Lena spojrzała na zegar wiszący nad pięknym kredensem z ciemnego, rzeźbionego drewna. Mała wskazówka wskazywała na dwunastkę, a duża zdążyła przesunąć się na dwójkę. Wahadło nieubłaganie poruszało się w prawo i lewo, odmierzając kolejne sekundy. Od dziesięciu minut Lena powinna stać powinna przed ołtarzem z Piotrem u boku. Zagryzła dolną wargę. Pan młody zadzwonił kwadrans przed dwunastą, że pędzi, leci, ale te korki... I teraz siedzieli we czwórkę w zakrystii z księdzem i świadkami, a w nawie głównej kościoła z pewnością niecierpliwiła się setka gości. Wprawdzie proboszcz zdążył przeprosić za zaistniałe spóźnienie, ale Lena już wyobrażała sobie cierpkie komentarze matki podczas wesela.
Jacek klął w myślach swojego najlepszego przyjaciela. Oczywiście nie mógł odmówić prośbie Piotrka i zgodził się na drużbowanie, mimo że nie miał na to najmniejszej ochoty. Bo to, na co miał naprawdę ochotę, to na przyszłą panią Brzeską. Narzeczona przyjaciela spodobała mu się od pierwszego wejrzenia, dwa lata temu na wspólnym pikniku nad Wartą. Jacek przyjechał oczywiście z Beatą i obojgiem dzieci. Śmiał się z żoną przed spotkaniem, że pewnie Magdalena musi być niebywałym kaszalotem. Któż inny chciałby prowadzać się ze starym kawalerem, konserwatywnym księgowym po 40-tce. I prawie Jackowi wypadły oczy, kiedy Lena pojawiła się u boku Piotra. Zgrabna brunetka przed 30-tką, w letniej błękitnej sukience w białe groszki. Nie wyzywającej, ale podkreślającej kuszące kształty. Po pierwszych kilku żartach Lena i Jacek przypadli sobie do gustu. Nadawali ewidentnie na tych samych falach.
Beata zafundowała po pikniku Jackowi ciche dni. Bo oczywiście zauważyła, że jej mąż poddał się odwzajemnionemu urokowi narzeczonej przyjaciela. Tak właśnie „narzeczonej”, nie „dziewczyny”, nie „laski”. Lena była daleką kuzynką Piotrka. Poznali się w okolicznościach, które przypadłyby do gustu pani Dulskiej. Podczas rodzinnej Wielkanocy, gdzieś na podlaskiej wsi. Trzy spotkania w obecności przyzwoitki i Piotr grzmotnął na kolana przed przyszłym teściem, prosząc o rękę Leny. Co najśmieszniejsze, ponętna kuzyneczka po pewnym wahaniu zgodziła się.
Podczas wielu godzin przegadanych z Piotrem przy zimnej wódce, Jacek dowiedział się wszystkich szczegółów znajomości. Że Magdalena, tak jak i Piotrek czekała na swoją wielką miłość. Że „strzegła swego wianka” dla tego jednego, wymarzonego. Że piszą do siebie listy i to ręcznie, a nie żadne „bezduszne mejle”. Jacek starał się utrzymać powagę, kiedy wysłuchiwał tych egzaltowanych wyznań kieszonkowego Wertera. Z Beatą sami bzyknęli się już na pierwszej randce. Zamieszkali wspólnie niemal od razu i bez skrępowania wykorzystywali korzyści z jednego łóżka. A Piotrek chyba masturbował się wyobrażeniem nocy poślubnej, kiedy mieli zaznać z Magdaleną „pełnej wspólnoty ciał i dusz”.
Jacek natomiast pobudzał pod prysznicem wyobraźnię wyobrażając sobie Magdalenę w diametralnie niekonserwatywnych konfiguracjach. Beata coś musiała instynktownie wyczuwać. Mimo upływu lat wykazywała nadal ponadprzeciętny temperament, ale była cholernie zazdrosna o Lenę. Gruntownie jej ulżyło, kiedy dowiedziała się o ślubie podlaskiej cud-dziewicy z Piotrkiem oraz jackowym świadkowaniu.
