Hej. To mój pierwszy post tutaj, więc od razu się witam Jestem tu nowa.
Z góry przepraszam jeśli wrzuciłam temat do nie tej kategorii co trzeba...
Nie trudno chyba zorientować się, dlaczego piszę. Mam problem w związku.
Sprawa jest dosyć złożona, więc po krótce nakreślę Wam tło. Mam 23 lata, mój facet 30. Jestem z nim od ponad roku, bardzo zakochana i czuję, że ze wzajemnością. Byłam kiedyś skrzywdzona przez pierwszego partnera (przemoc psych-fiz) ale aktualnie udało mi się wyjść z traumy ( albo tylko tak mi się wydaje) bo współżyjemy. Problem w tym, że bardzo rzadko, a jeśli nawet to ze spełnieniem jednostronnym. On dochodzi a ja nie i o ile kiedyś próbowałam udwać to już zupełnie zaniechałam tego. Bo i po co. Pogodziłam się z tym że to wymaga czasu.
Tylko ostatnio częstotliwość spadła do absolutnego minimum. Tu zaznaczę, że wynika to trochę pewnie z leków, które mój K. musiał przyjmować podczas zaostrzenia choroby (sterydy). I tu zaznaczę że jest kochany, bardzo mnie pociąga i naprawde polubiłam z nim bliskość fizyczną. Problem tkwi w tym, że za każdym razem, gdy inicjuję coś to on albo pozostaje obojętny (wieczorem mocniej mnie przytula i mówi żebyśmy szli spać) albo mówi, że źle się czuje – i to akurat rozumiem. Tylko że już trochę ze sobą jesteśmy i umiem ocenić mniej więcej jego samopoczucie. Nie umiem tego dokładnie określić, ale… kiedyś było inaczej.
Czuję że narasta we mnie frustracja bo leżąc z nim w łóżku on najpierw głaszcze mnie po udzie, szyi, dekoldzie i jak już zaczynam się nakręcać to słyszę NIE. I szczerze mówiąc nacięłam się już tak kilka razy i … czuję się troszkę upokorzona. Bardzo dużo kosztują mnie takie wymowne gesty, pocałunki. A on nie reaguje od razu tylko po jakimś czasie kiedy ja już czuję wzbierające napięcie. Czy coś robię źle?
To wkurzajace bo gdy raz na kilka tygodni dochodzi do zbliżenia to z jakiegoś powodu dzieje się to tak nagle, że po 1) jestem tak zaskoczona że nie mam czasu na mentalne nastawienie się na seks i wiem że nie mam szans na pełną przyjemność 2) gdy już mi się wydaje że jest ok to nagle coś pęka i pojawia się ból. 3) mi naprawde jest przyjemnie… więc jeśli jakby nigdy nic kładziemy się obok siebie a ja jestem wciąż niespełniona to głupio mi zapytać „A co ze mną…?” bo faktycznie w łóżku jestem dość ekspresyjna… nie umiem tego hamować… więc przemknęło mi przez myśl że może On tego nie widzi?
Umiem dojść sama, chociaż długo to zajmuje i mam pewien durny rytułał (to może mieć jakiś wpływ?)
Po prostu mam wrażenie, że aktualnie desperacko próbuję to zainicjować. Nie wiem jak to działa, ale to tak jakbym chciałabym sobie udowodnić, że jest normalnie. Spotykam się ostatnimi czasy z notoryczną odmową, więc jest mi zwyczajnie przykro, że się w tej kwestii rozmijamy.
Zniechęcam go tym co robię?
Co mogę zrobić? Nie umiem o tym mówić, wstydzę się… Ale jeśli to konieczne to jak zacząć?
Sama jestem zaskoczona tym wszystkim. Zanim go poznałam w życiu nie przemknęłoby mi przez głowę że mogę tak mocno odczuwać i tak pozytywnie. Mimo wszystko.
