- Monisiu, bądź tak dobra i przynieś mi z biura szefa teczki z marca i kwietnia – poprosiła słodkim głosem, bez cienia uśmiechu, Agnieszka. – Tylko raz, dwa… jeśli mogę prosić.
- Ok., już idę – zgodziłam się bez entuzjazmu.
„Co za przemądrzała ****!” – pomyślałam w duchu o Agnieszce. -„ Cholera, ile się człowiek musi namęczyć z takimi ważnymi lalami, żeby załapać się do roboty!”
Od półtora miesiąca byłam na okresie próbnym w tej firmie i liczyłam, że kiedy się skończy zostanę w niej na stałe. W naszym mieście ciężko było o pracę, a to była największa firma i jedyna na takim poziomie w promieniu pięćdziesięciu kilometrów. Kiedy usłyszałam, że wśród setek podań, moje zostało wybrane, omal nie zeszłam ze szczęścia.
Minusem tej sytuacji było to, że od początku, gdy się tu pojawiłam niewiele się mogłam nauczyć, za to wszystkie moje przyszłe - o ile dostane tę robotę - koleżanki wyręczały się mną ile wlezie. Cóż, taki widocznie los początkujących.
Gabinet szefa działu czyli Tomasza Gutowicza znajdował się na końcu korytarza. Jak zwykle dostępu do niego broniła Kaśka Zwolińska, sekretarka o wyglądzie seksbomby. Blond włosy, bajeczny makijaż, drogie ciuchy i nogi od samej ziemi, do samej… no wiadomo. Oczywiście nie musze dodawać, że były zakończone szpilkami, w których ja zabiłabym się po trzech minutach.
- Dzień dobry, ja po papiery do szefa – rzuciłam w jej stronę. – Agnieszka Dobrowolska mnie przysłała.
Kaśka ledwie spojrzała na mnie spod blond grzywki i nie przestając zerkać w jakiś kolorowy magazyn, powiedziała:
- Wejdź, Tomek akurat jest wolny.
Oczywiście musiała podkreślić, w jak bardzo dobrych stosunkach jest z szefem i powiedzieć o nim po imieniu, ale mnie akurat mało to obchodziło. Świat Kaśki i mój były odległe od siebie o miliony kilometrów.
- Dzięki – odpowiedziałam tylko do jej pochylonej głowy, pukając do drzwi Gutowicza.
Gdy usłyszałam, ze mogę wejść, wsunęłam się do gabinetu nieco trwożliwie. Nie, nie jestem strachliwa, po prostu Tomasz Gutowicz działał na mnie jak… cholera, nie wiem jak, ale robiło mi się zawsze ciepło w jego obecności, a ciałem zaczynały wędrować stada mrówek.
- Dzień dobry.
- Cześć Monika, co cię do mnie sprowadza? – jego piwne, wesołe oczy patrzyły na mnie z uwagą.
- Po… potrzebuję teczki z marca i kwietnia dla Agnieszki – jakoś wydobyłam z siebie głos. – Podobno są u pana.
Uśmiechnął się ciepło do mnie, tak jak nikt inny w tej firmie, odkąd tu jestem. Zawsze się tak uśmiechał. Na jego policzkach pojawiły się dołeczki, które pięknie pasowały do uśmiechu i oczu.
- Przestań z tym panem! – pogroził mi palcem. – Podoba ci się u nas?
Chyba tylko jego to interesowało. Wszyscy inni mieli to gdzieś.
- Tak – przyznałam. – Tylko chciałabym więcej się nauczyć, zanim zacznę pracę na stałe.
Zaśmiał się rubasznie.
- Podoba mi się twoja pewność siebie, że u nas zostaniesz – stwierdził, podnosząc się zza biurka. – Teczki są w regale z tyłu za mną. Weź te, które potrzebujesz, ja muszę na chwilę wyjść. Cześć!
Wyszedł, zostawiając po sobie w pokoju zapach drogich perfum. Usiadłam na chwilę w jego skórzanym fotelu i chłonęłam ten zapach. Jak zwykle ciekawiło mnie, dlaczego na jego biurku nie ma żadnych zdjęć rodziny. Ani żony, ani dzieci. Nie był stary, ale trzydziestka stuknęła mu już pewnie z pięć lat temu, więc takie zdjęcia na pewno by pasowały do jego biurka. W sumie jednak, co mi do tego.
