W przypadku problemów z logowaniem wyczyść ciasteczka, a jeśli to nie pomoże, to użyj trybu prywatnego przeglądarki (incognito). Problem dotyczy części użytkowników i zniknie za kilka dni.

Jak długo potrafilibyście walczyć o miłość?

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • Karookarolina
    Perwers
    • May 2009
    • 1050

    #61
    Ja kochalam faceta calym sercem,zwiazek niby idealny, mieszkalismy razem,nie bylo klotni itd itd, a mnie zostawil. Swiat mi sie zawalil, no ale nie mialam sil walczyc. W zwiazku staram sie caly czas o faceta, dlatego pozniej nie mam sil na walke. Wole odpuscic i sie pogodzic, nigdy tez nie wracam
    Najbardziej dziwacznym ze wszystkich zboczeń seksualnych jest zachowanie wstrzemięźliwości.

    Może nie najładniejsza, ale w łóżku nadrabiam.

    Skomentuj

    • daj_mi
      Emerytowany PornoGraf
      • Feb 2009
      • 4452

      #62
      Latarnio, zgadzam się ze słowami Nikity, że czasem w zupełności wystarczy nie być krzywdzoną. Jest od razu o wiele, wiele lepiej.
      I akurat ja nie odczuwam, że tylko ja się staram. On jest jednym z najbardziej porządnych ludzi, jakich znam. Tak jak powiedziałeś - troską i czułością mogą otoczyć nas nawet obcy ludzie, a on jest kimś więcej, jest mi przyjacielem. Zapewnia wsparcie i pomoc, nie pyta, gdy nie chcę mówić, jest blisko, pomaga.
      Nie rozumiem, jak można mówić, że kogoś łączy tylko łóżko, jeśli te dwie osoby nie są w związku - bo niby co więcej niż łóżko łączy ludzi w związku poza czymś tak ulotnym i niezdefiniowanym jak miłość? Nagle komuś coś się odwidzi i koniec, zostaje tylko łóżko, a potem już związku nie ma.
      Spędzamy razem mnóstwo czasu, mamy wspólne zainteresowania, towarzystwo, koordynujemy ze sobą swoje najbliższe plany. Jak związek, ja nie odczuwam różnicy w porównaniu do tego, co miałam do tej pory.
      Może poza tym, że nikt mi nie robi scen zazdrości o nic, nie bije mnie, kiedy mu się coś nie podoba, nie obraża, nie strzela fochów i nie wymaga więcej niż mogę dać. Jedyne, czego on ode mnie wymaga to to, żebym była sobą. Doceniam to i odwdzięczam się staraniami, nie czując aż tak silnie jednostronności tego, co robię.

      Chcę walczyć o miłość. Uważam, że jestem warta miłości tego człowieka.
      Wielkość tkwi w perwersji. Wszystkie moje opowiadania erotyczne.

      Regulamin forum

      Skomentuj

      • hitz0r
        Świętoszek
        • Feb 2009
        • 24

        #63
        Wszystkie historie sa tutaj ciekawe, i kazdy coś przezyl w swoim zyciu, jak bede mial czas wieczorem to napisze o swojej historii.
        Człowiek powinien robić to co do niego należny, robić dobrze

        Skomentuj

        • Żonusia
          Ocieracz
          • Feb 2009
          • 108

          #64
          Napisał Fonika
          Potem wszystko się zmieniło. Zwyczajnie chciałam wrócić do tych starych czasów kiedy było tak łatwo, pięknie i miło.

