Bardziej delikatne niż moje standardowe opowiadania (vide Moja opowieść, Prostytutka, Przyszedłeś się kochać czy Niegrzecznie na dobranoc), zdecydowanie mniej opisów, a więcej emocji. Wnioskuję z tego, że może bardziej dla kobiet czy co ;]
Napisane już dawno, dawno temu (ze dwa lata zaraz będzie...), ale jakoś mi się nawinęło pod rękę.
Miłego czytania, czekam jak zawsze na uwagi. Tytułu brak.
-------------------------------------------------------------------
Powoli przysuwam ciało do ciała. Leżymy w łóżku, idziesz już spać..? Nie wiem. Zbliżam się i powoli przebiegam dłonią wzdłuż Twoich ud, brzucha, klatki piersiowej, twarzy – i znowu w dół. Zostaję na brzuchu, powoli poznaję idealną rzeźbę Twojego ciała.
Nie wiem kiedy mój oddech przestał być równy. Równomiernie, a jednak nieregularnie – dyszę w kierunku Twojego ucha. Udo ociera się o Twoje udo, zarzuciłam nogę na Ciebie, czuję jak spięte mam mięśnie, które liczą na Twój łagodzący dotyk.
Śpisz?
Przesuwam dłońmi znów w górę, delikatnie samymi opuszkami palców kieruję Twoją twarz w moim kierunku. Zbliżam się i całuję, smakuję świat Twoich ust, językiem sięgam ku bezkresom Twoich warg. Jesteś, budzisz się lub nie spałeś, jesteś, dotykasz, odpowiadasz. Cały jesteś odpowiedzią na mnie, cały jesteś moim pytaniem, moim wszystkim.
Dotykam i całuję. Zatracam się w pocałunku, języki tańczą, chociaż brzmi to tak oklepanie. Języki łączą się i rozdzielają, przesuwasz po moich wargach, zębach, odsuwasz i przybliżasz. Panujesz, udzielasz łask, ulegasz, dajesz, bierzesz. Jesteś, jestem, jesteśmy.
Nie wiem, ile razy jęknęłam z pragnienia, nie wiem, ile razy poczułam Twoje przynaglenie odciśnięte na moim udzie. Zbliżamy się i jakbyśmy byli jednym, oddychamy tym samym powietrzem, które wiruje namiętnością między nami, w nas, oddycha nami. Mam ochotę wgryźć się w Ciebie i zamieszkać w środku, przewracamy się tak, byś leżał na mnie, dotykał, był, brał.
Chcesz być we mnie, wciągam Cię do środka dłonią, która odnajduje drogę między nami. Jęczę, gdy się wsuwasz, jęczę, gdy pokonujesz kolejne milimetry, jęczę, gdy dobijasz do końca, jęczę, czuję, dyszę, chcę. Chcę więcej Ciebie, przygarniam Cię do środka, przyciskam Twoje pośladki mocniej, zaciskam paznokciami ślady, które chciałabym wyryć na Twojej skórze na zawsze.
Mówisz – słucham, dyszysz, dyszymy. Jesteśmy, paznokcie wbite w skórę, usta otwarte w niemym krzyku, duchota, zbliżenie, bliskość. Zębami znaczę siebie na Twoich obojczykach, nosem wciągam zachłannie Ciebie, uda zagarniają wciąż bliżej i bliżej.
Jęczysz..? Mocno, coraz szybciej, przygarniam Cię do siebie, zagarniam Cię do siebie, wchłaniam, biorę. Chcę, Ty też chcesz, mocno uderzasz udami, Twoje zęby przepuszczają świst oddechu, wargi gryzą pieszczotą wzburzonego namiętnością powietrza.
Uderzasz, pieścisz, lgniesz, jesteś, jestem, my. Uderzasz, pieścisz, krzyczę „weź”, wołam „weź”. Julia i Romeo, tylko dojrzalsi, Tristan i Izolda, tylko na zawsze razem – nie było nigdy tak szczęśliwej pary, jak my w tej chwili. Zamykam obraz naszej intymności pod powiekami i wiem, że nikomu go nie oddam, wchłaniam to, co czujemy i co splata nas razem, w rytm na zawsze Twoich pchnięć. „Bądź”, szeptam i zaklinam Twoją skórę, w którą komponujemy moje wargi, szeptam uszom, których krew burzy krew we mnie i oddycha żywiej.
Mogłabym dla Ciebie przepisać wszystkie wiersze miłosne świata, mogłabym je wszystkie stworzyć, we wszystkich odnaleźć siebie i Twój szept, głos i krzyk wyznający uczucie.
Kocham, bo nie da się nazwać inaczej tej jedności. Tego splecenia ciał, które w nocy ukaja mnie do snu, a rano budzi do życia najrozszkoszniejszego z możliwych, do życia już na zawsze z Tobą. Kocham, dociskam, biorę, chcę, już zawsze chcę czuć siebie z Tobą, Ciebie ze mną, na mnie, we mnie, obok, przy.
Mogłabym wymyślać kolejne słowa tylko po to, by opisać to, co czuję, gdy dopływamy do portu rozkoszy. Tandeta? Oczywistość? A jednak tu jesteśmy, burzymy oddechem spokój duszy, pazurami wzrosłymi z rozkoszy pośpieszne ryjemy swoje inicjały na krawędziach serc, jak wandale miłości.
Krzyczę, a w krzyku tym jest śmiech i radość. Topię wątpliwości, gdy wszelka radość tego świata zastyga w Twoich rozkochanych oczach, gdy Twoje usta bezdźwięcznie oznajmiają największą przyjemność świata. Kocham.
