W przypadku problemów z logowaniem wyczyść ciasteczka, a jeśli to nie pomoże, to użyj trybu prywatnego przeglądarki (incognito). Problem dotyczy części użytkowników i zniknie za kilka dni.

Odkrycie ludzkiej seksualności albo wygnanie z raju

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • Asexual
    Świętoszek
    • Sep 2006
    • 3

    Odkrycie ludzkiej seksualności albo wygnanie z raju

    Jestem właścicielem pierwszego w Polsce wyłącznie książkowego wydawnictwa dla homoseksualistów. Stawiamy sobie za cel spopularyzowanie najwartościowszych pozycji światowej literatury dotyczącej tych mniejszości. No, ale to tylko taka mała dygresja.

    Od jakiegoś czasu dzielę radości i smutki z istotą ludzką żywcem z moich marzeń. Nasza droga do bycia razem w pełni tego słowa znaczeniu usiana była kolcami (i jest poniekąd nadal).

    Od sierpnia 1996 mieszkamy w Toruniu. Jednym z naszych problemów jest to, że w centrum ponad 200-tysięcznego miasta żyjemy jak na pustyni. Mam na myśli pustynię towarzyską. Okazuje się bowiem, że tak samo trudne jak znalezienie tej drugiej połowy jest poznanie „prawdziwych” przyjaciół. Połączenie „prawdziwy przyjaciel” jest tak wyświechtane, że coś się we mnie burzy, gdy muszę się nim posłużyć. Zwłaszcza w świecie mniejszości seksualnych słowa te zatraciły zupełnie swoje pierwotne znaczenie. A mnie się marzy kraj, gdzie mają tak za tak, nie za nie… Świat mniejszości seksualnych jest pełen brudu i moralnej zgnilizny, i tak naprawdę zgodne z prawdą są obiegowe „uprzedzenia” na temat ludzi należących do tych mniejszości. Ja miałem dużo szczęścia, że znalazłem dzięki wam swoją drugą połowę. Nie wierzę, że tacy ludzie rodzą się brudni. Rozkłada ich wirus środowiska. Na zasadzie reakcji łańcuchowej jeden od drugiego uczy się chorych zachowań, poglądów i postaw i nie bez znaczenia dla tego procesu są niektóre pisma dla nich przeznaczone. Nie chcę się na ten temat rozwodzić. Zdradzę tylko, że rozważamy projekt założenia nowego ogólnopolskiego miesięcznika dla mniejszości seksualnych, który spełniałby rolę odtrutki.

    Początkowo chciałem u was zamieścić ogłoszenie drobne. Mogłoby ono brzmieć na przykład tak: „Wyzwolona z okowów seksualności istota ludzka poszukuje przyjaciół, z którymi można robić wszystko prócz seksu.” Po głębszym namyśle zrozumiałem, że mijałoby się to z celem. Po pierwsze nikt nie chce poznać istoty, która nie jest zainteresowana seksem i w dodatku nie jest już wolna. Może zgłosiłaby się jakaś odosobniona para albo i nikt. Po drugie, nie bardzo mogłem się zdecydować, którą literę mam wybrać. Decydując się na jakąś konkretną, ograniczyłbym krąg odbiorców do jednej orientacji seksualnej i przy okazji zaszufladkował zbyt mocno siebie, redukując się co gorsza do seksualności. Tymczasem ja nie chcę poznawać kogoś tylko dlatego, że jest gejem. To powód zdecydowanie niewystarczający. Orientacja seksualna jest dla mnie ważna w przypadku mojej drugiej połowy. Seksualność moich znajomych i przyjaciół jest dla mnie sprawą mało interesującą. Kiedyś marzyłem o zbudowaniu sobie kręgu znajomych wśród ludzi o swojej orientacji, wychodząc z niekoniecznie prawdziwego założenia, że oni mnie najlepiej zrozumieją.

    Zbyt mocno redukują oni swą osobowość do aspektu seksualnego. Nie potrafią ani na chwilę zapomnieć o swojej seksualności. Nie spotkałem jeszcze dwojga ludzi należących do mniejszości seksualnej, którzy potrafiliby rozmawiać o czymś poza swoimi wydumanymi ******kimi problemikami. Gdy spotka się dwoje ludzi o odmiennej orientacji, ich rozmowa zawsze stoczy się na wiadome tory. Nawet gdy starają się mówić o czymś „normalnym”, ich seksualność przebija zza każdego słowa.

