami na ryjach 'nie wygras tej sprawy, a ta matka zglosi to na policje, nie wygrasz, oni wygraja'... chca abym chodzil do szkoly nie opuszczal, a sami mnie tym zniechecaja, ja im argumentujac ze odbylem szczera rozmowe ze starszymi, oni do mnie ze niwierza mi i ze to slowa na wiatr, sory ale to zniecheca do jakiegokolwiek dzialania w tej sprawie z mojej strony,
ponadto o mojej frekwenji chciala rozmawiac szkolna psycholog, mam do niej straszny uraz, w tamtym roku wezwala mnie, bylem 3 razy, zrobila wode z mozgu, kazala rozwiazywac jakies glupie testy, malowanki, pokazywala rysunki a ja mialem jej opowiadania robic z tego, kobieta poprostu, ktora ma problem sama ze soba, to mnie przy calej klasie szarpala ze mam z nia isc i koniec, a co jesli nie chce isc do niej tylko pojde do poradni psychologicznej, mam 18 lat nikt nie bedzie mi mowil co mam robic.... to mnie przerasta, od tamtego momentu nie jestem w szkole od pon.. mam dosc, rodzice mnie nie rozumieja, (pewnie, lepiej wierzyc nauczycielom, przeciez oni sa zawsze spoko, no nie?)...
powinienem byc juz w 3 lic. a jestem w 2 fakt rok siedzialem, ale wszystko zaczelo sie od tego ze nauczyciele jakby to powiedziec podwazaja moj autorytet, kiedy chce wykazac ze mnie stac na to aby pojsc do odpowiedzi , zrobic zadanie, to slysze niemal caly czas "a ty nie umiesz"
"a ty masz wszystkie tematy w zeszycie"
"a to twoje pismo, niewierze"
wkurza mnie to maksymalnie, a potrafie czasami pwiedziec takiemu nauczycielowi pare cierpkich slow, lecz to niestety nie wychodzi na moja korzysc.
do mojej klasy zapisala sie dziewczyna ktora mieszka w internacie (rodzice ja przeniesli) mieszka 120 km od miejsca naszej szkoly, fakt wychodzilismy czasami na przerwie na papierosa, ale to co matka tej laski powiedziala mojej mamie na ostatniej wywiadowce totalnie mnie wyprowadzilo z rownowagi, ze przynosze do szkoly piwo, wodke, wino i rozdaje tak jak to ta matka powiedziala 'dzieciom w klasie'
zbuntowalem sie temu wszystkiemu nie chdzilem do szkoly, wkoncu pojawilem sie (to byl 10 listopad) wychowawczyni weziela mnie do dyrektora, nie dali mi powiedziec ani slowa, mowilem ze mam swiadkow cala klasa procz tej dziewczyny moze poswiadczyc ze nigdy w zyciu nie mialem alkoholu w szkole, to mnie zjechali oboje 'zebym nie ciagal klasy do swojej kryminalnej sprawy' i takie rozne mega wkurzajace teksty, chamskie bardzo, w oczy mi powiedzieli z ironicznymi usmieszkami na ryjach 'nie wygras tej sprawy, a ta matka zglosi to na policje, nie wygrasz, oni wygraja'... chca abym chodzil do szkoly nie opuszczal, a sami mnie tym zniechecaja, ja im argumentujac ze odbylem szczera rozmowe ze starszymi, oni do mnie ze niwierza mi i ze to slowa na wiatr, sory ale to zniecheca do jakiegokolwiek dzialania w tej sprawie z mojej strony,
ponadto o mojej frekwenji chciala rozmawiac szkolna psycholog, mam do niej straszny uraz, w tamtym roku wezwala mnie, bylem 3 razy, zrobila wode z mozgu, kazala rozwiazywac jakies glupie testy, malowanki, pokazywala rysunki a ja mialem jej opowiadania robic z tego, kobieta poprostu, ktora ma problem sama ze soba, to mnie przy calej klasie szarpala ze mam z nia isc i koniec, a co jesli nie chce isc do niej tylko pojde do poradni psychologicznej, mam 18 lat nikt nie bedzie mi mowil co mam robic.... to mnie przerasta, od tamtego momentu nie jestem w szkole od pon.. mam dosc, rodzice mnie nie rozumieja, (pewnie, lepiej wierzyc nauczycielom, przeciez oni sa zawsze spoko, no nie?)...
Skomentuj