...no właśnie, temat dla wszystkich pociesznych niezdar.
Nie chcę na nic tutaj narzekać, bo nie o to chodzi i akceptuję to jaki jestem. Raczej mam na myśli opisanie i podzielenie się sytuacjami z życia codziennego.
Głupi nie jestem, a przynajmniej tak zupełnie. Niemniej jednak nazwałbym się... teoretykiem. Wymyślić coś, zanalizować, zrozumieć jakieś zjawisko czy przyswoić sobie bardzo szybko jakąś wiedzę to dla mnie nie problem. Wszystko co na papierze lub w teorii idzie super. Ale praktyka życia codziennego...
Często wpadam na różne rzeczy, rogi ścian, futryny, potykam się na schodach, ślizgam na podłodze, uderzam głową o półki...
Niejednokrotnie potrafię zapomnieć o przedmiotach w mojej ręce (np. zwrócić klucz do portierni), próbując zakodować to sobie w pamięci na 3 minuty przed oddaniem. O chowaniu czegoś do kieszeni nie wspomnę.
Przedmioty wypadające z rąk albo obijające się o ściany w moich dłoniach to norma.
Spadające kawałki jedzenia, wylane napoje, nietrafianie do popielniczki gdy mi się zdarzy zapalić.
Czasami, choć od zawsze trzęsą mi się też ręce (nie nagminnie, ale ludzie na to zwracają u mnie uwagę).
Zapominam ważnych dokumentów, nie zabieram kart bibliotecznych gdy idę do biblioteki (albo biorę nie te karty co trzeba i orientuję się w połowie drogi - i nie, nie są wcale do siebie podobne).
Zdarza się też zapominać o spotkaniach, obowiązkach, obietnicach, o napisaniu do kogoś. Ludzie się nawet obrażali, no i też nie dziwię się jakby nie patrzeć.
W praktyce zdarza się zapomnieć o szczegółach, które rujnują moją pracę.
Moje notatki itp. to totalny, niezorganizowany chaos. Bazgroły, jedna myśl na drugiej, jeden przedmiot na drugim, początki z każdej możliwej strony. A potem nawet jak coś zapiszę, to i tak do tego nie zajrzę, bo... zapomnę.
Serio myślami potrafię mimowolnie odpłynąć tak, że nie orientuję się co się naokoło dzieje.
Niektórzy mnie na pewno przez to serio nie traktują, no ale trudno. Pewnie kiedyś miarka się przebierze i Matka Natura z tatkiem Darwinem upomną się o mnie.
Nie chcę na nic tutaj narzekać, bo nie o to chodzi i akceptuję to jaki jestem. Raczej mam na myśli opisanie i podzielenie się sytuacjami z życia codziennego.
Głupi nie jestem, a przynajmniej tak zupełnie. Niemniej jednak nazwałbym się... teoretykiem. Wymyślić coś, zanalizować, zrozumieć jakieś zjawisko czy przyswoić sobie bardzo szybko jakąś wiedzę to dla mnie nie problem. Wszystko co na papierze lub w teorii idzie super. Ale praktyka życia codziennego...
Często wpadam na różne rzeczy, rogi ścian, futryny, potykam się na schodach, ślizgam na podłodze, uderzam głową o półki...
Niejednokrotnie potrafię zapomnieć o przedmiotach w mojej ręce (np. zwrócić klucz do portierni), próbując zakodować to sobie w pamięci na 3 minuty przed oddaniem. O chowaniu czegoś do kieszeni nie wspomnę.
Przedmioty wypadające z rąk albo obijające się o ściany w moich dłoniach to norma.
Spadające kawałki jedzenia, wylane napoje, nietrafianie do popielniczki gdy mi się zdarzy zapalić.
Czasami, choć od zawsze trzęsą mi się też ręce (nie nagminnie, ale ludzie na to zwracają u mnie uwagę).
Zapominam ważnych dokumentów, nie zabieram kart bibliotecznych gdy idę do biblioteki (albo biorę nie te karty co trzeba i orientuję się w połowie drogi - i nie, nie są wcale do siebie podobne).
Zdarza się też zapominać o spotkaniach, obowiązkach, obietnicach, o napisaniu do kogoś. Ludzie się nawet obrażali, no i też nie dziwię się jakby nie patrzeć.
W praktyce zdarza się zapomnieć o szczegółach, które rujnują moją pracę.
Moje notatki itp. to totalny, niezorganizowany chaos. Bazgroły, jedna myśl na drugiej, jeden przedmiot na drugim, początki z każdej możliwej strony. A potem nawet jak coś zapiszę, to i tak do tego nie zajrzę, bo... zapomnę.
Serio myślami potrafię mimowolnie odpłynąć tak, że nie orientuję się co się naokoło dzieje.
Niektórzy mnie na pewno przez to serio nie traktują, no ale trudno. Pewnie kiedyś miarka się przebierze i Matka Natura z tatkiem Darwinem upomną się o mnie.
Skomentuj