    Mam tego dość. Ja szukam człowieka, a nie sensualisty!!! Nie chcę zostać źle zrozumiany. Nie przekreślam przedstawicieli mniejszości jako kandydatów/kandydatek na przyjaciół, jeśli tylko umieją w kontaktach ze mną na tyle wyłączyć swoją seksualność, aby nie rzutowała ona na nasze wzajemne stosunki. Jestem otwarty na listy od przedstawicieli wszystkich mniejszości, o ile tylko umieją zostawić swoją seksualność za progiem naszego domu. Marzy mi się mądry, przemyślany list, z którego dowiem się mnóstwo interesujących informacji o autorze/autorce, lecz niekoniecznie tego, z kim sypia i czy w ogóle z kimkolwiek. Niech będzie sobie het*******ualistą, gejem, lesbijką, a najlepiej aseksualistą. To leży poza zasięgiem moich zainteresowań. Ważne jest tylko, by tej osobie zależało na wartościowej przyjaźni. Jeśli ma być wolna od zdrady, zazdrości, pożądania i innych niskich uczuć, musi być budowana ponad okowami seksualności. Ileż pięknych przyjaźni umiera stłamszonych w zarodku lub kończy się tragicznie, ponieważ ludzie mają do siebie nastawienie erotyczne! W wielu środowiskach na przykład dezaprobuje się przyjaźń żonatego mężczyzny z zamężną kobietą, bo niejako automatycznie przyjmuje się, że nie może ona być wolna od podtekstu seksualnego. Ale ludzie, zupełnie jak zwierzęta, chcą posiadać wyraźnie wykształcone trzeciorzędowe cechy płciowe, aby przyciągać ewentualne obiekty seksualne. A mnie się to nie podoba. W wielu sytuacjach chciałbym wyglądać tak, by dla człowieka, który spotyka mnie na ulicy moja płeć nie była rozpoznawalna na pierwszy rzut oka. No bo po co obcy człowiek ma wiedzieć, czy jestem mężczyzną, czy kobietą? To tylko programuje jego stosunek do mnie, a ja nie życzę sobie żadnych przywilejów czy represji z tytułu mojej płci. Niektórzy domagają się, by ich orientacja seksualna była ich prywatna sprawą, a ja bym sobie życzył, by moją prywatną sprawą była moja płeć. Lubię we wspomnieniach uciekać do czasów dzieciństwa. Choć było nieszczęśliwe, to jednak niepozbawione ulotnych przebłysków szczęścia. To, co mnie w nim fascynuje, to mój ówczesny stan świadomości. Nie było mi mianowicie wiadome istnienie seksu. Dzięki tej niewiedzy świat wydawał mi się piękniejszy, bezpieczniejszy i bardziej poukładany. Nie zdawałem sobie sprawy z istnienia tysiąca niewidzialnych nici i niteczek, które w przedziwny sposób wiążą ludzi z sobą tworząc zgubną pajęczynę seksualnych sympatii i antypatii.

    Czas jednak nie stał w miejscu i odkryłem sferę seksualną człowieka. Na początku towarzyszyło temu ogromne podniecenie, jakie zawsze towarzyszy odkrywaniu sfery zakazanej, o której istnieniu nie miało się pojęcia, a jedynie się coś przeczuwało. Nie mogłem się jednak pogodzić z faktem, że ludzie dojrzewają seksualnie – jak króliki, jakby powiedział bohater naszej książki, Jim. Tolerowałem seks jako podniecającą perwersję zarezerwowaną dla młodych i pięknych, ale nie chciałem przyjąć do wiadomości, że dotyczy ona wszystkich. Świadomość, że akt seksualny jest konieczny, by począł się człowiek, była dla mnie druzgocącym szokiem. Pytałem , jak Bóg mógł na to pozwolić, by człowiek powstawał w tak niecny, zwierzęcy sposób. Czy nie można było wymyślić czegoś bardziej „czystego”? Nie potrafiłem wyobrazić sobie, by życie seksualne było udziałem tych, których szanowałem. To tak, jakby z ludzi nagle spadła zasłona i przestali być bogami. Do dziś gdy spotykam jakiegoś starszego człowieka na poziomie, wolę nie myśleć, że i on „splamił się” seksem. Mogę tolerować seks u kogoś młodego, ale ktoś starszy i poważny? Nie, to takie odległe…

    Do głowy przychodzi mi wspaniała analogia. Adam i Ewa zobaczyli po wygnaniu z raju, że są nadzy. Od tej chwili już nic nie było tak piękne, jak dawniej. Ja poczułem, jak spadł ze mnie figowy listek niewinności, gdy odkryłem tajemnicę dorosłych – seks. To odkrycie oznaczało dla mnie wypędzenie z raju dzieciństwa (mówiąc o raju, mam na myśli stan świadomości – pod innymi względami moje dzieciństwo było piekłem).

    Seks nie jest mi potrzebny do szczęścia, ale jeśli już się na niego decyduję, to tylko w normalnym związku, przez który rozumiem nierozerwalną wspólnotę serc, stołu i kasy.

    Podstawą związku jest wierność. Przez wierność rozumiem nie tylko utrzymywanie kontaktów seksualnych z jednym partnerem – to ujęcie nazbyt prymitywne i, co tu dużo mówić, wygodne dla poligamistów i promiskuitystów. Tak zwane pójście z kimś do łóżka jest postawieniem kropki nad „i’. Zdrada dokonuje się o wiele wcześniej – w myślach, marzeniach, wyobrażeniach. Zdradą jest już nieunikalnie sytuacji, w których mogłoby dojść do zbliżenia z osobą trzecią, czy – tym bardziej – pragnienie takiego zbliżenia. Zdradą jest także przelotna choćby myśl, że moglibyśmy „to’ z kimś zrobić, gdybyśmy byli niezwiązani. Jeśli ktoś nie uważa, że jego partner jest najponętniejszym obiektem seksualnym na Ziemi, już dopuszcza się swego rodzaju zdrady. Jest to co prawda zdrada duchowa, ale jej konsekwencje nie różnią się wcale od fizycznej. Wiara, że zdrada dokonuje się dopiero na płaszczyźnie fizycznej, jest oszukiwaniem się.