Kocham.
Kocham.
Kocham.
Kocham.
Kochamy.
I spokój najdoskonalszy z możliwych. My.
Napisane już dawno, dawno temu (ze dwa lata zaraz będzie...), ale jakoś mi się nawinęło pod rękę.
Miłego czytania, czekam jak zawsze na uwagi. Tytułu brak.
-------------------------------------------------------------------
Powoli przysuwam ciało do ciała. Leżymy w łóżku, idziesz już spać..? Nie wiem. Zbliżam się i powoli przebiegam dłonią wzdłuż Twoich ud, brzucha, klatki piersiowej, twarzy – i znowu w dół. Zostaję na brzuchu, powoli poznaję idealną rzeźbę Twojego ciała.
Nie wiem kiedy mój oddech przestał być równy. Równomiernie, a jednak nieregularnie – dyszę w kierunku Twojego ucha. Udo ociera się o Twoje udo, zarzuciłam nogę na Ciebie, czuję jak spięte mam mięśnie, które liczą na Twój łagodzący dotyk.
Śpisz?
Przesuwam dłońmi znów w górę, delikatnie samymi opuszkami palców kieruję Twoją twarz w moim kierunku. Zbliżam się i całuję, smakuję świat Twoich ust, językiem sięgam ku bezkresom Twoich warg. Jesteś, budzisz się lub nie spałeś, jesteś, dotykasz, odpowiadasz. Cały jesteś odpowiedzią na mnie, cały jesteś moim pytaniem, moim wszystkim.
Dotykam i całuję. Zatracam się w pocałunku, języki tańczą, chociaż brzmi to tak oklepanie. Języki łączą się i rozdzielają, przesuwasz po moich wargach, zębach, odsuwasz i przybliżasz. Panujesz, udzielasz łask, ulegasz, dajesz, bierzesz. Jesteś, jestem, jesteśmy.
Nie wiem, ile razy jęknęłam z pragnienia, nie wiem, ile razy poczułam Twoje przynaglenie odciśnięte na moim udzie. Zbliżamy się i jakbyśmy byli jednym, oddychamy tym samym powietrzem, które wiruje namiętnością między nami, w nas, oddycha nami. Mam ochotę wgryźć się w Ciebie i zamieszkać w środku, przewracamy się tak, byś leżał na mnie, dotykał, był, brał.
Chcesz być we mnie, wciągam Cię do środka dłonią, która odnajduje drogę między nami. Jęczę, gdy się wsuwasz, jęczę, gdy pokonujesz kolejne milimetry, jęczę, gdy dobijasz do końca, jęczę, czuję, dyszę, chcę. Chcę więcej Ciebie, przygarniam Cię do środka, przyciskam Twoje pośladki mocniej, zaciskam paznokciami ślady, które chciałabym wyryć na Twojej skórze na zawsze.
Mówisz – słucham, dyszysz, dyszymy. Jesteśmy, paznokcie wbite w skórę, usta otwarte w niemym krzyku, duchota, zbliżenie, bliskość. Zębami znaczę siebie na Twoich obojczykach, nosem wciągam zachłannie Ciebie, uda zagarniają wciąż bliżej i bliżej.
Jęczysz..? Mocno, coraz szybciej, przygarniam Cię do siebie, zagarniam Cię do siebie, wchłaniam, biorę. Chcę, Ty też chcesz, mocno uderzasz udami, Twoje zęby przepuszczają świst oddechu, wargi gryzą pieszczotą wzburzonego namiętnością powietrza.
Uderzasz, pieścisz, lgniesz, jesteś, jestem, my. Uderzasz, pieścisz, krzyczę „weź”, wołam „weź”. Julia i Romeo, tylko dojrzalsi, Tristan i Izolda, tylko na zawsze razem – nie było nigdy tak szczęśliwej pary, jak my w tej chwili. Zamykam obraz naszej intymności pod powiekami i wiem, że nikomu go nie oddam, wchłaniam to, co czujemy i co splata nas razem, w rytm na zawsze Twoich pchnięć. „Bądź”, szeptam i zaklinam Twoją skórę, w którą komponujemy moje wargi, szeptam uszom, których krew burzy krew we mnie i oddycha żywiej.
Mogłabym dla Ciebie przepisać wszystkie wiersze miłosne świata, mogłabym je wszystkie stworzyć, we wszystkich odnaleźć siebie i Twój szept, głos i krzyk wyznający uczucie.
Kocham, bo nie da się nazwać inaczej tej jedności. Tego splecenia ciał, które w nocy ukaja mnie do snu, a rano budzi do życia najrozszkoszniejszego z możliwych, do życia już na zawsze z Tobą. Kocham, dociskam, biorę, chcę, już zawsze chcę czuć siebie z Tobą, Ciebie ze mną, na mnie, we mnie, obok, przy.
Mogłabym wymyślać kolejne słowa tylko po to, by opisać to, co czuję, gdy dopływamy do portu rozkoszy. Tandeta? Oczywistość? A jednak tu jesteśmy, burzymy oddechem spokój duszy, pazurami wzrosłymi z rozkoszy pośpieszne ryjemy swoje inicjały na krawędziach serc, jak wandale miłości.
Krzyczę, a w krzyku tym jest śmiech i radość. Topię wątpliwości, gdy wszelka radość tego świata zastyga w Twoich rozkochanych oczach, gdy Twoje usta bezdźwięcznie oznajmiają największą przyjemność świata. Kocham.
Kocham.
Kocham.
Kocham.
Kocham.
Kochamy.
I spokój najdoskonalszy z możliwych. My.
Skomentuj