W Lenie narastał bunt. Miałą ochotę zostać uciekającą panną młodą. Oczywiście nie mogła tego zrobić rodzicom, wujkom, ciotkom, kuzynostwu i przyjaciołom. No i samej sobie. Przecież kochała tego swojego fajtłapę. Nawet teraz złość nieco ustępowała, kiedy myślała o Piotrku walczącym z przeciwnościami losu. Z obłędem w oczach próbującym znaleźć lukę w zwartej rzece poruszających się ospale samochodów.
Tym razem Ksiądz Marek demonstracyjnie spojrzał na zegar i potarł siwiejącą skroń. Stojąca przy kredensie Aga nerwowo obgryzała skórkę u palca wskazującego lewej dłoni. Tylko Jacek wydawał się być oazą spokoju. Siedział na krześle po prawej stronie kredensu z nogą nonszalancko założoną na nogę. Świadek in spe lekko uśmiechał się, jakby spodziewał się po Piotrze takiego zagrania .
- Brzuch mnie boli – Agnieszka skrzywiła się w stronę panny młodej.
- Chyba mamy ważniejszy problem – Lena wydęła wargi. To nie było miłe, ale musiała jakoś odreagować stres.
- Serio, chyba muszę do toalety...
- Żartujesz sobie. Zaraz Piotr się zjawi i zaczynamy,
- Nie wytrzymam... Proszę księdza, gdzie tu jest toaleta?
Proboszcz wywrócił oczami. Jeszcze tego mu brakowało, żeby druhna puściła pawia podczas ceremonii małżeńskiej.
- Pani Agnieszko, musimy pójść na plebanię. Średniowieczni architekci nie przewidzieli w świątyni instalacji kanalizacyjnych – zauważył cierpko. - Mam też apteczkę. Jacku, kiedy zjawi się nasz spóźnialski, proszę puścić mi głuchacza. Mam przy sobie komórkę.
Jacek pomyślał, że musi wyglądać irytująco ze swoim uśmieszkiem. Wbrew przypuszczeniom Agni to nie spóźnienie Piotra spowodowało ten grymas. Wywołały go nerwowe myśli, związane ze świadomością potężnej erekcji w spodniach. Pojawiła się zaraz, kiedy spotkali się z Agą i Leną w przedsionku kościoła. Bo Lena wyglądała bajecznie w białych koronkach i tiulach. Tak niewinnie. Aż chciałoby się zerwać z niej te wszystkie warstwy sukni ślubnej, bez żadnej gry wstępnej rozchylić nogi i wbić w dziewiczą cipkę od razu aż po nasadę penisa. W dodatku zapach, w którym Jacek rozpoznał light blue od Dolce&Gabbana. Świadek starał się wtedy stanąć tak, żeby od potencjalnego spojrzenia Leny oddzielała go albo Agnieszka, albo ksiądz Marek. Miał zresztą wrażenie, że sama Aga musiała zorientować się w sytuacji, bo patrzyła dość dziwnie. No chyba, ze już wtedy zaczął ja boleć brzuch.
- Wiesz, że Piotrek się nigdy nie spóźnia. To musiał być naprawdę jakiś kataklizm. Może pojawiła się w mieście godzilla... - Jacek nie zdążył ugryźć się w język. Idiotyczny żarcik uleciał mu sam z ust.
- To nie jest śmieszne... - Lena wstała z krzesła i podeszła do okna. Jacek przełknął ślinę, kiedy jej sylwetka zarysowała się na tle jasnego prostokąta z mrocznego pomieszczenia zakrystii.
- No wiesz, chodziło mi o to, że ten dzień był dla niego ważny... Dla nas wszystkich jest ważny.... Chociaż dla każdego z nas w inny sposób... – mężczyzna plątał się w niezręcznych wyjaśnieniach.
Lena odwróciła się w stronę Jacka.
- Chcesz mi coś powiedzieć?
- Nie zrozumiałabyś tego.
- Czego miałabym nie zrozumieć – panna młoda odeszła od okna i podeszła do świadka. Jacek nie wstawał ze swojego krzesła. Gdyby to zrobił, wszystko stałoby się jasne. Lena pochyliła się więc i jej twarz znalazła się tylko o kilka centymetrów od twarzy mężczyzny. - Wiesz, że wszystko możesz mi powiedzieć. Chodzi o Agnieszkę? O to, że poluje na Ciebie?
