Witam serdecznie
Może zacznę od tego, że całkiem niedawno, bo na przełomie września i października przeżywałem wielkiego doła. Uświadomiłem sobie, że przez całe życie nie zawiązałem żadnej większej znajomości, w podstawówce jedyne co to rozmawiałem z kilkoma osobami z mojej klasy, przez jakiś czas bawiłem się w "sprawdzonej" grupie na placu zabaw przed blokiem. Potem nastało gimnazjum, prawie całkowicie nowa klasa, ale wydawało mi się, że nie było źle. No właśnie, wydawało się. Niby rozmawiałem swobodnie z osobami z mojej klasy, ale na tym był koniec. Po szkole zawsze wracałem do domu i sam spędzałem całe popołudnie i wieczór.
Na początku września zeszłego roku byłem na osiemnastce kuzyna i to było punktem przełomowym. Zobaczyłem, jak ludzie potrafią ze sobą rozmawiać, żartować, bawić się. Czułem się tam dobrze, mimo że znałem tylko kuzyna spośród ok. 15 osób. Po osiemnastce się zaczęło, uświadomiłem sobie, że też chcę tak żyć, po prostu odczułem zazdrość.
Zacząłem rozważać, analizować co poszło nie tak. Doszedłem do wniosku, że byłem cholernie nieśmiały, bałem się wszystkiego. Przez to nie byłem otwarty na nowe znajomości. Teraz czuję duże zaległości w kontaktach międzyludzkich. Niebawem kończę 16 lat, nigdy nie miałem dziewczyny, nigdy się nie całowałem. Nigdy też nie miałem przyjaciela. Aż do tego czasu.
No i właśnie tu pojawia się kolejny problem. Z jednej strony cieszę się, że wreszcie mam osobę, którą mogę uznać właśnie za przyjaciela, a z drugiej co jakiś czas mam lęk, że żyję w jakiejś iluzji, zakłamaniu. Że to na prawdę nie jest przyjaźń, że to wszystko niebawem się skończy i znów zostanę sam.
Dziękuję za wysłuchanie. Macie dla mnie jakieś rady?
Może zacznę od tego, że całkiem niedawno, bo na przełomie września i października przeżywałem wielkiego doła. Uświadomiłem sobie, że przez całe życie nie zawiązałem żadnej większej znajomości, w podstawówce jedyne co to rozmawiałem z kilkoma osobami z mojej klasy, przez jakiś czas bawiłem się w "sprawdzonej" grupie na placu zabaw przed blokiem. Potem nastało gimnazjum, prawie całkowicie nowa klasa, ale wydawało mi się, że nie było źle. No właśnie, wydawało się. Niby rozmawiałem swobodnie z osobami z mojej klasy, ale na tym był koniec. Po szkole zawsze wracałem do domu i sam spędzałem całe popołudnie i wieczór.
Na początku września zeszłego roku byłem na osiemnastce kuzyna i to było punktem przełomowym. Zobaczyłem, jak ludzie potrafią ze sobą rozmawiać, żartować, bawić się. Czułem się tam dobrze, mimo że znałem tylko kuzyna spośród ok. 15 osób. Po osiemnastce się zaczęło, uświadomiłem sobie, że też chcę tak żyć, po prostu odczułem zazdrość.
Zacząłem rozważać, analizować co poszło nie tak. Doszedłem do wniosku, że byłem cholernie nieśmiały, bałem się wszystkiego. Przez to nie byłem otwarty na nowe znajomości. Teraz czuję duże zaległości w kontaktach międzyludzkich. Niebawem kończę 16 lat, nigdy nie miałem dziewczyny, nigdy się nie całowałem. Nigdy też nie miałem przyjaciela. Aż do tego czasu.
No i właśnie tu pojawia się kolejny problem. Z jednej strony cieszę się, że wreszcie mam osobę, którą mogę uznać właśnie za przyjaciela, a z drugiej co jakiś czas mam lęk, że żyję w jakiejś iluzji, zakłamaniu. Że to na prawdę nie jest przyjaźń, że to wszystko niebawem się skończy i znów zostanę sam.
Dziękuję za wysłuchanie. Macie dla mnie jakieś rady?
Skomentuj