Podniosłam się, żeby zabrać to po co przyszłam i potrąciłam stojącą na brzegu biurka filiżankę. Jak pech to pech! Była w niej niedopita kawa, która zalała wiszący na oparciu fotela sweter.
„ O w mordę!” – pomyślałam nerwowo.
Rzuciłam się w stronę regału i zaczęłam szukać w pośpiechu tych dwóch, cholernych teczek.
„ ****a mać! Na drugi raz niech sobie hrabina Agnieszka sama po nie chodzi!” – psioczyłam pod nosem.
W końcu je znalazłam i nieszczęśliwa jak tylko można, w pośpiechu chciałam opuścić gabinet Gutowicza. W połowie drogi między biurkiem, a drzwiami ruszyło mnie sumienie. Złapałam sweter Tomka i postanowiłam go zaprać. Na szczęście, jako szef, miał w swoim gabinecie małą łazienkę, wiec może uda mi się to załatwić zanim wróci, tak, że nie będzie z tego sensacji. Nawet jeśli pozna się, że sweter jest mokry, to jest na tyle fajny, że nie będzie miał o to pretensji.
Nie wiem ile czasu spędziłam w łazience, bo czyściłam ten sweter jak szalona, aż dostałam wypieków na twarzy. Częściowo z pośpiechu, częściowo z nerw. Właśnie z radością stwierdziłam, że po plamie nie został nawet mały ślad i pora się ewakuować, gdy usłyszałam lekkie skrzypnięcie. Ktoś wchodził do pokoju! W jakimś niezrozumiałym, pośpiesznym odruchu przymknęłam drzwi łazienki, ale nie do końca, bojąc się, że narobię hałasu. Starając się nie oddychać, przytulona do zimnej, niebieskiej glazury zerkałam przez szparę między drzwiami a futryną w stronę gabinetu.
„Ktosiem” był oczywiście Tomek. Wszedł do pokoju, pogwizdując pod nosem i rozsiadł się w fotelu, najwyraźniej nie zauważając, że coś jest nie tak. Przez chwilę bawił się telefonem komórkowym, a potem uruchomił komputer. Monitor ożył, zamigotał Windowsem, a potem Tomek wpisał coś w Googlach.
Kolejne kliknięcia i… nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ekran wypełnił się gołymi tyłkami, cyckami i penisami. Tomek – jedyna osoba w tej firmie, na której mi zależało – oglądał sobie w najlepsze jakiegoś pornosa. Poczułam, jak zaczynają mnie piec policzki. Do jasnej cholery, co ja robię! Podglądam faceta oglądającego pornosa! Co ja sobie myślę?! Przecież on ma do tego prawo! Chciałam się wycofać, żeby nie patrzeć na to, ale – po pierwsze – bałam się, że odkryje moja obecność, gdy się poruszę, a po drugie – głupio się przyznać – nie mogłam oderwać wzroku od tej sceny.
Tym bardziej, że Tomek po chwili zaczął pocierać dłonią swoje krocze. Patrzyłam zafascynowana jak przód jego spodni na wysokości rozporka pęcznieje z każdą minutą. Zaschło mi w gardle, a między nogami pojawiło się uczucie ciepła. Gdy po chwili w dłoni szefa działu pojawił się naprężony, żylasty penis omal nie przewróciłam się w swojej kryjówce. Podniecona, musiałam przygryzać wargi, żeby nie dać się zdominować przez błądzące po moim ciele ciarki. Dłonie zacisnęłam mocno w pięści, żeby nie zacząć się masturbować. Przyszło mi to z wielkim trudem, ale w końcu po kilku chwilach Tomek wyprężył się fotelu i z sino czerwonego łebka penisa wystrzeliła w stronę biurka strużka spermy.
„ ****a!” – zaklęłam w duchu, przekonana, ze teraz szef będzie musiał skorzystać z łazienki, żeby doprowadzić się do porządku. Nic takiego się jednak nie stało. Niepotrzebnie się denerwowałam. Tomasz wyciągnął z pudełka kilka chustek i wytarł członka z tego co zostało po jego zabawie. Odetchnęłam nieco z ulgą, ale moja sytuacja nie wyglądała najlepiej. Byłam uwięziona w łazience szefa, podniecona jak cholera i wciąż nie dostarczyłam papierów Agnieszce. Niezbyt fajnie!