          To że tolerowałam jego zachowanie nie znaczy że je akceptowałam. Ludzie mają różne problemy w życiu, nie chciałam być zimną suką która przy pierwszym lepszym rzuca wszystko bo tak jej wygodn.
          czytałam Twoją wypowiedź i widziałam część swojej sytuacji. Jesteśmy ze sobą 2,5 roku. Od 1,5 roku studiujemy z 2 różnych miastach oddalonych od siebie ok 90 km. od 1,5 roku widujemy się tylko raz w tygodniu pare godzin. Czy to wystarczy żeby nadal podsycać uczucie które kiedyś było tak wielkie, że ludzie aż nam tego zazdrościli? To było coś takiego.. Naprawde jak grom z jasnego nieba. Zakochaliśmy się w sobie prawie od razu. Planowaliśmy wspólną przyszłość.. Chcieliśmy być razem. Na początku studiów było ok, wulkan emocji, uczuć wciąż w nas był. Kłopoty rozpoczęły się rok temu. Zaczęłam ja.. On wg mnie zbyt często wychodził ze znajomymi, pił, miał wielu przyjaciół dla mnie nieznanych. Pojawiła się zazdrość, która mieszana z moją tęsknotą stworzyła bardzo niemiłą atmosferę. Wtedy chciałam się poddać mimo że go strasznie kochałam. Ale on mi nie pozwolił. Walczył o mnie. Wtedy czułam jak bardzo mi na nim zależy, jak wiele może dla mnie zrobić. Minął rok.. Było różnie- raz cudownie że aż tchu brakowało, innym razem beznadziejnie- nic prócz sprzeczek, miliony przykrych słów. Ale nie było źle.. Było lepiej. Kolejne problemy zaczęły się około listopada.. Staraliśmy się to ciągnąć, walczyć.. Ale miłość? Coraz mniej czułam że jestem ważna, że mu zależy.. I wtedy zaczęłam walczyć, pokochałam jeszcze mocniej. Dawałam z siebie wszystko.. Starałam się, z każdego naszego spotkania starałam się zrobić coś intymnego, szczególnego.. Gdy widzieliśmy się, gdy byliśmy razem- bajka, cud natury, nic dodać ani nic ująć. Niestety po 3 dniach rozłąki koszmar znowu się powtarzał i tak do soboty. Niestety.. miesiąc temu kompletnie się posypało. On wychodził ciągle, wracał pijany.. Gdy nie wychodzi mu na studiach wyżywa się na mnie. Mi też nie jest łatwo.. Zastanawiam się kim jestem dla niego jeszcze? Czy nasze spotkania dla niego znaczą chociaż w połowie tyle co dla mnie. Czy tylko seks trzyma go przy mnie? Tydzień temu stwierdził że nie chce się chyba ze mną więcej spotykać. Załamałam się.. Wszystko straciło sens.. Na początku za bardzo go nękałam. Widziałam że to nie ma sensu mimo że starałam się to naprawić.. bezskutecznie.. Jego każda potyczka była (wg niego) z mojej winy. Poddałam się.. Poddałam się z nadzieją że kiedyś zrozumie. Nie widzieliśmy się w tą sobotę.. Od pt popołudniu aż do dziś nie napisałam do niego żadnego smsa, nie odzywałam się w żaden sposób. Nie wiem czy to coś znaczy, ale on każdego dnia pisał do mnie. Dzisiaj rozmawiamy normalnie.. Ciekawe jak długo.. Zastanawia mnie tylko jedno.. Jeśli twierdzi że już mnie chyba nie kocha, to dlaczego starał się i pisał przez te 3 dni? Wiem że jest miłością mojego życia.. Walczę już długo.. Jak długo jestem w stanie? Kiedy poddam się cąłkowicie i nam nie wyjdzie to dam znać.

          przepraszam za rozpisanie się..

