Cześć!
Jestem tu zupełnie nowa, nie wiem, czy zabawię dłużej, ale chciałam rozwiązać w swoim życiu jedną... sprawę... i uznałam, że to chyba najlepsze miejsce, żeby zasięgnąć porady
Jestem kobietą, mąż jest ode mnie sporo starszy, małżeństwem jesteśmy w przybliżeniu 2 dekady. Generalnie jesteśmy udanym małżeństwem - nie zdradzamy się, nie kłócimy jak opętani (staramy się rozmawiać, a nie drzeć na siebie). Moim zdaniem źródłem "sukcesu" (u nas, nie u każdego musi działać) jest to, że nie jesteśmy związkiem typowo partnerskim - co nie oznacza, że ja obsługuję pana męża i nie pracuję, bo mąż lubi mnie wyręczać we wszystkim, a pracujemy na równorzędnych stanowiskach(na dzieci się nie zdecydowaliśmy) - po prostu w związku mąż się mną opiekuje i podejmuje decyzje. Mówię o tym, bo to oczywiście przekłada się na seks - on rządzi
Co do samego seksu - nie mogę powiedzieć, że jest monotonny.
Ale zawsze kochaliśmy się często - jak byliśmy przed ślubem i jako młode małżeństwo to nawet cholernie często, mąż był ciągle napalony Teraz niestety częstotliwość nam spadła, a ja czuję, że to moja wina. Co do urozmaiceń - oczywiście uprawiamy seks oralny ze "szczęśliwym zakończeniem" (lubię to robić, poczucie sprawienia przyjemności mężowi daje mi większą psychiczną satysfakcję niż mój orgazm), często się pieścimy, jak wracamy razem z pracy autem, ma dziwny fetysz - lubi mnie przekładać przez kolano, pieścić i dawać klapsy. Cholernie przyjemne, ale nawet po tylu latach niezmiennie lekko krępujące
Ja mam - dziwną - psychiczną potrzebę mhm... oddawania się mężowi, poczucia przynależności. Wiem, z czego ona wynika (nie chcę o tym specjalnie mówić, bo to nic miłego - miałam okropne dzieciństwo), nie zmienię jej, akceptują ją, mąż również ją akceptuje. I ta potrzeba oddawania się i poczucia przynależności uwidocznia się w tym, że "wieszam się" na mężu, chcę się często przytulać, ale również w tym, że potrzebuję seksu. Mam niestety potrzebę bycia ukaraną (nie mocno fizycznie, raczej psychologiczny aspekt, nawet ochrzanienie jak małe dziecko i palnięcie kazania daje mi poczucie ulgi psychicznej) i kontrolowaną. Nigdy nie robi mi krzywdy - wiem, że mnie kocha, ja jego bardzo kocham.
Ostatnio brakuje mi (może to moja obsesja, może mi się wydaje - nie wykluczam tego, mam skłonności do obwiniania się i chciałabym, żeby wszystko było "idealnie") tego ognia, tego pożądania. Chciałabym po prostu (znowu) czuć że mąż mnie chce tu i teraz i nie może wytrzymać
Dbam o siebie od zawsze (ja wymagam tego od siebie, a i maż pewnie tego oczekuje) i wiem, że po prostu przywykł do tego, że jestem chuda, noszę buty na obcasie, ładną bieliznę (nie mówię, że zawsze jakieś cuda, ale nigdy babcinych lub zniszczonych gaci nie mam, bo sama czułabym się z tym źle), zakładam sukienki, jak jest ciepło noszę pończochy itd.
Teraz się zastanawiam co zrobić, żeby trochę "podkręcić temperaturę".
Edit: dodam jeszcze, że żadne trójkąty, swingi itp. nie wchodzą w grę. Jesteśmy akurat w tym kontekście tradycjonalistami, nie zdradzamy się, a seks to dla nas 2 osoby
Jestem tu zupełnie nowa, nie wiem, czy zabawię dłużej, ale chciałam rozwiązać w swoim życiu jedną... sprawę... i uznałam, że to chyba najlepsze miejsce, żeby zasięgnąć porady
Jestem kobietą, mąż jest ode mnie sporo starszy, małżeństwem jesteśmy w przybliżeniu 2 dekady. Generalnie jesteśmy udanym małżeństwem - nie zdradzamy się, nie kłócimy jak opętani (staramy się rozmawiać, a nie drzeć na siebie). Moim zdaniem źródłem "sukcesu" (u nas, nie u każdego musi działać) jest to, że nie jesteśmy związkiem typowo partnerskim - co nie oznacza, że ja obsługuję pana męża i nie pracuję, bo mąż lubi mnie wyręczać we wszystkim, a pracujemy na równorzędnych stanowiskach(na dzieci się nie zdecydowaliśmy) - po prostu w związku mąż się mną opiekuje i podejmuje decyzje. Mówię o tym, bo to oczywiście przekłada się na seks - on rządzi
Co do samego seksu - nie mogę powiedzieć, że jest monotonny.
Ale zawsze kochaliśmy się często - jak byliśmy przed ślubem i jako młode małżeństwo to nawet cholernie często, mąż był ciągle napalony Teraz niestety częstotliwość nam spadła, a ja czuję, że to moja wina. Co do urozmaiceń - oczywiście uprawiamy seks oralny ze "szczęśliwym zakończeniem" (lubię to robić, poczucie sprawienia przyjemności mężowi daje mi większą psychiczną satysfakcję niż mój orgazm), często się pieścimy, jak wracamy razem z pracy autem, ma dziwny fetysz - lubi mnie przekładać przez kolano, pieścić i dawać klapsy. Cholernie przyjemne, ale nawet po tylu latach niezmiennie lekko krępujące
Ja mam - dziwną - psychiczną potrzebę mhm... oddawania się mężowi, poczucia przynależności. Wiem, z czego ona wynika (nie chcę o tym specjalnie mówić, bo to nic miłego - miałam okropne dzieciństwo), nie zmienię jej, akceptują ją, mąż również ją akceptuje. I ta potrzeba oddawania się i poczucia przynależności uwidocznia się w tym, że "wieszam się" na mężu, chcę się często przytulać, ale również w tym, że potrzebuję seksu. Mam niestety potrzebę bycia ukaraną (nie mocno fizycznie, raczej psychologiczny aspekt, nawet ochrzanienie jak małe dziecko i palnięcie kazania daje mi poczucie ulgi psychicznej) i kontrolowaną. Nigdy nie robi mi krzywdy - wiem, że mnie kocha, ja jego bardzo kocham.
Ostatnio brakuje mi (może to moja obsesja, może mi się wydaje - nie wykluczam tego, mam skłonności do obwiniania się i chciałabym, żeby wszystko było "idealnie") tego ognia, tego pożądania. Chciałabym po prostu (znowu) czuć że mąż mnie chce tu i teraz i nie może wytrzymać
Dbam o siebie od zawsze (ja wymagam tego od siebie, a i maż pewnie tego oczekuje) i wiem, że po prostu przywykł do tego, że jestem chuda, noszę buty na obcasie, ładną bieliznę (nie mówię, że zawsze jakieś cuda, ale nigdy babcinych lub zniszczonych gaci nie mam, bo sama czułabym się z tym źle), zakładam sukienki, jak jest ciepło noszę pończochy itd.
Teraz się zastanawiam co zrobić, żeby trochę "podkręcić temperaturę".
Edit: dodam jeszcze, że żadne trójkąty, swingi itp. nie wchodzą w grę. Jesteśmy akurat w tym kontekście tradycjonalistami, nie zdradzamy się, a seks to dla nas 2 osoby
Skomentuj