- Poluje na mnie???? - Jacek aż zakrztusił się z wrażenia.
- No wiesz, powinieneś to zrozumieć. Nie układa jej się z mężem. Heeeej... Nic nie zauważyłeś? - Lena wyprostowała się Wydawała się równie zaskoczona, co Jacek przed chwilą. - No to o co chodzi? O Beatę?
- Chodzi o Ciebie – Jacek wstał. Postanowił zagrać va banque. Wóz, albo przewód. Albo wybuchnie skandal i będzie musiał uciekać przed weselnikami, albo... - Kocham sposób w jaki się poruszasz. W jaki się śmiejesz. Uwielbiam Twój ton głosu, gesty. Nie mogę spać, bo wyobrażam sobie Twoje wyprężone piersi... Bliskość, zapach, smak...
- Przestań tak żartować, bo będę się musiała jeszcze wyspowiadać przed ślubem – Lena roześmiała się. Jednak rumieniec na twarzy wskazywał, że nie odebrała słów świadka jako żart.
- Wiesz, że zawsze mnie pociągałaś. Pamiętasz jak biegałaś boso po trawie podczas pikniku nad Wartą? Nawet kształt Twoich stóp i łydek sprawia, że buzuje we mnie pożądanie...
- Przestań.. Nie możesz tak mówić...- panna młoda już się nie uśmiechała. Cofała się odrobinę przy każdym wyrazie.
- Nie czułaś tego? Zawsze miałem wrażenie, że ja też na Ciebie działam... Że kiedy przypadkiem się dotkniemy, przechodzi Cię dreszcz... - mężczyzna podążał za brunetką w głąb zakrystii.
- Kocham Piotra... Wiesz o tym...
- Wiem, ale wiem też, że pewnych rzeczy nie da się udawać – Jacek jednym długim krokiem zbliżył się tak blisko, że znowu twarz prawie się stykała z twarzą Leny. - Powiedz, że nie pragniesz mnie, a zamilknę i już nigdy więcej nie zbliżę się do Ciebie. Powiedz prawdę.. Tylko dzisiaj, potem możesz zapomnieć o naszej rozmowie.
Lena odwróciła głowę tak gwałtownie, że zsunął się na twarz welon zaczepiony wcześniej u szczytu głowy.
- Nie mogę – wyszeptała.
Jacek chwycił pannę młodą i przyciągnął do siebie.
- Możesz. Teraz możesz wszystko – wymruczał i wpił się w usta Leny nie odsuwając welonu. Całował jej usta przez delikatny biały tiul. Magdalena oddała pocałunek.
Jacek klął w myślach swojego najlepszego przyjaciela. Oczywiście nie mógł odmówić prośbie Piotrka i zgodził się na drużbowanie, mimo że nie miał na to najmniejszej ochoty. Bo to, na co miał naprawdę ochotę, to na przyszłą panią Brzeską. Narzeczona przyjaciela spodobała mu się od pierwszego wejrzenia, dwa lata temu na wspólnym pikniku nad Wartą. Jacek przyjechał oczywiście z Beatą i obojgiem dzieci. Śmiał się z żoną przed spotkaniem, że pewnie Magdalena musi być niebywałym kaszalotem. Któż inny chciałby prowadzać się ze starym kawalerem, konserwatywnym księgowym po 40-tce. I prawie Jackowi wypadły oczy, kiedy Lena pojawiła się u boku Piotra. Zgrabna brunetka przed 30-tką, w letniej błękitnej sukience w białe groszki. Nie wyzywającej, ale podkreślającej kuszące kształty. Po pierwszych kilku żartach Lena i Jacek przypadli sobie do gustu. Nadawali ewidentnie na tych samych falach.
Beata zafundowała po pikniku Jackowi ciche dni. Bo oczywiście zauważyła, że jej mąż poddał się odwzajemnionemu urokowi narzeczonej przyjaciela. Tak właśnie „narzeczonej”, nie „dziewczyny”, nie „laski”. Lena była daleką kuzynką Piotrka. Poznali się w okolicznościach, które przypadłyby do gustu pani Dulskiej. Podczas rodzinnej Wielkanocy, gdzieś na podlaskiej wsi. Trzy spotkania w obecności przyzwoitki i Piotr grzmotnął na kolana przed przyszłym teściem, prosząc o rękę Leny. Co najśmieszniejsze, ponętna kuzyneczka po pewnym wahaniu zgodziła się.