          Skomentuj

          • glad
            Świętoszek
            • Feb 2009
            • 1

            #65
            Poznałem ponad 5 lat temu wspaniałą dziewczynę. Przez ten cały czas widywaliśmy się dość często. Kilka razy udało się nam wybrać na wakacje. Zawsze moglismy (i nadal możemy) na siebie liczyć. Nie zdarzyło nam się odmówić pomocy. Bardzo dobrze się dogadujemy, na prawde super relacje nas łączą.
            Niestety po tych kilku latach dowiedziałem się od Niej, że bardzo lubi spędzać ze mną czas, itd. ale jestem dla niej "tylko" przyjacielem.
            Niby nie byliśmy w tym czasie w związku ale ja na prawde myślałem, że może coś z tego wyjść. Przeliczyłem się. Nie uważam tego czasu za stracony, bo spędzilismy ze sobą wiele ciekawych chwil, ale za to jestem bardzo zawiedziony, rozczarowany i załamany. Dziewczyna którą znam od 5 lat i liczyłem że uda się nam zbudować związek, wyznała mi prawdę, która mnie poprostu "zabiła".
            Niestety nie potrafię przestać jej kochać mimo tego co mi powiedziała. Czy ja jestem normalny:/?
            Sory za styl pisania ale nawet nie mam chęci stukac w klawiature...

            Skomentuj

            • daj_mi
              Emerytowany PornoGraf
              • Feb 2009
              • 4452

              #66
              Żonusiu - pamiętaj jak coś, że walka a upadlanie się to nie to samo. Że trzeba pilnować, by nie przekroczyć granicy.

              Glad - pięć lat to naprawdę dużo. Pięć lat to masa życia, naprawdę współczuję.

              Latarnio - uwielbiam litewskie zwroty. Zapamiętam i wierzę, że kiedyś się przyda

              Wiecie, tak mi się wydawało, że środowisko BezTabowe raczej zgorzkniałe, ale widzę sporo promyczków nadziei prześwitujące przez to gniazdo rozpusty... I cieszy mnie to.
              Wielkość tkwi w perwersji. Wszystkie moje opowiadania erotyczne.

              Regulamin forum

              Skomentuj

              • Spoczywaj
                Świętoszek
                • Dec 2009
                • 18

                #67
                leci sporo czasu jak walcze... doprowadza mnie to do oblędu i szaleństwa..

                Skomentuj

                • daj_mi
                  Emerytowany PornoGraf
                  • Feb 2009
                  • 4452

                  #68
                  No dobrze, odgrzebuję znowu, gotowa sama sobie udzielić odpowiedzi. W zasadzie od czternastu miesięcy toczyłam nieustającą walkę. I wydawało się, że naprawdę idzie ku lepszemu. Jego znajomi mówili, że dawno nie był taki towarzyski i ożywiony, że emanuje z niego spokój.
                  On sam mówił, jaka mu jestem niezbędna. Że mam być w jego życiu zawsze, że mnie potrzebuje, że jestem jego oparciem. Że jestem wspaniała, najlepsza, perfekcyjna, że nie ma we mnie cechy, której by nie uwielbiał.
                  Spędzaliśmy razem po trzy, cztery dni w tygodniu, nieraz ciurkiem, z nocowaniem, wspaniałym (mówił, że najlepszym, wiecie) seksem, bliskością, filmami, gadaniem, gotowaniem. Mieszkał u mnie nieraz, tydzień, dwa. Sylwestra spędziliśmy tylko we dwoje, kominek, sztuczne ognie i my, cudownie. I potem przez prawie miesiąc zastanawiałam się, co naprawdę do niego czuję.

                  Nie broniłam mu nigdy kontaktu z innymi kobietami, ale one przychodziły i odchodziły, więc byłam spokojna.

                  Nie wyobrażacie sobie, ale zachowałam spokój nawet wtedy, gdy powiedział (dzień przed walentynkami), że mnie kocha, wtedy ja też wyznałam mu miłość. Przecież u niego, człowieka, który traktował wszystko tak poważnie, to naprawdę powinno znaczyć wiele. Walentynki spędziliśmy razem, kąpiel w wannie pełnej świec... A potem, gdy powtórzyłam, że kocham, on powiedział, że chyba zbyt pochopnie to stwierdził. Że nie jest pewny. Że musi to przemyśleć.