Pytania są napisane kursywą, żeby łatwiej było odnaleźć je w tekście
Z góry przepraszam jeśli wrzuciłam temat do nie tej kategorii co trzeba...
Nie trudno chyba zorientować się, dlaczego piszę. Mam problem w związku.
Sprawa jest dosyć złożona, więc po krótce nakreślę Wam tło. Mam 23 lata, mój facet 30. Jestem z nim od ponad roku, bardzo zakochana i czuję, że ze wzajemnością. Byłam kiedyś skrzywdzona przez pierwszego partnera (przemoc psych-fiz) ale aktualnie udało mi się wyjść z traumy ( albo tylko tak mi się wydaje) bo współżyjemy. Problem w tym, że bardzo rzadko, a jeśli nawet to ze spełnieniem jednostronnym. On dochodzi a ja nie i o ile kiedyś próbowałam udwać to już zupełnie zaniechałam tego. Bo i po co. Pogodziłam się z tym że to wymaga czasu.
Tylko ostatnio częstotliwość spadła do absolutnego minimum. Tu zaznaczę, że wynika to trochę pewnie z leków, które mój K. musiał przyjmować podczas zaostrzenia choroby (sterydy). I tu zaznaczę że jest kochany, bardzo mnie pociąga i naprawde polubiłam z nim bliskość fizyczną. Problem tkwi w tym, że za każdym razem, gdy inicjuję coś to on albo pozostaje obojętny (wieczorem mocniej mnie przytula i mówi żebyśmy szli spać) albo mówi, że źle się czuje – i to akurat rozumiem. Tylko że już trochę ze sobą jesteśmy i umiem ocenić mniej więcej jego samopoczucie. Nie umiem tego dokładnie określić, ale… kiedyś było inaczej.
Czuję że narasta we mnie frustracja bo leżąc z nim w łóżku on najpierw głaszcze mnie po udzie, szyi, dekoldzie i jak już zaczynam się nakręcać to słyszę NIE. I szczerze mówiąc nacięłam się już tak kilka razy i … czuję się troszkę upokorzona. Bardzo dużo kosztują mnie takie wymowne gesty, pocałunki. A on nie reaguje od razu tylko po jakimś czasie kiedy ja już czuję wzbierające napięcie. Czy coś robię źle?
To wkurzajace bo gdy raz na kilka tygodni dochodzi do zbliżenia to z jakiegoś powodu dzieje się to tak nagle, że po 1) jestem tak zaskoczona że nie mam czasu na mentalne nastawienie się na seks i wiem że nie mam szans na pełną przyjemność 2) gdy już mi się wydaje że jest ok to nagle coś pęka i pojawia się ból. 3) mi naprawde jest przyjemnie… więc jeśli jakby nigdy nic kładziemy się obok siebie a ja jestem wciąż niespełniona to głupio mi zapytać „A co ze mną…?” bo faktycznie w łóżku jestem dość ekspresyjna… nie umiem tego hamować… więc przemknęło mi przez myśl że może On tego nie widzi?
Umiem dojść sama, chociaż długo to zajmuje i mam pewien durny rytułał (to może mieć jakiś wpływ?)
Po prostu mam wrażenie, że aktualnie desperacko próbuję to zainicjować. Nie wiem jak to działa, ale to tak jakbym chciałabym sobie udowodnić, że jest normalnie. Spotykam się ostatnimi czasy z notoryczną odmową, więc jest mi zwyczajnie przykro, że się w tej kwestii rozmijamy.
Zniechęcam go tym co robię?
Co mogę zrobić? Nie umiem o tym mówić, wstydzę się… Ale jeśli to konieczne to jak zacząć?
Sama jestem zaskoczona tym wszystkim. Zanim go poznałam w życiu nie przemknęłoby mi przez głowę że mogę tak mocno odczuwać i tak pozytywnie. Mimo wszystko.
Pytania są napisane kursywą, żeby łatwiej było odnaleźć je w tekście
Skomentuj