Podczas wielu godzin przegadanych z Piotrem przy zimnej wódce, Jacek dowiedział się wszystkich szczegółów znajomości. Że Magdalena, tak jak i Piotrek czekała na swoją wielką miłość. Że „strzegła swego wianka” dla tego jednego, wymarzonego. Że piszą do siebie listy i to ręcznie, a nie żadne „bezduszne mejle”. Jacek starał się utrzymać powagę, kiedy wysłuchiwał tych egzaltowanych wyznań kieszonkowego Wertera. Z Beatą sami bzyknęli się już na pierwszej randce. Zamieszkali wspólnie niemal od razu i bez skrępowania wykorzystywali korzyści z jednego łóżka. A Piotrek chyba masturbował się wyobrażeniem nocy poślubnej, kiedy mieli zaznać z Magdaleną „pełnej wspólnoty ciał i dusz”.
Jacek natomiast pobudzał pod prysznicem wyobraźnię wyobrażając sobie Magdalenę w diametralnie niekonserwatywnych konfiguracjach. Beata coś musiała instynktownie wyczuwać. Mimo upływu lat wykazywała nadal ponadprzeciętny temperament, ale była cholernie zazdrosna o Lenę. Gruntownie jej ulżyło, kiedy dowiedziała się o ślubie podlaskiej cud-dziewicy z Piotrkiem oraz jackowym świadkowaniu.
W Lenie narastał bunt. Miałą ochotę zostać uciekającą panną młodą. Oczywiście nie mogła tego zrobić rodzicom, wujkom, ciotkom, kuzynostwu i przyjaciołom. No i samej sobie. Przecież kochała tego swojego fajtłapę. Nawet teraz złość nieco ustępowała, kiedy myślała o Piotrku walczącym z przeciwnościami losu. Z obłędem w oczach próbującym znaleźć lukę w zwartej rzece poruszających się ospale samochodów.
Tym razem Ksiądz Marek demonstracyjnie spojrzał na zegar i potarł siwiejącą skroń. Stojąca przy kredensie Aga nerwowo obgryzała skórkę u palca wskazującego lewej dłoni. Tylko Jacek wydawał się być oazą spokoju. Siedział na krześle po prawej stronie kredensu z nogą nonszalancko założoną na nogę. Świadek in spe lekko uśmiechał się, jakby spodziewał się po Piotrze takiego zagrania .
- Brzuch mnie boli – Agnieszka skrzywiła się w stronę panny młodej.
- Chyba mamy ważniejszy problem – Lena wydęła wargi. To nie było miłe, ale musiała jakoś odreagować stres.
- Serio, chyba muszę do toalety...
- Żartujesz sobie. Zaraz Piotr się zjawi i zaczynamy,
- Nie wytrzymam... Proszę księdza, gdzie tu jest toaleta?
Proboszcz wywrócił oczami. Jeszcze tego mu brakowało, żeby druhna puściła pawia podczas ceremonii małżeńskiej.
- Pani Agnieszko, musimy pójść na plebanię. Średniowieczni architekci nie przewidzieli w świątyni instalacji kanalizacyjnych – zauważył cierpko. - Mam też apteczkę. Jacku, kiedy zjawi się nasz spóźnialski, proszę puścić mi głuchacza. Mam przy sobie komórkę.
Jacek pomyślał, że musi wyglądać irytująco ze swoim uśmieszkiem. Wbrew przypuszczeniom Agni to nie spóźnienie Piotra spowodowało ten grymas. Wywołały go nerwowe myśli, związane ze świadomością potężnej erekcji w spodniach. Pojawiła się zaraz, kiedy spotkali się z Agą i Leną w przedsionku kościoła. Bo Lena wyglądała bajecznie w białych koronkach i tiulach. Tak niewinnie. Aż chciałoby się zerwać z niej te wszystkie warstwy sukni ślubnej, bez żadnej gry wstępnej rozchylić nogi i wbić w dziewiczą cipkę od razu aż po nasadę penisa. W dodatku zapach, w którym Jacek rozpoznał light blue od Dolce&Gabbana. Świadek starał się wtedy stanąć tak, żeby od potencjalnego spojrzenia Leny oddzielała go albo Agnieszka, albo ksiądz Marek. Miał zresztą wrażenie, że sama Aga musiała zorientować się w sytuacji, bo patrzyła dość dziwnie. No chyba, ze już wtedy zaczął ja boleć brzuch.