                  Rany, nawet wtedy zachowałam spokój. Nie niepokoiła mnie ta dziewczyna, którą poznał niecałe pół roku temu na koncercie, nie wtedy. Potem może trochę bardziej, ale uspokajał mnie, że jestem pierwsza, że najważniejsza, nie uprawiali seksu, nawet się nie całowali. Nawet miałam manifestację "patrz, ile dla mnie znaczysz, powiedziałem jej to samo, co Tobie, zaznaczyłem jej jasno, że jest tylko moją koleżanką".
                  A potem seks był coraz rzadszy i coraz ciężej mu było obok mnie i w końcu powiedział, że z całą pewnością mnie nie kocha. Jej też nie, ale mnie też nie.
                  Nawet wtedy byłam spokojna. Zapewniłam, że ja kocham. Że ja czekam i że będę czekać, żeby się nie śpieszył.

                  A potem coraz mniej wspólnych nocy (nawet i tych bez seksu), coraz mniej wychodzenia razem, coraz mniej rozmów przez telefon i smsów, których przedtem wymienialiśmy setki. Odchodził z mojego życia, ale tamta dziewczyna ciągle była tylko koleżanką, chociaż "ich znajomość rozwija się tak fantastycznie".

                  No i przegrałam. Wczoraj ostatecznie się poddałam, od wczoraj oni są razem i on jest zachwycony. I mówi mi o tym, bo przecież jestem jego przyjaciółką.
                  Nie wiem, czy byłam gorsza. Wszyscy mówią "byłaś inna", ale ja sama nie umiem nie myśleć, że okazałam się za słaba dla niego. Że przecież dawałam z siebie wszystko, a skoro jego to nie zadowoliło, to to jest za mało.

                  Przegrałam, ale porażki służą mi tylko do jednego - nauki, jak więcej do nich nie dopuszczać.

                  Drodzy forumowicze, nie żałuję ani jednego dnia walki o miłość. Ani jednego dnia, nawet tych, kiedy płakałam wiedząc, że on spotyka się z inną i że nie mogę złego słowa o tym powiedzieć, bo nie jest mój. Nie żałuję, bo cały czas byłam szczera we wszystkim, co robiłam i mówiłam - wtedy, gdy mówiłam mu, że to niesprawiedliwe, że tak nie wolno mi robić. Wtedy, gdy zapewniałam, że będę czekać. On cały czas wiedział, co czuję i jak do tego podchodzę, wiedział czym i kiedy mnie krzywdzi i to jest dla mnie szalenie ważne.

                  Warto walczyć o miłość. Boli jak jasna cholera, ale mogę spokojnie patrzeć sobie w oczy, bo wiem, że zrobiłam wszystko, by zdobyć to, na czym mi zależało. Ani jeden dzień nie był ucieczką czy kłamstwem.


                  Dzięki, że mogę to sobie tutaj podsumować. Mam nadzieję, że może ktoś kiedyś na tym skorzysta.
                  Aha, jeszcze jedno - gdyby nie to, że są razem, byłabym gotowa walczyć dalej. Za koniec uznałam jego związek, to chyba w miarę oczywiste.
                  Wielkość tkwi w perwersji. Wszystkie moje opowiadania erotyczne.

                  Regulamin forum

                  Skomentuj

                  • Żonusia
                    Ocieracz
                    • Feb 2009
                    • 108

                    #69
                    daj_mi podziwiam Cie za ten spokój w tej wiadomości i w ogóle. On kiedyś może pożałuje tego co zrobił.
                    Trochę mi się podcięły skrzydła, bo ja też długo walczę ale to nie ważne.
                    I też uważam że warto walczyć o miłość.

                    Skomentuj

                    • e-rotmantic
                      Perwers
                      • Jun 2005
                      • 1556

                      #70
                      To przykre i przerażające, jak człowiek potrafi się upodlić i zaślepić dla wątłego uczucia nadziei na miłość.