Tomasz tymczasem kontemplował zakończone dopiero co onanizowanie z przeszczęśliwą i nieco głupawą miną, która odebrała mu wiele z jego uroku. Trwało to tyle, że zaczęłam odczuwać ból kolan, na których klęczałam. Wcześniej nie docierało to do mnie, bo byłam podniecona i skoncentrowana na tym co działo się tuż obok. Teraz jednak prosiłam w duchu los, żeby Tomek gdzieś wyszedł. Niestety, nie zanosiło się na to. Mało tego po chwili w gabinecie zameldowała się jeszcze Kaśka z filiżanką kawy na tacy.
- Miała być kawa za dwadzieścia minut i jest – uśmiechnęła się do Tomka, pokazując przy okazji swoje bielutkie zęby, których nie powstydziłyby się największe gwiazdy Hollywoodu.
- Dzięki – Tomek mrugnął okiem do swojej sekretarki. – A co z resztą mojej prośby?
Kaśka postawiła kawę na komodzie pod ścianą i usiadła na biurku szefa.
„ Co ta zdzira sobie myśli?!” – pomyślałam oburzona, zazdrośnie patrząc na jej odsłonięte przez zadartą spódniczkę uda. Ależ ona miała nogi!
- Sekretariat zamknięty, automatyczna sekretarka włączona, szefie – zameldowała Kaśka.
Tomasz wyciągnął rękę w jej stronę i bezceremonialnie wsunął dłoń pod mini panny Zwolińskiej.
- Uwielbiam, kiedy jesteś taka posłuszna – pochwalił sekretarkę Gutowicz.
- Zawsze jestem – stwierdziła krótko Kaśka.
Dotarło do mnie, co tu się będzie za chwilę działo. Podniecające ciepło, które wyparowało ze mnie, wracało z większą mocą. Poczułam jak oblepia mnie swoimi lepkim mackami. Zamarłam, bojąc się, że cokolwiek może mnie zdradzić. Zdawałam sobie sprawę z niestosowności tego co robię, ale nie mogłam teraz się ujawnić, jak gdyby nigdy nic. W duchu musiałam się też przed sobą przyznać, że tak naprawdę nie chciałam tego. Dlatego wlepiłam oczy w tych dwoje w gabinecie, którzy najwyraźniej mieli zamiar się dobrze zabawić.
- Ok., już idę – zgodziłam się bez entuzjazmu.
„Co za przemądrzała ****!” – pomyślałam w duchu o Agnieszce. -„ Cholera, ile się człowiek musi namęczyć z takimi ważnymi lalami, żeby załapać się do roboty!”
Od półtora miesiąca byłam na okresie próbnym w tej firmie i liczyłam, że kiedy się skończy zostanę w niej na stałe. W naszym mieście ciężko było o pracę, a to była największa firma i jedyna na takim poziomie w promieniu pięćdziesięciu kilometrów. Kiedy usłyszałam, że wśród setek podań, moje zostało wybrane, omal nie zeszłam ze szczęścia.
Minusem tej sytuacji było to, że od początku, gdy się tu pojawiłam niewiele się mogłam nauczyć, za to wszystkie moje przyszłe - o ile dostane tę robotę - koleżanki wyręczały się mną ile wlezie. Cóż, taki widocznie los początkujących.
Gabinet szefa działu czyli Tomasza Gutowicza znajdował się na końcu korytarza. Jak zwykle dostępu do niego broniła Kaśka Zwolińska, sekretarka o wyglądzie seksbomby. Blond włosy, bajeczny makijaż, drogie ciuchy i nogi od samej ziemi, do samej… no wiadomo. Oczywiście nie musze dodawać, że były zakończone szpilkami, w których ja zabiłabym się po trzech minutach.
- Dzień dobry, ja po papiery do szefa – rzuciłam w jej stronę. – Agnieszka Dobrowolska mnie przysłała.
Kaśka ledwie spojrzała na mnie spod blond grzywki i nie przestając zerkać w jakiś kolorowy magazyn, powiedziała:
- Wejdź, Tomek akurat jest wolny.
Oczywiście musiała podkreślić, w jak bardzo dobrych stosunkach jest z szefem i powiedzieć o nim po imieniu, ale mnie akurat mało to obchodziło. Świat Kaśki i mój były odległe od siebie o miliony kilometrów.
- Dzięki – odpowiedziałam tylko do jej pochylonej głowy, pukając do drzwi Gutowicza.