- Wiesz, że Piotrek się nigdy nie spóźnia. To musiał być naprawdę jakiś kataklizm. Może pojawiła się w mieście godzilla... - Jacek nie zdążył ugryźć się w język. Idiotyczny żarcik uleciał mu sam z ust.
- To nie jest śmieszne... - Lena wstała z krzesła i podeszła do okna. Jacek przełknął ślinę, kiedy jej sylwetka zarysowała się na tle jasnego prostokąta z mrocznego pomieszczenia zakrystii.
- No wiesz, chodziło mi o to, że ten dzień był dla niego ważny... Dla nas wszystkich jest ważny.... Chociaż dla każdego z nas w inny sposób... – mężczyzna plątał się w niezręcznych wyjaśnieniach.
Lena odwróciła się w stronę Jacka.
- Chcesz mi coś powiedzieć?
- Nie zrozumiałabyś tego.
- Czego miałabym nie zrozumieć – panna młoda odeszła od okna i podeszła do świadka. Jacek nie wstawał ze swojego krzesła. Gdyby to zrobił, wszystko stałoby się jasne. Lena pochyliła się więc i jej twarz znalazła się tylko o kilka centymetrów od twarzy mężczyzny. - Wiesz, że wszystko możesz mi powiedzieć. Chodzi o Agnieszkę? O to, że poluje na Ciebie?
- Poluje na mnie???? - Jacek aż zakrztusił się z wrażenia.
- No wiesz, powinieneś to zrozumieć. Nie układa jej się z mężem. Heeeej... Nic nie zauważyłeś? - Lena wyprostowała się Wydawała się równie zaskoczona, co Jacek przed chwilą. - No to o co chodzi? O Beatę?
- Chodzi o Ciebie – Jacek wstał. Postanowił zagrać va banque. Wóz, albo przewód. Albo wybuchnie skandal i będzie musiał uciekać przed weselnikami, albo... - Kocham sposób w jaki się poruszasz. W jaki się śmiejesz. Uwielbiam Twój ton głosu, gesty. Nie mogę spać, bo wyobrażam sobie Twoje wyprężone piersi... Bliskość, zapach, smak...
- Przestań tak żartować, bo będę się musiała jeszcze wyspowiadać przed ślubem – Lena roześmiała się. Jednak rumieniec na twarzy wskazywał, że nie odebrała słów świadka jako żart.
- Wiesz, że zawsze mnie pociągałaś. Pamiętasz jak biegałaś boso po trawie podczas pikniku nad Wartą? Nawet kształt Twoich stóp i łydek sprawia, że buzuje we mnie pożądanie...
- Przestań.. Nie możesz tak mówić...- panna młoda już się nie uśmiechała. Cofała się odrobinę przy każdym wyrazie.
- Nie czułaś tego? Zawsze miałem wrażenie, że ja też na Ciebie działam... Że kiedy przypadkiem się dotkniemy, przechodzi Cię dreszcz... - mężczyzna podążał za brunetką w głąb zakrystii.
- Kocham Piotra... Wiesz o tym...
- Wiem, ale wiem też, że pewnych rzeczy nie da się udawać – Jacek jednym długim krokiem zbliżył się tak blisko, że znowu twarz prawie się stykała z twarzą Leny. - Powiedz, że nie pragniesz mnie, a zamilknę i już nigdy więcej nie zbliżę się do Ciebie. Powiedz prawdę.. Tylko dzisiaj, potem możesz zapomnieć o naszej rozmowie.
Lena odwróciła głowę tak gwałtownie, że zsunął się na twarz welon zaczepiony wcześniej u szczytu głowy.
- Nie mogę – wyszeptała.
Jacek chwycił pannę młodą i przyciągnął do siebie.
- Możesz. Teraz możesz wszystko – wymruczał i wpił się w usta Leny nie odsuwając welonu. Całował jej usta przez delikatny biały tiul. Magdalena oddała pocałunek.
Skomentuj