                      Skomentuj

                      • Nolaan

                        #71
                        To przykre i przerażające, jak człowiek potrafi się upodlić i zaślepić dla wątłego uczucia nadziei na miłość.
                        Ona pewnie tego tak nie widzi, ale dzisiaj się z Tobą wodzu zgodzę. Czasem po prostu nie warto.
                        Martynie współczuję i wspieram w miarę sił i środków, jak to zakichany altruista, ale sam nigdy na coś podobnego bym się nie zdobył. Możesz, Dajka, pukać mnie w czoło że tracę z życia wiele. Trudno. Zawsze bałem się bólu, a ten rodzaj co Ty teraz masz już kiedyś ktoś mi zaaplikował i więcej tego powtarzać nie będę za nic, nawet kosztem samotności. Bo do niej jestem przyzwyczajony, choć grzeczna towarzyszka zycia to to nie jest.

                        Skomentuj

                        • Sexy_man
                          Perwers
                          • Feb 2007
                          • 1163

                          #72
                          Ja również zgadzam się z e-rotmanticem.
                          Korzyścią bycia inteligentnym jest to, że można zawsze udawać głupca, podczas gdy sytuacja odwrotna jest niemożliwa.

                          Skomentuj

                          • Zwyczajnie
                            Erotoman
                            • Jun 2009
                            • 412

                            #73
                            Po tym co napisała Martyna widzę, że miłość naprawdę potrafi zaślepić człowieka. Nie potrafiłabym się tak zachować jak ona,walczyć i dać się tak traktować. Jeśli komuś na mnie nie zależy, nie ma pewności co do uczuć w stosunku do mnie - po prostu mówię 'pas' i daję spokój. Nie znoszę uczucia nadziei na coś, co ma małe szanse by się ziścić. Pocierpię ale narzucać się nie będę, obiecałam to sobie. Nigdy nie walczyłam i nie starałam się o kogoś na kim mi zależało, poddawałam się. Zazwyczaj z braku wiary w siebie.
                            Forever young.

                            Złe języki obgadują,
                            dobre dają orgazmy.

                            Skomentuj

                            • e-rotmantic
                              Perwers
                              • Jun 2005
                              • 1556

                              #74
                              Napisał latarnia morska
                              Ale jako romantyk nie zgadzam się z "e-rotmanticem". Bez nadziei na miłość, bez wiary w to, że nadejdzie, wraz z wyczekaną "drugą połową", życie traci swój sens.
                              A czy ja gdzie podważam miłość lub wiarę w miłość?
                              Napisał latarnia morska
                              To wcale nie jest wątłe uczucie!
                              Każde uczucie może być wątłe, tak samo jak każde może być silne i gorące.

                              To co neguję, to upadlanie się dla miłości, pozwalanie na traktowanie się jak pluszak do przytulania, który jest rzucony w kąt, gdy się znudzi, pozwalanie na pomiatanie sobą jak ścierką. O tym mówię.

                              Skomentuj

                              • Maoam
                                Erotoman
                                • Feb 2009
                                • 714

                                #75
                                Ech, Daj mi, czyli jednak sprawdził się ten drugi scenariusz, że okazuje się, że on chce jednak być w związku, tylko z kimś innym. Bardzo mi przykro.
                                Szkoda, że nie potrafił być do końca szczery- widział na pewno, co się święci, wiedział, że chce być z tamtą, ale do samego końca mówił Ci, że ona jest tylko koleżanką...
                                Jeśli mogę zapytać- zamierzasz nadal utrzymywać z kim kontakt? Ja bym się na niego wypięła, zamiast bawić się w przyjaźń, która na pewno będzie bardzo bolała. Co to za przyjaźń, w której się kogoś tak rani?
                                Pewnie jeszcze powiedział Ci tak po prostu, że teraz już jest z nią?
                                Naprawdę współczuję, trzymaj się...
                                Już w ostatni por skóry tak dawno mi wniknąłeś
                                Że nie wierzę, iż kiedyś jeszcze nie być tam mogłeś
                                I choć nie wierzę by mógł być ktoś bardziej otwarty
                                Dla Ciebie niż ja jestem, zrób coś, otwórz mnie, rozbierz...

                                Skomentuj

                                Working...