Gdy usłyszałam, ze mogę wejść, wsunęłam się do gabinetu nieco trwożliwie. Nie, nie jestem strachliwa, po prostu Tomasz Gutowicz działał na mnie jak… cholera, nie wiem jak, ale robiło mi się zawsze ciepło w jego obecności, a ciałem zaczynały wędrować stada mrówek.
- Dzień dobry.
- Cześć Monika, co cię do mnie sprowadza? – jego piwne, wesołe oczy patrzyły na mnie z uwagą.
- Po… potrzebuję teczki z marca i kwietnia dla Agnieszki – jakoś wydobyłam z siebie głos. – Podobno są u pana.
Uśmiechnął się ciepło do mnie, tak jak nikt inny w tej firmie, odkąd tu jestem. Zawsze się tak uśmiechał. Na jego policzkach pojawiły się dołeczki, które pięknie pasowały do uśmiechu i oczu.
- Przestań z tym panem! – pogroził mi palcem. – Podoba ci się u nas?
Chyba tylko jego to interesowało. Wszyscy inni mieli to gdzieś.
- Tak – przyznałam. – Tylko chciałabym więcej się nauczyć, zanim zacznę pracę na stałe.
Zaśmiał się rubasznie.
- Podoba mi się twoja pewność siebie, że u nas zostaniesz – stwierdził, podnosząc się zza biurka. – Teczki są w regale z tyłu za mną. Weź te, które potrzebujesz, ja muszę na chwilę wyjść. Cześć!
Wyszedł, zostawiając po sobie w pokoju zapach drogich perfum. Usiadłam na chwilę w jego skórzanym fotelu i chłonęłam ten zapach. Jak zwykle ciekawiło mnie, dlaczego na jego biurku nie ma żadnych zdjęć rodziny. Ani żony, ani dzieci. Nie był stary, ale trzydziestka stuknęła mu już pewnie z pięć lat temu, więc takie zdjęcia na pewno by pasowały do jego biurka. W sumie jednak, co mi do tego.
Podniosłam się, żeby zabrać to po co przyszłam i potrąciłam stojącą na brzegu biurka filiżankę. Jak pech to pech! Była w niej niedopita kawa, która zalała wiszący na oparciu fotela sweter.
„ O w mordę!” – pomyślałam nerwowo.
Rzuciłam się w stronę regału i zaczęłam szukać w pośpiechu tych dwóch, cholernych teczek.
„ ****a mać! Na drugi raz niech sobie hrabina Agnieszka sama po nie chodzi!” – psioczyłam pod nosem.
W końcu je znalazłam i nieszczęśliwa jak tylko można, w pośpiechu chciałam opuścić gabinet Gutowicza. W połowie drogi między biurkiem, a drzwiami ruszyło mnie sumienie. Złapałam sweter Tomka i postanowiłam go zaprać. Na szczęście, jako szef, miał w swoim gabinecie małą łazienkę, wiec może uda mi się to załatwić zanim wróci, tak, że nie będzie z tego sensacji. Nawet jeśli pozna się, że sweter jest mokry, to jest na tyle fajny, że nie będzie miał o to pretensji.
Nie wiem ile czasu spędziłam w łazience, bo czyściłam ten sweter jak szalona, aż dostałam wypieków na twarzy. Częściowo z pośpiechu, częściowo z nerw. Właśnie z radością stwierdziłam, że po plamie nie został nawet mały ślad i pora się ewakuować, gdy usłyszałam lekkie skrzypnięcie. Ktoś wchodził do pokoju! W jakimś niezrozumiałym, pośpiesznym odruchu przymknęłam drzwi łazienki, ale nie do końca, bojąc się, że narobię hałasu. Starając się nie oddychać, przytulona do zimnej, niebieskiej glazury zerkałam przez szparę między drzwiami a futryną w stronę gabinetu.
„Ktosiem” był oczywiście Tomek. Wszedł do pokoju, pogwizdując pod nosem i rozsiadł się w fotelu, najwyraźniej nie zauważając, że coś jest nie tak. Przez chwilę bawił się telefonem komórkowym, a potem uruchomił komputer. Monitor ożył, zamigotał Windowsem, a potem Tomek wpisał coś w Googlach.