    Chciałbym tutaj podkreślić psychiczny aspekt zjawiska wierności. Tak jak fizyczna wierność oznacza niedopuszczanie osób trzecich do tajemnicy ciała, tak wierność w wymiarze duchowym oznacza strzeżenie tajemnicy duszy przed osobami trzecimi. Chodzi tu nie tyle o prozaiczne sekrety codzienności, a raczej o tę wielką niewyrażalną tajemnicę, którą każdy z nas nosi w sobie i która stanowi o jego niepowtarzalności we Wszechświecie. Zdradą w wymiarze duchowym jest określony uśmiech, gra oczu, ton głosu, kokieteryjny sposób bycia i mówienia, słowem to wszystko, co jesteśmy niepodzielnie winni tej jednej jedynej osobie.

    Dla mnie istnieją dwa rodzaje wierności – narzucona, polegająca na zwalczaniu pokus i rzeczywista – polegająca na ich braku (totalnej obojętności na nie). Ta druga większości (a może wszystkim?) w ogóle nie jest znana. No, może w fazie miłości romantycznej, a i to nie zawsze. Ta pierwsza, wymuszona i obłudna, nie jest dużo lepsza od zdrady fizycznej.

    Bardzo chciałbym poznać dziewczyny. One były prawie wyłącznymi towarzyszami moich zabaw w dzieciństwie. Zwłaszcza jedna koleżanka ze studiów odcisnęła na mnie niezatarte piętno i pozostawiła tęsknotę do rozmów o „istocie wszechrzeczy”. Beata zaraziła mnie filozofią i Kantem – naszym wspólnym idolem. Przyczyniła się do wykrystalizowania mojego światopoglądu.

    Tak właśnie wyobrażam sobie przyjaźń – duchowy związek dwojga ludzi rozprawiających bez końca o problemach z pogranicza filozofii i psychologii, wplecionych w osobisty kontekst.

    Zaraz, zaraz, ja chyba jeszcze nie zdefiniowałem pojęcia „przyjaciel”. Przyjaciel to ktoś, do kogo można zapukać w głuchą noc i powiedzieć” „Chodź ze mną pogrzebać trupa”, a on o nic nie pytając podąży za tobą. To piękne porównanie znakomicie obrazuje znaczenie lojalności dla związku przyjacielskiego. Przyjaciel ma być do naszej dyspozycji, gdy go potrzebujemy, a nie gdy najdzie go ochota. Powinien on aktywnie współuczestniczyć w naszym życiu, żywo się nim interesować. W naszym domu ma on być nie tyle gościem, co domownikiem. [email protected]
  • padme
    Erotoman
    • Mar 2006
    • 666

    #2
    jeeeezu, aż mi się czytać nie chciało..... nie można by tego w skrócie??
    "Wyjmij także gałki oczne, bo wybuchną podczas pieczenia - użyj do tego noża do grejpfrutów i nożyczek."

    Skomentuj

    • YoungStallion
      Perwers
      • Jul 2005
      • 1184

      #3
      za friko nie zmusze sie do przeczytania tego tekstu
      "Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów."
      Stanisław Lem

      Skomentuj

      • Raine
        Administrator
        • Feb 2005
        • 5252

        #4
        Doczytałem. I w sumie z paroma rzeczami, które napisałeś, mogę się zgodzić.
        Przyjaźń dla mnie jest czymś absolutnie fundamentalnym. Jest podwaliną każdej udanej relacji między dwojgiem ludzi.

        Tyle, że nie mam takiego samego poglądu na zdradę. Może dlatego, że nigdy nie celowałem w absoluty, a takie stawianie sprawy - na ostrzu noża - chyba do takowych się zalicza.
        Nie jest dla mnie zdradą np. spojrzenie na kogoś innego. Zresztą, w tej chwili jestem bardzo liberalnym facetem i jedyna zdrada, której się tak naprawdę boję, to nóż w plecy wbity przez bliską osobę. Z pełną premedytacją i pragnieniem zrobienia mi krzywdy.

        Nadto przyjaźń czasami bywa seksualna. Możesz być obok drugiego człowieka, ale przez szacunek doń tłumić swoje pożądanie. Co więcej, bywa, że taka właśnie przyjaźń jest bardzo solidna. Tak przynajmniej ja myślę, bo miałem z czymś takim do czynienia. Nie oddzielam więc jednego od drugiego.

        Pozdrowienia.

        To truly love someone is to strive for reconquering what has already been conquered.




        Regulamin Forum.

        Skomentuj

        Working...