Kolejne kliknięcia i… nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ekran wypełnił się gołymi tyłkami, cyckami i penisami. Tomek – jedyna osoba w tej firmie, na której mi zależało – oglądał sobie w najlepsze jakiegoś pornosa. Poczułam, jak zaczynają mnie piec policzki. Do jasnej cholery, co ja robię! Podglądam faceta oglądającego pornosa! Co ja sobie myślę?! Przecież on ma do tego prawo! Chciałam się wycofać, żeby nie patrzeć na to, ale – po pierwsze – bałam się, że odkryje moja obecność, gdy się poruszę, a po drugie – głupio się przyznać – nie mogłam oderwać wzroku od tej sceny.
Tym bardziej, że Tomek po chwili zaczął pocierać dłonią swoje krocze. Patrzyłam zafascynowana jak przód jego spodni na wysokości rozporka pęcznieje z każdą minutą. Zaschło mi w gardle, a między nogami pojawiło się uczucie ciepła. Gdy po chwili w dłoni szefa działu pojawił się naprężony, żylasty penis omal nie przewróciłam się w swojej kryjówce. Podniecona, musiałam przygryzać wargi, żeby nie dać się zdominować przez błądzące po moim ciele ciarki. Dłonie zacisnęłam mocno w pięści, żeby nie zacząć się masturbować. Przyszło mi to z wielkim trudem, ale w końcu po kilku chwilach Tomek wyprężył się fotelu i z sino czerwonego łebka penisa wystrzeliła w stronę biurka strużka spermy.
„ ****a!” – zaklęłam w duchu, przekonana, ze teraz szef będzie musiał skorzystać z łazienki, żeby doprowadzić się do porządku. Nic takiego się jednak nie stało. Niepotrzebnie się denerwowałam. Tomasz wyciągnął z pudełka kilka chustek i wytarł członka z tego co zostało po jego zabawie. Odetchnęłam nieco z ulgą, ale moja sytuacja nie wyglądała najlepiej. Byłam uwięziona w łazience szefa, podniecona jak cholera i wciąż nie dostarczyłam papierów Agnieszce. Niezbyt fajnie!
Tomasz tymczasem kontemplował zakończone dopiero co onanizowanie z przeszczęśliwą i nieco głupawą miną, która odebrała mu wiele z jego uroku. Trwało to tyle, że zaczęłam odczuwać ból kolan, na których klęczałam. Wcześniej nie docierało to do mnie, bo byłam podniecona i skoncentrowana na tym co działo się tuż obok. Teraz jednak prosiłam w duchu los, żeby Tomek gdzieś wyszedł. Niestety, nie zanosiło się na to. Mało tego po chwili w gabinecie zameldowała się jeszcze Kaśka z filiżanką kawy na tacy.
- Miała być kawa za dwadzieścia minut i jest – uśmiechnęła się do Tomka, pokazując przy okazji swoje bielutkie zęby, których nie powstydziłyby się największe gwiazdy Hollywoodu.
- Dzięki – Tomek mrugnął okiem do swojej sekretarki. – A co z resztą mojej prośby?
Kaśka postawiła kawę na komodzie pod ścianą i usiadła na biurku szefa.
„ Co ta zdzira sobie myśli?!” – pomyślałam oburzona, zazdrośnie patrząc na jej odsłonięte przez zadartą spódniczkę uda. Ależ ona miała nogi!
- Sekretariat zamknięty, automatyczna sekretarka włączona, szefie – zameldowała Kaśka.
Tomasz wyciągnął rękę w jej stronę i bezceremonialnie wsunął dłoń pod mini panny Zwolińskiej.
- Uwielbiam, kiedy jesteś taka posłuszna – pochwalił sekretarkę Gutowicz.
- Zawsze jestem – stwierdziła krótko Kaśka.
Dotarło do mnie, co tu się będzie za chwilę działo. Podniecające ciepło, które wyparowało ze mnie, wracało z większą mocą. Poczułam jak oblepia mnie swoimi lepkim mackami. Zamarłam, bojąc się, że cokolwiek może mnie zdradzić. Zdawałam sobie sprawę z niestosowności tego co robię, ale nie mogłam teraz się ujawnić, jak gdyby nigdy nic. W duchu musiałam się też przed sobą przyznać, że tak naprawdę nie chciałam tego. Dlatego wlepiłam oczy w tych dwoje w gabinecie, którzy najwyraźniej mieli zamiar się dobrze zabawić.
Skomentuj